Nie, to nie przecieknięte zdjęcia, a rysunek z wyobraźni internauty. Źródło: Nikon Rumors |
Gdy żaden z nich nie zaprezentował takiego aparatu w rok,
dwa po Sony (przypominam: A7 – październik 2013), zacząłem się niepokoić. Nie,
nie o brak równowagi na rynku, ale o zanik ich zdolności przewidywania. Czy im
naprawdę się wydawało, że bezlusterkowy mały obrazek nie ma przyszłości? Że
nie ma sensu ładować kasę i wysiłki w opracowywanie czegoś innego niż kolejne
lustrzanki? Czy naprawdę musieli czekać aż pojawi się A7R III, A9 i A7 III,
żeby dać znać, że oni też chcą mieć takie zabawki?
OK, trochę rozgrzeszam Nikona, który w takiej sobie sytuacji
finansowej nie bardzo mógł się rozdrabniać. Ale co szkodziło Canonowi poważnie wziąć
się do rzeczy, zwłaszcza że mógł przy okazji zostawić Nikona w tyle? Stracił
szansę dołączenia do Sony i utarcia nosa rywalowi. Zwlekał, a teraz wygląda na
to, że Nikon trochę symulował i bardzo być może będzie gotowy do pokazania swej
konstrukcji wcześniej niż Canon.
O tym za chwilę. Teraz chcę napisać o tytułowym "po
co?". Bo z tego jak obserwuję manewry sprzętowe fotografów i z tego co
widzę na rynku, wynika jedno: Canon i Nikon nie mają już wyboru. Oni MUSZĄ. Muszą
nie tyle doścignąć Sony, co dać użytkownikom swoich lustrzanek argument, by nie
myśleli o zmianie barw klubowych.
Migracja, czy też myślenie o ucieczce z Canona / Nikona do
Sony (ewentualnie Fuji) jest na tyle powszechne, że obu lustrzankowym
potentatom nie pozostaje nic innego, jak tylko próba zatrzymania u siebie
możliwie dużej liczby użytkowników. Chodzi o zapewnienie ich, że wcale nie
muszą odchodzić, że jeśli potrzebują małoobrazkowego bezlusterkowca, to znajdą
go u siebie.
Z tego wynika zresztą pewien handicap. Nikon i Canon nie
muszą zaprezentować aparatów lepszych niż ma w ofercie Sony, a jedynie
przekonać o bezcelowości migracji. Ich bezlusterkowce po prostu nie mają za
zadanie być najlepsze, a jedynie wystarczająco dobre. Na tyle, by
uspokoić swoich i odegnać myśli o zdradzie. Dotychczasowi posiadacze lustrzanek
nie muszą od razu rzucać się na nowe aparaty, starczy by przestali zaglądać do
oferty konkurencji. Ot, żeby mieli wyraźnie zarysowane perspektywy. Z samym
bezlusterkowcem sprawa dość prosta, gorzej z optyką do niego. Z początku na
pewno będzie biednie, choć podejrzewam, że Canon i Nikon zapewnią możliwości
korzystania z obiektywów EF i F. A jeśli obie firmy zaprezentują efektowny, a
przy tym realistyczny harmonogram wprowadzania na rynek kolejnych obiektywów, sukces
całej akcji stanie się bardziej prawdopodobny. Czego obu firmom szczerze życzę!
A kiedy to będzie? Wiosną Nikon ogłosił, że pokaże swoją
konstrukcję do końca bieżącego roku… finansowego. Wszyscy się uhahali, uznając
że Nikon w ten sposób dał sobie kilka dodatkowych miesięcy – jego rok finansowy
kończy się 31 marca. Uhahali wszyscy, a konkurent uspokoił. Tyle, że teraz o
nowym Canonie cisza, a plotki głoszą, że Nikon ma być zaprezentowany przed
jesienną Photokiną. Niektóre mówią wręcz o lipcu. Poza tym, specyfikacja Canona
jest zupełną enigmą, a o Nikonie coś tam już wiadomo. Wiadomo? To się okaże,
jednak informacje są ciekawe. Podobno mają pojawić się dwa aparaty, jeden z
matrycą 24 Mpx, drugi ponad 40 Mpx. Matryca ma być stabilizowana, oczywiście z
wykrywaniem drgań na pięciu osiach. Korpus nieduży, wielkością podobny do serii
A7 Sony. 9 klatek/s, filmowanie 4K, a ciekawostką jest standard nośnika plików.
Nie ma bowiem mowy o SD, a jedynie o XQD i CF Express. Wraz z aparatami
pokazane zostaną trzy obiektywy – podobno zoom 24-70/4 oraz stałki 35 i 50 mm.
No, to czekamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz