środa, 4 kwietnia 2018

TEST: Sony E 18-200 f/3.5-6.3 OSS LE


     Superzooma 18-200 mm do swoich bezlusterkowców APSC Sony stworzyło w 2010 roku. On jednak wyraźnie nie pasował do nich. Gabarytami. Był po prostu sporą beczką, na dodatek srebrną, co powiększało go optycznie. I nijak nie pasował do czarnych korpusów. Nic dziwnego, że dwa lata później powstała odchudzona, druga wersja tego zooma.

     Co oznacza LE w nazwie? Nie znalazłem oficjalnego wyjaśnienia, lecz skoro Sony w swoich materiałach chwali się niedużymi rozmiarami szkła, myślę że dobrze pasuje tu Light Edition. Bo obiektyw naprawdę jest nieduży, gabarytami dobrze pasuje do niepełnoklatkowych bezlusterkowców Sony. Swą rurkową formą też. O ile pierwsza wersja była produkowana tylko w srebrnej obudowie, to druga… nie, nie w dwóch. Jest tylko czarna. Tym razem niepocieszeni są posiadacze srebrnych aparatów.
     Konkrety: 97 mm długości, 68 mm średnicy, masa 460 g, mocowanie filtrów 62 mm. Liczby zdecydowanie nieduże. Inne zoomy 18-200 mm z reguły są cięższe, mają większą średnicę i rozmiar gwintu filtra. Choć czasami bywają nieco krótsze. Gdy tak zestawiłem sobie takie obiektywy różnych producentów, zarówno konstrukcje lustrzankowe, jak i bezlusterkowe, dostrzegłem, że parametrami katalogowymi zoom Sony nie różni się od Tamrona 18-200 mm f/3.5-6.3 Di III VC. Znając powiązania obu producentów należy podejrzewać, że jest to ta sama konstrukcja.

     Optycznie, zoom Sony składa się z 17 soczewek rozmieszczonych w 13 grupach. Cztery soczewki posiadają powierzchnie asferyczne, a dwie wykonano ze szkła o niskiej dyspersji. Tamron chwali się jednym elementem optycznym ze szkła o wysokiej refrakcji, ale Sony nie. Ale raczej nie dlatego, że go nie posiada, lecz po prostu ten producent z zasady nie deklaruje podobnej zawartości. Zoom posiada system wewnętrznego ogniskowania i 7-listkową przysłonę z kołowym otworem (pewnie tylko przy nieznacznych przymknięciach). Minimalna odległość fotografowania wynosi pół metra. Także przy najdłuższej ogniskowej, co pozwala uzyskać skalę odwzorowania 0,27×. Tłumacząc na polski: szerokością kadru obejmujemy wówczas odcinek 8 cm. Bardzo dobry wynik. Dodam jeszcze, że przy takim zdjęciu motyw znajduje się w odległości niecałych 30 cm od przodu osłony przeciwsłonecznej. Ta wartość słabo wynika z katalogowej długości obiektywu i minimalnego dystansu ostrości. Ale gdy dopowiem, że zoom przy przejściu z 18 mm na 200 mm wydłuża się (dwuczłonowo) aż o 7,5 cm, wszystko staje się jasne.

     Maksymalny otwór względny f/3.5-6.3 to typowy dla superzoomów zakres. Jasność szybko maleje przy wzroście ogniskowej, ale dość oryginalnie, bo w dole zooma wolniej niż w środku zakresu. Wartość f/4 zauważamy dopiero przy 24 mm, ale f/5.6 pojawia się już przy 48 mm, a f/6.3 przy 75 mm.
     Obudowa obiektywu jest w znacznej części wykonana z tworzyw sztucznych. Metalowy jest tylko centralny jej fragment, ten pomiędzy pierścieniami ostrości i zoomowania.
     O ile pierwszy z nich obraca się bajecznie lekko i płynnie, o tyle precyzyjne zoomowanie stwarza problemy. Pierścień ogniskowych stawia bowiem zbyt duży, a przy tym nierówny opór. Dobre choć to, że jest o szeroki i dobrze umiejscowiony na obiektywie. Gdy układałem aparat wygodnie na dłoni, palce od razu trafiały na pierścień zoomowania.
     Pomimo dużego oporu tego mechanizmu, zoom „zjeżdża” gdy obiektyw nosimy pyszczkiem w dół. Stąd obecność blokady wysuwu jest jak najbardziej na miejscu.

Tylna soczewka została osłonięta bafflem dla ograniczenia ilości
 - zupełnie niepotrzebnego we wnętrzu aparatu - światła
nietworzącego obrazu na matrycy.
     Autofokus? Cichutki, choć nie rewelacyjnie szybki. Przy niedużych odległościach fotografowania potrafi czasem trochę zbyt długo kombinować, gdzie by tu ustawić ostrość. Szczególnie gdy jedzie od większego do mniejszego dystansu ostrości. Ale ogólnie rzecz biorąc, jest przyzwoicie. W każdym razie w towarzystwie Sony α6500.

     Jak to wynika z nazwy obiektywu, posiada on układ optycznej stabilizacji obrazu. Skuteczność jego działania mogłem sprawdzić tylko częściowo. Testowy aparat posiadał stabilizowaną matrycę, a nie można było tej stabilizacji wyłączyć i korzystać tylko z OSS obiektywu. Stąd wynik dotyczy współpracy obydwu systemów redukcji rozmazań obrazu. Ta współpraca chyba nie bardzo się układała, gdyż zestaw osiągnął skuteczność stabilizacji na poziomie 3 działek. To wynik znacznie poniżej oczekiwań, gdyż Sony obiecuje skuteczność 5 działek. No i na granicy przyzwoitości, biorąc pod uwagę, że są już aparaty / obiektywy realnie dające tę 5-działkową skuteczność.

     Ostatni parametr katalogowy, choć nie techniczny, to cena. Za tego zooma trzeba zapłacić co najmniej 2700 zł. To najdroższy zoom 18-200 mm na rynku, nie licząc jego filmowej odmiany z powerzoomem. Na pocieszenie (pocieszenie?!) dodam, że wspomniany tamronowski klon jest zaledwie o 200 zł tańszy.

     Czy jakość obrazu usprawiedliwia tę cenę? No, nie całkiem, Sony E 18-200 f/3.5-6.3 OSS LE to nie olympusowski M. Zuiko 12-100 mm f/4, ale ogólnie rzecz biorąc nie jest źle. Sony postawiło na wysoką szczegółowość obrazu w centrum kadru i dość szerokich jego okolicach. Te okolice są wyraźnie szersze w dole zooma, zwłaszcza przy niezbyt dużych odległościach fotografowania. Stąd obiektyw dla szerokiego kąta wypadł świetnie w warunkach studyjnych, przy zdjęciach tablic testowych. Szkoda, że w realiach plenerowych rogi już trochę mniej cieszą. Wydłużanie ogniskowej oznacza pewną stałą tendencję: wysoka szczegółowość w centrum kadru obowiązuje już dla otwartej przysłony, ale stopniowo pogarszają się coraz to szersze peryferia kadru. Przy 35 mm oznacza to samiutkie naroża, ale już przy 80-100 mm dotyczy szeroko pojmowanych rogów, a przy 200 mm całych obrzeży. Przy tym, poza krótkimi ogniskowymi, przymykanie przysłony praktycznie nie pomaga. Można na ten stan rzeczy narzekać, ale uważam, że zastosowany kompromis nie jest wcale złym rozwiązaniem. Wolę podejście: „pal licho brzegi, stawiamy na okolice środka klatki”, niż takie sobie zarówno centrum, jak i obrzeża. Niby Olympus pokazał, że długi koniec superzooma może prezentować się bardzo dobrze. Ale jak myślicie, dlaczego zatrzymał się on na małoobrazkowych 200 mm? Jasne, z chęci utrzymania w całym swym zakresie światła f/4, ale na pewno także właśnie z powodu zapewnienia wysokiej szczegółowości obrazu w całym kadrze, również przy najdłuższej ogniskowej. Sony pociągnęło do 300 mm, co zdecydowanie podwyższyło uniwersalność obiektywu, lecz za nią trzeba było zapłacić brzegami klatki.

     Poniżej prezentuję zdjęcia wykonane przy kilku ogniskowych, wraz z wycinkami. Jak zauważycie, tych wycinków jest mniej niż zwykle. Ograniczyłem się do pokazania tych, które coś wnoszą do jakości zdjęć.

Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 18 mm. Wycinki poniżej.

Środek kadru na dole, róg na górze. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 48 mm. Wycinki poniżej.

Środek kadru na górze, brzeg na dole. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

Kadr do oceny szczegółowości obrazu
przy ogniskowej 147 mm. Wycinki poniżej.

Otwarta przysłona f/6.3. Środek kadru po lewej, brzeg po prawej.
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

Kadr do oceny szczegółowości obrazu
przy ogniskowej 200 mm. Wycinki poniżej.

Otwarta przysłona f/6.3. Środek kadru po lewej, brzeg po prawej.
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

     Czy trzeba było zapłacić czymś jeszcze? Zasadniczo tak, ale w zasadzie bezboleśnie. Drugą opłatę za uniwersalność wnosimy fotografując najkrótszą ogniskową. Po pierwsze – choć w mniejszym stopniu – 1-procentową „beczką”, po drugie winietowaniem. Ono może jednak przeszkadzać wyłącznie gdy pracujemy przysłonami f/3.5-4, a i to pod warunkiem, że w aparacie nie włączymy korekcji winietowania. Problem jest więc łatwy do ominięcia.

Ogniskowa 18 mm, otwarta przysłona. Lewe zdjęcie zostało wykonane z wyłączoną,
a prawe z włączoną korekcją winietowania. Nie wiem które lepsze...

W teście studyjnym, przy najkrótszej ogniskowej zoom
pochwalił się 1-procentową dystorsją beczkowatą.
Tu, w plenerze, wygląda ona na silniejszą.

     "Problem łatwy do ominięcia" - tego nie mogę napisać o nieostrościach zdjęć. Czasem da się dobrać gładkie tło, ale jeśli nie, to możemy spodziewać się różności. Czasem jasne punkty w nieostrościach zamieniają się w pierścienie, ale bywa, że w kółka z cebulowatymi warstwami. „Nerwowość” w nieostrych gałęziach lub trawie to częste zjawisko, lecz niekiedy jasna linia potrafi zamienić się w serię kółeczek. Zoom 18-200 mm Sony jest pod tym względem jednym z „ciekawszych” szkieł, jakie miałem okazję testować. Ale nie ganię go za te nieostrości, gdyż zdaję sobie sprawę, czego w tym względzie można wymagać od superzoomów.

Ogniskowa 127 mm, otwarta przysłona f/6.3.
Wycinek poniżej.

Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

Ogniskowa 42 mm, przysłona f/5.6. Wycinek poniżej.

Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

Ogniskowa 200 mm, otwarta przysłona f/6.3.
Wycinek poniżej.

Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

    Zdjęcia wykonywane pod światło nie zachwycają, lecz nie można mówić o tragedii. Ot, średniej klasy obiektyw z aż kilkunastoma soczewkami w środku. Norma.

Ogniskowa 31 mm, przysłona f/5.6. Odsłonięcie słońca oznacza nie tylko pojawienie
się blików i rozświetleń, lecz również spadek kontrastu.

Ogniskowa 26 mm, przysłona f/8.

     Na koniec wrzucam trochę ciepłych, letnich zdjęć wykonanych tym zoomem. Niemal wszystkie one to JPEGi wprost z aparatu, wykonane przy czułości ISO 100 i otwartej przysłonie. Ewentualne odstępstwa od tych zasad wyszczególniłem w podpisach.

Ogniskowa 200 mm.

Ogniskowa 127 mm, czułość ISO 200.

Ogniskowa 124 mm, czułość ISO 200.

Ogniskowa 18 mm, korekcja ekspozycji -1 EV.

Ogniskowa 18 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 25 mm, przysłona f/8.

Ogniskowa 125 mm.

Ogniskowa 83 mm.

Ogniskowa 76 mm.

Ogniskowa 18 mm, przysłona f/5.6,
korekcja ekspozycji -1 EV, DRO.

Ogniskowa 24 mm, f/5.6, korekcja ekspozycji -1 EV, HDR.

Ogniskowa 200 mm, korekcja ekspozycji -0,3 EV.

Ogniskowa 90 mm.

Ogniskowa 113 mm.

Ogniskowa 200 mm, okolice minimalnego
dystansu ostrości.

Ogniskowa 200 mm.

Ogniskowa 133 mm, lekko podciągnięty kontrast.

Ogniskowa 91 mm, korekcja ekspozycji -0,7 EV.

Ogniskowa 150 mm.

Ogniskowa 31 mm.

Ogniskowa 23 mm, przysłona f/5.6, DRO.

Ogniskowa 129 mm.

Ogniskowa 83 mm.

Ogniskowa 137 mm.

Ogniskowa 92 mm.

Ogniskowa 200 mm, korekcja ekspozycji -0,7 EV.

Ogniskowa 138 mm.

Ogniskowa 104 mm.

Ogniskowa 66 mm.

Ogniskowa 80 mm.

Ogniskowa 54 mm, przysłona f/6.3, lekko podciągnięty kontrast.

Ogniskowa 200 mm, korekcja ekspozycji -0,3 EV.

Ogniskowa 67 mm.

Ogniskowa 200 mm.

     O, i tak właśnie prezentuje się Sony E 18-200 f/3.5-6.3 OSS LE. Jeśli spodziewaliście się kolejnej – po M.Zuiko 12-100 mm – superzoomowej rewelacji, to oczywiście się zawiedliście. Niemniej konstrukcja Sony wcale nie wypada źle. Odpuszczenie sobie szczegółowości obrazu na brzegach klatki pozwoliło zachować bardzo przyzwoity środek, i to w całym zakresie ogniskowych. Ten manewr z pewnością ułatwił także ograniczenie dystorsji i winietowania. Mało kulturalne nieostrości… cóż, w uniwersalnym szkle, na dodatek z aż czterema soczewkami asferycznymi na cuda trudno liczyć. A propos liczenia: cena. No, tu już jest co liczyć. Niestety.

Podoba mi się:
+ ostrość obrazu w centrum klatki
+ przyzwoicie opanowana dystorsja i winietowanie

Nie podoba mi się:
- cena
- skuteczność stabilizacji
- wygląd nieostrości

Zajrzyj także tu:

4 komentarze:

  1. Witam bawiłem się tym obiektywem i nie byłem zachwycony tym jak działa stabilizacja i ostrość przy filmowaniu to tragedia normalnie to tamron 16-300 z adapterem metabones o wiele lepiej działa i stabilizacja świetnie działa w tamronie oczywiście zestaw 16-300 i matabones to już zestaw o poważnej wadze ale co tam ważne że wszystko działa jak należy i że człowiek zadowolony sony fajny małe wygodne szkło to faktycznie jeśli komuś nie zależy na mega szybkości to z przyjemnością polecam to szkiełko bo jest przyjemne pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię. Przyda się, gdyż nie testowałem tego zooma w trybie filmowania. Tamron 16-300 rzeczywiście większy, ale i zakres ogniskowych ma znacznie ciekawszy Raz, z powodu 16 mm "na dole", dwa - 300 mm "na górze". Tyle, że te 300 wypada bardzo tak sobie pod względem jakości zdjęć. Test na blogu, o tu: http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2016/09/test-tamron-16-300-czyli-superzoom-nie.html

      Usuń
  2. Chętnie czytam Pana recenzje, ale ten obiektyw to jest jakaś wielka porażka. Jak porównam zdjęcia z tego szkła z Sigmą C 18-200 oba robione na tym samym body Sony a6400 (Sigma przez adapter mc11) to mam wrażenie że obiektywy dzieła co najmniej 2 klasy. A w Pańskim opisie odnoszę wrażenie że ten Sony jest lepszy. Na każdej ogniskowej jest dużo gorszy zarówno w centrum jak i rogach. A na ogniskowych powyżej 100mm jest zawsze tragicznie. Odnoszę to do tego co daje Sigma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kwestia egzemplarza? Czy raczej egzemplarzy, Sigmy i Sony, moich i Pańskich. Rzecz trudna do zweryfikowania. W 2017 roku opublikowałem na blogu test Sigmy C 18-200, z której też nie byłem zadowolony. Ona ma trochę inaczej niż rozłożone akcenty wysokiej i niskiej jakości zdjęć. Tak czy inaczej, ani jeden ani drugie obiektyw nie zasłużyły na którykolwiek z moich "znaczków pochwalnych" :-)

      Usuń