Seria wielkogabarytowych kompaktów Sony RX10 jest przykładem
dość nietypowej ewolucji. Liczy obecnie cztery modele, a unowocześnianie kolejnych wersji
II, III i IV (formalnie M2, M3, M4) polegało na zdecydowanym wzmocnieniu
aparatu w jednym tylko aspekcie. Tak więc M2 otrzymał filmowanie w 4K wraz z dodatkiem
superszybkich zdjęć. W M3 jedynie wymieniono obiektyw z 24-200/2.8 na
24-600/2.4-4, a M4 wsparto porządnym autofokusem z detekcją fazy. W ten sposób
powstał chyba najbardziej uniwersalny kompakt pod słońcem. Oczywiście chciałem
go przetestować, ale Sony Polska rozłożyło ręce: nie mamy! Jedyny egzemplarz,
który dałoby radę jakoś wypożyczyć jest w rękach „trenerów”. A od nich trudno
go wyrwać, w każdym razie bez przygotowań, negocjacji i na pewno nie w wakacje.
W tym czasie różni krewni i znajomi królika mają chętkę zabrać taki uniwersalny
sprzęt na swoje wojaże. Mi też czasem udawał się ten numer, ale nie tym razem. Dobre choć to, że Sony na pocieszenie zaproponowało mi „trójkę”. Krzywiłem się na paskudny, jeszcze kontrastowy,
autofokus, jednak obiektyw 24-600 mm kusił. Wziąłem więc. I wcale, a wcale nie
żałuję. Jednocześnie przepraszam, że wakacyjny test publikuję dopiero w
październiku, ale w kolejkę do publikacji, przed RX10 III jakoś wcisnęły się
inne aparaty.
Wspomniany obiektyw, firmowany przez Zeissa Vario-Sonnar T* 24-600 mm f/2.4-4 (tak naprawdę to 8.8-220 mm) jest
praktycznie jedynym elementem różniącym Sony RX10M3 od RX10M2. Forma aparatu,
układ sterowania, matryca, procesor, zakres funkcji zostały niemal w pełni
powtórzone. Dlatego nie przeprowadzę pełnego testu „trójki”, bo wersję II już
przecież miałem w rękach i trochę ją wymęczyłem. Wszystkich, którzy jej nie
znają, zapraszam do
artykułu. Tu i teraz skupię się na optyce oraz kilku drobiazgach, które
zostały zmienione w M3.
Bo to co napisałem we wstępie, o jednopunktowych
ulepszeniach kolejnych wersji RX10, jest lekkim uproszczeniem. Na przykład RX10
II oprócz filmów 4K otrzymał też nowy OLEDowy wizjer i elektroniczną migawkę z
czasami do 1/32000 s, która wsparła migawkę centralną potrafiącą odmierzyć
najwyżej 1/3200 s.
Z kolei RX10M3 wykorzystał fakt, że wbudowany w niego obiektyw
jest większy niż u poprzednika. Właściwie powinienem napisać: jeszcze większy. Nowy
zoom ma większą średnicę, więc można – czy też trzeba – było symbolicznie
powiększyć korpus, przy okazji nieco przeorganizowując i ulepszając obsługę. Od
razu pewnie myślicie o dotykowym ekranie, ale nic z tego. Dodano dwa
definiowalne przyciski: pod kciuk po lewej stronie obiektywu, przy spuście
migawki oraz troszkę inaczej rozplanowując tam sąsiednie. Reszta wygląda toczka
w toczkę po staremu. Wygląda, tak, ale sytuacja zmienia się po wzięciu Sony do
ręki. To już nie skromne 800 g, a ponad 1100 g w stanie gotowości do
fotografowania. Oraz 26 cm długości od nosa do ogona gdy zooma wysuniemy do
pozycji 600 mm. To naprawdę „olbrzymie bydlę”, a nie żaden „dupelek” – jadąc Sękiem, skoro już mowa o nosach i
ogonach. APSowe lustrzanki z superzoomami są mniejsze i lżejsze, choć po
prawdzie to trudno porównywać, gdyż im brak odpowiednika zooma 24-600 mm.
Zresztą dla każdego rozmiaru matrycy większego niż 1 cal (taka tkwi we wszystkich
RX10), analogicznej optyki również brak.
Źródło: Sony |
Stworzenie zooma o tak szerokim zakresie kątów widzenia, a
jednocześnie wysokiej, jak na zooma, jasności było ogromnym wyzwaniem. Wymagało
zastosowania znacznej liczby elementów optycznych i z pewnością równie
wyrafinowanej mechaniki dla ich poruszania się podczas zmiany ogniskowej oraz
ustawiania ostrości. Uwzględniając przy tym także system optycznej stabilizacji
obrazu. Nic dziwnego, że w układzie optycznym prawie nie ma „normalnych”
soczewek. Niemal wszystkie wykonano z niskodyspersyjnego szkła lub ich
powierzchnie ukształtowano asferycznie.
O tym jak sobie ten wyrafinowany układ optyczny radzi z
zapewnianiem wysokiej jakości obrazu, napiszę dalej. Teraz wspomnę o negatywnym
efekcie tak wysokiego stopnia skomplikowania zooma. Chodzi o prędkość zmiany
ogniskowej, co odbywa się na drodze elektrycznej, a nie mechanicznej. Nie mamy
szans na bardzo szybką znaczną zmianę kąta widzenia, no i czas włączania aparatu
nie należy do krótkich. Z usprawnieniem zoomowania jakoś sobie poradziłem –
może nie w pełni, ale udało mi się uzyskać sensowne wyniki. W menu wybrałem
opcję szybkiej pracy silnika zooma i z niej korzystałem przy znacznych zmianach
ogniskowej, a dokonywałem ich dźwigienką przy spuście migawki. Natomiast
precyzyjnego doboru kąta widzenia dokonywałem pierścieniem na obiektywie.
Obiektyw i pierścienie jego trzy. W poprzednich modelach
były dwa, w tym jeden od przysłony. Teraz możemy przedniemu i środkowemu
przyporządkować zmianę ogniskowej i ostrości oddzielnie. Wybieramy nie tylko
którą funkcję któremu, ale również kierunki obrotu dla wydłużenia / skrócenia
ogniskowej oraz dystansu ustawionej ostrości. Wybieramy też opcję działania
pierścienia zooma: zmiana ogniskowej szybka / wolna (to był mój wybór) / skokowa. Obsługa
ostrości i ogniskowej tymi dwoma pierścieniami bardzo mi się podobała. Ale już
do kręcenia pierścieniem przysłony za każdym razem zabierałem się z niechęcią. Zresztą
na ten pierścień narzekałem już w teście RX10 II. Tam, a w RX10 III również,
jego dolna część pozbawiona jest ząbkowania, co nie daje swobody w ułożeniu palców
dla pewnego chwytu. A obiektyw, stąd i pierścień, ma dużą średnicę, więc niełatwo
go objąć dwoma palcami i jeszcze do tego wygodnie obracać. Szkoda wielka, że
zmiany przysłony nie można przypisać tylnemu pokrętłu. Ono w automatykach S i M
służy do ustawiania czasu naświetlania, więc co szkodzi gdyby w A sterowałoby
przysłoną? Inna sprawa, że tym aparatem w ogromnej większości przypadków i tak
fotografuje się z w pełni otwartą przysłoną, więc problem nie pojawia się
często.
Pod definiowalny przycisk z boku obudowy obiektywu
przypisałem wejście do trybu rozjaśniania ekranu Sunny Weather.
Zużycie prądu wcale nie jest ogromne. Sony RX10 III
korzysta z popularnego akumulatora NP-FW50, tego samego który pracuje w
bezlusterkowcach starszych niż A9, A7R III i A7 III. Według danych katalogowych
energii powinno starczać na około 400 zdjęć. Trochę więcej przy korzystaniu z
ekranu, trochę mniej gdy używany wizjera. W rzeczywistości aż tak dobrze nie
jest, wyciągałem z niego 250, z rzadka 300 zdjęć. Tak to w każdym razie
wyglądało przy typowo testowych działaniach, czyli z częstym przeglądaniem
zdjęć, jeżdżeniem zoomem itp. Być może bez takich manewrów dałoby radę wyciągnąć
i 400 zdjęć?
Niespodziewaną wpadką aparatu okazała się niekompatybilność
z kartami microSD. Za pierwszym razem niezbyt mnie dziwiło zawieszenie się
aparatu, gdyż karta pochodziła od drugoligowego producenta, a adapter był
typowym nołnejmem. Jednak kolejny przypadek miał miejsce gdy zarówno karta, jak i
adapter firmowane były przez Sony. Całe szczęście wszystkie zapisane zdjęcia
dały się odczytać, nic nie zaginęło. Tak więc odradzam korzystanie w RX10 III
z kart microSD.
Nowy obiektyw oznacza nie tylko poprawę parametrów.
Gdzieniegdzie można zaobserwować ruch w dół. Migawka centralna w RX10M2
potrafiła odmierzyć nawet 1/3200 s gdy przysłona była przymknięta co najmniej
do f/8 i sięgnąć 1/1600 s przy pełnym otwarciu. W „ulepszonym” RX10M3 wartości
wynoszą odpowiednio 1/2000 s i 1/1000s. Migawka elektroniczna całe szczęście
pozostała i tak jak dawniej umie odmierzyć nawet 1/32000 s. Ciekawe, że gdy
aparat sam decyduje której migawki użyć, to przy dłuższych ogniskowych i czasach ekspozycji dłuższych niż 1/1000 s często aktywuje elektroniczną. To z
pewnością dla zmniejszenia drgań aparatu, by pomóc systemowi stabilizacji
obrazu.
Pierścień przysłon może obracać się z zaskokami co 1/3 działki albo płynnie. |
Drugim miejscem, gdzie Sony prezentuje się gorzej niż
poprzednik jest kwestia szarego filtra wbudowanego w obiektyw. A konkretnie
jego braku. Tak, po prostu go nie ma. Szkoda, szczególnie przy filmowaniu gdy
zależy nam na pracy konkretnym, zazwyczaj dość długim czasem ekspozycji. A przy
fotografowaniu choćby na pokazach lotniczych gdy chcemy ładnie rozmazać śmigła
samolotów. Choć nie, wróć! Nie zabierajmy Sony RX10 III na takie imprezy, bo
będziemy się tylko stresowali. Jego autofokus po prostu nie daje rady przy
fotografowaniu samolotów na tle nieba. OK, da się zrobić jakieś zdjęcie, ale
nie liczmy, że to będzie akurat w tej chwili jaką zaplanowaliśmy. A jeśli już się
uprzemy fotografować na pokazach lotniczych, korzystajmy z automatycznego
wyboru pola ostrości (opcja Wide). Wówczas
bardzo wzrasta jest szansa, że autofokus szybko znajdzie obiekt i wyostrzy na
nim.
W przypadku tego śmigłowca aparat ostrość złapał sprawnie, ale oczywiście powstał problem z doborem ekspozycji. Niby pochmurno, ale dla ustawionego ręcznie czasu 1/60 s (wirnik!) przysłona powinna przymknąć się mocniej niż do dostępnej f/11. Lecz przymknąć się nie może, a ja czasu też nie skrócę. No i musiałem niebo wyciągać w RAWie z przepalenia. Ech, przydałby się ten szary filtr!
Żeby nie było, że strasznie narzekam na autofokus w tym Sony.
Nic z tych rzeczy! Przez dwa tygodnie typowo wakacyjnego fotografowania nie bardzo
mogłem mu zarzucić poważnych błędów. Jak na zwykły „kontrastowy” AF, sprawował
się wręcz podejrzanie dobrze. Stąd przy tych samolotach niemiło mnie zaskoczył.
Zwłaszcza, że to pozornie nic skomplikowanego: wyraźnie wyróżniony motyw na
gładkim tle. A jednak nie dawał rady. W takich sytuacjach dopiero wersja IV
wyposażona w „fazowy” autofokus powinna błyszczeć.
Ogniskowa 24 mm. |
Czy już wydłużyłem zooma do 600 mm? Nie, to dopiero 221 mm. |
Tak, to już jest 600 mm. |
Zoom ma jasność zmieniającą się od f/2.4 przy 24 mm do f/4
przy 600 mm. Z tym, że jak należało się spodziewać, owo f/4 pojawia się
wcześniej, znacznie wcześniej – już przy 100 mm. Dodam, że f/2.8 staje się
otworem względnym obowiązującym od ogniskowej 28 mm, a f/3.5 pojawia się przy
60 mm.
I jeszcze raz porównanie najszerszego i najwęższego kąta widzenia zooma 24-600 mm w Sony RX10 III. Figura anioła to ta na samym szczycie frontonu katedry.
Pod światło obiektyw nie pracuje idealnie, ale i tak musiałem mocno się postarać by wypracował jakieś konkretne bliki, które można by zaprezentować w artykule. Ogniskowa 24 mm, f/3.5. |
Dość tradycyjnie, Sony w moich rękach nie błysnęło
stabilizacją obrazu. Nie lubi mnie ona, czy co? Tak czy inaczej, moje osobiste
drgania są dla aparatów tego producenta trudne do likwidacji. Test przeprowadziłem
przy dwóch ogniskowych: 60 mm i 500 mm. Dla pierwszej z nich skuteczność układu
redukcji rozmazań obrazu wyniosła 2,5-3 działek czasu, dla drugiej, czyli
długiego tele, trzymała równo 3 działki. Przy tych długich ogniskowych
stabilizacja RX10 III wykazuje dość istotną zaletę: pozwala na znaczne
przekroczenie zasady odwrotności ogniskowej
bez obaw o poruszenie zdjęcia. Dla 500 mm, czas 1/60 s gwarantuje 100%
absolutnie ostrych ujęć, a 1/30 s aż 80%. Przy 60 mm tak dobrze nie ma, gdyż
już 1/15 s (przekroczenie zasady o dwie działki) mamy 80% zupełnie nieruszonych
zdjęć.
O szczegółowość obrazu nie musimy się martwić, choć nie
liczmy też na super brzytwę. Mamy w końcu do czynienia z 25-krotnym zoomem.
Słabo zminiaturyzowanym, ale jednak. Niemniej przy współpracy z
20-megapikselową matrycą obiektyw sprawdza się całkiem nieźle. Ogólnie rzecz
biorąc, środek kadru wypada bardzo dobrze, a brzegi zauważalnie gorzej, ale bez żadnej tragedii. Pełen otwór
przysłony zapewnia sensowną głębię ostrości przy szerszych kątach widzenia,
więc podejrzewam, że obiektyw rzadko będzie przymykany. Ale w odróżnieniu od fotografowania
kompaktami z malutkimi matrycami 1/2,3 cala, w przypadku RX10 III, tego
przymykania nie musimy się bardzo obawiać. Po prostu dyfrakcja światła na
przysłonie nie zadziała tak jak tam, czyli już przy f/2-2.8, a później. Możemy
więc korzystać z przysłon do f/4 bez żadnych obaw, a jeśli trzeba, to nawet do
f/5.6. Takim przymknięciem można jeszcze nieco poprawić szczegółowość obrazu na
brzegach kadru, a jednocześnie środek klatki pogarsza się jedynie symbolicznie.
Jednak sam starałem się nie wychodzić poza f/4. Przy długich ogniskowych podobnie, bo tu
za najważniejsze uznawałem trzymanie się krótkich czasów. Czyli pracowałem
pełną dziurą.
Ogniskowa 24 mm, otwarta przysłona f/2.4. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 119 mm, otwarta przysłona f/4. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 330 mm, otwarta przysłona f/4. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Ogniskowa 600 mm, otwarta przysłona f/4. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Przy długich ogniskowych jeśli mamy zapas światła, możemy lekko
przymknąć przysłonę nie tylko dla poprawy szczegółowości brzegów, a dla osłabienia
winietowania. Nie jest ono słabe, lecz dość łagodne i stąd nie zawsze
przeszkadza, a czasami w ogóle słabo je widać. Natomiast w samym dole zakresu
ogniskowych winietowanie pochodzi z zupełnie innej bajki. Poniżej widzicie RAWa z
wyłączonymi wszystkimi korekcjami. Efektowne, prawda? Pozostawianie ostrego,
„mechanicznego” winietowania to świadome działanie. Dystorsja beczkowata jest
przy 24 mm tak silna, że jej korekcja musi mocno rozciągnąć rogi wyjściowego
kadru i wówczas winietowanie „samo” znika. Bez żadnych dodatkowych działań.
Trzeba jeszcze usunąć poprzeczną aberrację chromatyczną, której na surowym
zdjęciu widać całkiem sporo. O ile jednak takie winietowanie pojawia się
wyłącznie przy 24 mm, o tyle aberracja chromatyczna, wcale nie bardzo silna,
widoczna jest również przy dłuższych ogniskowych. Jednak aparat i ją
automatycznie koryguje bez pytania nas o zdanie.
"Surowy RAW" dla 24 mm i otwartej przysłony. |
Dystorsja jest również automatycznie usuwana, więc nie widać
jej na zdjęciach. Żeby było jasne: także na RAWach, dopóki nie użyjemy którejś z
nielicznych wywoływarek pozwalających zobaczyć „zupełnie surowy” plik RAW, nietknięty
jakąkolwiek korekcją. Firmowe programy Sony tego nie umożliwiają. W nich możemy
wyłączyć jedynie korekcję aberracji chromatycznej.
A wracając do dystorsji, to opiszę jak wygląda ona na tych
zupełnie nietkniętych zdjęciach – może kogoś to zainteresuje J
Jest ona bardzo silną „beczką” dla ogniskowej 24 mm, szybko słabnącą przy
wydłużaniu zooma i zanikającą tak gdzieś przy 40 mm. Potem – zgodnie z
przewidywaniami – zamienia się poduszkę, która oczywiście rośnie, lecz nie jakoś
mocno. A potem, tak gdzieś od ogniskowej 100 mm trzyma równą wartość rzędu 2%.
Ale powtarzam, jeśli nie pokombinujemy z wywoływarką RAWów, tych zniekształceń
nie uświadczymy.
Wnętrze sieneńskiej katedry, ogniskowa 600 mm, czas 1/30 s, czułość ISO 800. Da się! |
Ogniskowa 154 mm. |
Ogniskowa 159 mm. |
Ogniskowa 24 mm. |
Ogniskowa 91 mm, korekcja -1 EV, DRO Lv5. To nie do końca pomogło ogarnąć i światła i cienie. Musiałem trochę ruszyć suwaczki w RAW. |
Ogniskowa 24 mm, f/4. Wyprostowane i przycięte z dołu. |
Ogniskowa 111 mm. Lekko przykadrowane po bokach. |
Ogniskowa 79 mm. |
Ogniskowa 70 mm. |
Ogniskowa 97 mm, korekcja -1,3 EV, DRO Lv5. |
Ogniskowa 330 mm. |
Ogniskowa 24 mm, ISO 800. |
Ogniskowa 100 mm. |
Ogniskowa 170 mm. |
Ogniskowa 600 mm. Podciągnięty kontrast. |
Ogniskowa 485 mm, korekcja -1 EV. |
Ogniskowa 600 mm, ISO 800, podciągnięty kontrast, trochę przycięte z prawej. Zdjęcie wykonane przy próbie zbadania dystansu ucieczki tej jaszczurki. Zdecydowała się dopuścić mnie na około 3 metry. |
Ogniskowa 247 mm, ISO 800. Lekko docięte z lewej i z góry. |
Ogniskowa 238 mm. |
Ogniskowa 600 mm. |
Ogniskowa 200 mm, DRO Lv5. |
Ogniskowa 561 mm. |
Ogniskowa 351 mm. |
Ogniskowa 111 mm. Docięte z lewej i z dołu. |
Ogniskowa 79 mm. |
Trochę żałuję, że nie udało mi się od razu przetestować
najnowszej, czwartej wersji Sony RX10. Test pewnie przeprowadzę w przyszłości i
sprawdzę jak sprawuje się ostatni element układanki, czyli fazowy autofokus. A,
i dotykowy ekran, choć z drugiej strony jego implementacja w cyfrówkach Sony
nie należy do najbardziej udanych. Ale jednocześnie cieszę się z tego
testowania na raty, gdyż dzięki temu dostałem w prezencie trzy tygodnie
fotografowania wersją III. Bardzo przyjemnego fotografowania. Autofokus jak
autofokus – zawiódł mnie jedynie przy tych samolotach, bo poza tym nie dawał
istotnych powodów do narzekania. Natomiast obiektyw, bo w końcu to głównie jego
dotyczył test, bardzo mi się spodobał. Nie, rewelacyjny nie jest, lecz wcale
się tego po nim nie spodziewałem. Natomiast nie mam żadnych oporów przed przyznaniem
mu oceny „bardzo dobry”. Jasne, sam z siebie może nie aż tak bardzo, lecz po
wprowadzeniu cyfrowych korekt, owszem. Mi to nie wadzi. Póki takie usuwanie
niedoskonałości obrazu nie wprowadza wyraźnych negatywnych skutków ubocznych,
to czemu tego nie wykorzystać? Liczą się efekty zdjęciowe, prawda?
Mimo wszystko Sony RX10 III nie jest najlepszym, najbardziej
uniwersalnym kompaktem z superzoomem na rynku. Na ten tytuł zasługuje jego
następca. Jednak jest pewien problem: cena. „Czwórka” kosztuje kosmiczne 7500
zł, więc jaka by ona wspaniała nie była, jest aparatem tylko dla wybranych.
Natomiast RX10 III jest tańszy o dwa tysiące złotych. To nadal niemało, lecz
już znacznie sensowniej. Choć oczywiście znacznie ładniej wyglądałby z ceną
4999 zł. Ale to jeszcze nie teraz. 3999 zł? O, jeszcze długo, długo nie. Czy z
dzisiejszą ceną na poziomie 5500 zł stanowi on dla kogoś optimum? Tak, ale
wyłącznie dla tych, którzy potrzebują ogniskowej 600 mm. Pozostali mogą
pomyśleć o sięgnięciu po RX10 II. Lecz to ruch trochę bez sensu, bo ten model
kosztuje aż 4800 zł. No, chyba że kombinacja 200 mm i jasności f/2.8 jest bardzo istotna. Są też Panasoniki FZ1000 i FZ2000. Ich zoomy sięgają „tylko” 400 / 480
mm, ale mają niezły ciągły autofokus DFD, w pełni ruchome ekrany, no i kupuje
się je za skromne 2500 / 3400 zł. Obrazek z nich może miejscami ustępuje temu z Sony, lecz całościowo, uwzględniając cenę, Lumixy są ciekawą
propozycją. Niemniej, 600 mm jest niepodważalnym atutem „trzeciego” Sony.
Zwłaszcza, że nie tylko owe 600 mm, ale też 400, 100, 50 i 24 mm prezentują się
naprawdę bardzo dobrze. Jeśli to właśnie ten zakres zooma i jego jakość są ważne,
polecam RX10 III z pełną odpowiedzialnością.
Podoba mi się:
+ zakres ogniskowych+ jakość obrazu (obiektyw, matryca)
+ dziedzictwo RX10 II
Nie podoba mi się:
- cena
- okazjonalne, dość niespodziewane wpadki autofokusa
- problemy z kartami microSD
Zajrzyjcie też tu:
Ciekawe co lepsze;
OdpowiedzUsuńSony Cyber-shot DSC-RX10-IV w cenie ok 1849€, czy
Panasonic Lumix DMC-FZ1000 w cenie ok 579€ ???
Lepszy jest Sony, któremu - według moich kryteriów - brakuje tylko w pełni gibanego ekranu. Ale FZ1000 jest w porównaniu z nim wręcz śmiesznie tani. No i jest jeszcze Panas FZ2000 kosztujący coś koło 900-1000 euro. Ja go chyba trochę nie doceniłem. Może by tak przetestować...
UsuńWedlug testow obiektyw FZ2000 nie jest tak "dobry" jak ten w FZ1000
OdpowiedzUsuńTak, czytałem. Ale też widziałem zdjęcia robione FZ2000 przy długich ogniskowych i wcale nie było źle. Ten aparat to trochę kompromis. I bardziej dla tych, którzy przykładają wagę do filmowania. Choć z drugiej strony jest ten crop przy 4K. Jeśli ktoś głównie fotografuje, to chyba FZ1000 ma najlepsze value for money.
UsuńTo kiedy test FZ2000? :-)
OdpowiedzUsuńW planach... :-)
UsuńLumix FZ2000. Czekam na recenzję.
OdpowiedzUsuńSię testuje :-)
UsuńWitam, mam pytanie odnośnie sonego,
OdpowiedzUsuń1) czy stabilizacja działa podczas nagrywania 4k ?
2) czy aparat jest uszczelniony bo oficjalnie nic nie znalzłem.....
Sam stoję przed wyborem aparatu , poprzednio używałem APSC pemtax K50, później K3, a teraz chce coś lżejszego ..... ale uszczelnionego.
Zależy mi na spcer zoom, niskiej wadze, uszczelnieniach, filmowaniu 4k, wysokiej jakości wizjer, jak najlepszej jakości obrazu przy wysokim ISO.......
Po jakości z K50 trudno mi przejść obojętnie niskiej jakości z małych matryc , wiem iż trzeba znaleźć kompromis..... wiec rozpatruje używane lub nowe G80 lub Sony RX10,
Może jakieś inne propozycje , co polecasz?
W APSC często uzywalełm ISO 6400.....
Przepraszam za obsuw z odpowiedzią. Ferie oczywiście. Jeśli potrzebne ISO 6400, to nie schodź poniżej APSC. W m43 max do zdjęć to 1600, ewentualnie w filmach 3200. Nie kojarzę jak to jest ze stabilizacją 4K w RX10, ale one na pewno są uszczelnione. W każdym razie wersje II, III, IV. Jeśli coś miałbym polecać, to Sony A6300.
UsuńDziękuję za odpowiedz, po długich poszukiwaniach zdecydowałem się lumixa g80
OdpowiedzUsuńZe względu na masę , możliwości, niestety kosztem jakości zdjęć.....
Sony a6300 tez myślałem ale jednak optyka do APSC jest ciężka i droga.....
W stosunku do Pentaxa będę miał sprzęt blisko o połowę lżejszy, o dużych możliwościach filmowania, uszczelniony,..... Mam nadzieje iż się sprawdzi.....
Dziękuje.
Dobry wybór! O czym zresztą świadczy tytuł mojego testu tego Panasonica: "Bliziutko ideału".
UsuńRacja, optyka APSC jest stosunkowo ciężka i duża, no chyba że ograniczymy się do stałek f/1.8-2 albo ciemnych krótkich zoomów. A dopiero m4/3 jest systemem, w którym da się porządnie zminiaturyzować praktycznie każdy obiektyw.
Witaj, czy udało Ci się przetestować Sony rx10 IV? Cena przestrasza, ale te możliwości… Szukam aparatu do fotografowania przyrody, szczególnie zbliżeń zwierzat i mocny zoom jest tu podstawa. Czy mógłbyś polecić coś o przystępniejsze cenie niż rzeczony Sony IV?
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie kompakt
OdpowiedzUsuńNie, nie ma nic lepszego, czy choćby zbliżonego. OK, jest Panas FZ2000, ale do Sony trochę mu brakuje. RX10 IV nie przetestowałem, ale miałem okazję troszkę nim pofotografować. Fazowy AF rzeczywiście daje radę, i teraz nie mam do czego się już w RX10 przyczepić. Racja, poza ceną. A, zmienili też drobiażdżek, ale ważny: cały pierścień przysłon jest już rowkowany, więc nie ślizga się pod palcami bez względu na to jak się go chwyci.
UsuńZbieraj na niego kasę. Warto! Szkoda że używek bardzo mało na rynku.