EOS 1300D za 1300 zł. No dobra, niech będzie, za 1350. To
świetna cena i cóż z tego że aparat prościutki? Tańsze od niego cyfrówki z
matrycą APSC można policzyć na palcach jednej ręki, a niemal wszystkie one to
konstrukcje przebrzmiałe, już schodzące z półek. Natomiast 1300D to świeży
aparat, pokazany w marcu tego roku i najnowsza APSowa lustrzanka Canona.
Bardzo podpasował mi on jako platforma do, opublikowanego ostatnio na blogu, testu Tamrona 16-300 mm LINK. Grzechem byłoby nie przedstawić i jego samego.
Bardzo podpasował mi on jako platforma do, opublikowanego ostatnio na blogu, testu Tamrona 16-300 mm LINK. Grzechem byłoby nie przedstawić i jego samego.
Pierwsze wrażenie? Leciutki plastik-fantastic. Z naciskiem
na „leciutki”, bo nieduży ciężar aparatu zauważyłem (i w duchu pochwaliłem)
zanim dotarło do mnie w jaki sposób go uzyskano. Ale do rekordów nic-nie-ważenia
EOSowi 1300D daleko. Jego niecałe 500 g to aż o 100 g więcej niż masa Nikona
D3400! W Nikonie musieli mocno się napocić przy odchudzaniu, bo nawet wyjątkowy
pod tym względem EOS 100D jest cięższy od D3400.
Zewnętrznie 1300D niemal nie różni się od poprzednika, czyli
o dwa lata starszego EOSa 1200D. Wymiary, kształty, ciężar, układ i funkcje elementów
sterujących – to pozostało po staremu. Zmiany pojawiły się tylko wewnątrz
aparatu, choć nie, nowy jest też ekran. Ma on rozdzielczość dwukrotnie wyższą
niż 460000 pikseli znane z 1200D. To na plus, jednak zachowanie w ostrym,
tylnym świetle pozostało po staremu. Czyli średnio.
Niezbyt przypadł mi do gustu wizjer. Po pierwsze z powodu skromnego powiększenia obrazu, ale bardziej przeszkadzało mi mocne obcinanie kadru zdjęcia. Wiem, wiem,
„1300 zł”, ale na brzegach co dziesiątego zdjęcia pojawiały się elementy,
których wcale tam nie chciałem zobaczyć. Niby nikt nie wymaga w tym wypadku
100-procentowego wizjera, ale zauważmy, że Pentax takie celowniki już teraz
wrzuca do calutkiej gamy swych lustrzanek, także tych z najniższej półki. Z
drugiej strony, początkującym fotografowie pewnie bardziej docenią dodatkowy
margines kadru niż jego brak.
Schemat sterowania aparatem i w ogóle cała jego ergonomia przypadła
mi do gustu. Nie oszczędzano na wielkości gripa, choć może dałoby się mniej
ostro go wyprofilować. Wszystkie elementy sterujące obsługuje się palcami
prawej dłoni, więc lewej w ogóle nie trzeba wyciągać spod obiektywu. Jest
bezpośredni dostęp do kilku najważniejszych funkcji, a do kolejnych kilku z
pomocą podręcznego menu Q. Poza Highlight
Priority schowanym aż w customach, żadnej innej funkcji nie musiałem podczas
testu szukać w głębi menu. Oczywiście po początkowej konfiguracji. Trochę
problemów sprawiały mi płaskie, trudno rozróżnialne przyciski tylnej ścianki.
Po kilku dniach fotografowania nauczyłem się je wykorzystywać na ślepo, ale
okazało się, że czasem zysk z tego niewielki. To dlatego, że wciśnięcie
któregokolwiek z klawiszy nawigatora powoduje wygaszenie wyświetlacza w
wizjerze i aktywację ekranu pełniącego rolę głównego informatora o stanie
aparatu. Czyli tak: umiemy już wyczuć, który przycisk obsługuje czułość matrycy,
wciskamy go więc i… wartość czułości znika z wizjera. Musimy więc i tak oderwać
od niego oko, by zmianę kontrolować na ekranie. Tak mnie to wkurzało, że
wolałem ustawiać ją na ślepo, licząc zaskoki pokrętła.
Podstawowe funkcje braków nie wykazują. Balans bieli ma wiele trybów, korekcję na dwóch osiach, autobraketing i ustawienie według wzorca. Korekcja ekspozycji posiada szeroki zakres +/- 5 EV, a wspomóc się można i autobraketingiem. Oprócz wspomnianego już priorytetu jasnych partii obrazu, znajdziemy Optymalizator jasności, czyli funkcję rozjaśniania cieni. HDRa niestety nie. Znacznie więcej opcji, niż by na to wskazywał poziom zaawansowania aparatu, wypełnia zakładkę menu dotyczącą współpracy z zewnętrzną lampą błyskową.
Filmowanie zdecydowanie bez szaleństw. Przy Full HD liczyć
możemy jedynie na 25p, a 50p znajdziemy tylko dla 1280 x 720. Wbudowany
mikrofon rejestruje wyłącznie dźwięk mono, gniazda zewnętrznego mikrofonu brak.
Na pocieszenie, możemy ręcznie regulować poziom rejestracji dźwięku.
