Gdy przejrzałem aktualną ofertę Venus Optics, czyli
producenta obiektywów Laowa, stwierdziłem – właściwie nawet bez zdziwienia – że
tam nie ma ani jednego "normalnego" obiektywu. Bo albo najszerszy w
klasie, albo z największą skalą odwzorowania, albo najjaśniejszy albo ze dwa takie "naj"
jednocześnie. Tym razem postanowiłem przetestować obiektyw z półtora
"naj": najjaśniejszy i z najlepiej skorygowaną dystorsją.
Tylko półtora, gdyż zasadniczo owe "naj" dotyczą
parametrów katalogowych. A ta dystorsja wyjdzie (albo i nie) dopiero w
teście. To o niej piszą w oficjalnej nazwie obiektywu "Zero-D", a
tłumaczą z angielskiego na nasze: "Close-to-Zero Distorsion". Co
jeszcze piszą? Że najjaśniejsza w klasie. Zgadza się, bez dwóch zdań.
Pełnoklatkowe szkło o ogniskowej 12 mm (kąt widzenia po przekątnej 122 stopnie)
i maksymalnym otworze względnym f/2.8, więc konkurentów brak. Bo jeśli jest szersze,
to ciemniejsze: canonowski zoom 11-24 mm f/4L, Irix 11 mm f/4, Hyper-wide
Heliar 10 mm f/5.6. Dwa pierwsze to obiektywy lustrzankowe, trzeci ma mocowanie
leikowskie oraz Sony FE. Mocowanie to kolejna konkurencja w której Laowa
bryluje. Produkowana jest bowiem w aż pięciu wersjach mocowania: czterech
lustrzankowych (Canon, Nikon, Pentax(!), Sony) i jednej bezlusterkowej – Sony FE.
Oprócz tego produkowane są firmowe adaptery pozwalające na podłączenie
canonowskiej albo nikonowskiej wersji Laowy 12 mm do bezlusterkowców Fuji,
Micro 4/3 albo Sony.
Piszą o niej także, że jest malutka i leciutka. Nieduża,
owszem. Ale, że leciutka? No, nie wiem. To zgrabny, ale jednak solidny kawałek
szkła i metalu. Plastiku nie uświadczymy ani kawałeczka, nawet osłona
przeciwsłoneczna jest metalowa. Jednak wrażenie przy wzięciu do ręki tych 600 g
jest baaardzo przyjemne. Że ciężko? Nie. No, może z Sony A7, ale po dołączeniu
do pełnoklatkowej lustrzanki obiektyw mało się czuje.
Materiały producenta mówią też o wspaniałej jakości obrazu,
ale to się jeszcze zobaczy.
Długość obiektywu wynosi 83 mm, średnica 75 mm, a średnica
gwintu filtrów… nie, nie ma tak dobrze! Przy bardzo szerokim kącie i takiej
jasności, wypukła soczewka musi uniemożliwiać korzystanie z klasycznych
okrągłych filtrów. No, musi. Teoretycznie. Ale jeśli zdejmiemy osłonę
przeciwsłoneczną, a na jej miejsce założymy bagnetowo mocowany opcjonalny
adapter, to dostaniemy możliwość korzystania z filtrów 95 mm. Oczywiście
dostępny jest też inny firmowy adapter, na popularne wśród użytkowników UWA
kwadratowe filtry 100 mm.
Obiektyw wyposażony jest w dwie osłony przeciwsłoneczne. Jedną, lepiej
zabezpieczającą przed bocznym światłem, zdejmowaną oraz drugą, zintegrowaną.
Druga daje minimum ochrony, ale umożliwia korzystanie z okrągłych filtrów. Spodoba
się też filmowcom, bo coś tam pomoże gdy zdejmą przeszkadzającą (np. w klatce)
osłonę zasadniczą.
Kolejnym ciekawym parametrem tego obiektywu jest minimalny
dystans ogniskowania wynoszący 0,18 m. Niedużo, a na dokładkę zapewnia on skalę
odwzorowania aż 1:5. No, tak po prawdzie, mi w teście wyszło 1:5,4, ale nie ma
o co rozdzierać szat. Jednak ciekawe, że poprzednia testowana przeze mnie
szerokokątna Laowa, czyli 7,5 mm f/2 dla systemu Micro 4/3, wypada tu gorzej. Bo
choć teoretycznie widzi węziej i ma znacznie mniejszą minimalną odległość (0,12
m), to uzyskuje skalę tylko 1:10. Takie cuda potrafią wyczyniać z praktyczną
ogniskową / kątem widzenia systemy wewnętrznego ogniskowania. Jedne rozszerzają
go mocniej, tak jak w Laowie 7,5 mm, inne słabiej – jak w tu testowanej 12 mm. Ale
jest i różnica, mogąca wspomagać pełnoklatkowe 12 mm. Venus Optics chwali się,
że ostrzenie odbywa się w "dwunastce" z użyciem dwóch niezależnie poruszających
się członów optycznych. Jednym z nich jest ostatni, ten przy bagnecie, a drugim
jeden z wewnętrznych. Taki system "soczewek pływających" zasadniczo
służy poprawie jakości obrazu przy niedużych odległościach fotografowania. Być
może ułatwia też uzyskanie wysokiej skali odwzorowania.
Oczywiście – jak to w Laowach – ostrzenie odbywa się tylko
ręcznie. Pierścień ostrości obraca się bajecznie płynnie i gładko. Niektórzy
mogą narzekać na zbyt duży opór jego ruchu, ale jak sam zauważałem ten problem
jedynie gdy spoconą dłonią próbowałem szybko obrócić pierścień o spory kąt. A
propos: pełen zakres odległości zajmuje na pierścieniu dokładnie 180 stopni, co
pozwala na precyzyjne ustawianie ostrości. Jednocześnie
"reporterski" zakres 1 m - ∞ obejmowany jest przez kąt mniejszy niż
30 stopni, więc operujemy tu niedużymi ruchami dłoni.
Bagnet nie został skażony stykami, a więc tej Laowie brak chipa, brak
mechanizmu automatycznego przymykania przysłony, brak komunikacji z aparatem. Te
braki typowe dla "całkiem manualnych" obiektywów zaakceptowałem, lecz
Laowa przygotowała dla mnie niespodziankę i to niemiłą. Gdy używałem wizjera,
wariował pomiar światła. Może nie, nie wariował, zachowywał się bardzo
stabilnie, niemniej błędnie. Przy otwartej przysłonie wyznaczał ekspozycję
prawidłowo, lecz każda działka przymknięcia powodowała prześwietlenie o kolejne
1/3-1/2 EV. Z początku myślałem, że niedomaga matrycowy pomiar światła platformy
testowej, czyli EOSa 5D Mark III, któremu brak danych z obiektywu. Jednak
okazało się, że identyczną tendencję aparat wykazuje także przy pomiarze
punktowym, czy uśredniającym. Zwracam na to uwagę, gdyż jeśli planujecie kupić
ten obiektyw i używać go w automatyce czasu oraz na sposób lustrzankowy,
czyli korzystając z wizjera, będziecie mieli dodatkowe zajęcie z dobieraniem
korekcji ekspozycji.
Automatyka czasu. Przymykanie przysłony powoduje coraz to silniejsze prześwietlanie. |
Dodać jednak muszę, że w Live View, prawie wszystko działa
OK. Prawie, czyli w zakresie przysłon od pełnej dziury do f/11 włącznie.
Przejście na f/16 z reguły skutkuje niedoświetleniem – czasem słabiutkim 1/3
działki, lecz bywa, że i o całą działkę.
Pudełeczko, powiedz przecie, ile soczewek w
komplecie? A proszę bardzo: 16, w tym dwie asferyczne i trzy ze szkła o niskiej
dyspersji. Przednia soczewka została pokryta powłoką Frog Eye utrudniającą
osadzanie się zanieczyszczeń. W przypadku cieczy wręcz uniemożliwiającą, o czym
może świadczyć film Venus Optics, który prezentuję poniżej.
Źródło: Venus Optics |
Na koniec jeden z istotniejszych parametrów tego szkła.
Parametr nietechniczny, lecz istotny: cena. Istotny zwłaszcza dlatego, że Laowa
trochę z tą ceną przyszalała. Za "dwunastkę" trzeba bowiem zapłacić
aż 4000 zł. Dużo, co? Najbliższa konkurencja prezentuje się zdecydowanie konkurencyjnie.
Irix 11 mm – ciemniejszy o działkę – f/4, kosztuje 2000 zł w wersji ekonomicznej
Firefly i 2600 zł w solidnej Blackstone.
Węższy, ale i ciut jaśniejszy Irix 15 mm f/2.4 to wydatek – w zależności od
wersji – 1800 zł albo 2400 zł. Autofokusowy Samyang 14 mm f/2.8 wymaga
zapłacenia 3500 zł, ale na manualnego wystarczy 1500 zł. A, jest jeszcze
Yongnuo: kopia canonowskiego 14 mm f/2.8, za 2400 zł. Oryginał kosztuje
trzykrotnie więcej. A z droższych od Laowy, a podobnych do niej obiektywów,
jest oryginalna, superjasna Sigma 14 mm f/1.8 za 6500 zł.
Wiadomo, Laowa to "rekordowo szerokie pełnoklatkowe
szkło f/2.8 na rynku", więc ma prawo rekordowo kosztować. Niemniej parametry
to nie wszystko i w teście musi zapracować na tę swoją cenę.
No, to do roboty!
Najpierw sprawdziłem jak wygląda oficjalna, "studyjna"
rozdzielczość i wyszło, że całkiem przyzwoicie. Dla otwartej przyslony widać
2700/2400 lph (środek / róg) kadru. Jednak już dla f/4 środek kadru osiąga
maksimum tego na co pozwala matryca Canona 5D III, czyli 2800 lph. I ten stan
trwa aż do f/11 włącznie. Brzegi klatki poprawiają się wolniej: 2500 lph
obowiązuje dla f/4-5.6, a dopiero przy f/8-11 osiągane jest maksimum możliwości
tego szkła, czyli 2600 lph. Użycie przysłony f/16 oznacza już
"dyfrakcyjny" spadek rozdzielczości o 100 lph zarówno dla centrum,
jak i brzegów kadru. Niby nieduży, wręcz symboliczny, jednak zauważalny także
na zdjęciach plenerowych. Jednak uważam f/16 za przymknięcie nadal użyteczne.
Reszta liczbowych wyników również uzyskuje pełne plenerowe
potwierdzenie. Szczegółowość obrazu dla otwartej przysłony oceniam na czwórkę z
minusem. Środek kadru zdecydowanie poprawia się dla f/4, a według mnie
najbliżej ideału staje przy f/5.6-8. Szczegółowość brzegów rośnie wolniej – tu
optimum jest f/8-11.
Kadr do testu szczegółowości obrazu.
Wycinki poniżej.
|
Środek kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Brzeg kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Astygmatyzm i koma zostały dobrze skorygowane, ciut gorzej
rzecz wygląda z boczną aberracją chromatyczną. Ciut, naprawdę. Na tyle, że na
wielu zdjęciach zupełnie jej nie widać, a na pozostałych tylko troszkę.
Maksimum tego co zauważyłem możecie obejrzeć na prezentowanych wyżej wycinkach
szczegółowości obrazu – tych z brzegu klatki, rzecz jasna.
Kadr do prezentacji bocznej aberracji chromatycznej. Szczegóły poniżej. |
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Winietowanie to zupełnie inna bajka. Od razu można się
zorientować, że właśnie ten parametr konstruktorzy postanowili poświęcić dla
dobra reszty. Zresztą identyczne podejście jest powszechne wśród producentów
optyki szerokokątnej.
To ile tego winietowania mamy? Sporo, zwłaszcza w na
formalnych zdjęciach testowych. Ściemnienie rogów klatki przy otwartej
przysłonie, nie dość że ostre, to sięga niemal 3 EV. Wynik zdecydowanie zły,
ale na ile widać to na "prawdziwych" zdjęciach? Często, ale nie
zawsze. Poniżej prezentuję trzy zdjęcia przy których obiektyw pracował pełną
dziurą. Raz jest źle, bywa że gorzej, ale czasami nie bardzo można się czepiać.
I jeszcze jeden ogromny plus tej Laowy, odróżniający ją od wielu innych szkieł
UWA: winietowanie da się stosunkowo łatwo usunąć przymykaniem przysłony. Bardzo
wyraźna poprawa następuje już po przymknięciu jej do f/4, niemal bardzo dobrze
robi się przy f/5.6, a przy f/8 nie ma już czego się obawiać.
A jak tam nieostrości? Mogłoby być lepiej. Nie to, że Laowa
12 mm nie ma czym się chwalić, boke zasadniczo jest neutralne. Jednak nieostrości
dość często prezentują się trochę zbyt nerwowo. I trudno wyczuć jakie
kombinacje odległości ustawionej, odległości tła i przysłony są lepsze, a jakie
gorsze. Choć podejrzewam, że po dłuższym używaniu tego obiektywu, dałoby się
ustalić jakąś prawidłowość. Jednak ogólnie rzecz biorąc nie jest źle.
To w odróżnieniu od zdjęć pod światło. Zacznę jednak od
plusa: jeśli ostre światło pada spoza kadru, to nawet gdy oświetla znaczną
część wypukłej przedniej soczewki, nie mamy czego się obawiać. No, jakiś
pojedynczy, drobny blik może się pojawić, lecz więcej nic. Ale gdy źródło
światła znajdzie się w kadrze… O, wtedy jest źle. Ale czasem bardzo ciekawie.
Przyjrzyjcie się zdjęciom poniżej, szczególnie temu wykonanemu przy przysłonie
f/2.8. Widzieliście kiedyś taki blik? Kółeczko z krzyżem w środku! Wygląda
trochę jakby uzyskano je w edycji, z użyciem programu Ciekawe Bliki. Jednak
nie, to czysta optyka. Tak czy inaczej, konstruktorzy powinni przyłożyć się do
zagadnienia powłok przeciwodblaskowych. Zresztą pisałem już o tym w teście
Laowy 7,5 mm f/2 MFT. To zdecydowanie pięta achillesowa szkieł Venus Optics.
Przysłona f/5.6, słońce niedaleko od rogu klatki. Blików ani śladu. |
Poniżej prezentuję jeszcze kilka zdjęć plenerowych.
Wszystkie są JPEGami prosto z aparatu, wykonanymi przy domyślnych ustawieniach
EOSa 5D III (no, trochę osłabiłem odszumianie), natywnej czułości i otwartej przysłonie.
Odstępstwa oraz ewentualne dodatkowe informacje dodaję w podpisach.
Przysłona f/5.6. |
Otwarta przysłona. |
Otwarta przysłona, minimalna odległość ogniskowania. |
Przysłona f/4. |
Przysłona f/2.8. Blisko minimalnej odległości ostrzenia. |
Przysłona f/4. |
I co, Laowa 12 mm jest tak wspaniała jak obiecywano? W
zasadzie tak, choć spodziewałem się jeszcze więcej. Po cichu liczyłem na
poprawę w kwestii zdjęć pod światło, zakładałem też, że dystorsja uplasuje się Closer-to-Zero. Na winietowanie nie
narzekam. Z jednej strony, przy otwartej przysłonie okazało się ono silniejsze
niż się spodziewałem. Jednak, ponieważ przymykanie obiektywu wręcz podejrzanie
skutecznie usuwa ściemnienie obrzeży zdjęć, to w sumie Laowa wychodzi tu na
plus. Rozdzielczość wygląda przyzwoicie, bez rewelacji przy f/2.8, lecz
zdecydowanie dobrze już po niezbyt silnym przymknięciu. Do jakości obrazu nie
mam więc istotnych uwag. Trochę jednak uwierał mnie problem doboru ekspozycji
przy fotografowaniu w trybie lustrzankowym, czyli przy kadrowaniu przez wizjer.
No i ta cena, która według mnie jednak nie jest w pełni usprawiedliwiona
jakością obrazu. Nie, kosmiczną jej nie nazwę, jednak gdyby była niższa o
kilkaset złotych, obiektyw prezentowałby się bardziej zachęcająco. Ale znowu,
wracając do parametrów katalogowych: drugiego obiektywu z tak zestawionymi
rekordami w danych technicznych, po prostu nie ma. Jeśli więc potrzebujemy jak najszerszego
i jak najjaśniejszego obiektywu małoobrazkowego, zdecydowanie bierzmy pod uwag
zakup Laowy 12 mm f/2.8 Zero-D.
+ kombinacja kąta widzenia i jasności
+ poziom rozdzielczości
+ możliwość użycia klasycznych filtrów (konieczny adapter)
Nie podoba mi się:
- praca pod światło
- problemy z automatycznym doborem ekspozycji
Zajrzyjcie też tu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz