Nowsze, znaczy lepsze. Z takim nastawieniem przystąpiłem do
testu następcy Canona 1300D, którego już kiedyś miałem na warsztacie. Tamten aparat
nie wypadł jakoś rewelacyjnie, ale jak na taniusieńką lustrzankę wcale nieźle.
"Teraz go ulepszyli, więc sprawdzę co i jak bardzo." – no, zobaczymy!
EOSa 1300D testowałem
dokładnie dwa lata temu, też w wakacje. I także do towarzystwa wybrałem mu superzooma,
Tamrona 16-300 mm (tu
jego test). Analogicznie, do Canona 2000D wziąłem Sigmę 18-300 mm, którą
widzicie na zdjęciu w nagłówku artykułu. I ją także zamierzałem przetestować,
bo zainteresowanie takimi szkłami od zawsze jest wysokie. Jednak gdy obejrzałem
wykonane nią zdjęcia uznałem, że nie warto zużywać w tym celu klawiatury.
Naprawdę nie warto.
Tyle o Sigmie, która jednak nie pozostanie wyłącznie eksponatem
na zdjęciach samego aparatu. W artykule zobaczycie wykonane nią zdjęcia, przy
których jakość tworzonego przez obiektyw obrazu nie była kwestią szczególnie
istotną.
Wracam do EOSa. Canon 1300D był najtańszą lustrzanką w
linii, ale taką nie jest EOS 2000D. Równocześnie z nim Canon pokazał model
pozycjonowany jeszcze niżej, EOSa 4000D. O ile testowany tu 2000D można nazwać
wersją rozwojową EOSa 1300D, to 4000D jest, mówiąc wprost, uwstecznieniem.
Usunięto gniazdo wężyka spustowego, "gorący" styk na stopce flesza
(!), korekcję dioptryczną okularu wizjera i definiowalny przycisk obok spustu
migawki. Do tego zastosowano plastikowe mocowanie obiektywu oraz prymitywniejszy
ekran o parametrach jakich nawet najstarsi fotografowie nie pamiętają: 230 tys.
pikseli i kąt oglądania obrazu 130 stopni. Wszystko dla taniości! I co? I nic. Canon
4000D kosztuje ok. 1300 zł, czyli dokładnie tyle samo co 1300D. I tyle w
kwestii ewentualnych pytań "czy warto kupić EOSa 4000D?".
A dlaczego Canona 2000D mogę nazywać wersją rozwojową, czy
wręcz ulepszonym 1300D? Po pierwsze ze względu na wyższą cenę – za aparat
trzeba obecnie zapłacić prawie 1600 złotych. A na poważnie, powody są, choć do
ich policzenia spokojnie wystarczą palce jednej dłoni. Zwłaszcza, że znajdzie
się też "ulepszenie ujemne", czyli – tak jak i w 4000D – gorąca
stopka bez gorącej stopki. Nie kojarzę żadnej lustrzanki nowszej od Zenita TTL,
której stopka flesza pozbawiona jest centralnego, "gorącego" styku.
Spokojnie, do pełnej współpracy z lampami dedykowanymi wystarczą cztery pozostałe
kontakty, jednak żadnego uniwersalnego flesza nie możemy użyć.
Natomiast ulepszenie dodatnie jest w zasadzie tylko jedno:
matryca. Bo o ile EOSy 1300D i 4000D używają prehistorycznego przetwornika
APS-C 18 Mpx, o tyle w 2000D zastosowano znacznie bardziej współczesny 24 Mpx. Niestety
skąpiąc mu jednej bardzo istotnej cechy: autofokusa Dual Pixel. Dlatego w
trybie Live View autofokus "nie działa". Bo nie wiem jak inaczej
można nazwać sprawność gorszą niż w jakimkolwiek, nawet 10-letnim kompakcie?
Nie chodzi wyłącznie o ślamazarność tego kontrastowego autofokusa, ale też o często
zdarzającą się nieumiejętność zogniskowania obiektywu na oczywistym motywie
albo potwierdzanie ostrości podczas w momencie gdy ona jest daleka od
prawidłowej. Póki jeszcze pracujemy jasną stałką, da się wytrzymać, zaciskając
przy tym zęby. Ale już ciemny zoom wymaga nadludzkiej wręcz cierpliwości.
Autofokus "fazowy" pracuje przyzwoicie. Do trybu One-shot
zupełnie nie mam zastrzeżeń, a AI Servo działa zupełnie zadowalająco, w każdym
razie jeśli obiektyw jest w miarę jasny. Ciemny zoom, szybko poruszający się
obiekt i zdjęcia seryjne 3 klatki/s nie są tym, co Canon 2000D lubi
najbardziej. Oczywiście nie podobają mi się parametry katalogowe tego
autofokusa, czyli zaledwie 9 wąsko rozłożonych pól, z których tylko centralne
jest polem krzyżowym. Tak, to też po staremu, czyli jak w EOSie 1300D.
Zdjęcie wykonałem kadrując przez wizjer tak, by boczne oraz dolne krawędzie kadru przylegały do ramek obrazków. Gotowe zdjęcie obejmuje wyraźnie więcej. |
Niejako przy okazji: celownik ma identyczną jak w EOSie
1300D budowę. Nie jest więc zbyt jasny, ale co gorsza mocno obcina kadr
przyszłego zdjęcia. Oficjalnie widać w nim po 95% klatki w pionie i w poziomie,
czyli 90% jej powierzchni, ale wydaje mi się, że mniej. Znaczy wydawało mi się
podczas testu, bo później zmierzyłem co trzeba i wyszło, że dane katalogowe nie
kłamią. Jednak co wizjer obcina, to obcina – sami oceńcie.
Serie zdjęć mogą być długie wyłącznie w przypadku JPEGów. Test
przerwałem po 20-sekundowej serii, bo uznałem że nie ma co więcej męczyć EOSa.
Natomiast gdy strzelamy RAWy nie liczmy na więcej niż 10 zdjęć. Oczywiście
aparat nie zamrze, ale zwolni do około jednej klatki na sekundę. W sumie,
znając lustrzanki Canona, podobnych wyników można się było spodziewać.
Zielenie przeważnie były oddawane bardzo ładnie i soczyście, ale raz na jakiś czas zdarzało im się płowieć lub nieco się ochładzać. Tak jak tu. |
Coś jeszcze z nowości na plus? Symbolicznie mniejszy ciężar,
ale i tak nie rekordowo niski: gotowy do pracy aparat, czyli wyposażony w
pasek, akumulator i kartę pamięci waży ciut ponad pół kilograma. Akumulator nie
robił mi już takich numerów jak w teście EOSa 1300D i nie przeskakiwał z
pozycji "dwie kreski" od razu na "zero". Czyli coś tam
poprawili. Ale akumulator to ten sam LP-E10, spokojnie wystarczający na
obiecywane przez producenta 500 zdjęć. A nawet więcej. No, chyba że dużo
korzystamy z Live View, wówczas oczywiście mniej. Lepiej działa też
automatyczny balans bieli w opcji AWB-W, czyli zachowywania czystych bieli. U
poprzednika przy świetle żarowym pracował on dość nieobliczalnie, a w 2000D w
niemal wszystkich wypadkach całkiem ładnie usuwa ciepły zafarb. Ale tylko przy
klasycznych żarówkach, bo już te energooszczędne nadal powodują powstanie
ciepło-zielonej dominanty. Tak czy inaczej, jeśli kupicie ten aparat, od razu
przełączcie się na tryb AWB-W. Oczywiście jeśli korzystacie z automatycznego
balansu bieli.
Przy tym zdjęciu nieopatrznie pominąłem korekcję ekspozycji na minus, więc musiałem sporo pojeździć suwaczkami firmowej wywoływarki RAWów DPP. |
Mam też wrażenie, że poprawiono algorytmy pomiaru światła.
Podczas testu zdarzało mi się znacznie mniej, niż w przypadku EOSa 1300D,
sytuacji gdy musiałem użyć korekcji ekspozycji. I nie było konieczności
stosowania korekcji nielogicznej, np. na plus przy ciemnych motywach.
Jednak ogólnie rzecz biorąc EOS 2000D lubi naświetlać dość obficie.
Wiele innych cyfrówek precyzyjnie dosuwa garb histogramu do lewej ściany, a
prawa jak wyjdzie tak wyjdzie. Tu mamy do czynienia raczej z filozofią ETTR
(Exposure To The Right), czyli dosuwaniem garbu do prawej. Tyle, że nie zawsze
odbywa się to tak precyzyjnie jak należy i powstają – przyznaję, nieznaczne –
przepalenia. Trochę to denerwujące, zwłaszcza że często jednocześnie mamy luz
po lewej stronie histogramu. Ustawienie na co dzień stałej korekcji -1/3 EV nie
jest w przypadku Canona 2000D głupim pomysłem. Pomysłem gdy ważne są przede
wszystkim dobrej jakości JPEGi. Gdy korzystamy z RAWów firmowym programem DPP
bez problemu korygujemy ewentualne, byle niezbyt istotne, błędy naświetlenia.
Podczas fotografowania możemy wspomóc się funkcją
rozjaśniania cieni obrazu Image Lighting
Optimizer, ale nie jest ona zbyt skuteczna. Nie podoba mi się też działanie
jej wersji obecnej w DPP. Tu znacznie lepsze efekty uzyskamy pracując
suwaczkami korekcji ekspozycji (delikatnie) oraz jasnością cieni i wysokich
świateł (bardziej zdecydowanie). Jasne, każdy bardziej zaawansowany fotograf
wie co i jak. Jednak tego aparatu będą używali przede wszystkim ci początkujący
lustrzankowcy. I to właśnie dla nich te podpowiedzi. Ciekawe, że w testowanym
niedawno przeze mnie bezlusterkowym EOSie M50 że Image Lighting Optimizer działał skuteczniej.
Może to kwestia procesora obrazu, bo bezlusterkowiec
korzysta z modelu Digic 8, podczas gdy Canon 2000D z leciwego Digic 4+. To
zresztą ten sam procesor co w EOSach 1300D i 4000D. Obie pozostałe typowo
amatorskie lustrzanki Canona, czyli modele 200D i 800D używają Digic 7.
Kadr to testu szczegółowości obrazu i poziomu szumów dla poszczególnych czułości matrycy. Wycinki poniżej. |
W teście EOSa M50 narzekałem, że jego 24-megapikselowa
matryca jedynie przy czułości ISO 100 gwarantuje najwyższą szczegółowość
obrazu, a przy ISO 200 czasami zdarza się jej wypaść nieco gorzej. W takim
razie starszy o kilka generacji procesor EOSa 2000D zupełnie nie powinien sobie
radzić z 24 megapikselami. Teoretycznie, bo na zdjęciach wygląda to wręcz
przeciwnie. Spadek szczegółowości następuje tam gdzie powinien wystąpić i w
Canonie M50, czyli przy ISO 800. Czułości aż do ISO 400 włącznie bez obaw można
używać na co dzień. Dalsze pogorszenie oddania szczegółów oraz szumy wzrastają
dosyć powoli. Przy ISO 1600 zdecydowanie warto już rozważyć skorzystanie z
RAWów. Istotny spadek jakości następuje przy ISO 3200, a jeszcze wyraźniejszy przy
ISO 6400. Korzystania z tej czułości należy unikać, gdyż poza wspomnianymi
aspektami znacznemu pogorszeniu ulega dynamika. Spadek nasycenia kolorów trochę
też. W sumie efekty podobają mi się bardziej niż w przypadku działań EOSa M50.
Lecz czy bardziej niż EOSa 1300D? "Czysta"
rozdzielczość może i tak, ale wysokie czułości wcale nie wypadają lepiej. Tam
ISO 3200, choć daleka od ideału, nadal wypadała jako tako. Tu już nie bardzo.
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Tyle o efektach zdjęciowych, jeszcze dwa słowa o ergonomii.
Podoba mi się układ elementów sterujących z amatorskich Canonów, czyli
"niemal wszystko pod prawą ręką". Lewej nie trzeba ruszać spod
obiektywu, co bardzo lubię. Problemem przy fotografowaniu EOSem 2000D, podobnie
jak i poprzednikiem, stają się płaskie, nie wystające z obudowy, a do tego dość
liczne przyciski. Jakoś się do tego przyzwyczaiłem i zazwyczaj udawało mi się
trafiać na ten potrzebny, ale o komforcie działania nie ma mowy. Definiowalnemu
przyciskowi na górnej pokrywie przypisałem czułość matrycy, gdyż wówczas
wybierana czułość cały czas wyświetlana jest w wizjerze. To w odróżnieniu od
sytuacji gdy zmieniamy ją standardowo, czyli z użyciem górnego segmentu
nawigatora.
Reszta obsługi bez uwag. Zwłaszcza, że to prosty aparat, a
jego docelowi użytkownicy z pewnością i tak poprzestaną na korzystaniu z najbardziej
podstawowych funkcji. Te trochę mniej podstawowe znajdują się w Q Menu,
działającym zgodnie z dobrą canonowską tradycją. Czyli: wciskamy Q i możemy
zmieniać wartości funkcji wyświetlanych na ekranie w takiej samej formie jak
podczas fotografowania.
Nie podejrzewam, by fotografujący EOSem 2000D zaglądali
głębiej. Ja oczywiście pozaglądałem tu i ówdzie i ze zdziwieniem odkryłem spore
zasoby korekcji, czy też doboru barw w programach tematycznych. Bardzo
rozsądnie wrzucono tu uproszczony wybór balansu bieli (Fotografowanie według oświetlenia) oraz bardziej wyrafinowane Fotografowanie z atmosferą J.
Tu dodajemy jeden z kilku efektów: zmiękczenia, żywych kolorów itd. Szkoda
tylko, że nazwy słabo przekładają się na efekty zdjęciowe. Słabo, a czasami
niecelnie. Na przykład atmosfera Żywa
albo Intensywna w programie zdjęć
krajobrazowych nijak nie pomaga w usuwaniu zamglenia, a czasem wprowadza dziwne
zafarby, np. fiolety. Rzecz jednak o tyle nieszkodliwa, że mało kto dotrze do
tych trybów.
A gdzie dotrze prędzej? Na pewno do filmowania, bardzo skromnie skonfigurowanego. Rozdzielczość to maksymalnie Full HD, dobór ekspozycji tylko ręczny albo automatyka zaprogramowana, brak ciągłego autofokusa. O ekstrawagancjach w rodzaju płaskich profili barw możemy zapomnieć.
Lewe zdjęcie to automatyka czasu, prawe to program krajobrazowy. Usunięcie zamglenia to oczywista korekta dokonana przez ten program. Ale teraz spójrzcie na parę zdjęć poniżej. |
Już lepiej prezentuje się łączność Wi-Fi wspierana przez
NFC. Po zainstalowaniu w smartfonie odpowiedniej aplikacji, możemy z jego
pomocą zdalnie sterować aparatem (wyzwalanie migawki plus sterowanie skromnym
zestawem funkcji) oraz przeglądać zdjęcia i filmy z karty aparatu. Możemy też
zażyczyć sobie zapisania ich w telefonie.
Podrzucam jeszcze kilka zdjęć wykonanych podczas testu. Przy wszystkich użyłem wspomnianej na początku artykułu Sigmy C 18-300 mm f/3.5-6.3 DC OS HSM.
Ogniskowa 300 mm, otwarta przysłona, czas 1/125 s, czułość ISO 100. |
Ogniskowa 142 mm, otwarta przysłona f/6.3, czas 1/125 s, czułość ISO 1600. |
Ogniskowa 269 mm, otwarta przysłona f/6.3, czas 1/1600 s, czułość ISO 800, korekcja ekspozycji +0,67 EV. |
Ogniskowa 276 mm, otwarta przysłona f/6.3, czas 1/1000 s, czułość ISO 800, korekcja ekspozycji +0,67 EV. |
Ogniskowa 70 mm, otwarta przysłona f/5.6, czas 1/100 s, czułość ISO 100, przycięte z dołu. |
Ogniskowa 119 mm, otwarta przysłona f/5.6, czas 1/100 s, czułość ISO 100, korekcja ekspozycji -0,67 EV. Najwyższe światła wyciągnięte RAWem. |
Warto więc myśleć o zakupie tej najnowszej z prostych
lustrzanek Canona? Nie jestem o tym przekonany. Troszkę wyższa rozdzielczość
obrazu, dopracowane algorytmy balansu bieli oraz pomiaru światła (mniej wachlowania
korekcją ekspozycji), to jedyne zauważone plusy EOSa 2000D w porównaniu z
1300D. A za te ulepszenia zapłacić musimy około trzystu złotych więcej. Na
dokładkę w 2000D nieco gorzej wypadają najwyższe czułości. Jeśli więc nie zależy
nam na posiadaniu najnowszego modelu, spokojnie możemy kupować poprzednika. To
już nie pierwszy przypadek w historii foto-nieobiektywnego bloga, gdy wnioskiem
z testu jest zalecenie zainteresowania się starszym modelem.
Podoba mi się:
+ nieduża masa
+ skromne zapotrzebowanie na prąd
+ wygodny dostęp do podstawowych funkcji
Nie podoba mi się:
- marny AF w Live View
- nowsza matryca nie wnosząca nic dobrego
Zajrzyjcie też tu:
TEST: Canon EOS M50 – od czegoś trzeba zacząć
TEST: Canon EOS 200D – pomysł na maleństwo
TEST: Canon EF-S 10-18 mm f/4.5-5.6 IS STM – miła niespodzianka!
TEST: Nikon D3400. Lustrzanka na początek.
TEST: Sony α6500: się ulepszamy, się cenimy i…
TEST: Sigma 8-16 mm: stare, ale jare – rekordowo szerokie szkiełko APSC
TEST: Sigma 50-100 mm f/1.8: jasno – jaśniej – Sigma
TEST: Canon 1300D – lustrzanka bez zadęcia i zobowiązań
TEST: Tamron 16-300, czyli superzoom nie do pobicia
TEST: Canon EF-S 24 mm f/2,8 STM Słodki naleśnik
TEST: Canon EOS 760D Mały, lekki, sympatyczny
TEST: Tokina AT-X 11-20 PRO DX F2.8. Jasno i szeroko.
TEST: Nikon D7200. Niby nic takiego...
TEST: Sigma 18-35 mm f/1,8 DC HSM Więcej światła!? A po co?
TEST: Canon EOS 7D Mark II „Siódemka” po raz drugi…
TEST: Sony A6000 W oczekiwaniu na…
Bardzo cenne uwagi! Ostatnio poleciłem koleżance 1300D i zdaje się, że dobrze zrobiłem.
OdpowiedzUsuńA teraz, natychmiast i w tej sekundzie poprosimy teścik EOSa-R. A przynajmniej kilka słów ciętego komentarza na jego temat ;).
Test nie tak od razu, trzeba poczekać na egzemplarze seryjne. Cięty komentarz? Trudno mi taki sformułować w momencie, gdy aparat spełnił moje oczekiwania. To znaczy, zgodnie z moimi oczekiwaniami, okazał się pełnoklatkową wersją M50 i bezlusterkową odmianą 6DII. Zgodnie z planem "szaleć to będziemy później". Zdążyłem o tym napisać przed premierą :-) Coś więcej o EOSie-R wspomnę w podsumowaniu Photokiny. Czyli zgodnie z tradycją jej pierwszego dnia :-)
UsuńCzekam niecierpliwie!
UsuńOwszem, takim aparatem da sie zrobic zdjecia czasami lepsze niz dobrym smartfonem, ale mi sie wydaje ze kupuja go ludzie ktorzy chca jedynie pokazac ze robia zdjecia, niech ludzie pomysla ze jestem profi :-).Dla mnie objektywy sa czesto wazniejsze niz sama kamera, ale kupowac tania kamere i super objektyw? To chyba nonsens. Jedynie moze ktos kto chce sie zajac fotografowaniem na powaznie moze zaczynac od duzego i ciezkiego aparatu, bo nim sie jednak fotografuje inaczej niz smartfonem, ale nawet tu polecil bym zaczekac, zaoszczedzic wiecej pieniedzy i kupic cos naprawde dobrego. Nie ma nic gorszego jak zniechecic sie do swej pasji na skutek nieudanych fotek zrobionych tanim sprzetem. Potem takie cuda leza na polce i w najlepszym wypadku po jakims czasie ida po pare groszy na OLX. Jesli ktos ma ambicje to nauczy sie fotografowac rowniez smartfonem, ktory ma zawsze w kieszeni.
OdpowiedzUsuńA potem - ja bym kupil cos lepszego niz tani Canon.
Prawda, jako pierwszą lustrzankę dobrze jest wybrać coś z drugiej, trzeciej od dołu półki. Mniejsza szansa, że aparat zupełnie zawiedzie. Ale to już inna kasa. Do tego dochodzi optyka, a tu też raczej nie zaleca się taniutkiej optyki. Początkującym trudno to zrozumieć i wyłożyć spore pieniądze.
UsuńFakt ze to inna kasa, ale tez inna klasa. Nie zalecal bym kupowania sprzetu uzywanego - tansze kamery maja ograniczana zywotnosc, lepiej zaoszczedzic, zbierac na urodziny i pod choinke gotowke na nowy aparat i byc potem chociaz przez pare lat zadowolonym. Co do optyki - dziwi mnie popularnosc taniej chinszczyzny - tym sie nie da zrobic technicznie dobrego zdjecia. W przeciwienstwie do dobrego sprzetu, ktorym po nalozeniu odpowiednich filtrow mozna nawet zrobic zdjecia Lomo :-)
UsuńMam pytanie, jakie lampy reporterskie współpracują z 2000D. Wiem że np. Canon 430EX III jest ok. A jak z zamiennikami typy Yongnuo?
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie wiem. Ale jeśli zamiennik jest w pełni dedykowany, to powinien pracować. Proszę sprawdzić / podpytać na jakimś forum Canona lub w canonowskiej grupie na Fb.
Usuń:)
OdpowiedzUsuńDzień dobry, panie Pawle! Czy w 2021 roku znajdzie się jakaś przyzwoita lustrzanka dla osoby początkującej - w podobnej cenie, ale bez tylu wad, co Canon EOS 2000D? Albo może inaczej - co poleciłby Pan w tej kategorii zamiast tego aparatu?
OdpowiedzUsuńDzień dobry, jak już pisałem wyżej, zamiast najtańszej lustrzanki, na początek warto wybrać jakąś z drugiej półki (albo i trzeciej) od dołu. Jeśli Canon, to zdecydowanie polecam 250D, ewentualnie starszy model, czyli 200D. Nikony w tej klasie nie błyszczą, Pentaxy za słabo znam, żeby się wypowiedzieć. W sumie wybór jest nieduży.
UsuńWiększy będzie w bezlustrowcach, co jest i dobre (jest w czym przebierać) i złe (trudniej wybrać).
dziękuję za odpowiedź!
UsuńHej. Chialabym o polecenie body i obiektywu Canona. Zaczynam przygodę z fotografią. Na początek polecano mi obiektyw ze staloogniskowa. Oczywiście są zestawy body plus obiektyw ale chyba to nie są dobre obiektywy. Nie mam budżetu 5000 na body plus 2000 na obiektyw ale coś na początek aby nauczyć się kompozycji. Fajnie jakby by można było połączyć z lampami radiowymi w razie gdybym w domu zrobiła sobie małe studio ��
OdpowiedzUsuńObiektyw stałoogniskowy jest dobrym wyborem na początek, bo więcej wymaga od fotografującego. Ale też może działać zniechęcająco :-) Jaki to obiektyw, zależy od tego co się chce fotografować. Może nie jedna, a dwie stałki: jedna trochę szerzej widząca, druga tele. Gdy będę znał tematykę zdjęć, doradzę precyzyjniej. Przydałby mi się też planowany budżet - bez niego trudno doradzać. Ale ogólnie polecałbym coś z drugiej od dołu półki w aparatach z matrycą rozmiaru APSC. Wyżej wymieniałem Canona 200D / 250D, ale inne modele, także innych producentów mogą okazać się korzystniejszym zakupem.
Usuńposiadam canona 2000d ze stykiem centralnym stopki-jak to możliwe?
OdpowiedzUsuńZapytałem w Guglu i wyszło, że to możliwe. Znalazłem dwa identyczne pytania z dołączonym obrazkiem 2000D / Rebela T7 z gorącym stykiem oraz taki artykuł http://blog.breezesys.com/canon-rebel-t7-2000d-update-now-a-great-budget-camera-for-photo-booths/
UsuńWidać Canon uznał, że przesadził z oszczędnościami.
Bardzo dziękuję.
UsuńSpecyfikacja tego aparatu nie zachwyca to prawda ale też są lustrzanki które mają specyfikację taką samą
OdpowiedzUsuńlub trochę gorszą łącznie z dxomark i są starsze a jednak zdjęcia zrobione tymi aparatami przez ambitnych amatorów zachwycają więc podobnie z canon 2000d można zrobić piękne fotki tylko trzeba się skupić na robieniu zdjęć , szukać światła , kompozycji itd. Jeśli tym aparatem ktoś nie nauczy się robić pięknych zdjęć to niech zapomni że zrobi takie aparatem nawet 5 razy droższym .