Aparat jak aparat. Napisałem o nim już kilka słów w zeszłym
tygodniu, oczywiście na podstawie plotek i przecieków. Wczoraj byłem na
oficjalnej premierze Nikona Z50 i okazało się, że właściwie wszystkie opublikowane
przeze mnie informacje okazały się prawdziwe. Z czym nie trafiłem? Och, to tylko
drobiazgi.
Ewidentnie źle przewidziałem, że serie 11 klatek/s aparat
strzela z migawki elektronicznej. Nie, on wykonuje je z użyciem migawki
szczelinowej. Choć elektroniczną oczywiście też ma. Przydaje się ona jednak wyłącznie
do cichego fotografowania, a nie do sięgania po czasy naświetlania krótsze niż
dysponuje szczelinowa (1/4000 s). Niepotrzebne okazały się też moje wątpliwości
co do kształtów korpusu. Okazał się on baby
Z6, a nie czymś podobnym do aparatów Sony A6x00. Baby – tak, ale to dziecko jest mocno wyrośnięte. Spójrzcie poniżej, na
porównanie zaczerpnięte z camerasize.com. Kilka milimetrów tu, kilka milimetrów
tam, ale liczbowo różnica nie jest duża. Jednak po wzięciu Z50 do ręki robi się
ona większa. To wyraźnie drobniejszy aparat, a przy tym zdecydowanie lżejszy.
Ma masę 450 g, czyli dokładnie półtorakrotnie mniejszą niż Nikon Z6. Bardziej
filigranowy jest też uchwyt, ale na pewno nie można go nazwać zbyt płaskim, ani
mało wygodnym.
Źródło: camerasize.com |
Za to po wyglądzie góry i tyłu aparatu widać, że to klasa
„5” Nikonów. Ba, układ i liczba elementów sterujących wygląda wręcz coolpixowo.
Nijak nie pasuje to do deklaracji ludzi z Nikona, że Z50 jest bezlustrowym
odpowiednikiem lustrzanek linii D7x00. Lub że aktualni posiadacze tychże będą
chętnie przesiadali się na Z50. Nie bardzo to widzę. Znacznie pewniejszym
targetem powinni być ci, którzy chcą podskoczyć wyżej ze swoich D3x00 albo
D5x00. Plus początkujący, o czym wspomina się w oficjalnym opisie Nikona Z50: Nauczysz się go obsługiwać w krótkim czasie,
zarówno jeśli po raz pierwszy sięgasz po sprzęt firmy Nikon, jak i wtedy, gdy
jest to Twój pierwszy aparat bezlusterkowy.
Ciekawe, że pachnąca Nikonem D500 matryca 20 Mpx okazuje się
zupełnie nową konstrukcją. Wczoraj nam jednak nie powiedziano na ile nową i w
których aspektach nową. Tym z plotek, co niestety potwierdziło się w
rzeczywistości, jest brak stabilizacji tej matrycy. Ciekawe, czy będzie to
zasada obowiązująca we wszystkich APSowych bezlustrowcach Nikona, czy dotyczy
tylko stosunkowo nisko pozycjonowanej „pięćdziesiątki”? Mam nadzieję że to
drugie, gdyż pierwsza opcja wymagałaby produkowania linii stabilizowanych
szkieł. Oficjalnie Nikon sugeruje, by skromną dwuobiektywową rodzinę Nikkorów Z DX uzupełniać optyką pełnoklatkową.
Jasne, bagnet ten sam, ale gdzie stabilizacja? Na razie brak. Jakimś tak
wyjściem jest korzystanie z lustrzankowej optyki VR poprzez adapter FTZ. Ciekawe
– choć raczej: mało ciekawe – że Nikon wcale nie zamierza szybko rozszerzać
gamy DXowych Z-Nikkorów. Aktualnie w planach jest tylko superzoom, ale ani
śladu stałek, czy też jaśniejszych zoomów.
Co jeszcze niemiłego? Karta pamięci. To, że Z50 ma tylko
jedno gniazdo, mało mnie rusza. Tego należało się spodziewać. Gorzej, że
gniazdo trzyma standard UHS-I i umieszczono je pod klapką kryjącą akumulator.
Akumulator to nowy model EN-EL25 o nieznanej jeszcze wydajności.
Do kwestii prezentujących się znacznie lepiej należy
autofokus. Czułość od -4 EV, duże pokrycie kadru polami AF (po 90% w pionie i w
poziomie), wykrywanie twarzy i oka (wygląda, że bardzo skuteczne)… wszystko to
cieszy.
Za to dziwnym pomysłem wydaje się ten ekran (dotykowy, rzecz
jasna) odchylany o 180° w dół. OK, widać się na nim, ale o selfie-sticku, czy
innej gorilli trzeba zapomnieć. Nikon coś tam podszeptuje o uchwycie
„klatkowym”, ale po mojemu to zbędna komplikacja. Nie dało się wbudować ekranu
na normalnym, bocznym przegubie? To przecież rozwiązanie obecne w kilkunastu
Nikonach, zarówno Coolpixach jak i lustrzankach. A, uzupełnię że ekran odchylać
można także do góry, w tym wypadku o 90°. Ekran to LCD, ale wizjer jest OLEDowy
(2,4 mln punktów). Co do jakości oglądanego obrazu nie mam uwag, choć przyznaję
że nie miałem możliwości poużywać aparatu w trudnych warunkach oświetleniowych.
Źródło: Nikon |
Co tam jeszcze? Filmy oczywiście w 4K (konkretnie to UHD: 3840
× 2160) rejestrowane są na całej szerokości matrycy. Korpus aparatu jest
uszczelniony, a jego przód i góra są wykonane z metalu, konkretnie stopu
magnezu. Obiektywami pokazanymi wraz z aparatem są dwa ciemne, nieduże zoomy, o
których wspomniałem tydzień temu. Pierwszym jest płaściutki w pozycji transportowej
zoom standardowy 16-50/3.5-6.3 VR, drugim telezoom 50-250/4.5-6.3 VR.
O, i tak się prezentuje pierwszy z przedstawicieli APSowych
bezlustrowców Nikona. Rewelacji w sumie żadnych, ot, przyzwoicie zaprojektowany
aparat ze średnio niskiej półki. O działaniu matrycy nic jeszcze nie mogę powiedzieć,
gdyż zaprezentowany egzemplarz nie dysponował finalnym softem, stąd nie fotografowałem nim. Ale liczę na
wiele, w końcu po coś ograniczono tę rozdzielczość aż do 20 Mpx. Nikon Z50 jest
zgrabny, wygląda że będzie się go wygodnie obsługiwać, byle nie z jakimiś
kobylastymi obiektywami. Z dedykowaną optyką na razie jest biednie, lecz mocowanie Z pozwala korzystać z mnóstwa dotychczasowych, pełnoklatkowych obiektywów Z i – przez
adapter – F (EDIT: tu oczywiście także DXowych).
Ceny? Nie jest źle. Podam ceny w przedsprzedaży ogłoszonej
na stronie polskiego Nikona, które miejscami są niższe od cen sugerowanych. Sam
korpus kosztuje (w zaokrągleniu do setek) 4300 zł, a z adapterem FTZ albo z
krótkim zoomem 5000 zł. Aparat w komplecie z nimi oboma wymaga wydania 5100 zł,
a z dwoma zoomami (i bez FTZ) 5400 zł. Przedsprzedaż oznacza, że aparat trafi w
nasze ręce w pierwszej dekadzie listopada.
Źródło: Nikon |
Oprócz Nikona Z50 i dwóch szkieł do niego, objawiły się nam
wczoraj jeszcze dwie rzeczy: jedna materialna, druga nie. Tą materialną – oj,
bardzo materialną! – był Nikkor Z 58 mm f/0.95 NOCT. Jasne, to nie pierwsza
jego premiera, tych było już kilka. Ale chyba dopiero teraz nowe wcielenie
NOCTa zostało zaprezentowane w pełni oficjalnie wraz z pełnią danych
technicznych, zestawem akcesoriów obowiązkowych oraz ceną. W skrócie: 17
soczewek, wyświetlacz OLED (przysłona / odległość ostrzenia / głębia ostrości),
genialne (podobno) powłoki przeciwodblaskowe, uszczelnienia, przycisk i
pierścień funkcyjny, świetna plastyka obrazu w ostrościach i nieostrościach
oraz – niestety albo stety – wyłącznie ręczne ustawianie ostrości. Teraz
usiądźcie! Masa… 2 kg. Cena… 40 patoli. Spoko, złotych, a nie dolarów. Do tego
w komplecie otrzymujemy gustowną walizeczkę. A ja ostatnimi czasy znęcałem się w testach nad standardami f/1.2 i f/1.4 ważącymi połowę i kosztującymi ćwierć tego co
NOCT. Widać, że zupełnie bezpodstawnie.
Źródło: Nikon |
Druga kwestia, ta niematerialna, to harmonogram wprowadzania
do linii nowych Nikkorów. Widzicie go na zdjęciu powyżej. W rodzinie Z DX
biednie – tak jak wspominałem planowany jest wyłącznie superzoom 18-140 mm.
Znacznie lepiej wygląda przyszłość małoobrazkowych Zetek. Pojawić się ma
całkiem sporo stałek, w tym długo oczekiwane makrówki. Dojdzie trzeci standard,
tym razem f/1.2, a w niby pełną linię krótkiej optyki wcisną się jeszcze
obiektywy: 28 mm i 40 mm. Tyle, że o ich jasności nic nie wiemy, ale w
harmonogramie przy ich oznaczeniach brakuje dodatku S-Line. Czyżby to byli pierwsi przedstawiciele tańszej linii optyki
Z? Obok tych dwóch widać tam jeszcze w identyczny sposób zubożone zoomy: 24-105
mm, 24-200 mm, 200-600 mm. Pozostałe zoomy to już szkła S-Line: klasyczny
70-200/2.8, szeroki i równie jasny 14-24 mm oraz długi 100-400 mm o nieznanym maksymalnym otworze.
Ten harmonogram obejmuje premiery planowane na okres do końca 2021
roku. A więc choć obiektywów tam sporo, to ich pojawienie się zostanie
rozłożone na ponad dwa lata. Ale widać, że w tym czasie rodzina Nikkorów Z robi
na tyle bogata i pełna, że Nikon może już sobie pozwalać na powtórki, czyli
budowanie drugiej linii. Już teraz mamy w ofercie dwa zoomy 24-70 mm, zoom UWA
14-30/4 ma zostać „zdublowany” przez 14-24/2.8, a w krótkich stałkach zrobi się
wręcz za gęsto. Trzy lata od premiery pierwszych Nikonów Z i mamy (no, będziemy mieli) komplet optyki do nich. Brawo!
Co prawda nie miałem jeszcze bezpośredniego kontaktu z Z50, ale akurat z wyglądu zewnętrznego ten aparat jest dla mnie znacznie bardziej prosumer, niż lustrzankowe serie D5xxx (o 3xxx). No bo tak: dwa pokrętła sterujące, przyciski (też dwa) z przodu, tryby U na pokrętle. Fakt, że trudno mówić o pełnej ergonomii D7xxx, ale wydaje się bliżej do niej, niż dalej.
OdpowiedzUsuńTak, racja. Jednak żeby zachęcić dotychczasowych "siódemkowców" do wejścia w bezlustrowe APSC trzeba im coś dać, a nie zabrać. Wewnętrznie Z50 spełnia ten warunek, ale zewnętrznie nie bardzo. Myślę, że Nikon powinien rozbudować zestaw natywnych szkieł do tego systemu i wtedy wypuścić Z70. Pomóc w decyzji mogłoby też pojawienie się mocno wykastrowanego D7700 :-)
UsuńOstatnio obserwuję system Z z coraz większym zainteresowaniem i wiesz, czego mi w nim tylko brakuje? Skali ostrości w szkłach z rodziny S-Line. Niby Z6/7 ma jakiś tam elektroniczny dalmierz (choć chyba nawet projektanci aparatu nie są zgodni co do tego, jak powinien on działać i kiedy), ale właśnie skala ostrości na obiektywie jest czymś, czego mi absolutnie brakuje. Niechby nawet było to realizowane przy sprzęgu elektrycznym, mam to w nosie - po prostu strasznie chciałbym mieć możliwość ustawienia ostrości na określoną odległość w sytuacji, gdy peaking niezbyt mi pomaga. A do tej pory widziałem to tylko (poza manualami oczywiście) u Olympusa i w tej idiotycznej (bo wielkiej jak 70-200/4) 50/1.4 Panasonica dla systemu SL. To powinien być, kurczę, cholerny standard dla szkieł kosztujących więcej, niż mój komputer! :}
UsuńKup sobie droższy komputer :-)
UsuńPodejrzewam, że ta skala nie jest taka prosta od strony mechanicznej, bo trzeba pod nią podpiąć człon / człony ostrzące. Ja bym optował za skalą wyświetlaną na LCD, bo to mocno upraszcza konstrukcję, a na dodatek pozwala dołożyć np. ewentualną poprawkę wynikającą z Focus Shifta.
Też dobrze. Tylko niech już będzie standardem. :)
UsuńZeiss robi, teraz też Nikon. No, w każdym razie zaczął. Myślę, że jeszcze kilka lat i to będzie norma w szkłach pro.
UsuńCiekawy temat. Sa firmy ktore nie prezentuja kilku nowosci w roku, ale te ich nowosci sa faktycznie nowosciami i wprowadzaja istotne zmiany w konstrukcji aparatow. I sa tez inne firmy ktore dzialaja inaczej i prezenuja duzo nowosci, ale tak naprawde trudno jest zauwazyc jakies istotne zmiany w konstrukcji ich sprzetu. Ale to jakos dziala, bo wlasnie te drugie firmy sa liderami na rynku. Chociaz logika powinna temu zaprzeczac, bo przeciez nikt nie kupi co roku nowego aparatu i poza tym jest frustracja - wczoraj kupilem Nikon 100 i kurka wodna gupi zem byl, bo dzis jest juz Nikon 101. Nastepnym razem musze troche zaczekac. No i w ten sposob czekam i czekam i nie kupie nic, bo jak juz sie zdecydowalem na Nikon 101 to pojawil sie Nikon 102. :-)
OdpowiedzUsuńCzasem też firmy stosują strategię mieszaną. Czyli często i regularnie wypuszczają "odgrzewane kotlety" w niższych klasach sprzętu, a w wyższych przedłużają ile się da proces premiery. Szczytem wszystkiego była chyba ostatnia "premiera" Nikona D6, gdy pokazano zdjęcie, ogłoszono oznaczenie modelu i zadeklarowano że to "most advanced DSLR".
UsuńW sumie chodzi o jak najdłuższe zatrzymanie uwagi na własnych produktach. No, w przypadku D6 jest to również deklaracja stanowiska w kwestii szybkości pozbywania się lustra w topowej klasie reporterskiej.
Nie znam wielu zawodowych fotografow, ale ci w ktorych pracowniach bylem akurat nie uzywali ani Nikonow ani Canonow. Ty z pewnoscia masz tu wieksze rozeznanie, po tym co widzialem to chyba tez zaden z nich nie kupuje 2 aparatow na rok, bo sa to nowosci. Mieli oni bardzo solidny sprzet, duzo szkiel, super studyjne oswietlenie, to kosztuje juz nie majatek tylko przynajmniej dwa majątki i na "most advanced DSLR" nie starcza juz pieniedzy. Tym bardziej ze oni nie bawia sie w fotografowanie - oni pracuja i uzywaja naprawde profesjonalnego sprzetu.
UsuńTe dwa aparaty na rok to propozycje dla fotoamatorów i wsparcie wizerunku własnego producenta. Sprzęt do poważnej pracy ukazuje się nie częściej niż raz na rok-dwa. Tu wliczam - powiedzmy - dwie najwyższe serie aparatów. A i tak zawodowcy tak często nie zmieniają sprzętu. No, może jacyś szaleni reporterzy strzelający w roku setki tysięcy klatek. A ci robiący w studiach to o wieeeele rzadziej. Oni mają możliwość i swobodę sterowania światłem, więc nie potrzebują nowinek technicznych. Bywa, że używają staroci (cyfrowych staroci), na które nie spojrzałby nikt wchodzący teraz w fotografię. Używają i uzyskują wspaniałe efekty. I racja: oświetlenie i szkła to w takiej robocie podstawa.
Usuń