niedziela, 22 lutego 2015

TEST: Sigma 18-35 mm f/1,8 DC HSM

Więcej światła!? A po co?

    Sigma. 10 ostatnich lat to najpierw zdecydowane jej przodownictwo wśród niezależnych producentów obiektywów, a później skok na najwyższy poziom jakości i wyraźne podgryzanie optyki firmowej. Jedni wielbią (i kupują) 35 mm f/1,4, inni chwalą (i kupują) równie jasną pięćdziesiątkę, jeszcze inni 120-300/2,8. To świetne obiektywy, ale mi Sigma najbardziej zaimponowała nie żadną pełnoklatkową stałką, a APSowym zoomem 18-35 mm f/1,8. To oczywiście już nie nowość, jednak na tyle ciekawe szkiełko, że grzechem byłoby nie przedstawić go.

    Pierwsze wieści o tym obiektywie zostały przyjęte z niedowierzaniem, a znawcy uznali, że będzie on koszmarnie drogi, a z otwartą przysłoną tworzył koszmarnie nieostre zdjęcia. Bo przecież wiadomo, że to tylko chwyt marketingowy. Mocny chwyt, nikt nie spodziewał się wzrostu jasności aż o 1,3 działki w porównaniu ze standardową w zoomach wartością f/2,8. Niby w cyfrowym kompakcie zdarzył się wcześniej jeden startujący od f/1,4 (Panasonic LX7), ale wśród wymiennej optyki każde zejście poniżej f/2,8 było wydarzeniem. Małoobrazkowy Angenieux 28-70/2,6 (i rozwinięcia autorstwa Tokiny), dwa zoomy f/2 do lustrzanek Olympusa 4/3”, później, już po Sigmie 18-35 mm, samsungowy APSowy 16-50/2-2,8. I tyle tego jasnego, ja więcej nie kojarzę.
Ciemne wnętrze kościoła. Z ręki? Zoomem? Bez stabilizacji?
Przy ISO 100? Z tą Sigmą to żaden problem. 
    Najpierw upadła sprawa ceny, która już na starcie wyniosła zaledwie trzy tysiące z (niedużym) kawałkiem. Warto zauważyć, że do teraz, przez dwa lata obecności na rynku, spadła ona tylko symbolicznie, co świadczy o wysokim stopniu pożądania tego zooma. Druga kwestia, czyli niska jakość obrazu, okazała się bajką już po pierwszych, pobieżnych kontaktach z obiektywem fotografów i dziennikarzy.
    I od razu zaczęły się spekulacje o renesansie niepełnoklatkowych lustrzanek. Standardowy zoom f/1,8 wyrównuje bowiem szanse matryc APSC w porównaniu z małoobrazkowymi f/2,8 jeśli chodzi o możliwości osiągania niedużej głębi ostrości oraz zdjęcia w słabym świetle (pozwala korzystać z niższych czułości). A wręcz przewagą jest stwarzanie bardziej komfortowych warunków autofokusowi.

Rzeczywista krotność zakresu ogniskowych ciut
ponad 1,8 to trochę mało jak na zoom standardowy.
    Ale czy ta Sigma naprawdę może stać się odpowiednikiem klasycznego zooma 24-70 mm f/2,8? No, nie bardzo, bo brakuje jej zakresu. Biorąc pod uwagę rzeczywiste ogniskowe na krańcach (goście z dpreview wymierzyli 18,1 mm i 32,8 mm) oraz rzeczywiste cropy niepełnoklatkowych matryc (1,6 u Canona i 1,52-1,56 u reszty), nie możemy liczyć na wiele. Dolny kraniec to w Canonach odpowiednik małoobrazkowych 29 mm, a u reszty 27,5-28 mm. Góra zakresu tylko u Canona troszkę przekracza 50 mm, a dla pozostałych ledwie sięga tej wartości. W praktyce jest to więc zoom szerokokątny, a nie standardowy. O ciasnym portrecie nie ma co marzyć, a i w szerokokątności też jest skromny, bo do 24 mm sporo brakuje. I jeszcze jeden niedostatek w stosunku do 24-70/2,8 na pełnej klatce. Tam, gdy zrobi się naprawdę ciemno, możemy założyć stałkę f/1,4 i jesteśmy dwie działki światła do przodu. Mając Sigmę 18-35/1,8 o takim manewrze nie ma co marzyć. W każdym razie w lustrzankach, bo do nich nie dołączymy żadnego manualnego Noktona f/0,95 lub czegoś podobnego.
Bokeh przy 35 mm i otwartej przysłonie
do najpiękniejszych nie należy. Ceglany mur wygląda co prawda
nieźle, lecz w gałęziach widać wyraźną nerwowość. 
    Gabaryty i masa są godne małego obrazka. Widać to zresztą po zdjęciu w nagłówku, do którego obiektyw pozował w towarzystwie Nikona D5300. Waży 800 g, liczy 12 cm długości i ma średnicę 8 cm. Korzysta z filtrów 72 mm. Metalowe są oba pierścienie i tył obiektywu, a środek ze skalą ostrości oraz sam przód, plastikowe. Sigma zaliczyła go do rodziny Art – brzmi pięknie, co trochę osładza brak uszczelnień. W konstrukcji optycznej zabrakło, co mnie trochę dziwi, niby-fluorytowych soczewek FLD, ale są 4 asferyczne i 5 niskodyspersyjnych SLD. W sumie mamy w środku aż 17 elementów optycznych.

Nieostrości przy najkrótszej ogniskowej wyglądają nieźle, choć
widać trochę rozdwojeń ostrych linii (np. ramy okien). To zdjęcie
najpierw wykonałem z otwartą przysłoną, lecz nieostrości tyłu
były tak silne, że nie było co oceniać. Już nie mówiąc o płyciutkiej
i niewystarczającej głębi ostrości na pierwszym planie.
Użycie f/5,6 spowodowało, że sprawy mają się znacznie lepiej.
    Zoomowanie i ogniskowanie odbywa się wewnętrznie. Oba pierścienie wykazują się bardzo wysoką kulturą pracy, zwłaszcza ten od zmiany ogniskowych – tarcie statyczne nie większe od kinetycznego, wspaniała płynność ruchu; mniam! Zakresy ruchu pierścieni są niewielkie: zooma ok. 1/6 pełnego obrotu, ostrości nieco ponad 1/4. Z tym, że reporterska część skali ostrości (czyli 1 m - ∞) jest króciutka i obsługujemy ją centymetrowym ruchem pierścienia. Ogniskowanie automatyczne realizowane jest silnikiem HSM, cichutkim i wcale nie superszybkim. Ale wspomniany niewielki zakres ruchu obiektywu (dla reportażu) powoduje, że ostrzenie odbywa się błyskawicznie. Minimalny dystans ostrości to 0,28 m, a maksymalna skala odwzorowania wynosi 1:4,3. Stabilizacji nie ma, ale nie dla każdego to problem. Zwłaszcza gdy fotografujemy Pentaxem lub Sony. W sklepach obecne są wersje ze wszystkimi pięcioma lustrzankowymi mocowaniami. Gdybyście nie mogli się doliczyć – piąte to Sigma.


Ostrość obrazu dla najkrótszej ogniskowej.
Kliknij, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.
    Jakość tworzonego obrazu widać na zdjęciach, a ja dodam kilka liczb. Przyznaję się, nie przeprowadziłem pełnego, studyjnego testu tego zooma na Nikonie D5300. Kiedyś testowałem go dogłębnie na Canonie 650D i tamte wyniki będą i teraz w dużej części pasowały. Zoom Sigmy wyciągnął z 18-megapikselowego przetwornika Canona 2700 lph, czyli tyle co wysokiej klasy stałki, jeśli nie więcej. Nikon ze swoimi 24 Mpx pewnie zaprezentowałby się troszkę lepiej, ale ogólnie pracowałby podobnie. Wspomniana maksymalna rozdzielczość pokazuje się co prawda tylko w środku klatki, ale za to widać ją już przy przymknięciu do f/2-2,8 i trzyma się do f/8 – rzecz obowiązuje dla całego zakresu zooma. Podobnie jak fakt, że rozdzielczość dla otwartej przysłony jest zaledwie o 100 lph niższa niż owo maksimum. Brzegi kadru wypadają przy słabych przymknięciach o 200-300 lph, a przy optymalnych (f/5,6-8) o 100-200 lph gorzej od centrum. Większą różnicę widać przy krótkich ogniskowych, mniejszą w środku i w górze zakresu zooma. Jeśli ten opis uzupełnię informacjami o braku krzywizny pola, świetnym kontraście zdjęć już od f/2,8 (dół zakresu) i f/2 (środek i góra), słabo widocznej aberracji chromatycznej, zaledwie symbolicznej komie (tylko dla 18 mm, f/1,8), obiektyw jawi się wręcz jako rewelacja. Nie mam pojęcia, jakich czarów użyła Sigma dla uzyskania takiej ostrości obrazu, ale rezultaty są świetne.

Ostrość obrazu przy najdłuższej ogniskowej -
wycinki dla centrum i brzegu kadru.
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.




















         Winietowanie przy otwartej przysłonie ma dla całego zakresu podobną intensywność 4/3 EV i jest raczej łagodne, czyli ściemnianie kadru od środka ku narożom odbywa się w miarę płynnie. No i można łatwo to ściemnienie zlikwidować, gdyż przymknięcie przysłony do f/4 całkowicie załatwia sprawę, a i przy f/2,8 praktycznie nie ma już czego się czepiać.
Na serii zdjęć obok widać winietowanie przy najdłuższej ogniskowej, ale w tym zoomie dół i środek zakresu dają podobne wyniki.
By dobrze pokazać winietowanie musiałem wyrównać jasność poszczególnych klatek, bo przy mocniej otwartej przysłonie zdjęcia wykonane tą Sigmą bywają ciemniejsze. Czasem bardzo wyraźnie, czasem leciutko, czasem ani troszkę. Z pojawianiem się tego zjawiska trzeba się jednak liczyć.



Dwuprocentowa dystorsja beczkowata to teoretycznie całkiem sporo,
ale w reporterskiej praktyce rzecz może być wręcz niezauważalna.

Tu postarałem się poprowadzić dół ściany zamku wzdłuż krawędzi

klatki. Zniekształcenie jest widoczne, lecz zupełnie nie razi. 
 
  Dystorsja? No, jest. Dla najkrótszej ogniskowej zauważmy 2-procentową dystorsję beczkowatą. Wraz z wydłużaniem ogniskowej „beczka” płynnie zmniejsza się, a później przechodzi w „poduszkę”, która dla 35 mm odkształca linie biegnące wzdłuż brzegów kadru o 1,6 %. Tych skrajnych wartości w żaden sposób nie mogę nazwać znikomymi, ale też ani trochę nie rażą na zdjęciach reporterskich. Jeśli w ogóle te zniekształcenia widać.






    Przy zdjęciach pod ostre światło już tak dobrze nie jest. Dla dołu i środka zakresu zooma, mocniej przymkniętej przysłony i źródła ostrego światła w kadrze, do policzenia blików może nam zabraknąć palców u ręki, co dobrze widać na zdjęciach po lewej. Pomaga przymykanie nie mocniej niż do f/2,8 i przesunięcie źródła światła choćby tuż poza kadr. Długie ogniskowe wypadają znacznie lepiej.



    Wspaniały obiektyw… ale ja go sobie nie kupię. Jak dla mnie, zoom standardowy powinien być bardziej uniwersalny. A ta Sigma ma funkcjonalność lekko szerokokątnej stałki z możliwością nieznacznej regulacji kąta widzenia. Czyli pracujemy tak jak stałą ogniskową, a więc zoomujemy nogami, ale gdy już wyjdziemy na pozycję do strzału, to możemy dokonać drobnych korekt kadru bez ruszania się z miejsca. To nie dla mnie. Gdyby na dole zoom miał 16 mm, przebolałbym krótką górę. Gdyby na górze widniało „50 mm”, zaakceptowałbym nieco za wąski, jak dla mnie, dół. A tak - ni to, ni sio. A szkoda! Już wolę 24/1,4. Jednak zainteresowanie tym szkiełkiem jest naprawdę duże, co oznacza, że inni nie marudzą tak jak ja. I dobrze. Niech kupują go, fotografują i cieszą się. Jest czym!


Podoba mi się:

+ jasność
+ jakość zdjęć

Nie podoba mi się:
- zbyt mała uniwersalność

22 komentarze:

  1. Nie zgodzę się, że lepiej zoomować nogami. Wydłużenie ogniskowej powoduje spłycenie głębi ostrości czyli bardziej kreatywną fotografię.
    Ja wiem że jest Pan mocnym zwolennikiem FF. Jakość zdjęć FF jest bezsprzecznie dużo lepsza, ale zawsze wchodzi w grę pytanie ile? Ile ta rożnica kosztuje?
    Ale ogólnie opinia całkiem, całkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz i pozytywną ocenę testu. Niestety nie mogę zgodzić się z opinią, że zoomowanie nogami jest "mniej kreatywne" od zoomowania zoomem. Używając zooma, w pół sekundy uzyskujemy pożądany efekt i natychmiast wciskamy spust migawki. Szybko, prosto i wygodnie. Musząc zoomować nogami, tracimy więcej czasu, ale poza zwykłym oddalaniem się bądź przybliżaniem do fotografowanego obiektu mamy szansę dokonać jeszcze innych poprawek. Na przykład zrobić krok, dwa w bok, by zrobić zdjęcie pod innym kątem albo inaczej zagospodarować kadr - np. coś wprowadzić na pierwszy plan. Jasne to mniej wygodne, tracimy przy tym czas, ale jednocześnie zyskujemy sekundę albo kilka na przemyślenie, co by tu jeszcze z zdjęciu poprawić. I właśnie to mocno podwyższa ową kreatywność, podczas gdy zoom rozleniwia. Pisałem o tym w cyklu "3xS, czyli pozytywne spowalniacze".
      Druga rzecz: czy mniejsza głębia ostrości jest "bardziej kreatywna" od większej? Jeśli już, to kreatywność polega na doborze ODPOWIEDNIEJ głębi ostrości: małej, średniej, bądź dużej - w zależności od sytuacji zdjęciowej.
      A zwolennikiem FF rzeczywiście jestem, ale wtedy, gdy to ma sens. Obecnie niezbędna mi jest wyłącznie przy zdjęciach architektury (praktycznie brak optyki Tilt do APS) oraz przy reportażu, gdy wymagane jest użycie czułości powyżej ISO 3200. To drugie bardzo rzadko mi się zdarza, więc znaczną większość reportaży robię lustrzankami APSC. Choć nie przeczę, że czasami działam na granicy ich możliwości i chwilowe skorzystanie z ISO 6400 - 12800 dałoby mi swobodę działania. Pewnie więc i w reportażu wskoczę w FF. Natomiast do fotografii podróżniczo-wakacyjnej, optimum dla mnie jest m43, a nie APSC, czy FF.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Witam serdecznie. Takie lekkie uścislenie. Pewnie ze kreatywnym można być mając do dyspozycji choćby optykę smartfona. Nie mialem na myśli tego, że zoomowanie nogami jest za mało kreatywne. Chodziło mi raczej o możliwości jakie daje zmiana ogniskowej w stosunku do "stałki". Zoom choćby tylko z 18-35 zawsze daje więcej kombinacji (możliwości) niż stała ogniskowa. Dlatego uważam, że jest to duża zaleta. Większy zakres ogniskowych (na brak Pan narzekał) powoduje już zwiększenie gabarytów i mniejszą mobilność czy elastyczność. Dlatego ten obiektyw, jeśli chodzi o ogniskową (jej zakres) uważam za ogromny plus. Mam nadzieję, że przekaz mój będzie teraz czytelniejszy. Ale na plus powiem...jestem zachęcony do odwiedznia Pana serwisu bo "zmusza" Pan do myślenia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, zoom dodaje więcej możliwości działania niż stałka. Tylko że czasami trzeba (i warto) zmusić się do zrobienia czegoś więcej niż przekręcenie pierścienia ogniskowych.
      Ja marudzę na skromny zakres 18-35 mm, nie widzę tej Sigmy jako zooma standardowego, ale mógłbym docenić go jako obiektyw spacerowy. Biorąc go zamiast lekko szerokokątnej stałki (z okolic moich ulubionych małoobrazkowych 40 mm), miałbym w zapasie jeszcze szeroki kąt.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Zastanawiam się nad tym obiektywem oraz Sigma 17-50 f 2.8. I mam dylemat który wybrać. Za 18-35 przemawia światło a minus to waga i cena oraz trochę krótka ogniskowa.

      Usuń
    3. Do "fotografii ogólnej", ze względu na uniwersalność zdecydowanie lepiej nadaje się 17-50 OS. Jeśli w 18-35 przeszkodą jest za krótka góra (a nie za wąski dół), to jakimś tam rozwiązaniem jest kadrowanie podczas edycji. Mój kuzyn podszedł do sprawy bezkompromisowo i kupił oba te zoomy: 17-50 na co dzień i 18-35 pod wodę.

      Usuń
  3. Każdy z Was ma jakieś swoje racje. Oczywiście to normalne. Ale nikt nie docenia że jest to PIERWSZY obiektyw 18-35 ze stałym światłem 1.8 o doskonałej jakości obrazu. Oczywiście polak wieczny malkontent i ZAWSZE znajdzie jakieś wady.... za wąski dół za krótka góra.... dla innych za ciężki, dla jeszcze innych będzie brak uszczelnienia... Owszem jakby konkurencja miała podobny produkt to można marudzić... ale nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ w pełni doceniam osiągnięcie Sigmy - czyli połącznie nie tylko niespotykanej jasności i jakości obrazu, ale też niskiej ceny. Pierwsze akapity artykułu tylko temu są poświęcone. Ale wiadomo, daj kurze grzędę... Stąd moje marudzenie na nijaki zakres zooma (ani w nim dołu, ani góry). I dlatego w teście 24-35/2 napisałem, że w Sigmie usłyszeli moje żale i dla pełnej klatki zrobili superjasnego zooma z konkretnym szerokim kątem. A konkurencja teraz zazdrości Sigmie już trzech takich obiektywów. Bo zakładam, że 50-100/1,8 będzie równie wspaniały jak dwa pierwsze.

      Usuń
  4. Polacy lubią narzekać, jakby było 16-70 f1.8 też by marudzili. Nam się wydaje ze eksprt musi zkrytykować bo jako ekspert jest najlepszy i wszystko robi lepej wiec jak to możliwe nie krytykować innych... ta sigma to wspaniały obiektyw. Spokojnie nożna sie na niego przesiąść z przereklamowanego nieco tandetnego ale i taniego nikkora 35 dx f1.8 którego uzywam na codzień jako podstawowego szkła. Będzie ciężej ale i uniwersalnie, ostrzej, szybciej.... sigma robi super robote. Niedawno miałem zapięte w sklepie na moment 50-100. Bardzo dobry sprzęt do sportu... do forografowania i ćwiczenia waży (1.5kg) ☺. Szybki i ostry. Solidna budowa. Kupiłbym za mało fotografuje sportu żeby warto bylo wydać te 5k. Dla sigmy ciagle jest sens kupować aps-c Uzysk jakość z Fx w stosunku do np D7200 (lub pewnie i D500) z zapiętymi nowymi sigmami będzie w wielu wypadkach relatywnie słaby a cenowo wychodzi lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym na 16-70 nie narzekał, nawet gdyby był f/2.8, a nie f/1.8. A tego 50-100 będę musiał dorwać do testu - bardzo jestem go ciekaw. Jasne, że dzięki 18-35 i 50-100 APSC odżywa. APSC samodzielnie albo przy współpracy z FF, np. reportaż z 24-35 na korpusie FF i 50-100 na APSC.

      Usuń
  5. Miałem zapięty 50 100 przez kilka minut w sklepie. W dwóch słowach:Ostrość szybkość na wysokim poziomie.

    Szukam dla siebie sigmy 18 35 i przetestowałem już 5 egzemplarzy i generalnie wszystkie nieostre (AF do redulacji w obiektywie) u w związku z tym pytanie mam czy pańska sigma była kalibrowana do korpusy przed testem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, kalibracja nie była potrzebna. D5300 ostrzył celnie przy każdej ogniskowej, a z testu na 650D, który dawno temu popełniłem dla Foto, też nie pamiętam żadnych kłopotów z AF. Grunt, żeby błędy AF były stałe i systematyczne. Wówczas pomoże kalibracja z USB Dock.

      Usuń
    2. Każdy ale to absolutnie każdy obiektyw Sigmy trzeba skalibrować z body. Testując i oceniając obiektyw bez kalibracji po prostu oceniłeś smak ciasta przed upieczeniem :)

      Usuń
    3. Może nie tyle trzeba, co warto. Bo jest sporo użytkowników, którzy nie kalibrowali, a zdjęcia mają ostre dla każdej ogniskowej, także na pełnej dziurze. Ja sam, zabierając się do testu, najpierw przestrzeliwuję parę aparat+obiektyw na autofokusie fazowym, by sprawdzić jak sprawy się mają. Rzeczywiście, w połowie wypadków pojawiają się problemy, czasem w tylko przy pewnych ogniskowych, czasem przy wszystkich. Wówczas albo kalibruję obiektyw (jeśli mam USB-Dock / TAP-in Console Tamrona) albo podczas testu ostrość ustawiam w LV (automatycznie lub ręcznie). No, a przy przeglądaniu zdjęć testowych weryfikuję efekty, bo czasem i AF kontrastowy potrafi się mylić. Ręczny oczywiście też :-)
      Niemniej racja, jeśli kupujemy obiektyw (zwłaszcza kundla), to dla bezpieczeństwa i spokoju warto go od razu wysłać z aparatem do firmowego serwisu.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Witam. Kupiłem tę Sigmę jakiś miesiąc temu. Dokonałem zmiany z mojej poprzedniej Sigmy 18-50 f:2,8 Macro HSM, która dokonała żywota (naprawa była nieopłacalna) na nowszy model. Na początku myślałem, aby wymienić na podobne szkło, ale po doświadczeniach z moich wakacji stwierdziłem, że to szkło dla mnie. Ponieważ przede wszystkim jest ono wykorzystywane w małych, wąskich i słabo oświetlonych pomieszczeniach, takich jak sale szkoleniowe czy ... sale w niektórych muzeach/kościołach, gdzie można fotografować, ale bez lampy. I dla mnie do tego zastosowania jest idealne. Jedynie jeden problem to ... moja ręka :) Z czasem nie mogę zejść niżej niż 1/40 - 1/50s, bo wtedy jest problem z ostrością. A test bardzo fajny - dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Ten obiektyw może mieć stabilizację. Trzeba go tylko podłączyć przez odpowiedni sigmowy adapter do Sony A6500.

      Usuń
    2. W moim przypadku raczej nie jest to możliwe :) , ponieważ mam Nikona D7200 :)

      Usuń
    3. No, niestety. Widać Canon też ma swoje przewagi... :-)

      Usuń
  7. Witam,
    Czy obiektyw będzie pracować z Nikonem D200? Planowałem kupić kolejną "stałkę", tj. Nikkora 35mm f/1,8 G DX, mam już 50mm f/1,8 i jej ostrośc bardzo mi się podoba. Czy Sigma faktycznie może zastąpić obiektyw stałoogniskowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry,
      nie widzę przeciwwskazań do współpracy D200 z tą Sigmą. Czy może zastąpić ona stałkę? Pod względem ostrości obrazu, tak. Ale czasami trafiam na dyskusje dotyczące plastyki zdjęć z obiektywów nafaszerowanych soczewkami asferycznymi, wysokorefrakcyjnymi i niskodyspersyjnymi. Padają tam głosy osób zdecydowanie preferujących stałki, szczególnie starsze, mało wyrafinowane modele - właśnie ze względu na wyższą kulturę obrazowania, zarówno ostrych, jak i nieostrych partii zdjęć. Pisał o tym u mnie na blogu Jarek Brzeziński w teście porównawczym Nikkora 58/1.4 i Sigmy 50/1.4 ART. Proszę zajrzeć do tego tekstu.
      To jako pierwsze. Potem proszę wypożyczyć na dzień albo dwa tego zooma w którymś Pro Centrum Sigmy, przestrzelać i przyjrzeć się zdjęciom.
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Czy aby skalibrować ten obiektyw trzeba go oddać z korpusem do serwisu? Czy sam obiektyw?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo oddaje się razem z aparatem, by skalibrować obiektyw pod niego. Czyli pod konkretne położenie matrycy i czujników AF. Dlatego warto najpierw oddać aparat do firmowego serwisu żeby ten był ustawiony "na zero". W innym wypadku obiektyw zostanie skalibrowany pod jeden jedyny korpus, a z innymi będzie działał nieprawidłowo.

      Usuń