Poszerzmy nasze horyzonty,
czyli Canon EF 11-24 mm f/4L USM
czyli Canon EF 11-24 mm f/4L USM
Canon EF 11-24 mm f/4L USM |
Jak śpiewała kiedyś
Brygada Kryzys: „Czekamy, czekamy, czekamy, czekamy, wszyscy na jednej fali”.
Taki refren przez wiele lat mogli powtarzać użytkownicy Canona czekający na
superszerokokątny zoom do swoich lustrzanek.
Wiadomo, ze szerokokątne
obiektywy, a szczególnie zoomy, były piętą Achillesową systemu Canon EOS. Co z
tego, że firma wprowadzała kiedyś na rynek zoomy szerokokątne o
najambitniejszych parametrach, skoro ich osiągi były dalekie od doskonałości i
gdy Nikon wreszcie po kilku latach wypuszczał swoją odpowiedź, ta zawsze była
doskonalsza. Ostateczny cios Nikon zadał Canonowi w sierpniu 2007 roku wprowadzając
na rynek obiektyw AF-S Nikkor 14-24 mm f/2,8G ED. Nie dość, że szerszy od
zoomów Canona, to jeszcze lepszy od dostępnych na rynku obiektywów stałoogniskowych,
może z wyjątkiem Zeissa 15 mm f/2,8 Distagon T*. Na wiele lat Nikkor ustalił swoją
dominację wśród fotografów krajobrazu czy architektury wnętrz. To ten obiektyw
był głównym powodem powstania skomplikowanych i drogich adapterów ze
sterowaniem przysłoną, pozwalających na stosowanie AF-S Nikkora 14-24 mm f/2,8G
ED na lustrzankach Canona. Pogłoski o superszerokokątnym zoomie Canona krążyły
od kilku lat, ale dopiero w lutych 2015 roku firma ogłosiła jego parametry.
AF-S Nikkor 14-24 mm
f/2,8G ED i
|
Premierę obiektywu należy
odczytywać wraz ze specyfikacjami nowej lustrzanki Canona oferowanej w dwóch
wariantach, EOS 5DS oraz EOS 5DSR, z matrycą o 50 milionach pikseli. W obydwu
przypadkach chodzi o „przeskoczenie” Nikona, poprzez zaoferowanie użytkownikom
szerszego zoomu i aparatu z matrycą o rozdzielczości wyższej niż Nikon’s D810 (36
megapikseli). Canon nie mógł „jedynie” dogonić
Nikona, którego użytkownicy mieli do dyspozycji matrycę 36 milionów
pikseli od 3 lat, a świetnej jakości zoom schodzący do 14 mm od lat 8. Canon
musiał Nikona przegonić.
Zanim przejdę do testu,
słowo usprawiedliwienia. W kolejce
czekał zapowiedziany „teaserem” test dwóch szerokokątnych obiektywów na Sony
A7, ale gdy dostałem propozycję przetestowania najnowszego, dopiero co
wypuszczonego na rynek superszekokątnego zooma Canon, z racji moich dawnych
EOS-owych sympatii nie mogłem odmówić. Postanowiłem nowy obiektyw porównać z
dwoma starszymi konstrukcjami: Sigmą 12-24 mm f/4,5-5,6 II DG HSM oraz AF-S
Nikkorem 14-24 mm f/2,8G ED.
Canon EF 11-24 mm f/4L
USM, Sigma 12-24 mm f/4,5-5,6 II DG HSM,
AF-S Nikkor 14-24 mm f/2,8G ED.
|
Na początek kilka suchych
faktów: dzięki rekordowej ogniskowej 11 mm na dole zakresu, Canon EF 11-24 mm
F4L USM to najszerszy obiektyw do lustrzanek pełnoklatkowych, oczywiście
pomijając optykę typu „rybie oko”. Wśród
16 soczewek w 11 grupach, cztery są asferyczne, jedna ze szkła o ultra-niskiej
dyspersji oraz jedna ze szkła o super-niskiej dyspersji. Ponadto zastosowano
najnowsze wersje powłok minimalizujących odblaski. Ostrość można ustawiać od 28
cm. Obiektyw jest uszczelniony przed wilgocią oraz kurzem i ma wbudowaną osłonę
przeciwsłoneczną. Przy masie 1180 g obiektyw jest cięższy od korpusu Canon EOS
5D Mark III, a przy długości 132 mm obiektyw góruje nad (a raczej: przed) korpusem.
Canon EOS 5D Mark III + Canon EF 11-24 mm f/4L USM. |
Ogromna soczewka przednia
i wbudowana osłona przeciwsłoneczna uniemożliwiają korzystanie z wkręcanych
filtrów przednich, więc jak to Canon ma w zwyczaju w superszerokokątnych
obiektywach, z tyłu umieszczono kieszeń na filtry żelatynowe. Na papierze
wygląda to fajnie ale zderzenie z rzeczywistością może być bolesne. To, że taka
kieszeń uniemożliwia korzystanie z filtrów polaryzacyjnych czy połówkowych to
jest, jak by powiedział jeden z bohaterów komedii Stanisława Barei Nie ma róży
bez ognia, „jeszcze mały Miki”. Przez kilka miesięcy próbowałem kupić
jakikolwiek filtr żelatynowy w arkuszu do cięcia do innego swojego obiektywu,
ale bezskutecznie. Dowiedziałem się, że od dawna nikt takich filtrów nie
produkuje i nawet na allegro ani razu nie pojawiła się oferta ich sprzedaży.
Canon EF 11-24 mm f/4L USM, tylna szuflada na filtry żelatynowe. |
Zatem to, że AF-S Nikkor 14-24
mm F2,8G ED oraz Sigma 12-24 mm f/4,5-5,6 II DG HSM nie mają tylnej szuflady na
filtry w praktyce ma niewielkie znaczenie. Natomiast fakt, iż przednia soczewka
w Canonie jest sporo większa niż w Nikkorze oznacza, że sprawdzające się na
obiektywie Nikona obecne systemy dużych przednich wsuwanych filtrów
prostokątnych o wymiarach 150 mm x 170
mm – na przykład firmy Lee – nie mogą być używane na Canonie, Z pewnością ktoś
niedługo wymyśli system jeszcze większych filtrów prostokątnych – swoją drogą
ciekawe na ile większe takie filtry muszą być, aby nie winietować przy
ogniskowej 11 mm. Przy okazji warto zauważyć, że stosowanie przednich filtrów
prostokątnych wsuwanych w uchwyty wymaga niezwykłej uwagi, ponieważ znajdują
się one zawsze w jakiejś odległości od przedniej soczewki i często się w niej
odbijają.
AF-S Nikkor 14-24 mm f/2,8G ED,Sigma 12-24 mm f/4,5-5,6 II DG HSM - tyły obiektywów. |
Po ogłoszeniu parametrów
nowego zooma Canon niektórzy krzywili się, że ma jasność f/4 a nie f/2,8, jak
Nikkor; wystarczy jednak pomyśleć jak znacznie cięższy i większy musiałby być
ten obiektyw, gdyby był o jeden stopień przysłony jaśniejszy, żeby uznać
słuszność takiej decyzji inżynierów Canona. Pomimo to, Canon jest o 180 g cięższy
od Nikkora 14-24 mm f/2,8G ED. Winne są te 3 dodatkowe milimetry ogniskowej na
dole. Przez lata użytkownicy Canona obstający przy zoomach firmowych, którzy
nie chcieli korzystać przez adapter Nikkora 14-24 mm f/2,8G ED lub z wyposażonej
w mocowanie Canon EF Sigmy 12-24 mm f/4,5-5,6 II DG HSM, nie mieli do
dyspozycji nic szerszego niż 16-35 mm w wersjach o jasności f/2,8 oraz f/4. Zatem
teraz ich horyzonty poszerzyły się o 5 mm. Czy to dużo?
W teleobiektywie różnica 5
mm jest bez znaczenia dla postrzeganego kąta widzenia; ale w obiektywach
superszerokokątnych czyni to ogromną różnicę. Pokazuję to na przykładowych
zdjęciach. Zachłystując się ogniskową 11 mm należy zaznaczyć, że nie jest to
obiektyw dla każdego a większość użytkowników odkryje, że nie za bardzo wie,
jak się nim posługiwać. Osobom nieobytym z tak szerokim obrazem trudno będzie
zdecydować co ująć i jak zapełnić pierwszy plan interesującym obiektem głównym.
Przy zdjęciach grupowych twarze osób na brzegach zostają rozciągnięte w
poziomie i z Flipa robi się Flap. Trzeba o tym pamiętać, ale jest to cecha
każdego obiektywu szerokokątnego a nie tylko tego Canona. Zabawne jest to, że
po zrobieniu kilku zdjęć przy 11 mm, ogniskowa
24 mm wydała mi się dawać tak wąski kąt widzenia, że zacząłem przy niej
robić portrety.
Canon EF 11-24 mm f/4L
USM, ogniskowa 24 mm, przysłona f/5,6 - pełen kadr i fragment. |
Canon EF 11-24 mm f/4L USM |
Co do konstrukcji,
obiektyw zbudowany jest z wysokiej jakości tworzyw sztucznych, to samo dotyczy
wbudowanej osłony przeciwsłonecznej. Obiektyw jest solidny a pierścienie zmiany
ogniskowej i ręcznego ustawiania ostrości stawiają właściwy opór, chociaż nie
jest to klasa najlepszych obiektywów manualnych. Kołowa przysłona 9-listkowa
zapewnia ładne oddanie nieostrości.
W anglojęzycznych materiałach Canona dotyczących tego obiektywu, wśród jego potencjalnych użytkowników umieszczono agentów nieruchomości. W Polsce, gdzie standardem są agenci nieruchomości fotografujący smartfonem lub cyfrowym kompaktem, zapewne nie przyszłoby nam do głowy proponować im tak drogi obiektyw, ale w USA wszystko jest większe niż w Europie. Jak kiedyś powiedział brytyjski komik Clive James, gdy zaproszono go do programu telewizyjnego w USA: „Wasze japońskiej samochody są większe od naszych japońskich samochodów”. W USA prowizje agentów są tym większe im drożej sprzedadzą nieruchomość, a dobre zdjęcia uważane są za połowę sukcesu. Tak superszerokokątny obiektyw pozwala pokazać nawet ciasne wnętrza a przerysowując perspektywę tworzy iluzję znacznie większych przestrzeni niż to jest w rzeczywistości.
W tym salonie nie można
cofnąć się bardziej, ponieważ z prawej strony jest ściana z luksferów. |
Test
Jako, że nie udało mi się
zdobyć adaptera pozwalającego przymknąć przysłonę w obiektywach Nikkor serii G
na lustrzankach Canon EOS, nie mogłem przetestować wszystkich trzech obiektywów
na jednym korpusie. Wobec tego zdjęcia testowe Canonem EF 11-24 mm f/4L USM
oraz Sigmą 12-24 mm f/4,5-5,6 II DG HSM wykonałem na korpusie Canon EOS 5D Mark
III, natomiast AF-S Nikkora 14-24 mm f/2,8G ED założyłem na Nikona D800, ale
zmniejszyłem w tym ostatnim wielkość zdjęć do średniej wartości (20,3 milionów
pikseli), aby nieco wyrównać warunki testu – Canon EOS 5D Mark III ma matrycę
22 miliony pikseli. Oczywiście w aparatach wyłączone zostały funkcje korygujące
wady obiektywów.
Winietowanie
Canon EF 11-24 mm f/4L
USM, ogniskowa 11 mm, przysłona f/4 oraz ogniskowa 24 mm, przysłona f/4. |
Przy 11 mm obiektyw Canona mocno
winietuje na pełnym otworze przysłony, a winietowanie nie znika całkowicie
nawet po przymknięciu do f/16. Obiektyw zachowuje się podobnie przy ogniskowej
12 mm oraz 14 mm. Przy 16 mm winietowanie jest nadal duże na pełnym otworze
przysłony ale praktycznie znika przy f/11. Przy dłuższych ogniskowych
winietowanie jest coraz mniejsze i znika po przymknięciu do f/8. Przy ogniskowej 24 mm jest bardzo niewielkie na
pełnym otworze przysłony i praktycznie znika już przy f/5,6.
Osiągi Canona w zakresie
winietowania są zgodne z oczekiwaniami dla obiektywu o takim zakresie
ogniskowych.
Sigma 12-24 mm f/4,5-5,6
II DG HSM, ogniskowa 12 mm, przysłona f/4,5
oraz ogniskowa 24 mm, przysłona f/5,6.
|
Sigma mocno winietuje
przy 12 mm i na pełnym otworze przysłony i nawet przymknięcie do f/16 nie
likwiduje winietowania w pełni. Obiektyw wykazuje podobne zachowanie przy
ogniskowych 15 mm, 17 mm i 20 mm, z tym
że przy tej ostatniej winietowanie praktycznie znika po przymknięciu do f/11.
Jedynie przy ogniskowej 24 mm obiektyw nieco mniej winietuje na pełnym otworze
przysłony i przymknięcie do f/8
praktycznie eliminuje tę wadę.
Osiągi obiektywu w
zakresie winietowania są nieco poniżej poziomu Canona, ale nie odbiegają
szczególnie negatywnie od tego, czego należy spodziewać się po optyce o takim
zakresie ogniskowych.
AF-S Nikkor 14-24 mm
f/2,8G ED, ogniskowa 14 mm, przysłona f/2,8
oraz ogniskowa 24 mm, przysłona f/2,8.
|
Przy 14 mm i 15 mm Nikkor umiarkowanie winietuje przy pełnym otworze przysłony, a winietowanie znika
całkowicie po przymknięciu do f/5,6. Przy ogniskowych 16 i 18 mm winietowanie
na pełnym otworze jest mniejsze niż przy 14 mm i 15 mm i znika całkowicie po
przymknięciu do f/5,6. Przy ogniskowych 20 mm i 24 mm winietowanie jest bardzo
małe i znika już przy przysłonie f/4.
Nikkor ma węższy zakres
ogniskowych „na dole”, a więc tam, gdzie należy spodziewać się największego
winietowania, ale i tak - i dodatkowo
zważywszy na to, że Nikkor jest jaśniejszy od Canona i Sigmy – osiągi w
zakresie winietowania są imponujące.
Dystorsja
Canon EF 11-24 mm f/4L USM
Przy 11 mm obiektyw ma
niewielką dystorsję beczkowatą – naprawdę niewielką; widywałem gorszą w
obiektywach o ogniskowej 50 mm. Beczka zmniejsza się przy ogniskowej 12 mm i osiąga
prawie niezauważalny poziom przy 14 mm, a przy 16 mm i 18 mm obiektyw
praktycznie nie ma dystorsji, po czym przy 20 i 24 mm pojawia się minimalna
dystorsja poduszkowata.
Inżynierom Canona udała
się niezwykła rzecz, jaką jest naprawdę doskonała korekcja dystorsji obiektywu.
Sigma 12-24 mm f/4,5-5,6
II DG HSM
Przy 12 mm obiektyw ma
wyraźną dystorsję beczkowatą, która stopniowo zmniejsza się przez 15 mm i 17 mm
a przy 20 mm obiektyw jest praktycznie pozbawiony dystorsji. Przy 24 mm pojawia
się niewielka dystorsja poduszkowata.
Sigma jest niewątpliwie
gorzej skorygowana od Canona, ale nie są to osiągi dyskwalifikujące ten
obiektyw. Jedynie przy 12 mm beczka jest bardzo zauważalna.
AF-S Nikkor 14-24 mm
f/2,8G ED
Nikkor ma dystorsję
beczkowatą praktycznie w całym zakresie ogniskowych, a przy 14 mm jest ona
wyraźnie widoczna, po czym stopniowo się zmniejsza i przy 18 mm przestaje
bardzo przeszkadzać a przy 24 mm znika prawie całkowicie.
Nikkor jest gorzej
skorygowany od Canona; wykazuje też odmienne charakterystyki od obydwu
pozostałych obiektywów w teście ponieważ ma jeden rodzaj dystorsji (beczkowatą)
w praktycznie całym zakresie ogniskowych.
Ostrość i kontrast
Canon EF 11-24 mm f/4L USM
Układ obiektywu oraz
powłoki przeciwodblaskowe sprawiają, że nowy zoom Canona jest bardzo
kontrastowy od pełnego otworu przysłony w całym zakresie ogniskowych.
Przymknięcie o około 1,5 działki przysłony nieznacznie jeszcze podnosi
kontrast.
Pamiętając moje ostatnie
bliskie spotkanie z szerokokątnym zoomem Canona, EF 16-35 mm f/2,8L USM, w roku
2005, podchodziłem do badania brzegów obrazu „z pewną nieśmiałością”. Wtedy
nieakceptowalne „rozłażenie się” detali na brzegach obrazu z profesjonalnego
zooma Canona sprawiło, że porzuciłem system Canona na rzecz Nikona. Tutaj
sytuacja jest zupełnie inna. To, że środek obrazu jest zawsze fantastyczny to
dopiero początek historii. Przy 11 mm i na pełnym otworze przysłony brzegi
obrazu są dobre i czepiać się można jedynie do jakości na samym jego skraju, co
jednak bardziej wynika z krzywizny pola niż niezdolności obiektywu do ostrego
rysowania. Na przysłonie f/11 nawet najdalsze skraje obrazu dorównują
środkowi. Przy 12 mm krawędzie obrazu są
nieco słabsze i nawet po przymknięciu do f/11 nie dorównują środkowi, ale obraz
na mniej skrajnych brzegach jest bardzo dobry. Przy 14 mm krawędzie znacznie
się poprawiają i na przysłonie f/8 nie różnią się niczym od środka obrazu. 16
mm to znowu niewielki spadek ostrości na samych skraju obrazu, ale po
przymknięciu do f/11 jest już naprawdę dobrze. Od 18 mm do 24 mm obiektyw
zachowuje się dość jednorodnie, ze skrajnymi punktami obrazu nieco gorszymi od
środka, ale doganiającymi go przy około f/8.
