Musiałem ten obiektyw przetestować, choćby dla sprawdzenia
jak daleko odbiega od jedynego na rynku świetnego superzooma, olympusowskiego
12-100 mm f/4. Zachwyciłem się nim 4 lata temu (TEST)
i nadal jest on wzorcem do którego odnoszę inne tego typu szkła. Jak dotychczas
żadna wakacyjno-spacerowa konstrukcja mu nie dorównała, a – jak podejrzewam –
nie dokona tego też M.Zuiko 12-200 mm. Dlaczego nie? Bo jest mniejszy, lżejszy,
tańszy, ciemniejszy i nie przyjęto go do olympusowej rodziny optyki PRO. Co
wcale nie znaczy, że wypadnie w teście całkiem źle.
Ten superzoom nie trafił do topowej gamy PRO, to może
chociaż zakwalifikował się do Premium? Nie, ale wcale nie dlatego że mu się to
nie należało, a z powodu reorganizacji. Po prostu u Olympusa uznano że trzy linie
szkieł („zwykłe” M.Zuiko, Premium, PRO) to za dużo, więc wycięto tę środkową.
Już jej nie znajdziemy, i przyznam że sam przegapiłem ten moment. Nagle
zobaczyłem tylko dwie kolumny obiektywów w witrynie Olympusa. Nie chce mi się
sprawdzać jak podzielono te z rodziny Premium pomiędzy obie pozostałe, ale
podejrzewam że wszystkie zdegradowano do niższej.
Jednak testowany superzoom ma coś z PRO. Został bowiem –
jako jeden z zaledwie trzech „zwykłych” M.Zuiko – uszczelniony. Dwa pozostałe,
to: najstarszy olympusowy superzoom 14-150 mm f/4-5.6 II oraz makrówka 60 mm
f/2.8. Co poza uszczelnieniami? Mnóstwo soczewek, do tego mocno „tęczowych”.
Asferyczne, niskodyspersyjne mniej lub bardziej, wysokorefrakcyjne takie i
owakie – aż miło popatrzeć na schemat. W sumie jest ich 16, czyli wcale nie tak
dużo, jak na zaawansowaną konstrukcję. Zaawansowaną, choć nie rekordową. To
odpowiednik małoobrazkowego 24-400 mm, a pod względem zakresu lepszy jest
APSowy Tamron 16-300 mm, czyli odpowiednik 24(26)-450(480) mm. Wartości w
nawiasach dotyczą Canonów, a bez nawiasów modeli pozostałych producentów, czyli
z nominalnym „cropem” 1,5×. Liczę jednak bardzo, że obiektyw Olympusa okaże się
lepszy od Tamrona, szczególnie przy najdłuższych ogniskowych. Mój test Tamrona TU.
Źródło: Olympus |
Wewnątrz obiektywu nie znajdziemy systemu optycznej
stabilizacji obrazu, co mocno dziwi. Trzeba więc bazować na stabilizacji
matrycy, która przy długich ogniskowych nie zapewnia tak wysokiej skuteczności
jak ta w obiektywie. Ale cóż, oszczędności… To dzięki nim obiektyw można kupić
już za 3700 zł, a nawet 3000 zł, jeśli zdecydujemy się na sztukę z
rozkompletowanego zestawu z aparatem. Dla porównania, M.Zuiko 12-100 mm
kosztuje 5000 zł, a 14-150 mm różnie: standardowo 2700 zł, a z zestawu jest do
kupienia już za 1500 zł. Spory rozrzut!
Na zewnątrz obiektywu zastajemy dużo tworzyw sztucznych. Co
nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę masę obiektywu wynoszącą zaledwie 455 g. Z
metalu wykonane jest mocowanie bagnetowe oraz fragmencik obudowy tuż przed
pierścieniem ostrości. Katalogowa długość obiektywu wynosi 10 cm, natomiast
praktyczna, czyli z założoną osłoną przeciwsłoneczną zmienia się od ok. 13 cm
dla najkrótszej ogniskowej do 20 cm przy najdłuższej.
Ten wysuw realizowany jest jednoczłonowo, a opór pierścienia
– choć dość płynny – nie jest równy. Z początku, czyli w dole zooma pierścień
stawia niewielki opór, który jednak stopniowo rośnie przy wydłużaniu zooma. W
okolicach 100 mm napotykamy wręcz na „próg”, ale potem znowu jest łatwiej. Można
to było zrealizować lepiej, szczególnie przy tych 100 mm, gdzie precyzyjne
ustawienie kąta widzenia może sprawiać kłopoty. Może, choć w praktyce wcale nie
musi. Ja sam odczuwałem to bardziej jako dyskomfort, niż utrudnienie. Grunt, że
pierścień zooma jest szeroki, może trochę zbyt drobno moletowany, ale to
zauważałem wyłącznie podczas krytycznego obmacywania, a nie przy
fotografowaniu.
Pierścień ostrości zaprojektowano cienki, ale nie cieniutki.
On z kolei mógłby się obracać z trochę większym oporem. Ale, znowu, to też
marudzenie testera. Ostrość oczywiście ustawiana jest na drodze elektrycznej,
więc pierścień nie ma mechanicznego połączenia z odpowiednimi członami
optycznymi. Brak też skali ostrości. Ogniskowanie oczywiście odbywa się wewnętrznie.
Minimalna odległość ostrzenia wynosi 22 cm. Tyle wyczytamy w
danych technicznych, ale w praktyce mało z tego wynika. Na przykład dla
ogniskowej 200 mm najmniejszy dystans ostrości to 60 cm. Przy ogniskowej 25 mm
da się ustawić ostrość na samym skraju osłony przeciwsłonecznej. Jak się domyślacie,
jeszcze krótsze ogniskowe pozwalają naostrzyć na obiekt znajdujący się jeszcze
bliżej. Tak, wewnątrz osłony! Dla 12 mm mniej więcej o centymetr od przedniej
soczewki. Fotografowanie w skali makro wchodzi więc w grę. Co prawda nie
robaczków, ale kwiatków i motylków, owszem. Producent deklaruje maksymalne
powiększenie obrazu 0,23× (0,46× w przeliczeniu na mały obrazek) i możliwość
objęcia kadrem obszaru zaledwie 75×57 mm. Jednak w rzeczywistości, przy krótkich
ogniskowych, ten obszar może być nawet mniejszy.
M.Zuiko 12-200 mm korzysta z filtrów 72 mm. |
Dwa słowa o maksymalnym otworze względnym tego obiektywu.
Zakres f/3.5-6.3 w superzoomie nie dziwi, a w testowanym M.Zuiko prezentuje się
wręcz ładnie, biorąc pod uwagę zakres jego ogniskowych. Wartość f/6.3 to może
nie to, co tygrysy lubią najbardziej, ale z drugiej strony, oznacza światło
niższe od f/5.6 o zaledwie 1/3 działki. Nie ma jednak co kryć, że – tak jak i w
innych superzoomach – jasność szybko spada z początkowych f/3.5. Ściemnienie o
1/3 działki widać już dla ogniskowej 14 mm, o kolejne dla 23 mm. Otwór f/5
objawia się przy 31 mm, a f/5.6 przy 45 mm. Dla 70 mm widzimy f/6.1, natomiast
„końcowe” f/6.3 zaczyna obowiązywać po przekroczeniu 100 mm.
Druga kwestia eksploatacyjno-użytkowa, to realne kąty
widzenia. Superzoomy są obiektywami, które w tej konkurencji lubią oszukiwać.
Znaczy, nie tyle one, co ich konstruktorzy, a jeszcze prędzej firmowi
marketingowcy. Niestety nie miałem ani możliwości zmierzenia tych kątów, ani
dokonania porównań z żadnymi obiektywami pracującymi na matrycach o proporcji
boków 4:3. Odniosłem się więc do „sprzętu 3:2”, sprawdzając kąty widzenia po
przekątnej kadru. I tak, przy najkrótszej ogniskowej, M.Zuiko 12-200 widzi minimalnie
szerzej niż zoom 25-400 (małoobrazkowych) mm Panasonica FZ1000. Jednocześnie,
jego kąt widzenia jest leciutko, lecz zauważalnie węższy niż pierwszej wersji canonowskiego
24-70/2.8. Czyli dobrze jest, żadnego istotnego kantu nie stwierdzam. Jednak
widzę go na długim krańcu zakresu ogniskowych. Ale spokojnie, nie u Olympusa, a
u Panasonica. Jeśli założymy że M.Zuiko ma (małoobrazkowe) 400 mm to zoom
FZ1000 wygląda tak jak 380 mm. Wiem, przy tych najdłuższych ogniskowych nie
stanowi to istotnej różnicy, jednak miło że i tu superzoom Olympusa nie nawalił.
Zdjęcia wykonane z tego samego miejsca przy skrajnych ogniskowych. |
Różnica kadru pomiędzy ogniskowymi 100 mm i 200 mm. To porównanie dla tych, którzy rozważają wybór pomiędzy olympusowymi zoomami 12-100 mm i 12-200 mm. |
Trzecia rzecz dotycząca pracy tym obiektywem, o której chciałbym wspomnieć, związana jest z używanym aparatem. M.Zuiko 12-200 mm jest nieduży jak na swój zakres, mimo to trochę jednak waży. Dlatego dobrze jest mieć za co porządnie chwycić aparat. Ta potrzeba nie zawsze objawia się bardzo wyraźnie. „Przecież jest wygodnie, po co dokładać uchwyt i jeszcze do niego dopłacać?!” Racja, tak to może wyglądać. Ale jeśli macie takie odczucia, przymierzcie się w jakimś sklepie do dedykowanego uchwytu. Zobaczycie jak bardzo poprawi się komfort fotografowania. Jasne, nie zawsze jest to możliwe (do większości PENów gripów brak), a czasem zbędne, bo rodzime uchwyty są duże (jak w „jedynkach”). Jednak w przypadku pozostałych modeli warto dopłacić do wygody.
OK, pora na przedstawienie wyników testu tego superzooma.
Zacznę od wyniku niezbyt „optycznego”, który mocno mnie
zdziwił. Właściwie nawet nie było potrzeby wykonywania tego elementu testu, bo
nie dotyczył on samego obiektywu, a działania aparatu z tym obiektywem. Chodzi
o stabilizację. Jak wspomniałem na początku artykułu, obiektywowi brak systemu
stabilizacji optycznej. Z czego oczywiście nie ma co się cieszyć, no chyba że
uwzględniamy wynikający z tego spadek ceny obiektywu. Przecież wiadomo, że dla długich ogniskowych stabilizacja
matrycy nie ma prawa być skuteczna. Jednak użytkownikom szkła z pewnością
przyda się informacja co im da stabilizowana matryca. Czy całkiem nic, czy
jednak coś, czy może więcej. Wyniki trochę mnie zdziwiły. Zasadniczo miło, choć
nie do końca. Tym mniej miłym końcem, jest zaledwie dobry poziom skuteczności
stabilizacji przy krótkich ogniskowych. To Olympus, powinno być świetnie, więc
spodziewałem się skuteczności na poziomie 5 działek czasu. A ze zdjęć testowych
wynikają maksymalnie 4 działki. Maksymalnie, bo dla niektórych czasów trafiają
się 3 działki. Ale ucieszyłem się, że ten poziom skuteczności obowiązuje nie
tylko dla dołu zooma, ale też dla środka, a co dziwniejsze, dla góry zakresu
ogniskowych wcale nie jest zły. Dla 100-200 mm spodziewałem się spadku
skuteczności o co najmniej dwie działki w porównaniu z krótkimi ogniskowymi, a
tu sprawy mają się zauważalnie lepiej. No, nie na poziomie „dobrze”, ale
przyzwoicie. Dla niektórych czasów i przy 200 mm zdarza się skuteczność 4 działek,
choć przy innych bywają to zaledwie 2 działki. Jednak uzyskanie takiego wyniku
dla długiego tele przy pomocy samej stabilizacji matrycy, to i tak przyzwoite
osiągnięcie.
Żeby odejść od – mało mówiącego niektórym – parametru
skuteczności, dodam wartości czasów naświetlania, dla których uzyskiwałem
wyłącznie nieporuszone zdjęcia.
Dla ogniskowej 25 mm, czyli małoobrazkowych 50 mm, włączona
stabilizacja pozwalała uzyskać 100% ostrych zdjęć dla czasu 1/6 s. Jego dalsze wydłużanie
powodowało gwałtowny wzrost liczby zdjęć poruszonych. Przy 100 mm
(małoobrazkowe 200 mm) bez obaw mogłem korzystać z czasu 1/25 s, ale nie widać
było tak gwałtownego spadku udziału ostrych ujęć przy trochę dłuższych
ekspozycjach. Jeśli strzelimy 3 ujęcia dla 1/13, a nawet 1/6 s, w zasadzie mamy
pełną szansę na sukces. Dla 200 mm już gorzej, bo pewność zachowujemy tylko do
1/100 s, a potem mamy silny spadek, tak jak w dole zooma. To oczywiście wyniki
pracy systemu stabilizacji w moich dłoniach. Innym może to wypaść trochę
odmiennie, choć istotnych różnic bym się nie spodziewał.
Uzupełnię jeszcze, że cały test obiektywu wykonałem przy
pomocy Olympusa E-M5 III, a w teście stabilizacji pracowałem „w pełni
mechaniczną migawką szczelinową”, czyli bez włączenia elektronicznej pierwszej
kurtyny.
Czas najwyższy przejść do kwestii jakości optycznej.
Pierwsza rzecz, szczegółowość obrazu. Tak jak się można było
spodziewać, ten zoom nie jest bliskim kuzynem M.Zuiko 12-100 mm f/4. Nazwisko
niby to samo, ale gałąź rodziny zupełnie inna. Naprawdę dobrze obiektyw
sprawuje się tylko w okolicach swego najszerszego kąta. Zarówno środek klatki
jak i brzegi zasługują na pochwałę, i to już od pełnej dziury. Im ogniskowa
dłuższa, tym szczegółowość niższa, a spadek widać już przy 17 mm. Dobre choć
to, że przymykanie przysłony pomaga, ale nie po to kupuje się sprzęt Micro 4/3
żeby kurczowo trzymać się f/8-11. Bo to właśnie takie otwory zapewniają
optymalne wyniki. Optymalne, co nie znaczy że zawsze zadowalające. Przy średnich
ogniskowych owszem, jednak dla długich, powiedzmy od 70 mm, już nie. Szczegółowość
środka kadru rośnie zauważalnie po przymknięciu przysłony do podanych wartości,
ale nie jest to wzrost duży, a poza tym start do niego następuje z niskiego
poziomu. Z kolei na brzegach problemem okazuje się boczna aberracja
chromatyczna. Co prawda jest ona automatycznie usuwana programowo, więc
kolorowych obwódek brak, lecz pozostają ich silne „monochromatyczne” ślady.
Widzicie je na wycinkach poniżej, wyglądają jak efekty poruszenia zdjęcia.
Znikają one przy f/11, ale to mocno ogranicza przy fotografowaniu najdłuższymi
ogniskowymi. W samym dole zooma bocznej AC też trochę jest, lecz aparat lepiej
radzi sobie z bezśladowym jej usuwaniem. Dodam jeszcze, że dyfrakcja odzywa się
dopiero przy f/16. W sumie wyniki spodziewane, co wcale mnie jednak nie cieszy.
Motyw do testu szczegółowości obrazu. Tym razem zdecydowałem się na jeden motyw dla wszystkich ogniskowych. Wycinki poniżej. |
Ogniskowa 12 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 17 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 23 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 42 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 70 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 94 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 200 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Winietowanie prezentuje się znacznie ładniej. Znaczy, mało
je widać. Naprawdę mało. Z początku byłem wręcz przekonany, że automatyczna
korekcja winietowania jest tak sprytnie zaszyta w plikach, że nie jestem w
stanie wywołać RAWy bez niej. Bo jak to możliwe, by superzoom przy swym
najszerszym kącie w ogóle nie ściemniał brzegów? A jednak! Dopiero gdy wziąłem
się za zdjęcia wykonane przy najdłuższych ogniskowych, gdzie winietowanie było
widoczne, przekonałem się, że korekcja jest wyłączalna. Ale też, że może się
ona przydać tylko w górze zooma. Jednak wcale nie musi, bo ściemnienie okolic
rogów nie jest ostre, a więc często trudno je w ogóle dostrzec. Choć na
niektórych ujęciach objawia się wyraźnie. Ale to wyłącznie powyżej 120-150 mm.
Dół i środek zakresu ogniskowych pozwalają fotografować z wyłączoną w menu korekcją.
Oczywiście jej aktywacja nic nie przeszkadza. Wyniki M.Zuiko 12-200 mm w tej
konkurencji należy ocenić bardzo wysoko, a jak na superzoom, jako wręcz rewelację.
Ciekawe, że choć aktualnym trendem w konstrukcji obiektywów jest pozostawianie
silnego winietowania, Olympus idzie inną drogą. Można się z tego cieszyć, ale
przyznaję, że jeśli „dołożenie” winietowania pozwoliłoby poprawić szczegółowość
zdjęć, to taka opcja bardzo by mi pasowała.
Ogniskowa 12 mm, przysłona otwarta i mocno przymknięta. Redukcja otworu względnego nie ma wpływu na winietowanie, gdyż ono po prostu nie występuje. |
Ogniskowa 100 mm. Winietowania nadal brak. |
Dystorsja. Tu już bez cudów, więc dla 12 mm możemy podziwiać
piękną „beczkę”. Możemy, jeśli się postaramy. Czyli znajdziemy wołarkę RAWów,
która umie ominąć korekcję dystorsji. W innym wypadku zdjęcia są prościutkie,
choć mogą być takie na dwa sposoby. Spójrzcie na zestaw zdjęć poniżej.
Ujęcie wykonałem przy ogniskowej 12 mm. Lewe to JPEG prosto
z aparatu i tak właśnie rzecz widziałem w wizjerze podczas kadrowania. Środkowe
też nie wykazuje dystorsji, ale kadr jest zauważalnie szerszy. To efekt
działania korekcji dystorsji w programie Darkteable. Z kolei prawa wersja
obrazuje rzeczywistą pracę obiektywu, czyli po prostu beczka w pełnej krasie. Pokazuję
te trzy wersje zdjęcia jako postscriptum dla napisanego wcześniej akapitu
dotyczącego kątów widzenia testowanego obiektywu. Pochwaliłem go za uczciwe
trzymanie szerokiego kąta, co zdarza się superzoomom wcale nie co dzień. Okazuje
się, że pochwała to za mało, potrzebne są brawa. Gdy prostując dystorsję
przejdziemy przez RAWa, kadr rozszerza nam się mniej więcej „o milimetr
ogniskowej”. I to raczej więcej niż mniej. Mamy więc 24 mm pełną gębą, a może i
mniej. Oczywiście, jeśli przy jakimś zdjęciu dystorsja nam nie wadzi, i nie
musimy korygować beczki przy 12 mm, kadr zdjęcia jest jeszcze szerszy. Tak się
składa, że znowu zyskujemy (od strony matematycznej, to raczej tracimy)
milimetr lub nawet trochę więcej na dole zooma. „Ogniskowa 22 mm” – to brzmi
bardzo zachęcająco! Para zdjęć poniżej pokazuje ile zyskujemy jeśli w ogóle nie
usuniemy tej beczki. W przypadku takiego jak ten kadru, nijak nam ona nie
przeszkadza. Lewe zdjęcie to JPEG z aparatu, prawe pochodzi z niekorygowanego
RAWa.
Skupiłem się na dystorsji dla 12 mm, ale poza nią jest też
przecież kilka dłuższych ogniskowych. Beczka tradycyjnie zmniejsza się przy
wydłużaniu zooma, ale jeszcze dla 17 mm jest wyraźnie widoczna. Dystorsja
zeruje się po przekroczeniu ogniskowej 20 mm, a przy 25 mm widać już słabiutką
poduszkę. Powtórzę: widać, jeśli uprzemy się jej nie korygować. Poduszka
oczywiście staje się wraz ze wzrostem ogniskowej coraz silniejsza, ale nawet
dla 200 mm nie osiąga poziomu, przy którym powinna kogokolwiek martwić.
Ogniskowa 200 mm, nieskorygowana dystorsja poduszkowata. Komuś przeszkadza? |
Zdjęcia pod światło też nie martwią. Musiałem się nieźle
namęczyć, by uzyskać wyraźnie przeszkadzające bliki. Jakiś sukces jest, efekty widać poniżej.
Tyle, że zazwyczaj wystarczała nieznaczna zmiana kierunku fotografowania, a z
plam, smug światła i blików nic nie zostawało. Prezentuję najgorsze uzyskane
wyniki, ale jestem przekonany, że komentarze użytkowników tego zooma brzmieć
będą: „mam go od dawna, ale czegoś takiego nijak nie udało mi się stworzyć!”
Podsumowując temat: bez obaw!
Ogniskowa 12 mm, przysłona f/5.6. |
Ogniskowa 12 mm, przysłona f/8. |
Ogniskowa 18 mm, przysłona f/4.5. |
Ogniskowa 50 mm, przysłona f/5.7. |
Jeszcze dwa słowa o nieostrościach obrazu. Cóż, to
superzoom, nie ma co się spodziewać rewelacji. Powiem tak: jest różnie. Z
rzadka nieostrości prezentują się świetnie, a całkiem często nie muszą wstydzić
się brzydkiego charakteru. Bywa też całkiem odwrotnie, czyli nieciekawie. Sporo
zależy od stopnia nieostrości. Czasami na jednym zdjęciu tylny plan miejscami
prezentuje się paskudnie i nerwowo, ale jego elementy znajdujące się w innej
odległości od aparatu, cieszą oko budyniowym boke. Zdjęcia prezentujące tę
cechę (inne oczywiście też) znajdziecie w galerii poniżej.
Zasadniczo wszystkie one są JPEGami wprost z aparatu,
wykonanymi przy natywnej czułości Olympusa E-M5 III, czyli ISO 200, w Naturalnym trybie barw, bez korekcji
ekspozycji, wad obrazu, i innych wspomagaczy. Ewentualne odstępstwa deklaruję w
podpisach.
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/11. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 149 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 13 mm, przysłona f/11. Dmuchawiec częściowo schowany we wnętrzu osłony przeciwsłonecznej. |
Jak wyżej, ale przysłona f/22. Bardziej przymknąć się nie da. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 70 mm, przysłona f/6.1. |
Ogniskowa 28 mm, przysłona f/4.8, korekcja ekspozycji -2/3 EV. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 70 mm, przysłona f/22. |
Ogniskowa 700 mm, przysłona f/6.1. |
Ogniskowa 137 mm, przysłona f/6.3. Troszkę podciągnięty kontrast i nasycenie. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 40 mm, przysłona f/5.6. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, korekcja -2/3 EV. |
Ogniskowa 40 mm, przysłona f/5.3, korekcja -2/3 EV. |
Ogniskowa 12 mm, przysłona f/3.5. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 112 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, korekcja -2/3 EV. |
Ogniskowa 80 mm, przysłona f/6.1, korekcja -2/3 EV. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. |
Ogniskowa 31 mm, przysłona f/5. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, przycięte z prawej do kwadratu. |
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, korekcja +1/3 EV. Podciągnięte nasycenie. |
Ogniskowa 80 mm, przysłona f/6.1, korekcja -1/3 EV. |
Nie mogę napisać, że
ten obiektyw mi się spodobał. Jednak z drugiej strony, miło mi się nim
fotografowało. I to dobrych kilka tygodni, bo polski Olympus jakoś nie żądał
zwrotu sprzętu. A ja siedziałem cicho, bo po co się przypominać? Może zapomną…
Te pozytywne odczucia to jedna strona medalu. One są ważne,
gdyż wiem, że obiektyw podpasuje targetowi,
czyli fotografującym klasycznym zestawem wakacyjno-spacerowym: jeden
aparat + jeden bardzo uniwersalny obiektyw. Po prostu przyjemnie będzie się go
używało. Druga strona medalu, to szczegółowość zdjęć, której poziom niezbyt
mnie ucieszył. Szczególnie, że inne parametry prezentują się lepiej (czasami
znacznie lepiej) niż się spodziewałem przed testem. Konstruktorzy M.Zuiko
12-200 mm mieli więc szansę ująć tu i ówdzie, by dołożyć plusów tej szczegółowości.
Nie zrobili tak, może nie było jak tę ideę zrealizować, więc wyszło jak wyszło.
Mi to nie pasuje, ale czy typowi użytkownicy tego zooma też będą z tego powodu
narzekali? Niektórzy z pewnością tak. Ale jestem przekonany, że znaczna ich
część nie zauważy niczego niepokojącego. Szczególnie jeśli nie będą powiększali
zdjęć do pełnej rozdzielczości, a potem oglądali piksel po pikselu z każdej
strony.
Czyli co, sukces? Na pewno dobry pomysł, ale czy sukces,
tego bym nie przesądzał. Obiektyw prezentuje się kusząco, zarówno parametrami
katalogowymi, jak i (w wielu aspektach) jakościowymi. Jednak konkurencyjny
M.Zuiko 14-150 mm II jest aż dwukrotnie tańszy. Ilu potencjalnych użytkowników poczuje
silną potrzebę posiadania małoobrazkowych 24
mm zamiast 28 mm? Myślę, że nawet wynikające z RAWów 22-23 mm ich nie zachęci. Szczególnie, że realizacja tej potrzeby wymagałaby wydania półtora tysiąca złotych. Na
górze zakresu zooma różnica pomiędzy 400 mm, a 300 mm jest równie mało
przekonująca. Niemniej dobrze, że Olympus ma takie szkło w ofercie. Gdy już z
ceny zostanie usunięty „podatek od nowości”, stanie się znacznie bardziej
kuszącą propozycją.
Podoba mi się:
- zwartość konstrukcji
- baaardzo uniwersalny zakres ogniskowych
- całkiem wysoka jakość zdjęć (oceniając całościowo)
Nie podoba mi się:
- poziom szczegółowości obrazu
- cena (w stosunku do zooma 14-150 mm)
Zajrzyj też tu:
Nie na temat, ale ten objektyw i tak mnie nic nie obchodzi.Za to przygladalem sie w ostatnim tygodniu ludziom, czym fotografuja. Poza mna nikt juz nie uzywa zadnej kamery. Tylko smartfony. Koniec apartow fotograficznych?
OdpowiedzUsuńAparaty przestają być powszechne, stają się elitarne.
UsuńRaczej profesjonalne chyba niz elitarne. Niektorzy kupowali aparaty zeby sie pochwalic ze maja pieniadze, Teraz porzadny smartfon tez kosztuje grube pieniadze i mozna sie pochwalic, tak jak kiedys Nikonem :-)
UsuńNo, ja nie nazwałbym nadzianych szpanerów elitą :-) Użyłem tego określenia dla nazwania tych, którzy wiedzą do czego służy aparat i dlaczego bywa lepszy od smartfona. A czy są profesjonalistami, czy entuzjastami, to już wszystko jedno.
UsuńOkidoki, kwestia definicji.
UsuńAle ja znowu nie na temat - nie tak dawno temu pisalem ze nie rozumiem firm uparcie trzymajacych sie systemu M4/3, ze mi ich troche zal, bo musza pasc, i teraz wlasnie na Fotopolis - co bedzie z systemem M4/3 ?, dzial foto Olympusa padl - jasnowidz jakis czy co?! :-)
Według mnie Olympus trzymał się nie tej części m4/3 co powinien. Skobnąłem dziś o tym na blogu. A co będzie dalej, zobaczymy.
UsuńNie tej czesci co powinien - a fuj! To dodatkowy powod do upadku! :-)
UsuńOd jakiegos czasu zauwazam ze sa jeszcze ludzie /i to na dodatek mlodzi/ ktorzy fotografuja poslugujac sie aparatami analogopwymi. W Pradze, Budapeszcie w Krakowie zauwazylem mlodych fotografujacych Nikonami, Canonami, Pentaxami czy nawet Prakticami czy Zenitem.
OdpowiedzUsuńMa to te zalete ze te aparaty wraz z obiektywami mozna teraz kupic tanio (wyjatek - Nikon) i w dobrym stanie, a i zaszpanowac mozna! :-)
UsuńJak Pan ocenia jakość optyczną tego obiektywu w stosunku do 14-150 II ???? Nie patrząc bardzo na cenę - na który z tych dwóch by Pan postawił jeżeli jeden z nich miałby u Pana zostać?
OdpowiedzUsuńZe względu na szczegółowość obrazu, to 14-150, ale koniecznie w wersji II. Natomiast w 12-200 kusi mnie 12 mm. "Nie patrząc na cenę" to kupiłbym 12-100 :-) 12-200 nie jest duży, ale 14-150 jest już mniejszy i wyraźnie lżejszy. Dlatego lepiej pasuje do mniejszych korpusów. Przy E-M1, czy G9 to
Usuńnie ma różnicy.
Bardzo dziękuję, za rzeczową odpowiedź Panie Pawle! Obecnie posiadam właśnie II wersję razem z olkiem em5 II i zastanawiałem się nad tym 12-200 ale rozwiał Pan moje wątpliwości. Nie chciałbym mieć gorszej rozdzielczości niż obecny obiektyw. Planuję jeszcze dokupić szkło Panasonica 20 mm f1.7 na fotografowanie na lekko i w gorszych warunkach i ewentualnie może 100-300 Panasonica jako budżetowe tele. Przy okazji - bardzo dobry blog :) Super się go czyta :) Pozdrawiam serdecznie Hubert Stoń
UsuńDziękuję za uznanie :-)
UsuńJeśli w planach jest 100-300, to nie ma sensu kupować 12-200, bo 100-300 będzie się kurzyło na półce. Wówczas warto by pomyśleć o którymś 100-400, ale to już inna kasa i gabaryty...
Nie odstręczam od 20/1.7, ale proszę też przemyśleć 15/1.7, bo to bardzo fajne szkiełko. Oczywiście jeśli kąt widzenia pasuje. Test wisi na blogu.
Przeczytałem test i jak najbardziej rozważę, tę 15/1.7 :) Szkło ciut większe i droższe ale ogniskowa lepsza do zamkniętych pomieszczeń i chyba szybszy af. ... Trzeba przemyśleć :)
OdpowiedzUsuńJasne, w pomieszczeniach 15/1.7 będzie się czuł znacznie lepiej. AF w 20/1.7 jest jakiś prymitywny, chyba nawet w wersji II. 15 mm to pod tym względem inna bajka.
UsuńDzień dobry, czy ten obiektyw będzie dobrze współpracował z korpusem Lumix G80?
OdpowiedzUsuń