Zdjęcie wykonano w słowiańskim (kiedyś) Podstąpinie na tle prawie francuskiego pałacu Sanssouci. |
Latem 2016 roku podczas jednego z wakacyjnych wyjazdów przetestowałem
Panasonica TZ100 – maleństwo wyposażone w superzooma 25-250 mm i w sporą,
1-calową matrycę. Wówczas był to aparat bez rynkowych konkurentów. Konstrukcje
zbliżone posiadały albo dużą matrycę i mniej uniwersalnego zooma albo
dorównywały optyką, ale przetwornik obrazu miały malutki. A jeśli już spełniały
oba warunki, okazywały się wielkimi cegłami. Lumix TZ100 był jaki był, pracował
całkiem przyzwoicie, choć przyznam, że mi jakoś nie podpasował. Wierzyłem, że
Panasonic zaprezentuje jego następcę, w którym to i owo zmieni, bądź poprawi.
Na TZ200 doczekałem się nieco ponad rok temu, lecz szybko okazało się, że
jedyną istotniejszą zmianą jest znaczące poszerzenie zakresu zooma. Dlatego
jakoś nie ciągnęło mnie wówczas do przetestowania tej nowości – nie nowości. Więcej chęci naszło mnie kilka miesięcy
później, gdy okazało się, że Sony podjęło rękawicę i zaprezentowało konkurenta.
Z początku nie bardzo rozumiałem dlaczego w serii RX100 jasny zoom 24-70 mm
został zastąpiony ciemnym 24-200, jednak później mnie olśniło i napisałem
o tym na blogu. A skoro jest sens walki w tym segmencie cyfrówek, może
wypadałoby być na bieżąco? Teraz więc zebrałem się i zabrałem TZ200 na testową wycieczkę
prasłowiańskim szlakiem od Kruszwicy, poprzez Biskupin, aż do Bralina, który dziś
poprawność polityczna każe nazywać Berlinem.
Jako, że TZ200 w niewielu aspektach różni się od
poprzednika, jeszcze raz zachęcam do przeczytania mojego testu
Lumixa TZ100, szczególnie jeśli nie znacie dobrze tego modelu. Planuję
sporo odniesień do tamtego modelu i artykułu, a drugie, że cechy wspólne obu
aparatów potraktuję skrótowo.
Mało miejsca na prawy kciuk, płaskie, źle wyczuwalne klawisze. Sporo rzeczy może się nie podobać. Ale gdy nie upieramy się pracować mnóstwem trybów, obsługę aparatu da się sensownie zorganizować. |
Jak to w Panasonicach, mamy też kilka definiowalnych
dotykowych klawiszy po prawej stronie ekranu. Zasadniczo lubię z tego paska
funkcji korzystać, ale w TZ200 on cały czas mnie stresował, na zasadzie identycznej
jak pokrętło na obiektywie. Po prostu bardzo często nieumyślnie uaktywniałem, a
czasami wręcz przestawiałem funkcje niosąc aparat w dłoni. To oczywiście skutek
znikomej ilości miejsca na tylnej ściance, gdzie można oprzeć kciuk. A jeśli sterowanie
położeniem pola ostrości też miałem ustawione na dotyk, regularnie lądowało mi ono w prawym górnym rogu klatki.
Przez cały okres testowania Lumixa próbowałem wymyślić jakiś
sensowny kompromis pomiędzy wygodą sterowania, a brakiem ryzyka nieumyślnego
przestawiania funkcji. Przyznać muszę, że nie udało mi się opracować
satysfakcjonującego mnie schematu. Ustawić do testu, bo już do codziennego
fotografowania pewnie bym coś wymyślił. Przeważnie – w każdym razie tak wynika
z mojego doświadczenia – nie jest wówczas potrzebny szybki dostęp do tak dużej
liczby funkcji, jak przy testowaniu. Więc pewnie i wam się to uda. Sporo zależy
od własnych preferencji obsługi oraz liczby funkcji, które chce się mieć pod
ręką. W sumie, równie dostępne jak na klawiszach ekranowych, są funkcje w
podręcznym Q.MENU. Można tam umieścić po 5 (z dostępnych 40) funkcji na każdym
z trzech ekranów, więc jest to jakieś rozwiązanie.
Świetnie działa Touch
Pad AF, czyli dotykowe ustawianie pola ostrości podczas korzystania z
wizjera. Ponieważ aktywny jest wówczas cały ekran (nie da się wydzielić tylko
jego połowy albo ćwiartki), warto aktywować opcję Offset. Pozwala ona przesuwać pole AF drobnymi ruchami palca, w
odróżnieniu od Exact wymagającej
dotknięcia ekranu dokładnie tam, gdzie ma być ustawiana ostrość.
A skoro już przy wizjerze jesteśmy, to niemiło mnie on
zaskoczył. I wcale nie chodzi o znikome powiększenie obrazu ani o sposób jego
wyświetlania: linia po linii – wizjer „sekwencyjny”. To akceptuję w mocno
zminiaturyzowanym sprzęcie i nie mam zamiaru czepiać się. Szczególnie, że
wizjer został nieco powiększony w stosunku do tego z Lumixa TZ100. Niestety,
obraz tam widoczny był blady, bez kontrastu i – w domyślnych ustawieniach –
wyraźnie chłodny. Coś jakbym fotografował w gęstym dymie. I tu przydały się
szerokie możliwości korekcji wyglądu wyświetlanego obrazu. Kontrast na maksa, sporo
ocieplenia, lekka regulacja jasności, i dało się fotografować. Choć nadal,
jeśli szło o precyzyjną ocenę zdjęć, odniesieniem był ekran, a nie wizjer.
Gniazda USB i HDMI umieszczono nietypowo po prawej stronie aparatu. Czyli gniazda mikrofonu i słuchawek znajdziemy po lewej? Nie, ich nie ma wcale. |
Przeczytaliście wcześniej „4K” i pewnie ucieszyliście się z
tej funkcji filmowania i fotografowania. Przypomnieć jednak muszę, że – jak i w
innych Panasonicach z 1-calowymi matrycami – aparat wykorzystuje jedynie
środkowe 8 mln pikseli z przetwornika obrazu. Czyli obowiązuje „crop” rzędu
1,5×, oznaczający zwężenie pola wykorzystywanego widzenia obiektywu. Co prawda
cieszy to w zakresie tele, ale w dole zooma wręcz przeciwnie. Na pocieszenie,
twórcy aparatu rozszerzyli zestaw klatkaży filmu dla rozdzielczości Full HD o
120 klatek/s. W 4K pozostało 30 klatek/s.
Istotnemu zmniejszeniu uległa prądożerność aparatu.
Standardy CIPA mówią o możliwości wykonania 370 zdjęć, podczas gdy dla
poprzednika deklarowały 300 zdjęć. W przypadku TZ100 nie narzekałem na zbyt
małą wydajność akumulatora, a tu z przyjemnością zauważyłem, że jest naprawdę
dobrze. Może nie tak, żeby cały dzień swobodnie fotografować na jednym
akumulatorze, ale i takiego zadania nie uważałbym za szczególnie trudne.
Oficjalnie Panasonic się tym jakoś szczególnie nie chwali,
ale w TZ200 zwiększył możliwości zdjęć seryjnych. Nie, nie chodzi o
szybkostrzelność, a jedynie o długość serii. I nie jest to kwestia szybszego
zapisu, a jedynie powiększonego bufora. RAWów da się strzelić jednym ciągiem
ponad 30, a najcięższych JPEGów ponad 200! Opróżnienie bufora trwa 18 s, czyli
sporo. Przy tym niemal identyczne czasy zapisu uzyskałem na karcie UHS-II (teoretycznie
maks. 240 MB/s), jak i UHS-I (90 MB/s). To stąd, że TZ200 dysponuje slotem SD w
wolniejszym standardzie UHS-I. Podczas tego testu wykorzystałem najwyższą
standardową częstość serii, czyli 10 klatek/s. Standardową, czy pozwalającą
korzystać zarówno z RAWów, jak i z JPEGów o pełnej rozdzielczości 20 Mpx. Długi
czas czyszczenia bufora nie pozwala strzelać długich serii jedna za drugą. Ale
to nie aparat do sportu. Jego konstruktorzy myśleli raczej o swobodzie
wykonywania kolejnych serii kilkuzdjęciowych, co często zdarza się w praktyce
amatorskiej. TZ200 pozwala na fotografowanie w ten właśnie sposób bez obaw o nagłe
zatkanie bufora.
Wspomniana przed chwilą częstość 10 klatek/s wymaga pracy w
trybie pojedynczego autofokusa albo przy ostrzeniu ręcznym. W ciągłym AFC
szybkostrzelność spadać powinna do 6 klatek/s, ale mi się tej wartości nie
udało uzyskać. Jak bym nie kombinował, aparat nie strzelał więcej niż 5
klatek/s. Tak więc przy tej częstości przeprowadziłem test ciągłego autofokusa
DFD. Już w Panasonicu TZ100 ten tryb ustawiania ostrości działał przyzwoicie
(choć nie rewelacyjnie), więc i tu nie spodziewałem się niemiłych
niespodzianek. Niespodzianki może i nie było, niemniej zauważyłem poprawę w
stosunku do działania AFC poprzednika. Nie występowały już jakiekolwiek
problemy z „przyklejeniem” się na stałe do obiektu, ani ze śledzeniem go aż do
minimalnego dystansu ostrości obiektywu. Tradycyjnie test przeprowadziłem na
modelu samochodu poruszającym się z prędkością ok. 7 km/h, korzystając z
pojedynczego, centralnego pola AF średniej wielkości. Prędkość może i nieduża,
ale gdy odległość fotografowania wynosi 1 m, AFC musi wykazywać się sprawnością
taką, jak w przypadku samochodów prawdziwych samochodów jadących 100 km/h w
odległości dużych kilku metrów. Obiektyw Lumixa ustawiony był na odpowiednik
małoobrazkowych 200 mm, a aparat wykonywał 5 klatek/s. Ważne uzupełnienie:
autofokus DFD działa wyłącznie przy fotografowaniu, przy filmowaniu już nie.
Kolejna kwestia, to sposób naświetlania zdjęć. TZ200 lubi dobierać
ekspozycję na bogato. Nie to, że jakoś strasznie prześwietla, ale podczas testu
regularnie nachodziła mnie myśl, żeby na stałe ustawić korekcję -1/3 EV. Gdy
już po fakcie oglądałem wykonane zdjęcia, uznałem że to chyba jednak przesada. Niemniej sporo
zdjęć wychodziło szaro-blado i takie lekkie ściemnienie dobrze by im zrobiło. Natomiast
jakiekolwiek ciemniejsze wnętrze wymaga zdecydowanych działań korekcją na
minus. Podobnie jak użycie któregoś ze wspomagaczy prawidłowego naświetlenia.
Mam na myśli funkcje i.Dynamic i HDR. Tu -2/3 EV jest wartością
minimalną, a w ciemnych wnętrzach czasem optimum okazywało się -1 2/3 EV. Jeśli
decydujemy się użyć którejś z tych funkcji, korzystajmy z ich najwyższych
intensywności działania. No, czasem HDR dobrze zadziała w trybie Auto, ale to
nie jest regułą. W TZ200 mamy jeszcze możliwość doboru kształtu krzywej
naświetlania. Jej części odpowiedzialne za światła i cienie obrazu możemy mniej
lub bardziej wygiąć w górę albo w dół. To niby najbardziej „profesjonalny”
sposób kształtowania jasności poszczególnych tonów. Jednak podczas testu z
niego nie korzystałem, ponieważ jak sprawdziłem wcześniej, efekty wizualne nie
były przekonujące, a obsługa tej funkcji czasochłonna. Uzupełnię jeszcze, że o
ile gięcie krzywej i i.Dynamic dostępne jest dla RAWów i JPEGów, to HDRem
możemy pracować wyłącznie na JPEGach.
Funkcja i.Dynamic działa zdecydowanie najskuteczniej gdy ma do rozjaśnienia dużo głębokich cieni. W plenerze, gdy ma ogarnąć wysokie kontrasty pracuje mniej śmiało. |
OK, wracam do czułości. Skończyłem na bardzo ładnie
prezentującej się ISO 400, natomiast już przejście na ISO 800 oznacza
wyraźniejszy spadek szczegółowości. Jednak i tę wartość bez wahania zaliczam do
zakresu czułości w pełni użytecznych, także gdy chcemy wykorzystywać JPEGi.
Oczywiście uzyskanie zdjęcia z RAWa bardzo pomoże. Jeszcze bardziej w przypadku
ISO 1600, gdzie bez RAWów nie widzę już możliwości fotografowania. Ważne
jednak, że dopóki wymagamy jedynie rozdzielczości ekranowej zdjęć, to na samych
JPEGach możemy pracować aż do ISO 6400 włącznie. ISO 12800? Zapomnieć!
Ważna uwaga dla JPEGowców: ciut inaczej niż we
wcześniejszych Lumixach działa redukcja „szumów ISO”. W TZ200 już nie można dla
ISO 125 zjechać z redukcją do poziomu -5, gdyż w średnich cieniach potrafią wyjść
szumy luminancji. Warto ustawić -3 albo lepiej -2, bo ta wartość stanowi chyba
optimum aż do ISO 800 włącznie.
Kadr do testu szczegółowości obrazu i poziomu szumów dla poszczególnych czułości matrycy. Odszumianie na poziomie -2. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Zdjęcia poniżej wykonałem z tego samego miejsca, a prezentują one zakres kątów widzenia zooma.
Ogólnie rzecz biorąc jest znacznie lepiej niż myślałem. Bo przyznam, że trochę obawiałem się tej ucieczki do przodu. Szczególnie spodobały mi się długie ogniskowe. Tak, obraz zasadniczo jest nieco miękki, ale – w odróżnieniu od sytuacji z TZ100 – możemy dość zdecydowanie wspomagać się wyostrzaniem w postprodukcji. Tam Unsharp Maskiem trzeba było działać bardzo delikatnie by nie tracić plastyki, ale zdjęcia z TZ200 wcale się go nie boją. Nieco gorzej w drugim słabym u poprzednika punkcie, czyli brzegi klatki dla szerokiego kąta. Tu nadal jest średnio, ale i tak o wiele lepiej niż w TZ100. Po pierwsze dlatego, że rzecz dotyczy samiutkiego dołu zooma. Odpowiednik 28 mm, czy 35 mm już pracuje znacznie lepiej. Dla 24 mm można dla poprawy szczegółowości brzegów kadru trochę przymykać przysłonę. Można, ale nie trzeba.
Przejście przez zakres ogniskowych wygląda następująco.
Środek kadru od 24 mm aż do mniej więcej 70 mm prezentuje się dobrze. Dobrze,
jak na miniaturowy superzoom, więc nie spodziewajmy się rewelacji. Brzegi, jak
napisałem wcześniej: najpierw średnio, od 35 mm bez uwag, choć nie tak dobrze
jak centrum klatki. Dalsze wydłużanie ogniskowej skutkuje powolnym zmiękczaniem
obrazu i stopniowym spadkiem jego szczegółowości. Bardziej to pierwsze, stąd –
jak już wspomniałem – wyostrzanie zdjęć pomaga poprawić ich odbiór. Ale tak
gdzieś do 200 mm nie bardzo jest czego się czepiać. Potem już trochę tak, ale
bardziej przeszkadza to na zdjęciach tablic testowych, niż przy „normalnym”
fotografowaniu. Tak wygląda sytuacja dla pełnej dziury obiektywu. Jak znam
życie, to i tak 99% zdjęć zostanie wykonanych Lumixami TZ200 w ten właśnie sposób.
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 24 mm. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 53 mm. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 360 mm. Wycinki poniżej. |
Wycinki lekko wyostrzone Unsharp Mask. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 37 mm. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 164 mm. Wycinek poniżej. |
Wycinek lekko wyostrzony Unsharp Mask. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 205 mm. Wycinek poniżej. |
Wycinek lekko wyostrzony Unsharp Mask. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 91 mm. Wycinek poniżej. |
Wycinek lekko wyostrzony Unsharp Mask. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu rozdzielczości obiektywu, ogniskowa 200 mm. 1/30 s z ręki. Wycinek poniżej. |
Czułość ISO 1600, więc wyostrzać już niezbyt się dało, gdyż wychodziły szumy. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Za to pod światło obiektyw zachowuje się bez zarzutu. Plus w
porównaniu z optyką Lumixa TZ100.
Ogniskowa 24 mm, słońce na samym brzegu kadru. Blików brak, kontrast ok. |
Ogniskowa 24 mm. |
Ogniskowa 190 mm. |
Ogniskowa 24 mm. |
Jak to w superzoomach kompaktów, przy dłuższych
ogniskowych nie ma szans na fotografowanie z niedużych odległości. Tryb makro
niby jest, ale przy żeby to było naprawdę coś z okolic makro, trzeba korzystać
z ogniskowych rzędu (małoobrazkowych) kilkudziesięciu milimetrów.
Jeszcze dwa słowa o cenie aparatu. Wysokiej, jak można się
było spodziewać, wynoszącej nieco poniżej 3000 zł. To suma bardzo zbliżona do
ceny Lumixa TZ100 sprzed dwóch lat, gdy był jedynym modelem w tej klasie
cyfrówek. Jedynym nie tylko u Panasonica, ale w ogóle na rynku. Teraz
Panasonica TZ100 kupujemy za 2200 zł, a TZ200 nie jest jedynakiem, ma już
konkurenta. To wspominany na początku artykułu Sony RX100 VI. Aparat
powszechnie oceniany wyżej, ale na szczęście dla Lumixa, kosztujący prawie 5000
zł. Czy wart jest aż tyle, nie wiem, ale korci mnie żeby sprawdzić. Może w
wakacje podejmę temat?
Na koniec tradycyjnie podrzucam zestaw zdjęć wykonanych
podczas testu. Wszystkie są niekadrowanymi JPEGami wprost z aparatu, wykonanymi
bez żadnych korekt, przy najniższej czułości ISO 125 (odszumianie -2) i
otwartej przysłonie obiektywu. Ewentualne odstępstwa zawarłem w podpisach.
Ogniskowa 37 mm. |
Ogniskowa 30 mm. |
Ogniskowa 24 mm. |
Ogniskowa 153 mm. |
Ogniskowa 149 mm. |
Ogniskowa 70 mm. Lekko przycięte bo bokach. |
Ogniskowa 91 mm. |
Ogniskowa 46 mm. Lekko przycięte od dołu. |
Ogniskowa 250 mm. |
Ogniskowa 69 mm. Troszkę ciachnięte z dołu. Lekko podciągnięty kontrast. |
Ogniskowa 164 mm. |
Ogniskowa 27 mm. |
Ogniskowa 360 mm. Zdjęcie zrobione z tego samego miejsca co poprzednie. |
Ogniskowa 221 mm. |
Tym maluchem nawet na zwierzynę można (fotograficznie) polować. Pod warunkiem, że zwierzyna niepłochliwa. Ogniskowa 360 mm. |
Ogniskowa 66 mm. 1/4 s z ręki. |
Ogniskowa 160 mm, ISO 1600, -2/3 EV. |
Ogniskowa 106 mm, ISO 800, -1/3 EV. |
Ogniskowa 48 mm, -2/3 EV. |
Ogniskowa 41 mm. |
Ogniskowa 227 mm. Trochę podciągnąłem kontrast - zdjęcie wykonane z odległości kilkuset metrów. |
A już na poważnie, Lumix TZ200 to bardzo fajny, kieszonkowy
aparacik. Matryca pracuje przyzwoicie do ISO 800, optyka daje radę pomimo
miniaturyzacji, stabilizacja – miodzio! Ale uwaga: pomimo że Lumix jest nieźle napakowany
funkcjami, nie traktujmy go jak fotograficznego kombajnu. Tak się nie da, albo
inaczej, da się ale namęczymy się przy tym setnie. To jest – już drugi w moich
rękach – kompakt do łapania światła. To
określenie Rafała Wylegały (Sony Polska) na proste, czy wręcz prymitywne
aparaty, które nie przytłaczają technikaliami i pomagają skupić się na tym co fotografujemy.
Na określenie to trafiłem podczas testu
– podobnego ideologicznie do TZ100/200 – Sony RX100 V i zaadaptowałem je. Tego
Sony też nie dało się traktować jak Poważnej Cyfrówki. Był za malutki, zbyt
nieporęczny do grzebania w gąszczu funkcji. Dokładnie ta sama zasada obowiązuje
dla Lumixa TZ200. Wymyślmy jakie trzy albo cztery funkcje są nam NAPRAWDĘ
potrzebne i tylko pod nie opracujmy system obsługi aparatu. I zajmijmy się
łapaniem światła.
Podoba mi się:
- kieszonkowość przy dużych możliwościach
- stabilizacja!
- wydajność akumulatora
Nie podoba mi się:
- problemy z obsługą
- brzegi kadru przy 24 mm
- jakość obrazu w wizjerze
Zajrzyjcie też tu:
TEST: Panasonic FZ2000. Zasadniczo, do filmowania…
TEST: Nikon Coolpix P1000. Ty nad poziomy wylatuj!
TEST: Sony RX10 III. Postęp na raty → test na raty.
TEST: Sony RX100 V – kompakt do łapania światła
TEST: Panasonic Lumix FZ300. Ani mały, ani wariat.
TEST: Panasonic FZ82 – jak Legoland długi i szeroki
TEST: Panasonic TZ100 – maleństwo z klasą
TEST: Canon G3X – mały aparat, spora matryca… i co więcej?
TEST: Sony RX10 II – gotycki test wszystkomającego kompakta
TEST: Panasonic Lumix FZ1000 Najbardziej wszystkomający kompakt pod słońcem
TEST: Canon SX60 Dłuuuugi zoom i…
TEST: Panasonic FZ2000. Zasadniczo, do filmowania…
TEST: Nikon Coolpix P1000. Ty nad poziomy wylatuj!
TEST: Sony RX10 III. Postęp na raty → test na raty.
TEST: Sony RX100 V – kompakt do łapania światła
TEST: Panasonic Lumix FZ300. Ani mały, ani wariat.
TEST: Panasonic FZ82 – jak Legoland długi i szeroki
TEST: Panasonic TZ100 – maleństwo z klasą
TEST: Canon G3X – mały aparat, spora matryca… i co więcej?
TEST: Sony RX10 II – gotycki test wszystkomającego kompakta
TEST: Panasonic Lumix FZ1000 Najbardziej wszystkomający kompakt pod słońcem
TEST: Canon SX60 Dłuuuugi zoom i…
A ja kupilem zonie nowiutki Canon EOS M100 - byla przecena - z kitowym EFM 15-45 kosztowal 275 euro - to chyba najtanszy tej klasy sprzet "do lapania swiatla". I moja zona jest zachwycona funkcja A a ja jestem zaskoczony jakoscia zdjec. Przedtem czytalem sporo testow tego sprzetu, w sieci jest tez test matrycy. Jakosc zdjec - ostrosc, kontrasty i odtwarzanie kolorow nie gorsze niz w DSLRach od Canona. No i w przyciskach sie czlowiek nie pomyli ani nie pogubi, bo ich nie ma. No, prawie nie ma. A jak ktos chce pogrzebac sie w nastawieniach to ma ich dosc na dotykowym ekranie. Brak wizjera mi nie przeszkadza bo ja wizjera prawie nigdy nie uzywam, lubie moja brzuszna perspektywe :-), moja zona tez :-).Obiektyw pancake 22mm do tego i mam doskonaly aparat do kieszeni. Nie za bardzo mnie obchodzi to ze natywnych obiektywow malo, ale mozna podpiac inne od DSLRa jak ktos sie upiera zeby miec cos duzego. I to ze seria M nie bedzie juz rozwijana mnie nie interesuje, bo kazdy aprat cyfrowy jest po kilku latach wart moze 20% pierwotnej ceny. (Pomijam horrendalnie drogi sprzet profi, oczywiscie :-))
OdpowiedzUsuńSadzac z Panskiego wyboru sprzetu do testowania Canoniarzem Pan raczej nie jest (ja jestem) ale czy planuje pan moze jakis test serii M od Canona?
Wybór sprzętu do testów to jedno, a do pracy to drugie. Ale czy z artykułów nie wynika, że jestem canoniarzem? Bo tak się składa, że jednak jestem :-) Z ostatniego roku: RF 50/1.2, 50/1.8 STM, 2000D, EOS M50, Laowa 12/2.8 testowana na 5D3, Tamron 24-70 G2 na 5DsR - trochę tego jest.
UsuńA EOSy M podobają mi się, choć dopiero od momentu gdy nabyły wizjer. Dla mnie bez niego nie ma fotografowania. Ale to oczywiście rzecz gustu i sposobu pracy aparatem. Nie mam w bliskich planach nic z testów tego systemu, chyba że Canon wypuści coś naprawdę ciekawego. Na co raczej nie zanosi się, gdyż ma sporo roboty w małym obrazku. Ale myślę, że system nie umrze szybko i nadal będzie się dobrze sprzedawał. Mnóstwo ludzi nie ma ochoty włazić w mały obrazek, bo APSC - zwłaszcza w tak fajnym wykonaniu jak Canona - zaspokaja wiele potrzeb. I świetnie działa. W Japonii to najlepiej sprzedające się aparaty z wymienną optyką, a w Europie też blisko czołówki. Taki mały EOSik z jasną stałką, to fajna rzecz do kieszeni.
Pisze Pan o sobie ze profesjonalnie Pan uzywa Canona, ale ja jakos, przynajmniej oststnio, widze glownie testy Panasonic, przyznaje ze przeoczylem test M50.
UsuńMysli Pan ze system M nie umrze szybko, jesli sie nie myle to czytalem gdzies o zakonczeniu prac nad tym systemem, wiec Canon chyba bedzie teraz rozwijal pelna klatke?
Panasonica lubię, więc artykułów o nim rzeczywiście trochę jest, ale testów już nie. Jak teraz przejrzałem bloga, to w ciągu ostatniego roku były tylko dwa. Aż podejrzanie mało. Na dniach zacznę jeszcze jeden, więc statystyka trochę się poprawi.
UsuńCanon oczywiście stawia teraz na mały obrazek, ale na systemie M ciągle świetnie zarabia. Rozwijać go raczej nie będzie, ale póki się sprzedaje, to będzie produkowany. Tak jak lustrzanki APSC, w których mnożeniu Canon jest mistrzem. To na tym tańszym sprzęcie producenci najwięcej zarabiają, więc nawet jeśli najszerzej reklamują FF, to dbają by dobrze sprzedawały się "popularne" aparaty i obiektywy.
Nieprecyzyjnie sie wyrazilem, to fakt, i w zadnym wypadku nie mam zamiaru zachecac Pana do robienia testow tego co ja lubie, Panskie testy i artykuly mi sie podobaja takie jakie sa. Testy aparatow ktore mi sie podobaja znajde sobie zawsze na stosunkowo licznych stronach o sprzecie fotograficznym. Podziwiam Pana za to ze pomimo wielu zajec ma Pan czas na swoj nieobiektywny blog. Mi by sie nie chcialo. :-)
OdpowiedzUsuńAleż wcale tego tak nie zrozumiałem! Dobre to, że sam byłem przekonany o dużej liczbie testów sprzętu Panasonica. Sam widzę, że może być ich więcej. A, że pojawił się u niego mały obrazek, to mamy (Panasonic i ja) pole do popisu.
UsuńCzy jest to aparat który nadaje się do profesjonalnej pracy? Dokładniej mówiąc fotografowania w super rozdzielczości malarstwa w celu wydruku (format przynajmniej 100/70) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za opóźnienie z odpowiedzią, ale blogspot jakoś nie informuje mnie o wszystkich komentarzach.
UsuńNie, ten aparat nie nada się do takich celów. Rozdzielczość matrycy jeszcze by uszła, ale obiektyw nie da rady z rozdzielczością. Mało który kompakt poradzi sobie z takimi zadaniami. Ale już jakakolwiek lustrzanka lub bezlusterkowiec >20 Mpx z jakąś stałką o portretowej ogniskowej, bez kłopotu.
Teraz jest taki wybór w aparatach, że nie sposób mieć jeden do wszystkiego.
OdpowiedzUsuń