Widać ugryzienie EOSem R5 mocno zabolało Sony, skoro zdecydowało się na ruch taki jak dziś. Dwie osobne
linie wyrafinowanych bezlustrowców, filmujących A7S i wysokorozdzielczych A7R,
są już passe. Teraz rządzić ma jeden aparat – The One. Po polsku: A1, formalnie
Alpha 1. Sony wrzuciło do niego wszystko co miało najlepszego, a nawet więcej. Choć
to zdecydowanie ewolucja, a nie rewolucja. Tę widać w numeracji. W Sony od
dawien dawna wyższy numer oznaczał bardziej zaawansowany model, a tu taka
odmiana! Racja, był Sony R1, z tym że on nie miał „rodzeństwa”. Jeśli szukam
głębiej w historii, to dopiero w połowie lat 70-tych ubiegłego wieku trafiam na
XE-1 „wyższe” od XE-5. Były takie Sony? Skądże, mam na myśli Minolty! W ten
sposób Sony swoim nowym flagowcem wraca do głęboookich korzeni. OK, a co z
pniem i gałęziami – one są przecież znacznie ważniejsze. Racja, już piszę.
Nie będę wspominał o oczywistościach w rodzaju uszczelnień
korpusu, skupię się na tym co najlepsze i w ogóle naj-. Bo takich naj- jest w
Sony A1 mnóstwo, mnóstwo.
50 megapikseli z matrycy stacked
BSI i obsługujące ją dwa procesory Bionz XR zapewniają wysoką rozdzielczość
obrazu, wysoką jakość przy jeszcze wyższych czułościach, dynamikę 15 EV, a to
tego superszybkość przetwarzania sygnału. Także przy filmowaniu, z czego wynika
nie tylko rozdzielczość 8K, ale też 4K przy 120 klatkach/s. Wszystko oczywiście
z całej szerokości matrycy. Ona jest rzecz jasna stabilizowana (deklarowana
skuteczność to 5,5 działki czasu), a uzupełnieniem jest znany z A7S III tryb
aktywny stabilizacji. Pociągnę temat filmowania: znajdzie się tu ciekawe,
nadpróbkowane z 5.8K filmowanie w 4K z formatu Super35, 16-bitowe filmy RAW
zapisywane na zewnętrzny rejestrator, profile S-Cinetone i S-Log3, a na
dokładkę bardzo skuteczne chłodzenie pozwalające kręcić w 8K i 4K (choć tu chyba
tylko do 60 klatek/s) przez pół godziny.
Wracam do fotografowania. Gdy 50 Mpx nie starcza, mamy w
zanadrzu Pixel Shift Multi Shooting,
który wykonuje 16 „przesuniętych” zdjęć dających po połączeniu (w komputerze)
jedno o rozdzielczości 200 Mpx. Globalna migawka? Nie, jeszcze nie. Przecież
wspominałem, że A1 to nie rewolucja. Ale jest i rekord: synchronizacja błysku
przy 1/400 s. Sony spięło się i pobiło niemal 30-letni rekord szczelinowych
migawek małoobrazkowych wynoszący 1/300 s. Do kogo tamten rekord należał? Tak,
zgadliście, do Minolty. Tradycja zobowiązuje. Na dokładkę, z błyskiem da się –
to absolutna nowość! – fotografować przy użyciu migawki elektronicznej. Tu
granicą czasu jest 1/200 s.
Jednocześnie, przy korzystaniu z migawki elektronicznej,
dzięki odczytowi matrycy półtorakrotnie szybszemu niż w A9 II, znacząco
ograniczono rolling shutter.
Maksymalne częstości serii zdjęć, to 30 klatek/s z migawki elektronicznej i 10
klatek/s ze szczelinowej. Jej trwałość to pół miliona cykli. Istotniejszy – dla
mnie w każdym razie – jest absolutny brak blackoutu
w wizjerze przy fotografowaniu. Wiem, to nie zaleta migawki, ale jakoś ten blackout skojarzył mi się ze zdjęciami
seryjnymi.
Autofokus oraz pomiar światła korzystają z próbkowania 120
Hz, a wykrywanie i śledzenie ostrością twarzy i oczu ludzi i zwierząt zostało
uzupełnione o oczy ptaków. Przy tym śledzący autofokus działa nawet z
obiektywami o jasności – właściwie, to ciemności – f/22. Pola ostrości w
liczbie pod osiemset pokrywają 92% kadru.
Kadr ten możemy oglądać w wizjerze o rozdzielczości >9
mln punktów, odświeżaniu 240 Hz i powiększeniu 0,9×. Jednak ekran okazuje się
„nie tak filmowy” jak w A7S III i jest odchylany jedynie wokół osi poziomej. To
pozwala na swobodny dostęp do wszystkich gniazd po lewej stronie aparatu.
Mikrofon, słuchawki, LAN, pełnowymiarowe HDMI, USB-C 3.2, „zwykłe” Micro USB, synchronizacja
błysku… nie brakuje tu niczego. Nie widać tego, ale pod obudową po lewej i
prawej stronie aparatu umieszczono dwa nadajniki WiFi. Po prawej, w gripie, tak
jak w A7S III znajdują się dwa podwójne gniazda kart pamięci. W każdym z nich
można umieścić kartę CFE Typ A albo SD UHS-II. A od dołu do gripa wkładamy
akumulator NP-FZ100, starczający oficjalnie na 530 zdjęć.
Obsługę funkcji aparatu ułatwia kilkanaście definiowalnych
przycisków oraz dotykowo obsługiwane menu. Ono oczywiście ma nowszą formę,
czyli taką jak wspominany tu niejednokrotnie Sony A7 III. Jeszcze jedno
podobieństwo obu modeli – mają one praktycznie identyczne kształty i wymiary.
Tak więc plotki, że nowy Sony będzie wyraźnie większy, czy też odróżniać się
będzie formą, nie sprawdziły się.
Ukoronowaniem premiery Sony A1 niewątpliwie jest jego cena: 6500
dolarów, ewentualnie 7300 euro. Stąd można podejrzewać, że u nas cena będzie
plasowała się w okolicach 33000 zł – oficjalnie polskie Sony jeszcze się nie
zadeklarowało w tej kwestii. Warszawska Fotoforma zdecydowała się wystawić
ofertę przedsprzedaży A1 za 35000 zł, czyli troszkę się asekuruje J
Ta cena wyraźnie pochodzi z kosmosu, i to z odległych jego
rejonów. Kto ją zaakceptuje? Ci, którzy potrzebują najwyższej rozdzielczości i
wyrafinowanych parametrów filmowania „w jednym kawałku”. Pozostali pewnie
pozostaną przy wyborze A7S III albo A7R IV, ewentualnie obu. Inna sprawa, że A7S
III nie filmuje w 8K, więc jeśli tej rozdzielczości potrzebujemy, musimy wybrać
A1. No, oczywiście jeśli to ma być Sony. Jest przecież Canon R5, bo nie podejrzewam
by zaprezentowane jutro nowe stumegapikselowe Fuji GFX100S filmowało w 8K.
A propos, Sony chyba mocno śpieszyło się z premierą swego
The One, by zdążyć przed Fuji. Tak śpieszyło, że niestarannie przygotowało swój
film prezentacyjny. Pal licho literówki w napisach, ale żeby pokazać – i to w
powiększeniu! – nieostre oko w studyjnym portrecie? Ostro są rzęsy, a
nawet fragment brwi, ale już źrenicy daleko do tego. To już więcej niż niestaranność,
to antyreklama Eye AF. Choć nie wątpię, że w rzeczywistości Sony A1 prezentować
się będzie lepiej. To bez dwóch zdań świetny aparat, rzecz jasna z powodu ceny
dostępny jedynie wybrańcom. Inna sprawa, że ta cena ułatwi zadanie Canonowi,
który pewnie będzie chciał niedługo zaprezentować EOSa R1. Znaczy, ułatwi pod
względem wyceny, bo technicznie to nie będzie mu łatwo. Oj, nie będzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz