Pamiętacie czyj obiektyw testowałem na blogu jako ostatni?
Tak, Canona. I, tak, pięćdziesiątkę. Ale jak widać nie tylko nieszczęścia chodzą
parami, canonowskie standardy również. Pewnie dlatego teraz w ręce wpadło mi
najnowsze tego typu szkło, już z bezlustrowym bagnetem RF. To pierwsza z różnic
pomiędzy tymi obiektywami. Bardzo wielu różnic. Nie trzeba się nawet bliżej
przyglądać, by stwierdzić, że one są wręcz swymi przeciwieństwami.
Jeśli najpierw chcecie bliżej poznać Canona EF 50 mm f/1.8
STM, to zapraszam do przeczytania
jego
testu. Tu tylko na szybko go scharakteryzuję. To nieduży, lekki, bardzo
tani, a do tego zupełnie przyzwoity obiektyw. Poza zdjęciami pod światło, kiedy
potrafi bardzo niemiło zaskoczyć. Ale jednocześnie, po lekkim przymknięciu, pod
względem szczegółowości zdjęć umie sprostać wymaganiom 50-megapikselowej
matrycy EOSa 5DsR.
Czym różni się RF 50/1.2? Katalogowo, to wszystkim. Żeby nie
przedłużać: waży równo kilogram. Nieźle jak na standard, prawda? Maksymalny
otwór względny f/1,2 oczywiście trochę go usprawiedliwia. Ale poprzednia,
lustrzankowa canonowska „pięćdziesiątka” f/1.2 miała masę o ponad 40% mniejszą.
I liczyła 6,5 cm długości, podczas gdy model RF 10,5 cm. A z założoną osłoną
przeciwsłoneczną 16,5 cm. „Słuszną linię ma nasza władza!” Ale lekko to już
było. Pisałem o tym na blogu, ale powtórzę. Po pierwsze obiektyw ma tworzyć wysokiej
jakości obraz na matrycy, a nie na filmie. A tu pomaga możliwie prostopadłe
rzucenie promieni światła. Po drugie, ta matryca ma 70, 80, a może i 100 Mpx, bo
pewnie na tyle projektowane są obecnie najlepsze szkła. Przy tych założeniach
nie ma szans na stworzenie krótkiej konstrukcji. Albo inaczej: jej wydłużenie
bardzo ułatwia sprawę. Tak to wygląda zarówno u Canona, jak i u Tamrona,
Nikona, Zeissa. 9-, czy też 10-centymetrowej długości stałki 35 albo 50 mm nie
są niczym niezwykłym. I niestety tak to będzie od teraz wyglądało.
Nadal mam jednak nadzieję, że wzrostowi gabarytów optyki nie
zawsze będzie towarzyszył wzrost jej cen. Dla tego standardu Canona niestety
jest za późno. Jego już wyceniono i to tak, że uszy urywa. Lustrzankowy 50/1.2
kosztuje nieco ponad 5000 zł, a nowy RF przejął po nim owe 5. Co prawda w dość oryginalny, niemniej efektowny sposób: ma
pięciocyfrową cenę. Trzeba za niego zapłacić ponad 11000 zł, co jest jedną z
oryginalniejszych cen jasnych stałek – standardowych lub podobnych. Chętni na
to szkło widząc jego cenę dostają spazmów ze śmiechu. Inni zgrzytają zębami ze
złości. A potem obie grupy zgodnie pukają się w czoło.
OK, ale czy jest coś, co taką cenę może uzasadnić? Tak,
jeśli obiektyw okaże się wzorcem. Co oczywiście nie znaczy, że wówczas ludziska
rzucą na niego. O, na pewno nie! Ale każdemu producentowi przyjemnie byłoby mieć
w ofercie obiektyw, który na DxO Mark dostaje 60 punktów, a Optyczni podsumowują
test jednym tylko słowem. Albo i bez słów. Bo u nich im lepsze szkło, tym
krótszy komentarz końcowy.
Czy obrazek z tej „pięćdziesiątki” rzeczywiście okaże się
wzor(c)owy, dowiecie się później. Teraz kilka słów o konstrukcji obiektywu i
reszcie jego parametrów katalogowych.
Z zewnątrz jest trochę plastiku, ale obiektyw nic z tego
powodu nie traci na solidności. Tak go w każdym razie czułem podczas testu.
Palce same trafiają na szeroki pierścień ostrości, ale dopiero po dniu pracy
obiektywem zorientowałem się, że nie wszystkie palce. Nie dotyczy to wskazującego,
któremu – jak się domyśliłem – wyznaczono zadanie obsługi drugiego pierścienia.
Jest nim umieszczony z przodu obiektywu pierścień „funkcyjny”. Możemy mu
przypisać zmienianie przysłony, czasu bądź korekcji ekspozycji albo czułości. Dobrym
pomysłem konstruktorów są dwie opcje działania: zmiana wartości następuje przy
samym obracaniu nim, bądź dodatkowo przy połowicznym wciśnięciu spustu migawki.
Drugi sposób przydaje się gdy chcemy się zabezpieczyć przed przypadkową zmianą
ustawień przy nieumyślnym poruszeniu pierścienia. Czego mi brakuje, to
wyłączenia kliknięć pierścienia, co przydałoby się to filmowcom, żądającym
bezszmerowej pracy obiektywu oraz płynnej zmiany parametrów. Coś takiego
umożliwiają niektóre obiektywy Sony. Niby Canon jest zwierzęciem znacznie mniej
„filmowym” niż Sony, niemniej taka funkcjonalność i u niego byłaby mile
widziana.
Bogato wygląda też customizacja pierścienia ostrości.
Możliwe to jest dzięki elektronicznemu połączeniu go z odpowiedzialnymi za
ostrzenie elementami optyki. Po fotograficznemu można to wyrazić prościej: focus by wire. Wielu tego nie lubi, ale
w wykonaniu Canona rzecz wygląda przyzwoicie. Po pierwsze z powodu bardzo płynnego
oporu pierścienia, nieco rosnącego wraz z szybkością obracania. Po drugie,
dzięki możliwości wybrania kierunku obracania pierścienia – ∞ po prawej albo po
lewej. Trzecie, to ukłon w stronę filmowców: „mechanizm” ostrzenia może mieć –
na życzenie – stałe przełożenie, niezmienne od prędkości obracania pierścienia.
Ale jeśli tylko chcemy, pierścień może pracować „po fotograficznemu”: szybki
obrót – błyskawiczna zmiana ostrości, powolny – bardzo precyzyjna.
Z przodu obiektywu znajduje się bagnetowe mocowanie dość
długiej osłony przeciwsłonecznej oraz gwint mocowania filtrów 77 mm. O filtrach
będzie jeszcze mowa, gdyż w tym szkle spełniają one pewną dodatkową rolę.
|
Źródło: Canon |
Najpierw jednak przejdę do wnętrza canonowskiej
pięćdziesiątki. Upchnięto tam aż 15 soczewek. W tym zestawie są trzy elementy
asferyczne, jeden ze szkła o obniżonej dyspersji UD oraz jeden pokryty
specjalną warstwą przeciwodblaskową ASC (Air
Sphere Coating), wyjątkowo skutecznie zmniejszającą prawdopodobieństwo
powstawania odblasków. Czego brakuje wewnątrz tego obiektywu? Pierwsze – co nie
dziwi – układu stabilizacji obrazu. Cóż, w tak jasnych szkłach bardzo trudno w
sensowny sposób zmieścić jeszcze i jego. Za to drugiego nieobecnego mało kto
przewidział. Jest nim bowiem system wewnętrznego ogniskowania. Dziwne, prawda?
W nowoczesnym, drogim obiektywie, ostrość ustawiać trzeba ruchem całego układu
optycznego. No, po prawdzie to nie całego, a jedynie 11 „przednich” soczewek.
Bo cztery tylne pozostają nieruchome. Wewnętrzne ogniskowanie fajna rzecz, ale
jego brak jest dla mnie wyraźnym sygnałem, że konstruktorzy bardziej dbali o
jakość obrazu tworzonego przez to szkło, niż o szybkość autofokusa. Ta
rzeczywiście nie zachwyca, choć też nie ma co na nią specjalnie narzekać. By
jednak ci co narzekają urzędowo, nie narzekali, bądź narzekali mniej, obiektyw
wyposażono w limiter odległości. Zamiast więc pracować w pełnym zakresie 0,4 m
– ∞, możemy wybrać węższy 0,8 m – ∞. Oznacza to ograniczenie skali odległości o
połowę, a więc i dwukrotnie krótszy czas błądzenia autofokusa który się pomylił
i musi przejechać całą drogę tam i z powrotem.
Drobne sprostowanie: skala odległości to w tym wypadku licentia poetica. Takiej skali po prostu
nie ma. Nie ma żadnego okienka z cyferkami. Jasne, focus by wire, więc klasyczną skalę odległości trudno
zaimplementować. Jednak niektórzy potrafią. Olympus zrobił to z użyciem przesuwanego
osiowo pierścienia ostrości, a Zeiss i Nikon wbudowały w niektóre obiektywy
cyfrowe wyświetlacze. Szkoda, że Canon nie skorzystał z któregoś z tych
rozwiązań – najlepiej tego drugiego.
|
Źródło: Canon |
Wracam do tematu braku wewnętrznego ogniskowania. Jego
skutkiem jest osiowy ruch przednich członów optyki. Mają one niebyt dużą
średnicę, stąd ten ruch odbywa się wewnątrz obudowy obiektywu i nie skutkuje
zmianami jego zewnętrznej długości. Jednak ma on wpływ na stopień uszczelnienia
całej konstrukcji. Łatwo zabezpieczyć przed pyłem i kroplami wody szczeliny
przy pierścieniach, trudniej szczelinę wokół członu przesuwającego się osiowo.
Stąd w danych technicznych canonowskiej pięćdziesiątki znajdziemy taki passus: „uszczelnienia
– TAK, pod warunkiem, że wkręcisz filtr”. Bo dzięki niemu obiektyw staje się
„zamknięty” od przodu i kwestia obniżonej szczelności wokół członu ostrzącego staje
się nieistotna.
OK, tyle teoria, czas przejść do praktyki, czyli co standard
Canona pokazał w testach jakości obrazka. Pokazał dużo ciekawych rzeczy. Po
pierwsze dużo szczegółów. Myślę, że pokazałby znacznie więcej gdyby tylko Canon
miał w ofercie aparat z matrycą o poważnej rozdzielczości. Mam na myśli 42-47
Mpx jak u bezlustrowych konkurentów albo 50 Mpx u własnego EOSa 5Ds/R. Niestety
na razie dostępne jest „zaledwie” 30 Mpx EOSa R, więc test oparłem na tym co on
może zaoferować.
|
Podczas testu regularnie nadziewałem się na "barierę 1/8000 s". Co zresztą nie dziwi w sytuacji, gdy obiektyw jest tak jasny. Szkoda, że migawka elektroniczna EOSa R nie potrafi odmierzać czasów krótszych niż szczelinowa. |
Jeśli chodzi o rozdzielczość jest bardzo dobrze. W teście z
udziałem tablicy testowej obiektyw ładnie błysnął. Maksimum co osiągnął, to
3400 / 3200 lph (środek/brzeg) w zakresie przysłon f/2.8-5.6. Ale pełen otwór,
o który można by się obawiać – to przecież szkło f/1.2! – prezentuje zaledwie o
200 lph mniej, czyli 3200 / 3000 lph. Bomba! Od f/8 zaczyna się bardzo powolny,
„dyfrakcyjny” spadek rozdzielczości. Nie, nawet nie to. Po prostu stopniowo
pojawia się „mydełko”. Dla f/11, ba, nawet dla najmniejszego dostępnego otworu,
czyli f/16 nadal jest lepiej niż przy otwartej przysłonie, bo 3200 / 3100 lph.
To ciekawe, gdyż przy f/16 spodziewałem się wyraźnego spadku. Druga
ciekawostka, to praktyczny brak wpływu na tę „studyjną” rozdzielczość funkcji
korekcji dyfrakcji. Włączona, czy nie, efekty są praktycznie identyczne. To w odróżnieniu
od „prawdziwych” zdjęć, kiedy to owa korekcja zdecydowanie się przydaje.
Koma, astygmatyzm… – nie ma o czym pisać.
|
Kadr do testu szczegółowości obrazu. Wycinki poniżej. |
|
Środek klatki. Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
|
Brzeg klatki. Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Plenerowa szczegółowość obrazu prezentuje się bardzo podobnie
jak ta studyjna. Czyli w całym zakresie przysłon obiektyw pracuje niemal
identycznie. W centrum klatki widać ciut mniej szczegółów przy f/1.2 i f/16
oraz dostrzec można, że optimum stanowią okolice f/4. Na brzegach spadek
jakości przy mocniej otwartej przysłonie jest wyraźniejszy, szczególnie przy
f/1.2. Ale o żadnej tragedii nie ma mowy. Tu najlepsze wyniki też osiągamy przy
f/4. Podczas wykonywania prezentowanych powyżej zdjęć z powiększonymi wycinkami,
aktywowałem korekcję winietowania obiektywu, by ściemnienie obrzeży kadru nie
utrudniało oceny szczegółowości. Korekcja aberracji chromatycznej była
wyłączona, ale tej wady na zdjęciach jakoś nie widać. Nie widać, bo ona po
prostu nie występuje. No, prawie, bo z rzadka, na niektórych kadrach pojawiają
się słabe jej ślady. To o bocznej, czy też poprzecznej aberracji chromatycznej.
Jednak o jej osiowej odmianie nie mogę napisać nic innego, gdyż i ona występuje
w minimalnych dawkach. A i to nieczęsto.
|
Kadr do testu wpływu dyfrakcji na szczegółowość obrazu.
Wycinki poniżej. |
|
Górny rząd z wyłączoną, dolny z włączoną korekcją dyfrakcji. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Drugą, równie rzadką i równie pożądaną cechą superjasnych
szkieł, którą napotykamy w tej canonowskiej pięćdziesiątce, jest zupełny brak
aberracji sferycznej. Nie musimy się więc niepokoić Focus Shiftem, czyli przesunięciem płaszczyzny ostrości przy
zmianie przysłony. No, jak na razie testowane szkło w pełni zapracowuje swoją
jakością na cenę jedenastu tysięcy złotych.
Z ceną nie kłóci się też dystorsja. Jest to słabiutka
„beczka”, widoczna tylko gdy… nie, właściwie to zupełnie niewidoczna. Odkształca
linie biegnące wzdłuż boku klatki o 0,2%, więc naprawdę nie ma się czym
przejmować.
|
Aberracja chromatyczna pojawia się rzadko, ale jednak. Zdjęcie wykonane przy f/1.2. Wycinki poniżej. |
|
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Jak można się było spodziewać, z winietowaniem nie jest już
tak pięknie. Ale i tu bez tragedii. A jak na superjasny obiektyw, wręcz bardzo
dobrze. Przyjrzycie się zdjęciom, które publikuję poniżej. Górny rząd to klatki
wykonane z wyłączoną korekcją winietowania, dolny – z włączoną. Bez korekcji
winietowanie jest przy f/1.2 silne i wyraźne. Ściemnienie rogów kadru osiąga
poziom rzędu 2 EV, ale gorzej, że jest ostre, czyli szybko narasta w ich
pobliżu. Użycie f/1.4 pomaga niewiele, czego zresztą należało się spodziewać,
bo to tylko symboliczne przymknięcie. Jednak już f/2 oznacza wyraźną poprawę, a
przy f/2.8 w zasadzie nie ma się już czego czepiać. Poza jednym: winietowanie,
choć słabe, pozostaje ostre. Oczywiście widać to tylko na motywach tak
„gładkich” jak ten. Pełnia szczęścia następuje dopiero przy f/4. Włączenie
korekcji winietowania bardzo poprawia sytuację. Wydaje się, że podobnie jak u
Sony, tak i u Canona funkcja ta nie tylko rozjaśnia okolice rogów kadru, ale
także lekko ściemnia środek. Pomaga to złagodzić wizualny efekt winietowania
bez znacznego rozjaśniania naroży, co w pewnych sytuacjach może prowadzić do
pojawienia się tam szumów. W efekcie, już przy otwartej przysłonie winietowanie
staje się łagodne, stąd słabo widoczne. Przy f/1.4 tradycyjnie lekka poprawa –
jak dla mnie jest już całkiem OK, a przy f/2 sprawy mają się świetnie.
|
Górny rząd to zdjęcia z wyłączoną, dolny z włączoną korekcją winietowania. |
Fotografowanie tym obiektywem pod światło również odbywa się
bezstresowo. Niby soczewek ponad dwa tuziny, więc można by liczyć na mnóstwo
blików, ale tak nie jest. Trzeba naprawdę złośliwie umieszczać źródło światła w
kadrze, by na zdjęciach zobaczyć nieciekawe efekty. Nie, idealnie nie jest, ale
podstaw do narzekań nie ma zbyt wiele.
|
Przeważnie pod światło wszystko jest OK... |
|
...ale czasem nie bardzo. Zwłaszcza gdy aparat niepotrzebnie zwiększy ekspozycję. |
Na koniec kwestia trudna i niejednoznaczna: wygląd
nieostrości. Po polsku: boke. Zasadniczo i całościowo, to jest dobrze. Problem
jest tylko jeden: gałęzie. Zdecydowanie nie jest to motyw, który standard
Canona lubi widzieć nieostro. A może i lubi, ale gdy już zobaczy, to robi w
nich bałagan. Na zdjęciach wyglądają one nerwowo, a ich kontury mnożą się. Mi
to się nie podoba, ale gusta są różne. Z pewnością i efekty tworzone przez to
szkło znajdą swoich amatorów. Sami możecie to ocenić na zdjęciach, które publikuję poniżej. Są to niekadrowane JPEGi prosto z aparatu, wykonane przy natywnej czułości ISO 100, z wyłączonymi korekcjami wad optycznych. Ewentualne odstępstwa wymieniam w podpisach.
|
Przysłona f/3.5. |
|
Przysłona f/2.8. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/2.5. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/3.5. |
|
Przysłona f/6.3. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/4. |
|
Przysłona f/2.8. Korekcja ekspozycji +1/3 EV. |
|
Przysłona f/4. Korekcja ekspozycji +1/3 EV. |
|
Przysłona f/8. Korekcja ekspozycji +1/3 EV. |
|
Przysłona f/5.6. Korekcja ekspozycji +1/3 EV. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/3.5. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/1.6. |
|
Przysłona f/1.2. Lekko przycięte z prawej. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/2. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/2. |
|
Przysłona f/8. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/2. |
|
Przysłona f/5.6. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/2. |
|
Przysłona f/2.8. Przycięte od dołu. |
|
Przysłona f/2.8. Przycięte po bokach. |
|
Przysłona f/2.8. ISO 800. |
|
Przysłona f/1.2. Korekcja +2/3 EV. Przycięte od dołu. |
|
Przysłona f/1.2. |
|
Przysłona f/1.2. Korekcja -2/3 EV. Przycięte od prawej. |
|
Przysłona f/1.2. Korekcja -1/3 EV. |
|
Przysłona f/1.2. HDR z lekko rozjaśnionymi cieniami. |
|
Przysłona f/1.2. Korekcja -2/3 EV. |
|
Przysłona f/2.8. ISO 1600. Przycięte z prawej. |
|
Przysłona f/1.6. ISO 1600. Przycięte z prawej. |
|
Przysłona f/4. |
|
Przysłona f/1.2. ISO 1600. |
|
Przysłona f/1.2. ISO 1600. |
O, i tyle! Z ulgą przyznaję, że obiektyw wypadł tak jak liczyłem.
Czyli nie idealnie, ale bardzo równo w poszczególnych konkurencjach i bez
żadnej, nawet nieznacznej, wpadki. Sprawę nieostrości pomijam. Owo „nie
idealnie” może nie brzmi zachęcająco, ale to przecież obiektyw o jasności
f/1.2! I mimo tego działa bardzo przyzwoicie już od pełnej dziury. To naprawdę
ogromne osiągnięcie. Choć by tę pełnię szczęścia osiągnąć, warto włączyć
korekcję winietowania. Oczywiście jeśli ono nam przeszkadza. Wielu
fotografujących uważa je nie za wadę, nawet nie za cechę, a za zaletę optyki,
pozwalającą lepiej oznaczyć i wydobyć z kadru jego najważniejszy element. Rozdzielczość
jest świetna po przymknięciu i bardzo dobra dla otwartej przysłony, aberracji
praktycznie brak, podobnie dystorsji. Pod światło znacznie lepiej niż dobrze. Tylko
ta cena!
Znalazłem jednak pocieszenie. Słabe, ale jednak: tyle samo
kosztuje i tyle samo waży nowe szkło 50 mm przeznaczone do małoobrazkowych
Lumixów S1/R. A pocieszeniem jest fakt, że ten panasonicowy obiektyw ma jasność
nie f/1.2, a f/1.4. Ale to już żadne mecyje, takich szkieł mamy na pęczki. Przy
tym najdroższe z nich – Zeiss z mocowaniem Sony FE – jest do kupienia za 7000
zł, Sigma Art za 3000 zł, a nienajnowsze modele Canona i Nikona krążą wokół
1500 zł. O, cenę tego lumixowego standardu już bez obaw można nazwać potworną. Może
i jego przetestuję? Ciekawe czy okaże się ideałem na 47 megapikselach? W sumie
to nie ma innego wyjścia…
Podoba mi się:
+ rozdzielczość w całym kadrze i przy każdej przysłonie
+ znikoma liczba wad obrazu
+ obecność limitera odległości
Nie podoba mi się:
- nieostrości w gałęziach
- cena!
Zajrzyj też tu:
Jak zwykle u Pana dobry test, na zasadzie - jak kupie to cus, to bedzie robilo takie zdjecia. Co prawda w wypadku tego obiektywu kupno raczej nie wchodzi w gre, ale test jest jak najbardziej praktyczny. Troche bawi (obiektywna) ocena tego szkla, bo jest to juz nawet nie porownanie w Formule 1 Mercedesa z Williamsem ale z Ferrari :-). Mozemy sobie pogadac, ponarzekac ale musimy pamietac ze wymagania stawiane takiemu sprzetowi sa wysrubowane i chodzi tu o produkt top. Roznica miedzy najlepszm i najgorszym bolidem w Formel 1 to 2-3 sekumdy a miedzy czolowymi zespolami sa to ulamki sekundy na okrazenie. Nawet najgorszy produkt tej klasy jest produktem topowym.
OdpowiedzUsuńJa z racji swojego wieku moge porownac obiektywy bedace kiedys na amatorskim topie, np. bardzo wysoko ceniony przez amatorow Tessar, ktory w dzisiejszych czasach raczej do niczego sie nie nadaje i chocby kitowy zoom Canonna 15/45 EFM. Tu nie ma co porownywac. Nie ta klasa, choc oba obiektywy sa raczej dla amatorow. O topowych produktach "mogie se pogadac", bo one mi do niczego sie nie przydadza, tak jak Formel1 Mercedes nie pojezdzi po ulicach w Warszawie. :-)
Trzeba wiedziec co sie potrzebuje i co sie ma, znac limity i uwzgedniac je w swojej pracy. I tyle.
Ale o topowym sprzecie warto poczytac, warto wiedziec gdzie jest obecnie gorny limit.
Dzięki za pochwałę. Tak właśnie traktuję moje testy: pokazać co wychodzi na zdjęciach. Bo to w jest dla fotografa ważniejsze niż cyferki, tabelki i wykresy.
UsuńA ten Canon rzeczywiście został pokazany zgodnie z filozofią "o, i my potrafimy!". Choć ostatnio gdzieś wyczytałem, że szykuje się canonowski odpowiednik nikonowskiego Nocta 58/0.95. Podejrzewam jednak, że nie osiągnie on takich wyżyn jakości obrazka jak 50/1.2. To jest szkło w pełni użytkowe. Teraz trzeba poczekać na równie dobry obiektyw RF 50/1.8.
Zastanawiam sie kto projektuje i produkuje teraz obiektywy dla czolowych firm fotograficznych. Kiedys dostalem na Panskim forum opeer od czytelnika bo napisalem ze niemcy, w tym i Zeiss juz w ogole nic sami nie robia. On mnie wysmial, ja nie odpowiedzialem, ale mam obiektyw Zeiss made in Singapore a moj Canon jest made in Malaysia :-)
UsuńPodejrzewam ze wiekszosc jest i tak made in China :-)
Sorry - Canon jest made in Taiwan :-)
UsuńOni w Japonii juz chyba tez sami niewiele robia, bo jest za drogo. Interesujace - w mojej dziedzinie techniki japonce produkowali wiekszosc mechanicznych czesci w Australii bo tam bylo taniej niz u nich. Ale na koncowym wyrobie bylo "made in Japan".
Różnie bywa. Czasem obiektyw ma deklarowaną Japonię, a osłona p. słon. już Wietnam albo Indonezję. Zaskoczył mnie któryś Tamron, bo gdy zobaczyłem napisane na nim "designed in Japan", WIEDZIAŁEM że to zapowiedź napisu "made in Koniec Świata" po drugiej stronie obudowy. A tam jak byk stoi "made in Japan"! Takie dowcipasy z nich.
UsuńSigma z założenia robi wszystko u siebie. Coś tam przebąkiwali o uruchomieniu drugiej fabryki w Wietnamie, ale chyba zrezygnowali.
Pytanie tylko który lepszy czy 50mm 1.2 EF czy 50mm 1.2 ER :). Takie porównanie testów. Nawet z body EOS R :)
OdpowiedzUsuńZ tego co widziałem w testach EF 50/1.2, to nie ma on szans w porównaniu z RF. Jasne, jeśli test porównawczy, to tylko na EOSie R. Myślę, że coś takiego dałoby się już znaleźć w sieci. Jest na świecie trochę canoniarzy, którzy chcą przeskoczyć w bezlustra, a mają w swoich zasobach EF 50/1.2. I kombinują, czy pracować nim przez przejściówkę, czy szarpnąć się na RF. I pewnie któryś z nich porówna te szkła i coś opublikuje.
UsuńJestem początkującym amatorem. Przeczytałem sporo artykułów ale prosiłbym jeszcze o opinię praktyków. Chciałbym fotografować lokalne zawody tenisa (na powietrzu ale też i czasem w hali) do tego fotografia produktowa oraz portrety (moda cała sylwetka). Chciałbym kupić solidny sprzęt ale też nie chce przepłacać za coś czego z pewnością nie będę w stanie wykorzystać do wymienionych tematów. Co by Pan polecił?
OdpowiedzUsuńSam jestem amatorem wiec moze moja opinia nie bedzie miarodajna, ale ja zaczalbym fotografowac tym co mam. Po zrobieniu wielu zdjec mozna na wlasnym przykladzie wychwycic bledy i pomyslec jak ich uniknac. Wielu fotografow, w tym i Pan Baldwin, zaczynalo od Zenitow i Praktik. Spektrum twoich zainteresowan jest bardzo szerokie wiec w przyszlosci bedziesz potrzebowal sporo roznego sprzetu, ale najpierw bym sprawdzil sie na prostym sprzecie. Poczytaj testy na DPREWIEV, tam na koncu pisza good for ... not so good for... To sa na ogol bardzo dobre testy.
UsuńDziękuję za wsparcie. Rzeczywiście warto zacząć od tego co się już ma i zorientować się czego ewentualnie brakuje. I pod tym kątem dokonać inwestycji.
UsuńNa pewno przydałby się długi zoom plus średniodługa stałka makrowo-portretowa. Nie znam budżetu, więc trudno konkretniej doradzić.
Nie mam nic dopiero przymierzam się do zakupu. Szukam czegoś co spełni wymagania które wypisałem a jednocześnie nie przepłacać za funkcje których nie wykorzystam. Zastanawiam się między Nikonem D7500 a D750. Z obiektywów na początek myślałem o Tamron 70-200mm f/2.8 SP AF Di LD IF i Samyang 50 f/1.4 AS UMC. Co Pan o tym sądzi?
UsuńDobry zestaw szkieł na początek, ale raczej do D7500, a nie D750. Choć z drugiej strony, jeśli produktówkę robić zoomem, to i do D750 te obiektywy podejdą.
UsuńZnowu sie wtracam, ale nie tak dawno temu tesciowa mojego syna (pewnie jest jakas staropolska nazwa takiej osoby :-)) kupila uzywanego D750, nowych chyba juz nie ma? I co? No, i w ubieglym tygodniu chciala fotografowac wnuczki a kamera padla. Ja troche sie na technice znam wiec bardzo szybko znalazlem ze padla migawka, jest caly czas zamknieta. Z EXIF wynika ze kamera zrobila 3200 z czyms zdjec, po takim czasie migawka nie ma prawa sie popsuc, ale gdybys kupowal uzywana kamere to sprawdz ile ma zrobionych zdjec. Szkoda wydawac jakiekolwiek pieniadze na zlom ze 100 tysiacami zrobionych zdjec :-)
UsuńAkurat w Nikonach to proste, bo liczba strzałów nie jest w żaden sposób utajniana i łatwo ją poznać z pomocą niezależnego softu.
UsuńNie wiem czy we wszystkich Nikonach, ale w tym konkretnym potrzeba tylko edytowac Exif a danych o ilosci strzalow nie mozna w prosty sposob skasowac, wiec raczej musza byc prawdziwe. Exif edytujesz prawie kazdym programem do obrobki zdjec, jak twoj akurat tego nie ma to znajdziesz darmowe edytory w sieci.
UsuńJakie obiektywy by Pan polecił do D750? Co najlepiej się sprawdzi w fotografii kulinarnej?
UsuńKlasycznie: setka makro. Ups, miało być do Nikona. Czyli stopiątka mikro.
UsuńChyba się nie zrozumieliśmy. We wcześniejszym komentarzu napisał Pan, że obiektywy które podałem to bardziej do D7500 niż D750. Stad pytanie jakie w takim razie wybrać do D750 w tym samym zakresie ogniskowych. Rozumiem że powyższy komentarz to odpowiedź na drugie pytanie. Czy w takim razie obiektywem 70-200mm da się zrobić dobre zdjęcia kulinarne?
UsuńTo tak, 50 mm jest trochę za szerokie do kulinariów, jeśli ma być używane z D750. Do ludzi (cała sylwetka) ujdzie. Ale obiektyw ten pasuje do obu tych celów jeśli założony jest do D7500. Nie wiem jak tam z minimalną odległością ostrzenia, ale w razie co można użyć dodatkowej soczewki makro.
UsuńNatomiast do D750 przydałby się obiektyw 85 (100) mm, bo takim dobrze się będzie fotografowało ludzi i kulinaria. Optyka makro będzie ideałem "do kuchni", ale ze względu na światło f/2.8 może - choć to rzecz gustu - nie osiągać odpowiednio małej głębi ostrości (zdjęcia ludzi). Zoomem 70-200 oczywiście można robić zdjęcia kulinarne, choć problemem może okazać się spora minimalna odległość ogniskowania. Wypadałoby dokupić soczewkę makro, ale tu pewien problem, bo dobrej jakości i o dużej średnicy (w takich zoomach pewnie 72-77 mm) będzie sporo kosztować. Ale skoro taki zoom i tak potrzebny jest do sportu, to proszę go kupić i przymierzyć się nim do tych kulinariów. Jeśli podpasuje, problem z głowy. Jeśli nie, dokupić stałkę.
Zastanawiam sie po co sa wlasciwie te obiektywy. Do kogo sa skierowane? Czyzby "sztuka" dla samej sztuki?
OdpowiedzUsuńNie, to jest w pełni użyteczny obiektyw. Jak napisałem we wcześniejszej odpowiedzi, sztuką dla sztuki ma być - podobno planowany - canonowski odpowiednik nikonowskiego Nocta 58/0.95.
UsuńSłodziaczek ten 50/1,2. Bokeh mi się bardzo podoba. Winietowanie takie jakie lubię najbardziej - na pełnym otworze wyraźne, a potem znika.
OdpowiedzUsuńDo kogo są skierowane takie szkła? Do tych, dla których 11 tysięcy nie jest wielką kwotą. Jest to zdecydowanie sensowniejszy wydatek, niż kupno telewizora w podobnej cenie, a trochę telewizorów za podobne sumy wisi w polskich sklepach. Drogi obiektyw jest też dużo bardziej racjonalnym wydatkiem niż drogi samochód. Jedno i drugie jest fajnym narzędziem, ale do tego drugiego trzeba non stop dopłacać (ubezpieczenie, paliwo, opony) a jego utrata wartości jest, w porównaniu z obiektywem, masakryczna.
Skoro szkło jest właściwie rekordowe, bo niewiele jaśniejszych da się kupić do Canona, to cena jest nawet w pewien sposób uzasadniona. Tyle tylko, że różnica pomiędzy f/1,4 a f/1,2 w oczach wielu nie jest warta takiego dopłacania.
Na moje oko dzisiaj w ogóle trudno uzasadnić takie różnice kwot, bo różnice jakościowe pomiędzy tanim a drogim bardzo się zmniejszyły w ciągu ostatnich piętnastu lat. Nadal są, ale już nie takie duże jak dawniej.
Ale niemniej niektórzy portreciści skuszą się na 50/1,2 nawet w tej cenie.
Jasne, to nie szkło dla Kowalskiego. Choć pewnie znajdzie się takich kilku (no, licząc razem z Malinowskimi), którzy wyprzedadzą swoje zasoby sprzętu tylko po to by móc focić TAKIM obiektywem. Bardzo jednak liczę, że i Canon zrobi pięćdziesiątkę dla ludu. Tak jak Nikon.
UsuńJestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Staram się, by moje testy takie były.
Usuńmam, używam i kocham do szkło na równi z RF 15-35
OdpowiedzUsuńŁadna para szkiełek RF :-)
UsuńChciałbym podsunąć temat na post. Posiadam ten obiektyw i zastanawiam się nad zakupem RF 28-70. Jednego dnia uważam ze chce 28-70 a drugiego 50mm 1.2 i tak w nieskończoność. Nikt nie zrobił takiego porównania. Ważne jest do czego chcemy to używać, w moim przypadku jest fotografia rodzinna, studio, plener i sporadycznie, reportaż(nie śluby). Co da nam 50 1.2 czego nie da nam 28-70? Kiedy warto iść w zoom a kiedy to mniej istotne? Porównanie bokeh. Ojjj ile pytan
OdpowiedzUsuń28-70 przetestowałem już osobno, więc porównania raczej nie zrobię. Ja sam, gdybym miał wybierać, decydowałbym się na zooma, ze względu na wyższą jego uniwersalność. Szczególnie w porównaniu z 50 mm, która - na mój gust - jest za wąska jak na jedno jedyne szkło. Druga sprawa, to boke - według mnie 28-70 wypada tu lepiej.
Usuń