Nowością w tej klasie EOSów jest WiFi z NFC.
Czułość ISO 6400, redukcja szumów Low, JPEG prosto z aparatu. Pełen kadr wygląda jeszcze całkiem nieźle w powiększeniu ekranowym, a jak prezentuje się w 100% oceńcie po wycinku widocznym poniżej. |
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Pole AF celowało w ciemny obiekt i ekspozycja odleciała w kosmos. |
Pewnie myślicie, że tu dla uniknięcia zbyt obfitej ekspozycji użyłem korekcji na minus. I się mylicie, bo to zdjęcie przypadkiem zrobiłem z korekcją ustawioną na PLUS 1! I jak tu pojąć Canona!? |
Mało problemów sprawia automatyczny balans bieli. Warto
zauważyć, że dla trudnych warunków sztucznego światła jest on wspierany opcją priorytetu bieli, która potrafi całkiem
skutecznie „czyścić” zdjęcia z ciepłej dominanty. Potrafi, ale różnie jej to
wychodzi, a zależy to głównie od różnorodności kolorystycznej kadru. Zasadniczo
im wyższa, tym efekt lepszy.
Na prawym zdjęciu dodałem Priorytet jasnych partii obrazu. Widać, że pomógł on niebu, ale bez rewelacji. |
Poniżej prezentuję kilkanaście zdjęć wykonanych Canonem 1300D w różnych warunkach oświetleniowych. Wszystkie te klatki to JPEGi prosto z aparatu, tryb barw Standard, redukcja szumów Low. W podpisach podaję czułość jeśli nie jest to natywna ISO 100, ewentualnie także korekcję ekspozycji.
Czułość ISO 6400. Poniżej 100-procentowy wycinek. |
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Czułość ISO 1600. |
Czułość ISO 1600, korekcja -2/3 EV. |
Czułość ISO 1600, korekcja -1 EV. |
Czułość ISO 800. Korekcja na minus? Skądże! |
Na tym zdjęciu oraz na kilku innych publikowanych w artykule, widać skutki korzystania z celownika pokazującego wyraźnie mniej niż 100 % powierzchni gotowego zdjęcia. |
Czułość ISO 3200, korekcja -1 EV. |
Czułość ISO 3200, korekcja -1 2/3 EV. |
Czułość ISO 3200, korekcja -1 EV. |
Korekcja +2/3 EV. |
Tak ogólnie i obiektywnie, to ten Canon zdecydowanie nie jest świetnym aparatem. Ale jeśli jego możliwości i efekty pracy uzupełnimy informacją o cenie… o, to już zupełnie co innego! Jak na lustrzankę za 1300 zł, godzien jest on bardzo pozytywnej oceny. Nie, nie owacji na stojąco, ale pochwały i szczerego polecenia już tak. No, to polecam!
+ znikoma prądożerność
+ gabaryty, masa
Nie podoba mi się:
- ślamazarny AF w Live View
- nieprzewidywalność potrzeby użycia korekcja ekspozycji
Zajrzyj też tu:
TEST: Nikon D3400. Lustrzanka na początek.
TEST: Canon EOS 7D Mk II - „Siódemka” po raz drugi…
TEST: Canon EOS 760D - Mały, lekki, sympatyczny
TEST: Canon EF-S 24 mm f/2,8 STM - Słodki naleśnik
TEST: Jasność, widzę jasność! – Sigma 24-35/2
TEST: Tamron 16-300, czyli superzoom nie do pobicia
TEST: Sigma 50-100 mm f/1.8: jasno – jaśniej – Sigma
A ja uważam, ze jak na tak totalnie zabytkową konstrukcje i średnie mozliwości to drogi aparat. Jego jedyna zaleta to mozliwośc wymiany obiektywów. Ale najprostrzy aparat serii M w porównywalnej cenie ma o niebo lepszą charakterystykę i mozliwości. Propozycja praktycznie tylko dla tych, ktorxy muszą mieć "lustrzankę".
OdpowiedzUsuńNo, nie wiem. W porównywalnej (nawet ciut niższej) cenie jest tylko M10: brak wizjera, marny ciągły AF, skromny zestaw optyki. Wiem, można korzystać z obiektywów EF(-S) przez adapter, ale gabaryty zestawu rosną ponad normę. Myślę, że na tym poziomie cenowym u Canona lepszym wyborem nadal jest lustrzanka. Ale już taki M5 kusi. Tylko niech Canon dorobi jeszcze (co najmniej) kilka szkiełek EF-M...
Usuńpo przemysleniach doszedłem do wniosku, ze troche przesadziłem. A to dlatego, ze ogladałem bezlusterkowe produkty Sony w podobnej cenie co ten 1300 i w takiej konkurencji Canon, nawet taki prościutki miażdży konkurencję
OdpowiedzUsuńA, Sony, to sporo zmienia. Tu jest z czego wybierać. Choć jeśli potrzebny wizjer, to też trzeba wskoczyć na trochę wyższą półkę cenową. Albo kupić sprzęt używany, którego jest spory wybór. Pozdrawiam
UsuńPrzecież to głównie sprzęt kupowany dla dzieci na komunie aby miały lustrzanke
OdpowiedzUsuń