Lumix G90 to ten w środku, pomiędzy dwoma nieco starszymi braćmi: TZ95 po lewej i FZ1000 II po prawej. |
Wydawać by się mogło, że po premierze małoobrazkowych
bezlustrowców S1 i S1R Panasonic zostawi pole Olympusowi, a sam skupi się na Aparatach
Dużych i Poważnych. Okazuje się, że jednak nie tak do końca. Kilka dni temu
miałem okazję poznać pokazanego dziś już oficjalnie Panasonica G90. To
oczywiście następca modelu G80, a zupełnie niezgodnie z przewidywaniami „dziewięćdziesiątka”
nie jest odgrzewanym kotletem. Owe „restauracyjne” podejrzenia wynikły z najnowszej
świeckiej tradycji Panasonica. On swe niedawno pokazane Lumixy TZ95 i FZ1000 II
(na zdjęciu po obu bokach G90) zaprojektował, no… tak… bez polotu. A w każdym
razie niewiele poprawiając ich wcześniejsze wcielenia. W przypadku Panasonica
G90 rzeczy mają się inaczej. Nie, nie jest to rewolucyjny aparat, ale naprawdę
porządnie dopracowany. W pierwszych plotkach i przeciekach nazywano go baby-G9, i coś w tym jest. Ale
jednocześnie mocno podciągnięto cechy filmowe, więc i określenie baby-GH5s też nie jest od rzeczy.
Źródło: Panasonic |
Plus pierwszy Lumixa G90: matryca z G9, czyli 20 Mpx, a nie
16 Mpx z poprzednika. Poskąpiono Hi-Res
Mode, ale pojawił się tryb Live View
Composite nieznany flagowcowi. Uzupełnieniem są funkcje L Monochrome i Grain Effect nieznane z kolei Panasonicowi G80. Wizjer ten sam co w
G80, czyli o parametrach wyraźnie gorszych niż w G9. Podobnie migawka, z
najkrótszym czasem 1/4000 s, a nie 1/8000 s. Ja się jednak bardzo cieszę z tego
pozornego niedociągnięcia. Ta „słabsza” migawka charakteryzuje się bowiem
nieprawdopodobnie wręcz miękką i cichą pracą. Żaden inny producent
bezlustrowców nie ma takiej w swojej ofercie. A brak 1/8000 s niezbyt
przeszkadza, gdyż w zapasie mamy migawkę elektroniczną potrafiącą odmierzyć do
1/16000 s. Ciekawe, że nieco podkręcono czas synchronizacji pojedynczego
błysku. Wynosi on 1/200 s, podczas gdy w G80 była to 1/160 s.
Ekran tradycyjnie na pełnym przegubie, dotykowy, z
parametrami wspólnymi dla wszystkich trzech modeli. Mam nadzieję, że będzie
można wybrać tylko fragment jego obszaru do ustawiania pola AF
podczas kadrowania przez wizjer. Konstruktorzy nie pozbyli się wbudowanego
flesza, a po staremu – czyli tak jak w G80 – pozostawili także system AF. Stąd
jego sprawność jest teoretycznie nieco niższa niż w G9.
Trochę namieszano w zdjęciach seryjnych. Maksymalna częstość
serii to 9 klatek/s, w AFC 6 klatek/s – czyli wartości takie sobie, powtórzone
po G80. Za to długość serii skoczyła w JPEGach aż do 600 zdjęć, ale dla RAWów
spadła z 45 w G80 do 30. Dziwne!
Matryca oczywiście jest stabilizowana, ale w standardzie
znanym z G80, czyli z „katalogową” skutecznością 5 działek czasu. To oczywiście
tylko przy współpracy stabilizacji matrycy i obiektywu w systemie Dual I.S. II.
„Dziewięćdziesiątce” brak trybu 6K Photo znanego z Lumixa G9, ale oczywiście mamy 4K Photo rejestrowane przy 30 klatkach/s.
Teraz uwaga, najciekawsze: filmowanie. Panasonic zaszalał tu
trochę, co nawet niezbyt mnie zdziwiło, gdyż wiem jak często Lumix G80
wybierany był właśnie do filmowania. Widzieli to i w Panasonicu, stąd wyraźne
podciągnięcie funkcjonalności aparatu w tym zakresie. W G90 brak co prawda 4K
60p, ale w 4K 30p nie obowiązuje ograniczenie czasu nagrania do 30 minut. Komuś
jeszcze mało? To dorzucę – znaczy, Panasonic dorzuca – profil V-Log L, wgrany
fabrycznie, całkiem za darmo. W Full HD możemy rejestrować maks. 120 klatek/s,
a kolejną, i to jeszcze istotniejszą nowością jest gniazdo słuchawek.
Skoro już przy połączeniach jestem, to USB może służyć
zarówno do zasilania aparatu jak i ładowania jego akumulatora. WiFi zostało
uzupełnione Bluetoothem.
Korpus aparatu został uszczelniony podobnie jak w G80, ale
jest ciut większy – tak mniej więcej po 3 mm na każdym wymiarze. I symbolicznie
cięższy. O czymś jeszcze zapomniałem? Może tylko o pozostawieniu po staremu
jednego gniazda kart pamięci. Nie ma słowa o UHS-II, ale liczę, że się jednak
pojawi. Gniazdo Lumixa G80 miało dwa rzędy styków, aparat nie dysponował jednak
firmwarem obsługującym „szybkie” karty UHS-II. Podejrzewam, że w G90 ulegnie to
zmianie.
Bardzo, ale to bardzo mi się ten aparat spodobał. Na razie
co prawda tylko „katalogowo”. G90 praktycznie w żadnym elemencie nie wypada
gorzej niż poprzednik, a w wielu zdecydowanie lepiej, czasem wręcz powyżej flagowego Lumixa
G9. Liczę, że w praktyce też nie zawiedzie. Już Lumixa G80 umieściłem w moim
teście „bliziutko ideału”, a DPReview schwaliło, przyznając mu Gold Award. Obiecuję jak najszybciej
dorwać „dziewięćdziesiątkę” i przetestować ją. Kiedy to będzie? Najwcześniej
pod koniec maja, bo wówczas ma nastąpić premiera sklepowa tego aparatu. I
dopiero wówczas objawi się jego polska cena. Jej też jestem ciekaw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz