W tytule artykułu, napisanym jeszcze przed rozpoczęciem
testu, umieściłem sparafrazowane oficjalne hasło reklamowe tego obiektywu. Tak
na próbę, by przekonać się czy dotrwa ono tam do momentu gdy napiszę podsumowanie.
Widzicie je nadal? Znaczy, że obiektyw zdał egzamin. Niemniej zachęcam do
przeczytania całości artykułu.
Nikon podszedł do tworzenia początkowego zestawu obiektywów
dla swoich małoobrazkowych bezlustrowców inaczej nie Panasonic i Canon. Za podstawę
przyjął cztery zgrabne, niemal identyczne rozmiarowo szkiełka. Niezbyt jasne,
ale świetnie pasujące do niedużych Nikonów Z6 i Z7. Obiektywy te widzicie na
zdjęciu poniżej. Niepokazanym na zdjęciu uzupełnieniem jest znacznie większy
24-70/2.8 oraz – na razie mocno wirtualny – Noct 58/0.95.
|
Źródło: Nikon |
Nikonowska trzydziestkapiątka ma niecałe 9 cm długości,
średnicę 73 mm, korzysta z filtrów 62 mm, w stanie gotowości do pracy waży
niemal 400 g. Z zewnątrz prezentuje się prosto, zarówno z powodu takiego a nie
innego wzornictwa, jak i braku gadżetów i „gadżetów”. Widzimy tylko pierścień
ostrości oraz przełącznik AF/MF. Brak skali odległości, dodatkowych
przełączników w rodzaju choćby limitera odległości, czy też dodatkowego
pierścienia funkcyjnego. Na pocieszenie, korekcję ekspozycji albo czułość
matrycy możemy podpiąć pod pierścień ostrzenia, ale tylko jeśli korzystamy z
autofokusa. Od razu dodam, że ten jedyny pierścień obsługuje się bardzo
wygodnie. Jest szeroki, palce trafiają na niego z łatwością. Moletowanie może
trochę za drobne, ale to dostrzegłem dopiero przy analizowaniu ergonomii, a nie
wcześniej podczas fotografowania. Ręczne ostrzenie oczywiście odbywa się za
pośrednictwem silnika elektrycznego. Szybkiego i cichutkiego. Właściwie to
zupełnie bezgłośnego. Trzeba przyłożyć ucho do obiektywu, by usłyszeć słabiutki
gwizd. Skali odległości brak na obudowie obiektywu, ale pojawia się – niestety
w bardzo prymitywnej formie – w wizjerze i na ekranie aparatu. Ręczne ogniskowanie
odbywa się ze zmienną prędkością, czyli szybsze pokręcenie pierścieniem daje
nieproporcjonalnie szybszą zmianę położenia ostrości.
Obudowa tego Nikkora jest w całości wykonana z tworzyw
sztucznych. Jednak bagnet oczywiście jest z metalu. Nie brak uszczelnień,
zarówno przy mocowaniu bagnetowym, jak i przy pierścieniu, przełączniku
autofokusa i przy przedniej soczewce. Soczewce nieruchomej, gdyż ustawianie
ostrości odbywa się wewnętrznie. No, tak po prawdzie jest to tylne ogniskowanie
(Rear Focusing), czyli realizowane
ruchem tylnego członu optycznego.
|
Schemat uszczelnień obiektywu. Źródło: Nikon |
Wspominałem już o
tym na blogu, ale nie szkodzi raz jeszcze: taka wyciągnięta konstrukcja ułatwia
dobre „rozprowadzenie obrazu” po matrycy, co pozwala uniknąć wad obrazu,
uzyskać wysoką rozdzielczość na brzegach i nieduże winietowanie.
Nikon chwali się, że wyeliminował „oddychanie” obiektywu,
czyli zmianę kąta widzenia w zależności od ustawionej odległości ostrzenia. Wśród
zalet tego szkła wymienia też brak komy, winietowania – to oczywiście zasługa
mocowania o ogroooomnej średnicy oraz wspaniałą rozdzielczość obrazu od brzegu
do brzegu. Także przy niedużych odległościach fotografowania, a to z powodu
obecności systemu soczewek pływających. Najmniejszy dostępny dystans ostrości
wynosi 25 cm, a fotografowany obiekt znajduje się wówczas 10 cm od przedniej
krawędzi osłony przeciwsłonecznej. Pod światło też ma być cudownie – tu
wykazują się powłoki nanokrystaliczne na soczewkach. Na przedniej soczewce
oczywiście znajduje się fluorowa powłoka zabezpieczająca przed osadzaniem się
pyłu i wody.
Elektromagnetycznie przymykana przysłona ma 9 listków i tak gdzieś do f/4 zapewnia niemal okrągły otwór. Przymyka się ona maksymalnie
do f/16.
|
Źródło: Nikon |
Optyczna część obiektywu wygląda bogato,
szczególnie jak na niezbyt jasną, „całkiem zwykłą” stałkę. Na schemacie powyżej widać
11 soczewek, w tym dwie ze szkła o obniżonej dyspersji (to te żółte) oraz trzy
asferyczne (niebieskie).
Gdy tak przeglądałem materiały Nikona dotyczące tego
obiektywu zorientowałem się, że schwalony został w nich chyba każdy element i
podzespół. Zacząłem więc szukać dziury w całym sprawdzając, czy na pewno każdy.
O, i udało mi się! Znalazłem taki passus: „komunikacja między obiektywem i
aparatem pozwala na znakomitą kompensację dystorsji…”. Trafiony! Czyli
dystorsja optyczna jest, a zanika dopiero gdy pliki potraktujemy programową
korekcją. Aktywujemy ją w menu, podobnie jak korekcje dyfrakcji i winietowania.
Tradycyjnie dla Nikonów brak tam zakładki „korekcja aberracji chromatycznej”.
Ta funkcja jest bowiem obowiązkowa (dla JPEGów), a że od zawsze działa
rewelacyjnie i bezśladowo, konstruktorzy nie uznają za stosowne dawać możliwość
jej wyłączania. A, o aberracji chromatycznej też nie ma słowa wśród pochwał
trzydziestkipiątki. To podejrzane, więc wymaga sprawdzenia.
No, to sprawdzam. Jednak zacznę tradycyjnie, czyli od
rozdzielczości obrazu. Test przeprowadziłem z pomocą Nikona Z7, więc obiektyw
musiał się starać, by obsłużyć ponad 45 milionów pikseli. Najpierw w studio z
wykorzystaniem tablic testowych. Niestety one nie pozwoliły mi dokładnie
określić co potrafi ten Nikkor. Nie, mory nawet nie było dużo, pomimo że
matryca pozbawiona jest filtra dolnoprzepustowego. Jednak zdjęcia, a
szczególnie JPEGi wprost z aparatu, zachwycały bogactwem artefaktów, co bardzo
utrudniało mi ocenę rozdzielczości na kreskowym wzorze tablicy. Ale to co
wypatrzyłem i tak nie wygląda źle. Środek kadru już przy otwartej przysłonie
prezentuje 4800 lph i ten wynik utrzymuje się aż do f/5.6 włącznie. Brzegi
startują od 4000 lph dla f/1.8 i stopniowo poprawiają się aż do 4400 lph, które
widzimy przy f/5.6-8. Ale dla f/8 centrum klatki już zaczyna tracić z powodu
dyfrakcji (4600 lph), więc optimum dla tego obiektywu (w parze z Nikonem Z7)
jest f/5.6. Przy f/11 dyfrakcja jeszcze nie szaleje – 4400 / 4200 lph (środek /
brzeg), ale dla f/16 mamy już tylko 4200 / 3600 lph. Korekcja dyfrakcji pomaga „w
studio” tylko symbolicznie, jeśli w ogóle. Podobnie użycie RAWów, choć w ich
wypadku jest troszkę lepiej, gdyż da się zobaczyć 5000 lph. Jednak podejrzewam,
że gdyby nie artefakty, pojawiłyby się zauważalnie lepsze wyniki.
Co jeszcze w teście studyjnym? Zero bocznej aberracji
chromatycznej, zero komy – brawo! Boczną AC sprawdziłem rzecz jasna na RAWach,
bo tylko w nich można wyłączyć korekcję tej wady. Jednak ten manewr nic nie
pomógł – aberracji jak nie było, tak nie ma. Ale już dystorsja, owszem –
1,6-procentowa „beczka”. To oczywiście jeśli nie użyjemy jej korekcji, bo z nią
obrazek jest prościutki.
Jak ta dystorsja wygląda w plenerze pokazuję na dwóch
zdjęciach powyżej. Górne bez korekcji, dolne z nią. Udało mi się trafić (mniej
więcej prosto) górną krawędzią zdjęcia w linię dachu, dolną w linie
rozdzielające pasy ruchu. Widać więc w jakim stopniu obiektyw wypucza linie idące
wzdłuż brzegów kadru i na ile cyfrowa korekcja dystorsji przycina obrazek.
|
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Osiowa aberracja chromatyczna nie została w pełni wyeliminowana. Zdjęcie widoczne powyżej wykonałem przy otwartej przysłonie, z minimalnej odległości ostrzenia. Aberrację widać
tu dość wyraźnie, ale jeśli jej nie chcemy, wystarczy lekko przymknąć
przysłonę. Praktycznie wystarcza użycie f/2.8. Oczywiście wszyscy wiemy, że lepiej
skorzystać z RAWa, a po otworzeniu go w nikonowskim Capture NX-D kliknąć
okienko Axial Color Aberration. Tyle
teoria. Bo praktyka powiedziała mi, że ten manewr nie daje nic, a nic. Bywa.
Ale może coś tam w NX-D wkrótce poprawią?
|
Górny rząd bez korekcji winietowania, dolny z włączoną na średnim poziomie. |
Winietowania rzeczywiście całkiem brak? No, nie do końca.
Nie jest tak dobrze jak obiecuje Największy
Na Świecie Bagnet – Całe 55 mm. Ale też bez tragedii. Niekorygowane
winietowanie dla f/1.8 jest raczej silne, a przy tym dość ostre. Nie, nie
bardzo ostre, ale wyraźnie narastające blisko rogów klatki. Przymykanie skutecznie
pomaga rozjaśniać brzegi obrazu. Efekty widać już przy f/2, znacząca poprawa
następuje przy f/2.8, a przy f/4 właściwie nie mam już do czego się przyczepić.
Jest też cyfrowa korekcja winietowania, ale jeśli żądamy wysokiej jej
skuteczności koniecznie aktywujmy ją w najwyższym z trzech ustawień. Tylko
wówczas zadziała ona radykalnie, choć wcale nie w 100%. Na zdjęciach powyżej jej działanie dla średniej z trzech dostępnych intensywności
widać w dolnym ich rzędzie. Dla otwartej przysłony liczyłem na więcej, choć i
tu wyraźnie osłabia ona i łagodzi winietowanie. Za to podoba mi się obraz dla
f/2. Winietowanie jeszcze nie jest słabe, ale zgrabnie i łagodnie ściemnia
peryferia klatki. Za to dla f/2.8 nie mam już uwag – korekcja daje lepsze tu efekty
niż samo przymknięcie do f/4.
Zdjęć wykonywanych pod ostre światło nie musimy się obawiać.
Czasem zdarzyć się może leciutki spadek kontrastu, a przy średnim albo silnym
przymknięciu przysłony pojawia się pojedynczy, nieduży blik. Jednak na więcej
nieciekawych efektów nie liczmy.
|
Przy lewym zdjęciu obiektyw (ze zdjętą osłoną przeciwsłoneczną) był schowany w cieniu budynku, przy prawym wysunąłem go z cienia. Różnica w kontraście jest symboliczna. |
Opis szczegółowości obrazu tym razem jakoś trafił na sam
koniec. Na wycinkach ze zdjęcia prezentowanego poniżej widać bardzo równą pracę Nikkora. W centrum kadru
trudno dostrzec różnice szczegółowości pomiędzy wycinkami dla poszczególnych
przysłon. Ciekawe, że dyfrakcyjny spadek ostrości dla f/8 zauważalny jest
bardziej niż niższa szczegółowość dla f/1.8-2. Nieco inaczej rzecz wygląda na brzegu
klatki. Tu dobrze widać górowanie dla f/5.6 i gorszy – ale wcale nie zły! –
wynik dla f/1.8. W sumie wyniki w miarę pokrywają się ze „studyjnymi”.
|
Kadr do testu szczegółowości obiektywu. Wycinki poniżej. |
|
Wycinki z brzegu klatki widać w górnym rzędzie, ze środka w dolnym. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Zdjęcia widoczne powyżej wykonane były z wyłączoną korekcją dyfrakcji.
Dlatego niżej publikuję wycinki z dwóch serii: górne dla korekcji wyłączonej, dolne dla
włączonej. Wynik jest jednoznaczny: jeśli planujemy przymykać przysłonę do f/8
lub bardziej, koniecznie aktywujmy tę funkcję. Przy f/8 wykazuje ona
100-procentową skuteczność. Dla f/11-16 już nie, ale i tak ma zdecydowanie
pozytywny wpływ na wygląd zdjęcia.
|
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Z przyjemnością oglądam nieostre obszary zdjęć wykonanych
tym Nikkorem. Przeważnie pojawia się na nich lubiane przeze mnie budyniowate,
miękkie boke. Czasem tylko niezbyt silne nieostrości prezentują się z lekka
nerwowo, ale nadal nie jest to zjawisko irytujące.
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/2.5. |
Poniżej publikuję zestaw zdjęć wykonanych podczas testu.
Niemal wszystkie są niekadrowanymi JPEGami prosto z aparatu, naświetlonymi przy
czułości ISO 64 albo ISO 100, z wyłączonymi wszystkimi korekcjami optyki.
Ewentualne odstępstwa deklaruję w podpisach.
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/2.5. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/2.8. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/1.8. Minimalna odległość ogniskowania. |
|
Przysłona f/4. |
|
Przysłona f/1.8. Promienie słońca ślizgają się po przedniej soczewce. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/5.6. |
|
Przysłona f/1.8. |
|
Przysłona f/8. |
|
Przysłona f/2.2. |
|
Przysłona f/16. |
|
Przysłona f/5.6. |
|
Przysłona f/1.8. Czułość ISO 200. |
|
Przysłona f/1.8. Czułość ISO 200. |
|
Przysłona f/2.2. |
No, i pięknie! Widać, że da się zaprojektować nieduży, lekki
obiektyw dobrze współpracujący z matrycą o wysokiej rozdzielczości, a do tego z
całkiem przyzwoicie skorygowanymi wadami. Oczywiście, to nie jest Naprawdę
Jasne Szkło, ma światło f/1.8, co zresztą na pewno ułatwiło pracę jego twórcom.
Bardzo wielu fotografującym nie będzie przeszkadzało te 2/3 działki ciemniej
niż f/1.4. To nie tragedia, zwłaszcza że matryce Nikonów Z6 i Z7 nie mają
problemów z pracą przy wyższych czułościach. Problem jest inny. Wspomniani
przeze mnie twórcy Nikkora Z 35 mm f/1.8 S, nieźle sobie za niego
zaśpiewali. 3500 zł to niby tylko półtora raza więcej niż za analogiczny własny
obiektyw do lustrzanek, ale jednak sporo jak za taką „zwyczajną” stałkę. Tyle,
że obiektyw pod względem jakości produkowanych zdjęć daje bardzo mało podstaw
do zarzutów. A to według mnie w znacznym stopniu żądaną cenę usprawiedliwia i
uzasadnia. Co nie znaczy, że nie wolałbym widzieć jej niższą.
Na to się raczej nie zanosi. Chodzą jednak słuchy, że Nikon
ma w planach uzupełnienie gamy obiektywów Z
o „niższą” serię tańszych szkieł, już bez litery S w nazwie. Co to będą za
obiektywy i kiedy się pojawią, na razie cisza. Może chodzi o „naleśniki” f/2.8,
może pojawią się zoomy o zmiennym świetle, może towarzyszyć im będzie jakiś
tani korpus? To koncepcja bardzo prawdopodobna, szczególnie po premierze Canona
RP. Czekamy! A już teraz szczerze polecam testowanego Nikkora wszystkim bezlustrowym
nikoniarzom. Obecnym i potencjalnym.
Podoba mi się:
+ rozdzielczość
+ plastyka zdjęć
+ przyzwoicie skorygowane wady obrazu
Nie podoba mi się:
- nieco zbyt wyraźne winietowanie i osiowa AC
Zajrzyjcie też tu:
Wszystko pięknie, tylko jednak powalająco drogo. Na tle czegokolwiek - powalająco. Zastanawiam się jak się to producentowi bilansuje - czy naprawdę jest aż tylu chętnych na, bądź co bądź nieprzyzwoicie plastikowe szkło o takiej cenie? Pewnie tak.
OdpowiedzUsuńGorzej! To nie jest powalająca cena. Powalającą nie mogę JUŻ też nazwać ceny Canona RF 50/1.2. Dopiero cena następnego, testowanego właśnie szkła, będzie powalająca. I nie jest to żadna czterysetka-dwa-osiem, a najzwyklejsza stałka z najzwyklejszym światłem.
UsuńFotografuję tym obiektywem. Nie jest to żaden "plastik". Cena na tle szkieł Canona R i Panasonica S też nie wydaje się nadmiernie wysoka.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim jednak dziękuję za test - chyba pierwszy na polskich portalach.
Są plastiki i plastiki. Sama obudowa z tworzyw sztucznych to akurat mniej ważny element "plastikowości" obiektywu. Liczą się pasowania, faktura, kultura pracy pierścieni, odgłosy AF itd. Tu akurat nic temu Nikkorowi nie można zarzucić. Tak jak całkowicie plastikowemu z zewnątrz Nikkorowi 24-70/2.8 VR. Tamten to mnie zaskoczył materiałem obudowy!
UsuńCena... jasne, wyższa niż analogicznych szkieł lustrzankowych, ale w odniesieniu do bezlustrowej konkurencji nie jest źle.
Testów nowej optyki C, N i P rzeczywiście jest niedużo w polskiej sieci, więc wykorzystuję sytuację :-)