Pamiętacie, że w poprzednim artykule o obiektywowych nowościach napisałem o Laowie 14 mm f/4, jako o „przeprosinach” za nieudaną dawną jej konstrukcję 15 mm f/4? Tę shift, super-wide, jeszcze bardziej super-makro, cuda, wianki i w ogóle. Obiektyw wypadł bardzo średnio, więc nie zdziwiłem się że po kilku latach objawiła się druga podobna konstrukcja. Tyle, że popełniłem falstart. Bowiem prawdziwy następca starej „piętnastki” został ogłoszony miesiąc później. Laowa 15 mm f/4.5 Zero-D Shift to obiektyw shift (choć bez tilta), pozwalający stosować tę funkcję już nie tylko w aparatach APSC, ale też pełnoklatkowych. Więcej, pole obrazowe ma tak duże, że nawet w średnim cyfrowym formacie (matryce 44×33 mm) da się zastosować 8-milimetrowe przesunięcie. W małym obrazku jest to 11 mm. Jeszcze więcej, jest to najszerszej widzący Shift na rynku. W odróżnieniu od pierwszej wersji, możliwe jest dowolne ustawienie kierunku shiftowania. Przypomnę, że tam dało się przesuwać obiektyw wyłącznie wzdłuż krótszego boku klatki
Obiektyw pojawi się w sklepach już na dniach, lecz na egzemplarze z mocowaniem Sony FE trzeba będzie poczekać do lutego. I ważna sprawa: ta Laowa tania nie będzie. Polskiej ceny nie znam, ale amerykańska to aż 1200 dolarów. Z drugiej strony, to przecież shift UWA, więc nie ma co narzekać, oczywiście gdy ta Laowa będzie dawała radę jakościowo. Jeśli tak, to porównamy jej cenę z canonowskim shiftem TS-E 17 mm f/4 i będziemy szczęśliwi.
Czas na ciekawy drobiażdżek, znacznie mniej poważny niż wcześniejsze trzy szkła. To maleństwo ważące niecałe 50 gramów, a jego długość jest tak niewielka, że wręcz pomijalna. W każdym razie dane techniczne milczą na jej temat. Jest to 7Artisans 18 mm f/6.3, szerokokątne szkiełko do APSowych bezlustrowców Fuji, Canona oraz Sony. A, do Micro 4/3 też, choć tu szerokokątność jest nieco ograniczona. Jak widzicie na zdjęciach, brak jakichkolwiek elementów sterujących, więc jest to obiektyw fix-focus oraz fix-przysłonus. Co zresztą nie dziwi gdy weźmiemy pod uwagę wartość maksymalnego otworu względnego. Można by się spodziewać, że to tylko prymitywna zaślepka aparatu, ale okazuje się że wewnątrz niej mieści się aż 6 soczewek. Co oznacza, że obiektyw może tworzyć całkiem przyzwoity obraz. Choć oficjalna nazwa UFO Lens (coś w tym jest!) sugeruje, że może być inaczej.
Doszliśmy do dwóch świeżutkich, dzisiejszych nowości. Co prawda o obu było już coś tam wiadomo, a o jednej już tyle i od tak dawna, że to już właściwie żadna nowość.
Ale teraz wreszcie dojrzał do oficjalnej prezentacji tego super-tele-zooma. Choć wcześniej już tyle o nim wiedziano, że niektóre źródła podają znacznie wcześniejsze daty premiery. Na przykład DPReview deklaruje styczeń… 2019 roku.
Dobra, dziś wiemy o nim już wszyściutko. Zasadniczy zakres ogniskowych przekłada się na małoobrazkowe 300-800 mm, a wsunięcie do układu soczewek wbudowanego konwertera przedłuża ten zakres do efektownego 1000 mm. Ale to jeszcze nie koniec, bo możemy dołożyć klasyczny telekonwerter, z którym osiągniemy małoobrazkowe 1400 mm albo i 2000 mm, w zależności którego modelu użyjemy.
Zoom 150-400 mm jest pierwszym M.Zuiko z białą obudową. Celem jest nie tyle (nie tylko J) wyróżnienie się, ale ograniczenie rozszerzania się obiektywu przy ogrzewaniu promieniami słońca. Wspomożeniem jest specjalna farba wzmacniająca odbijalność podczerwieni, która odpowiedzialna jest za ogrzewanie. A na zimno i deszcz najnowszy M.Zuiko też jest odporny.
Obiektyw ma długość ciut ponad 30 cm, a waży nieco mniej niż 2 kg. To naprawdę niedużo! Nie wiem jak trudne było osiągnięcie tak niedużej masy, ale skoro konstruktorzy się już starali, to ciągnęli rzecz do końca, czego efektem jest zastosowanie węglowej osłony przeciwsłonecznej.
Wbudowany układ stabilizacji optycznej ma gwarantować najwyższą na rynku skuteczność wynoszącą 8 działek czasu. Pamiętamy jednak, że identyczną wartość deklaruje Canon w przypadku EOSów R5 i R6 przy ich współpracy z wybranymi stabilizowanymi szkłami RF. Skąd więc rekord Olympusa? A stąd, że swoją skuteczność osiąga on dla małoobrazkowych 300 mm, a w przypadku Canona są to inne ogniskowe. Olympus niby więc nie kłamie deklarując swoje rekordowe osiągnięcie. Jednak stąd już krok do kolejnego „rekordu 8 działek”, na przykład dla ogniskowej 400 mm. A potem do kolejnego, dla 382,5 mm. I tak dalej – zero poprawy, a rekord da się wykroić. Nie mogę nie uzupełnić, że owe 8 działek uzyskiwane jest przy współpracy obiektywu z aparatem, a sam obiektyw osiąga maksymalnie 4,5 działki.
Ten M.Zuiko jest równie drogi co ciekawy, ma ograniczoną liczbę potencjalnych chętnych, a do tego pokazany został „na do widzenia”. Cóż z tego, skoro naprawdę mi się spodobał?
Wynalazłem ciekawy, obszerny jego test, opublikowany dziś na Imaging Resource. To test plenerowy, a nie studyjny, ale zawiera pełną analizę jakości zdjęć pod wieloma aspektami, także w połączeniach obiektywu z konwerterami. Plus rzecz jasna omawia jego budowę, cechy użytkowe i ergonomię. LINK
Tyle świeżych obiektywowych nowości. Widać, że prezentowane obecnie szkiełka pochodzą z różnych światów. Są wśród nich wyrafinowane, skomplikowane zoomy, ale są też i klasyczne, mechaniczno-metalowe, pozbawione elektroniki stałki. Dla każdego znajdzie się miejsce na rynku, co oczywiście nie znaczy że Shift Laowy będzie się sprzedawał jak świeże bułeczki, a M.Zuiko 150-400 mm uratuje Olympusa. Dobrze jednak, że pojawiają się tak różnorodne konstrukcje, bo bez nich byłoby strasznie nudno, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz