Od zawsze uważam zakres 24-200 mm za idealny dla zooma uniwersalnego,
spacerowego, wakacyjnego, czy jak go ktoś chce nazywać. Dlatego gdy pojawia się
taka konstrukcja, jej przetestowanie uważam za swój obowiązek.
Wbrew pozorom, takich obiektywów nie ma dużo i nigdy nie było.
Małoobrazkowe 28-200 (250, 300) mm to klasyka, podobnie jak analogiczne 18-200
(250) mm w APSC. Ale już 24 mm albo APSowe 16 mm w dole zakresu to rzadkość. Na
przełomie tysiącleci Tokina pokazała pionierski 24-200 mm f/3.5-5.6, ale on był
mocno nieudaną konstrukcją. Potem długo, długo nie pojawiło się nic podobnego.
No, poza drugim, również mało udanym, podejściem do tematu Tokiny APSowym
16,5-135 mm. Dobrze, że ostatnio coś się ruszyło. Jest FE 24-240 mm f/3.5-6.3
Sony, jest APSowy Tamron 16-300 mm, czas by i dla Micro 4/3 znalazło się
podobne szkiełko. Z pierwszą propozycją wystąpił jesienią zeszłego roku Olympus
i właśnie jego M.Zuiko Digital ED 12-100 mm f/4 IS PRO biorę na warsztat.
Ładna nazwa, prawda? I sporo z niej wynika. Przede wszystkim
to, że Olympus zdecydował się umieścić zwykłego spacerzooma w swej
najszlachetniejszej rodzinie PRO. W najniższej ma od dawna 14-150 mm f/4-5.6
(obecnie w wersji II), więc trochę lepszego modelu można by się spodziewać w
środkowej rodzinie Premium. Ale nie, Olympus poszedł na całość. Nic
niespotykanego, w końcu Canon ma eLkę 28-300 mm
3.5-5.6. I to nie byle jaką, bo dwukrotnie droższą od testowanego tu M.Zuiko. A
ile ten olympusowski obiektyw kosztuje? Trochę ponad 5600 zł. Zoom jest dość
świeżą nowością i ofert sprzedaży w Internecie niewiele, więc ta suma, bardzo
zbliżona do ceny sugerowanej przez producenta, wcale nie dziwi. Niemniej jest,
bez dwóch zdań, wysoka.
Pierwszym jej usprawiedliwieniem jest kolejny fragment nazwy
obiektywu: f/4. Nooo… superzoom ze stałym światłem!? I to jakim! Tego jeszcze w
programie nie było. Przecież superzoomy od zawsze kończą się na f/5.6 albo
f/6.3.
W nazwie widzimy też IS.
To także dużo znaczy o powadze podejścia Olympusa do konstrukcji tego zooma.
Dotychczas, jedynie jego 300 mm f/4 zasłużyło na wbudowaną stabilizację,
uzupełniającą swym działaniem tę w aparatach. A tu, napotykamy ją w obiektywie
do wszystkiego. Mam nadzieję że nie do niczego.
Choć – jeśli jeszcze nie wiecie o tym – rzecz działać będzie wyłącznie przy
współpracy zooma z aparatami obsługującymi system Sync IS, czyli E-M1 II oraz
E-M5 II i E-M1. W pozostałych, w menu wybieramy czy chcemy korzystać ze
stabilizacji matrycy, czy obiektywu. Z tego co kojarzę, najstarsze PENy nie
pozwalają na ten wybór i działać będzie tylko stabilizacja matrycy.
Z nazwy wynika też obecność we wnętrzu soczewek ze szkła o
niskiej dyspersji. Ba, ale ilu? Gdy po raz pierwszy spojrzałem na schemat
optyczny tego zooma, myślałem, że zobaczyłem tęczę. Soczewki asferyczne takie i
śmakie, niskodyspersyjne, wysokorefrakcyjne i dwupłciowe. Od kolorów aż mieni
się w oczach. Krok po kroku doszedłem, że soczewek ED jest pięć, cztery są
asferyczne, a trzy wykonano ze szkła o wysokim współczynniku załamania światła.
Ogniskowanie oczywiście odbywa się wewnętrznie. Jeśli
automatycznie, to bezgłośnie i szybko, w każdym razie w towarzystwie Olympusa
E-M5 II, na którym testowałem ten obiektyw. Jeśli ręcznie, to superkomfortowo,
jak w jakimś leikowskim szkiełku. A żeby było przyjemniej, pierścieniowi
ostrości towarzyszyć może skala odległości, a przełączania MF↔AF możemy
dokonywać osiowymi ruchami samego pierścienia. Możemy, ale nie musimy, gdyż
jeśli sobie życzymy, to zrobić to możemy też z korpusu aparatu i przy MF wcale
nie musimy oglądać skali odległości. Każdemu wedle życzenia.
Skoro już przy tych pierścieniach jestem. Oba są metalowe, bardzo
drobno (może nawet za drobno?) moletowane. Oprócz nich, z zewnętrznych
elementów obiektywu metalowy jest jeszcze bagnet, dołączony do niego człon
obudowy oraz jeszcze jeden, ten przed pierścieniem ostrzenia. Człon drugi, licząc
od bagnetu, ten z wyłącznikiem stabilizacji oraz klawiszem L-Fn, jest już
plastikowy. Podobnie jak cała wysuwająca się podczas zoomowania przednia część
obiektywu.
Obiektyw podczas zoomowania wysuwa się o 5 cm, stąd w pozycji „100 mm” rozmiarami trochę przestaje pasować do Olympusów Micro 4/3, a PENów w szczególności.
Uszczelnienia? Oczywiście są. To przecież obiektyw z
olympusowskiej rodziny PRO. Ich schematu nie udało mi się znaleźć.
O komforcie ręcznego ustawiania ostrości już wspominałem.
Zoomowanie niby wygląda podobnie, ale ponarzekałbym na to zbyt drobne
moletowanie pierścienia. Przeważnie nie wadzi ono, lecz gdy dłoń jest spocona,
czasem trzeba mocno objąć pierścień, by nie wyślizgiwał się z palców.
Zwłaszcza, że stawia on wyraźny opór. Nie jest on jednak zbyt duży, a że jest
płynny i pozwala na nawet bardzo nieznaczne korekty kąta widzenia, więc
całościowo nie można się czepiać.
Zwróciłbym jednak uwagę na problemy z gabarytami i ciężarem
obiektywu, czy raczej zestawu z E-M5 II. Bo obiektyw jest trochę zbyt mały, by
– tak jak w przypadku lustrzanki – lewą dłonią podpierać cały zestaw. Trzyma
się go więc w prawej. Ale z kolei to już trochę ciężko, zwłaszcza gdy grip
aparatu jest nieduży. W końcu nauczyłem się pracować „lustrzankowo”, lecz
myślę, że optymalnym rozwiązaniem byłoby doposażenie aparatu w dodatkowy
bardziej wystający uchwyt. Problem znika z „jedynkami” OM-D, ale potęguje się
przy PENach.
Napisałem, że ciężko, czyli ile waży ten obiektyw? Ponad pół
kilograma, oficjalnie 560 g, a zważony z założoną osłoną przeciwsłoneczną
niemal 590 g. Pozostałe gabaryty: M.Zuiko 12-100 mm liczy 117 mm długości, ma
średnicę 78 mm i korzysta z filtrów 72 mm.
|
Osłona przeciwsłoneczna jest płytka, ale to norma w superzoomach. Miłą jej cechą jest zwalniana przyciskiem blokada, praktycznie uniemożliwiająca spadnięcie, mocowanej bagnetowo, osłony. |
Minimalny dystans liczony od płaszczyzny ostrości do przedniej
soczewki przy ogniskowej 12 mm to naprawdę 1,5 cm, czym Olympus chwali się w
swoich materiałach informacyjnych i reklamowych. Maksymalne skale odwzorowania prezentują się w stylu
kompaktowym. Najwyższą, wynoszącą 0,3× (0,6× w przeliczeniu na mały obrazek)
uzyskujemy przy najkrótszej ogniskowej. Ta zachęcająca wartość okazuje się
raczej tylko teoretyczna, bo niewiele motywów można umieścić (i skutecznie
oświetlić) 1,5 cm od przedniej soczewki. Jednak już skala 0,21× (małoobrazkowe
0,42×) osiągane przy ogniskowej 100 mm i w odległości mniej więcej 5 cm od
przodu obiektywu jest bardziej praktyczna.
Efekty zdjęciowe? Zacznę od opisu tego, co wyczynia
stabilizacja obiektywu. No dobrze, nie samego obiektywu, a przy współpracy z
5-osiową stabilizacją aparatu. M.Zuiko 12-100 mm pokazany został jednocześnie z
Olympusem E-M1 Mark II i to w jego opisach najwięcej można znaleźć informacji
jak to wszystko pięknie ma działać. Aparat z dołączonym niestabilizowanym
obiektywem, wykorzystując wyłącznie ruchy matrycy ma kompensować rozmazania
obrazu ze skutecznością 5,5 działki czasu. Poprawę tych wspaniałych bądź co
bądź osiągów ma przynieść współpraca ze stabilizowaną optyką Olympusa. Jak już
wspomniałem, takie obiektywy są na razie zaledwie dwa. O ile ze stałką 300 mm
f/4 skuteczność powinna rosnąć „zaledwie” do 6 działek, to ze spacerzoomem aż
do 6,5 działki. Brzmi niewiarygodnie. Żeby było ciekawiej, Olympus ogłosił, że
tej wartości nie da się już poprawić, gdyż na przeszkodzie staje wpływ ruchy
obrotowego Ziemi na działanie żyroskopowych czujników analizujących drgania
aparatu i obiektywu. Po prostu osiągnięto teoretyczne maksimum możliwości
stabilizacji.
Mnie jednak bardziej interesowało, czy praktyka nie za
bardzo odstaje od obietnic. Pamięć podpowiadała, że uzyskiwane w testach wyniki
przeważnie są niższe o działkę od tych deklarowanych przez producentów sprzętu.
Stąd, jeśli Olympus E-M5 II, nieco starszy niż E-M1 II, deklaruje 5-działkową
skuteczność, to po dodaniu działki od obiektywu, wychodziłoby 6 działek. Czyli
w teście mielibyśmy 5 działek. Rzecz realna. Panasonic potrafi, Tamron potrafi,
więc dlaczego Olympus też nie miałby wstąpić do „Klubu 5 działek”?
I co, wstąpił? O, tak! I to z przytupem. Nie było żadnego
żebrania, żadnego stawania na palcach by tylko wypaść lepiej. Po prostu, w
zależności od czasu naświetlania, testowany zestaw aparat + obiektyw
prezentował wyniki na poziomie 5-5,5 działki czasu. Rewelacja po prostu! A, że
Olympusy są aparatami słabo trzęsącymi, uzyskiwać można wyjątkowo długie czasy
ekspozycji, przy których zupełnie brak rozmazań obrazu. W swoim teście użyłem
ogniskowej 100 mm i przy włączonej stabilizacji, aż do 1/13 s włącznie
uzyskiwałem 100% zupełnie nieporuszonych zdjęć. Przy 1/6 s było to 90% czyli
nadal wspaniale. Jednak potem następowała wyraźna zapaść: 50% przy 1/3 s i już
tylko 10% przy 0,6 s. Zapaść oznacza oczywiście tylko gwałtowne pogorszenie się
wyników. Bo czy jest ktoś, kto nie marzy o tym, by przy „małoobrazkowych 200
mm” zrobić 2-3 klatki z czasem 1/3 s i mieć pewność, że co najmniej jedna
będzie nieporuszona?
Tak wspaniale prezentują się wyniki współpracy zooma M.Zuiko
12-100 mm z Olympusem E-M5 II. A przecież z nową „jedynką” mamy prawo oczekiwać
jeszcze więcej. Ciekaw jestem wyników, które taki zestaw pokaże w testach.
Ok, punkt pierwszy mojego testu zaliczony z wynikiem
celującym. A co dalej? Rozdzielczość.
Zacząłem od studyjnych zdjęć tablicy testowej i od razu
zobaczyłem, że dobrze jest. Maksimum możliwości E-M5 II to 2500 lph –
oczywiście gdy pracujemy w trybie standardowym matrycy, czyli bez prób
tworzenia zdjęć 40, czy też 64 Mpx. Zresztą podczas całej mojej współpracy z
tym zoomem i E-M5 II, wykorzystywałem wyłącznie nominalne 16 Mpx.
Owe 2500 lph zauważamy w całym zakresie zooma, zarówno w
centrum, jak i na brzegach kadru. W centrum wartość ta obowiązuje od pełnego
otworu przysłony aż do f/8 włącznie. Na brzegach różnie: dla ogniskowych 12 mm
i 60 mm widzimy ją przy f/4 i f/5.6, dla 20 mm przy f/5.6 i f/8, a dla 100 mm
wyłącznie przy f/8. No dobrze, a gdy nie ma 2500 lph, to co jest? Jest inna wartość,
niemal zawsze ta sama: 2400 lph. Ona też pojawia się jako obowiązkowa, gdy
przysłonę przymkniemy do f/11. To już efekty działania dyfrakcji światła na
przysłonie obiektywu. Żeby być w pełni uczciwym: dla najkrótszej ogniskowej i
f/11, zdjęcia tablicy testowej ujawniają 2300 lph. Na zdjęciach plenerowych, to
pogorszenie się obrazu przy f/11 jest widoczne, ale bardziej jako zmiękczenie,
a nie utrata szczegółowości. Tak więc, takiego przymknięcia można w razie
potrzeby użyć, choć dla zachowania optymalnych efektów lepiej nie przekraczać
f/8. Ale pewnie i tak 90% zdjęć tym obiektywem będzie wykonywanych przy f/4.
Wynik w tej konkurencji jest więc bardzo dobry, a jak na
superzooma wręcz rewelacyjny. Brzegi kadru leciutko tylko odstają od środka,
praktycznie brak spadku szczegółowości dla długiego krańca ogniskowych…
Podejrzewałem, że ten obiektyw może mnie miło zaskoczyć, ale nie spodziewałem
się, że wypadnie aż tak dobrze.
Do tego nie widać żadnych wad pogarszających ostrość zdjęć.
Koma, astygmatyzm, aberracje chromatyczne? Nic z tych rzeczy. No, niech będzie,
ślady bocznej AC – ale, naprawdę, tylko ślady – dostrzegłem na zdjęciach
tablicy testowej przy 12 mm i f/4. Wiadomo, że aparaty Micro 4/3 dokonują wielu
korekcji obrazu bez informowania o tym fotografującego. Pewnie tak jest i w tym
przypadku. Jednak skoro, jak na razie, nie przekłada się to na pogorszenie jakości
zdjęć, nie mam powodów do narzekania.
|
Kadr do testu szczegółowości obrazu przy ogniskowej 12 mm. Wycinki poniżej. |
|
Brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
|
Kadr do testu szczegółowości obrazu przy ogniskowej 17 mm.
Wycinki poniżej.
|
|
Brzeg kadru na dole, środek na górze. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
|
Kadr do testu szczegółowości obrazu przy ogniskowej 28 mm.
Wycinki poniżej. |
|
Brzeg kadru na dole, środek na górze. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
|
Kadr do testu szczegółowości obrazu przy ogniskowej 50 mm.
Wycinki poniżej. |
|
Brzeg kadru na górze, środek na dole. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
|
Kadr do testu szczegółowości obrazu przy ogniskowej 100 mm.
Wycinki poniżej. |
|
Brzeg kadru na dole, środek na górze. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Z nieostrościami sprawy mają się więcej niż przyzwoicie.
Wiadomo, że w zoomach bywa z nimi fatalnie, choć zdarzają się chlubne wyjątki –
np. Sigma 50-100 mm f/1.8 (
LINK
do mojego testu). M.Zuiko 12-100 mm ogólnie rzecz biorąc daje radę.
Przeglądając dobrych kilka setek wykonanych nim zdjęć plenerowych,
zorientowałem się, że na problemy możemy natrafić praktycznie wyłącznie w
średnio nieostrym listowiu i gałęziach. Nieostrość nieznaczna – wszystko
pięknie; nieostrość znaczna – mydło do kwadratu. Nieostrość średnia – różnie
bywa: czasem gładko, czasem z pierścionkami zamiast jasnych punktów i z
nerwowością w szczegółach. Stałkę bym za takie zachowanie objechał, ale takiego
zooma już nie.
|
Półtoraprocentowa "beczka" przy najkrótszej ogniskowej. |
Wadą już bardziej widoczną, jest dystorsja. Oczywiście w
Micro 4/3 też może być ona korygowana programowo, więc bywa, że zauważamy tylko
czubek góry lodowej. I tak jest w przypadku tego zooma pracującego przy
najkrótszej ogniskowej. Gdy znajdziemy wywoływarkę RAWów, która pozwoli nie
uwzględnić korekcji wprowadzonej przez aparat, będziemy mieli szansę podziwiać
ponad 6-procentową beczkę. Jeśli macie ochotę, zajrzyjcie do testu tego zooma
na photozone.de –
LINK.
Konstruktorzy obiektywu nie zdecydowali się na pełną
korekcję zniekształcenia, gdyż powiększyłaby ona spadek szczegółowości w rogach
klatki. Pozostawili więc mniej więcej półtoraprocentową beczkę dla najkrótszej ogniskowej.
Dla towarzystwa, przy ogniskowej najdłuższej, też zostawili troszkę dystorsji,
poduszkowatej tym razem. W obu wypadkach wadę tę można dostrzec na zdjęciach,
ale nie mogę powiedzieć, by przeszkadzała. Jeśli zależy nam na idealnie
„prostym” obrazie korzystajmy z okolic ogniskowych standardowych.
A bardziej niż dystorsję, widać winietowanie. Ale podobnie
jak i ją, ściemnienie rogów klatki pozostawiono nieskorygowane wyłącznie dla
skrajnych ogniskowych. Celowo napisałem „rogów klatki”, a nie – jak zwykle –
„okolic rogów klatki”. W przypadku M.Zuiko 12-100 mm winietowanie jest bowiem
nie tylko dość silne, lecz też wyjątkowo ostre, czyli ściemnienie obrazu
następuje gwałtownie tuż przy narożach. To potęguje niemiłe dla oka efekty i
oczywiście utrudnia korekcję. Jak to wygląda w rzeczywistości, widzicie na
zdjęciach poniżej. Dla najdłuższej ogniskowej winietowanie bardzo rzadko staje
się problemem, nawet gdy fotografujemy otwartą przysłoną. Dla 12 mm i f/4 też
czasem zupełnie nie widać ciemniejszych rogów, ale przeważnie tak dobrze nie
ma. A bywają motywy, na których nawet przy f/8 winietowanie jeszcze troszkę daje
znać o sobie. Środek zakresu ogniskowych nie pozwala się do czegokolwiek
przyczepić.
|
Ogniskowa 12 mm. |
|
Ogniskowa 12 mm, przysłona f/4. |
|
Ogniskowa 12 mm, przysłona f/4. |
|
Ogniskowa 100 mm, przysłona f/4. |
Przy zdjęciach pod ostre światło, ten M.Zuiko zachowuje się trochę
nieobliczalnie. Ogólnie rzecz biorąc, to bardzo dobrze, lecz odnoszę wrażenie,
że czasami zdjęcia wykonane w takich warunkach mają obniżony kontrast. Odnoszę
raz i drugi, ale potem widzę kolejny kadr, na którym kontrast MUSI polecieć, a
on nie chce. Widać to na zdjęciach poniżej.
|
Ogniskowa 31 mm, przysłona f/4. |
|
Ogniskowa 24 mm, przysłona f/4. |
|
Ogniskowa 12 mm, przysłona f/5. |
Bliki? Przy 12 mm bardziej należy się martwić o kurz na
przedniej soczewce. Dłuższe ogniskowe – pojedyncze bliki mogą się pojawić,
zwłaszcza po zdecydowanym przymknięciu przysłony, i szczególnie dla samej góry
zakresu zooma. Gdy źródło ostrego światła znajduje się poza kadrem, blików,
rozświetleń, czy też smug światła zupełnie brak.
Poniżej prezentuję zestaw zdjęć wykonanych tym zoomem. Są to JPEGi wprost z aparatu. Przy niemal wszystkich użyłem natywnej czułości ISO 200 i przysłony f/4. W podpisach deklaruję więc wyłącznie ogniskowe, ewentualnie odstępstwa od powyższych parametrów.
|
Ogniskowa 12 mm. |
|
Ogniskowa 25 mm. |
|
Ogniskowa 24 mm, f/11. |
|
Ogniskowa 100 mm. |
|
Ogniskowa 31 mm. |
|
Ogniskowa 70 mm. |
|
Ogniskowa 100 mm. |
|
Ogniskowa 29 mm, f/11. |
|
Ogniskowa 50 mm. |
|
Ogniskowa 16 mm, f/5.6. |
|
Ogniskowa 31 mm, HDR z rozjaśnionymi światłami. |
|
Ogniskowa 92 mm. |
|
Ogniskowa 29 mm, f/11. |
|
Ogniskowa 38 mm, f/8. |
|
Ogniskowa 100 mm, f/5.6. |
|
Ogniskowa 20 mm. |
|
Ogniskowa 70 mm. |
|
Ogniskowa 12 mm, f/5.6. |
|
Ogniskowa 38 mm. |
|
Ogniskowa 50 mm. |
|
Ogniskowa 47 mm. |
|
Ogniskowa 100 mm. |
|
Ogniskowa 80 mm. |
|
Ogniskowa 38 mm. |
|
Ogniskowa 70 mm. |
|
Ogniskowa 54 mm, f/8. |
|
Ogniskowa 38 mm. |
|
Ogniskowa 15 mm, f/11, +0,7 EV, ISO 800. |
|
Ogniskowa 100 mm, f/4, ISO 800, minimalna odległość ostrzenia. |
|
Ogniskowa 57 mm. |
|
Ogniskowa 100 mm, okolice minimalnej odległości ostrzenia. |
|
Ogniskowa 57 mm, f/4. |
|
Ogniskowa 57 mm, f/5.6. |
|
Ogniskowa 57 mm, f/8. |
|
Ogniskowa 57 mm, f/11. |
|
Ogniskowa 57 mm. |
|
Ogniskowa 100 mm. |
|
Ogniskowa 57 mm. |
|
Ogniskowa 61 mm, -0,7 EV. |
|
Ogniskowa 28 mm. |
|
Ogniskowa 57 mm. |
|
Ogniskowa 23 mm, -0,7 EV, HDR. |
|
Ogniskowa 31 mm, -0,7 EV. |
|
Ogniskowa 100 mm. |
Bravo, bravo, bravissimo! TAKIEGO superzooma się nie
spodziewałem. Choć na taki czekałem i po cichu liczyłem, że kiedyś pojawi się
obiektyw do wszystkiego i wcale nie do niczego. I się pojawił. Wiadomo, że on
nie jest taki świetny sam z siebie, że sporo musieli go wspomóc fachowcy od
cyfrowego poprawiania obrazu. Ale przecież liczą się zdjęcia, a nie liczby,
wskaźniki, tabelki i wykresy.
A zdjęcia są ostre tam gdzie mają być ostre, nieostrości
(jak na zooma) też prezentują się dobrze, dystorsja została rozsądnie
ograniczona i tylko tego winietowania przy 12 mm należy się czepiać. Ergonomia
w normie, biorąc pod uwagę, że to spore szkło jak na system Micro 4/3. Trzeba
nauczyć się nim pracować, zwłaszcza w przypadku PENów. Ogromnym pocieszeniem
jest wysoka jasność – na długim końcu o co najmniej działkę wyższa niż w
jakimkolwiek innym wymiennym superzoomie. Na deser Olympus zaserwował nam
genialnie skuteczną stabilizację, choć – przypomnę – działać tak
wspaniale będzie ona wyłącznie z aparatami obsługującymi system Sync IS.
Cena… cóż, tanio nie jest, ale bez dwóch zdań ten obiektyw
wart jest żądanej kwoty. Polecam!
Podoba mi się:
+ stabilizacja!
+ maksymalny otwór względny
+ szczegółowość obrazu w całym kadrze i w całym zakresie
zooma
Nie podoba mi się:
-winietowanie przy 12 mm
Zajrzyj także tu:
TEST: Olympus 30 mm f/3.5, czyli mikre makro do Micro 4/3
TEST: Para reporterskich szkieł Panasonica
TEST: Bliziutko ideału, czyli Panasonic Lumix G80
Olympus E-M10 II – co nowego, co fajnego? Wrażenia ze współpracy.
TEST: Panasonic – dwa mikroszkiełka do Micro 4/3
TEST: M.Zuiko 14-150 II, czyli olympusowski superzoom po nowemu
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
TEST: Panasonic GX8, daj się przetestować!
TEST: Olympus OM-D E-M5 Mark II - Skok na megapiksele,
TEST: Olympus 40-150 mm f/2,8 + TC 1,4×. Super małe super tele
TEST: Panasonic Lumix GM5. Napoleon w mikro 4/3
TEST: Panasonic Lumix GX7. Uwertura, ale do czego?
TEST: Olympus OM-D E-M10. Tanie może być piękne.
TEST: Sigma 18-200 mm f/3.5-6.3. Superzoom po odchudzaniu.
Mokry sen każdego foto-podróżnika. Znika potrzeba zmieniania szkła w trasie w 95% przypadków. :) Tylko korpus trzeba mieć lustrzankopodobny (z gripem), bo inaczej męka okrutna to trzymać.
OdpowiedzUsuńNa pozostałe 5% przypadków należy mieć w kieszeni Laowę 7.5/2 i M.Zuiko 17/1.8 - ja tak to widzę. Choć pewnie znajdą się tacy, którzy wybiorą 7-14/2.8 i eee... 300/4? :-)
UsuńA z gripem to święta prawda. Spróbuję wybrać się do Olympusa i poprzymierzać tego zooma z poszczególnymi aparatami - zwłaszcza z dodanymi gripami. Ale ich sprzęt jest cały czas w rozjazdach i trudno się wstrzelić w moment, gdy "w szafie" jest pełen asortyment.
Miałem przyjemność używać go zeszłej zimy z E-M1 mk2 (wybrałem się z tym zestawem testowo w kilka miejsc, m.in. nad Morskie Oko) i moją własną "jedynką". Powiem tak: obiektywnie patrząc - bajka, natomiast sama idea małego kieszonkowego bezlusterkowca w tym momencie trochę leży :P Ale to i tak mała cena za uniwersalny zestaw o rozmiarach pełnoklatkowego 70-200/4, tyle że bez korpusu. :)
UsuńRacja, to już małe nie jest. Chciałem w teście pokazać na zdjęciach różnicę wielkości z 14-150, ale akurat w O.pl nie mieli ani sztuki.
UsuńAle niech sobie nawet będzie nie najmniejszy, skoro w swojej klasie nie ma konkurencji. Coś za coś. Gdybym żądał maksymalnej miniaturyzacji, wziąłbym Nikona 1 V2 z 10-100 (tym bez powerzooma). Kusi też Panas GM5 z 12-32 + 35-100, ale co dwa zoomy to nie jeden.