Canon EF 11-24 mm f/4L USM, ogniskowa 11 mm, przysłona f/14, pełen kadr. |
Wycinki ze zdjęcia widocznego wyżej: brzeg i środek kadru. |
Sigma 12-24 mm f/4,5-5,6
II DG HSM
Sigma ma dobry kontrast,
który można jeszcze poprawić przymknięciem o 2,5 działki przysłony.
Przy 12 mm i na pełnym
otworze przysłony obiektyw ma świetny środek, ale gorsze brzegi, które
poprawiają się do przyzwoitego poziomu przy f/11 ale nigdy nie dorównują
środkowi. Przy 15 mm i 17 mm i na pełnym otworze przysłony brzegi są nieco lepsze niż przy 12 mm ale nadal odstają
od środka, nieco zbliżając się do jakości centralnej przy f/11. Na pełnym
otworze obiektyw jest najlepszy przy 20 mm i tam prawie udaje się wyrównać
jakość na całym kadrze przy f/11; przy 24 mm następuje znaczny spadek jakości
brzegowej, której nawet mocne przymknięcie obiektywu nie pozwala dogonić
środka.
Sigma ma gorsze brzegi od
Canona w całym zakresie ogniskowych, ale nadal jest to przyzwoite zachowanie.
AF-S Nikkor 14-24 mm
f/2,8G ED
Nikkor ma świetny kontrast
już od pełnego otworu przysłony, ale można go jeszcze poprawić przymykając
obiektyw o około 1,5 działki przysłony.
Ostrość w centrum obrazu
jest znakomita w całym zakresie ogniskowych. Niestety dokładna analiza
skrajnych krawędzi obrazu ujawnia niedoskonałości obiektywu. Przy 14 mm
krawędzie są wyraźnie gorsze od środka, ale przy f/11 prawie go doganiają.
Prawie identycznie jest przy 15 mm i 16 mm; od 18 mm do 24 mm brzegi - choć nadal gorsze od środka
– są minimalnie lepsze niż przy krótszych ogniskowych i dorównują środkowi już
przy f/8.
Nikkor ma gorsze brzegi od
Canona praktycznie w całym zakresie ogniskowych, ale zachowuje się bardziej
konsekwentnie od Sigmy, i w całym zakresie po przymknięciu osiąga dobre wyniki
w zakresie ostrości brzegowej.
Canon EF 11-24 mm f/4L USM, ogniskowa 11 mm, przysłona f/14, pełen kadr. |
Wycinek ze środka zdjęcia widocznego wyżej. |
Wycinek z okolic rogu zdjęcia widocznego wyżej. |
Podsumowanie: Stary król
jeszcze żyje; niech żyje nowy król!
Wyniki testu mogę
podsumować następująco:
Miejsce
|
Budowa
|
Winietowanie
|
Dystorsja
|
Ostrość i kontrast
|
1
|
Canon
|
Nikkor
|
Canon
|
Canon
|
2
|
Nikkor
|
Canon
|
Nikkor
|
Nikkor
|
3
|
Sigma
|
Sigma
|
Sigma
|
Sigma
|
Ceny (w sklepie www.interfoto.eu):
Canon EF 11-24 mm f/4L USM:
12999 PLN
AF-S Nikkor 14-24 mm
f/2,8G ED: 6400 PLN
Sigma 12-24 mm f/4,5-5,6
II DG HSM (mocowanie Canon EF): 3490 PLN
Canon jest najlepszym
obiektywem w tym teście a Sigma najsłabszym, ale patrząc jak ceny nieomal podwajają
się, gdy idziemy od Sigmy przez Nikkora do Canona, trzeba sobie powiedzieć
jasno: Nikkor nie jest dwa razy lepszy od Sigmy, a Canon nie jest dwa razy
lepszy od Nikkora.
Podsumowując osiągi Canona
należy przede wszystkim stwierdzić, że dystorsja jest zdumiewająco niska jak na
optykę o takich parametrach. To niezwykłe osiągnięcie sprawia, że z czystym
sumieniem można polecić Canona do fotografii architektury; można mieć pewność,
że obrazek prosto z aparatu będzie
użyteczny i nie będzie wymagał korygowania dystorsji. Co do winietowania: nie
zaskakuje, ale też nie zachwyca, i Sigma nie jest w tym zakresie dużo gorsza a
Nikkor pozostaje pod tym względem niekwestionowanym liderem; jednak Canon
dodaje kluczowe 3 mm ogniskowej na dole zakresu, więc coś za coś. Kontrast i
ostrość do najwyższa liga i można przypuszczać, że osiągi obiektywu
projektowano z myślą o nowej matrycy o rozdzielczości 50 milionów pikseli.
Powłoki położone na soczewki zdają się świetnie zapobiegać powstawaniu
odblasków i „duszków” zarówno przy „pełnej dziurze” jak i po przymknięciu
obiektywu; jedynie przy pewnych ujęciach, gdy silne punktowe światło pada pod
dużym kątem na przednią soczewkę, powstają zaświetlenia, ale są to niewielkie,
wyraźnie zdefiniowane punkty, których położenie można łatwo kontrolować i które
łatwo jest wyeliminować. W skrajnych przypadkach na krawędziach obrazu można
znaleźć śladową aberrację chromatyczną.
Canon EF 11-24 mm f/4L
USM, ogniskowa 11 mm, przysłona f/14, śladowa aberracja chromatyczna widoczna dopiero przy dużym powiększeniu fragmentu kadru. |
Canon EF 11-24 mm f/4L
USM, ogniskowa 11 mm, przysłona f/8. Najgorszy scenariusz dla tego obiektywu, czyli słońce świeci z boku na przednią soczewkę i w centrum kadru powstają niewielkie duszki. |
Wycinek powyższego
kadru. Wystarczyłaby niewielka zmiana pozycji lub osłonięcie obiektywu dłonią, żeby ten niewielki problem zniknął całkowicie. |
Zatem dla osób żyjących z fotografii architektury czy pejzażu, które potrzebują możliwie najszerszego obiektywu o najlepszych osiągach do zarabiania pieniędzy, znaczna kwota wydana na Canona ma pełen sens. Dla osób, które fotografują amatorsko, sporadycznie używając tak szerokich kątów, ponad trzy razy tańsza Sigma daje zadowalającą jakość. Ponadto obecnie produkowane systemy filtrów prostokątnych mocowanych w przednich uchwytach pozwalają na korzystanie na Sigmie z filtrów polaryzacyjnych i połówkowych, które są niezastąpione dla wielu fotografów krajobrazu, a na razie nie ma takiego rozwiązania dla Canona. Zważywszy jednak na to jak wielu zawodowców używa systemu Canon EOS i jak dobry jest nowy Canon EF 11-24 mm f/4L USM, należy już wkrótce spodziewać się pojawienia systemu filtrów do tego obiektywu.
Dziękuję sklepowi www.interfoto.eu za wypożyczenie do testu obiektywów
Canon EF 11-24 mm f/4L USM oraz Sigma 12-24mm F4.5-5.6 II DG HSM.
Zajrzyj też tu:
TEST: Tamron 15-30 mm f/2.8 – superszeroko i ze stabilizacją
TEST: Tamron 15-30 mm f/2.8 – superszeroko i ze stabilizacją
Dziękuję za ciekawą lekturę.
OdpowiedzUsuńI pozdrawiam :-)
Anna Ż.
Ciekawy test. Zaskakująca jakość jak na tak szeroki zoom w porównaniu z innymi szerokątnymi obiektywami Canona. Co do ceny - no cóż nie jest niska, ostatnio widzę tendencję wzrostową nowych obiektywów Canona czy będzie taki zakup miał sens w przy zleceniach zawodowych w Polsce, obawiam się że będzie miało to raczej charakter niszowy. Jeśli chodzi o ujęcia bagna "Jacka" nabarły zupełnie innego wyrazu i nie jest to tylko kwestia innej perspektywy z jaką mamy do czzynienia przy szerokich kątach. Pozdrawiam Marcin
OdpowiedzUsuń