Formalnie: M.Zuiko Digital ED 25 mm 1:1.2 PRO. Tej
ogniskowej nie lubię. To w odróżnieniu od 17 mm, czyli okolic małoobrazkowych
35 mm. Nie lubię, bo takie szkła są dla mnie ciut za wąskie. Nie lubię, ale gdy
dostaję standard do testu, to jakoś nie narzekam. Tak było i tym razem.
Nie mam pojęcia dlaczego na co dzień standard mi nie pasuje,
a od święta (od testu) dobrze mi się nim pracuje. Może dlatego, że doceniam jego
dostojność, normalność, typowość. Muszę tylko pamiętać, że gdy wynajdę kadr,
powinienem zrobić krok, dwa w tył by skorygować różnicę kątów widzenia pomiędzy
"moim" 35 mm, a "nie moim" 50 mm.
Olympusowski standard jest najstarszym z Wielkiej Trójki
olympusowskich szkieł f/1.2. Pokazany został jesienią 2016 roku podczas gdy dwa
pozostałe, czyli 17 mm i 45 mm rok później. Ten szerokokątny przetestowałem
już na blogu, a o 45/1.2 będziecie mogli poczytać na początku sierpnia. "Dwudziestka
piątka" zewnętrznie jest do obu bardzo podobna. Niemal identyczne
kształty, wymiary, ciężar – łatwo się pomylić wyciągając z torby, jeśli ma się
tam ich więcej niż jeden. Lecz jest i plus: identyczna średnica mocowania
filtrów 62 mm. Konkretnie, M.Zuiko 25 mm f/1.2 ma średnicę 70 mm, długość 83
mm, masę 410 g. Sporo jak na standard, zwłaszcza do niedużej matrycy, lecz przy
takim maksymalnym otworze względnym wypada mu to wybaczyć. Obudowa jest w
większej części metalowa, choć trochę plastiku też jest. Uszczelnienia? Jasne!
Źródło: Olympus |
Wnętrze obiektywu jest tak samo bogate jak w przypadku
"siedemnastki". Licząc na sztuki, soczewek jest więcej, bo aż 19 (w
standardzie!), lecz szlachetnego szkła umieszczono tam troszkę mniej.
Znajdziemy jedną soczewkę Super ED, dwie "zwykłe" niskodyspersyjne
ED, jedną trochę niskodyspersyjną, a trochę ze szkła o wysokim współczynniku
załamania światła E-HR, trzy HR i jedną szklaną asferyczną. Brakuje
niskodyspresyjnej, dwustronnie asferycznej soczewki ED-DSA – pewnie okazała się
niepotrzebna. Za to na soczewkach obecne są warstwy przeciwodbiciowe Z Coating
Nano.
Typowo dla optyki Olympusa M.Zuiko 25/1,2 nie ma wbudowanego
systemu stabilizacji obrazu.
Ostrość ustawiania jest wewnętrznie, ruchami nawet nie jednego
członu optycznego, a pojedynczej soczewki. Oznacza to mniejszą masę do
poruszenia, a więc szybsze ostrzenie. Z tym, że napędem autofokusa nie jest
silnik krokowy, jak ma to miejsce w obu pozostałych M.Zuiko f/1.2, a mikrosilnik.
Ustawianie ręczne, czytaj: elektryczne, sterowanie ręcznie,
odbywa się z użyciem szerokiego, bardzo drobno żłobkowanego pierścienia. Tak
jak i w innych olympusowskich szkłach klasy wyższej obiektyw możemy ogniskować
ręcznie na dwa sposoby. Po cofnięciu pierścienia mamy klasyczne, oldskulowe
ostrzenie z twardymi krańcami zakresu odległości i stałym przełożeniem pomiędzy
pierścieniem, a silnikiem. Oraz z pojawiającą się wówczas skalą odległości i
towarzyszącą jej skalą głębi ostrości. Zakres ruchu od minimalnego dystansu
ostrości do nieskończoności to ok. 1/4 pełnego obrotu. Metoda druga nie wymaga
cofnięcia pierścienia, tracimy stałe przełożenie i wspomniane skale, lecz są i
zyski. Zmienne przełożenie pozwala szybko przejechać dużą część zakresu odległości
(szybki ruch pierścienia) albo bardzo precyzyjnie ustawić żądaną odległość
(ruch powolny).
Minimalny dystans ostrości wynosi 0,3 m (w rzeczywistości
nawet ciut mniej), co wypada nieduże kilkanaście centymetrów przed krawędzią
osłony przeciwsłonecznej. Nie mamy więc co się obawiać, że zasłaniać nam ona
będzie światło. Rzeczywista maksymalna skala odwzorowania wynosi niecałe 0,13×,
a więc troszkę więcej niż oficjalne 0,11×. Niemniej to i tak wynik, którym nie
ma co się chwalić.
Szybkość ogniskowania automatycznego zasadniczo nie daje
podstaw do narzekań. Jest szybko, ale w trybie S-AF bez rewelacji. Obiektyw
testowałem na Olympusie E-M1 Mark II i jego "kontrastowy" autofokus
pojedynczy lubił sobie ruszyć wte i wewte, zanim podążył tak gdzie powinien. A
i tak owo dążenie nie było szczególnie ekspresowe jeśli działaliśmy przy
niedużych dystansach ostrości. Autofokus wyraźnie zyskiwał na pewności i
szybkości gdy wspierała do detekcja fazy z matrycy. To oczywiście po włączeniu
ciągłego C-AF. Tu zdecydowanie obowiązuje lustrzankowy poziom sprawności.
Porównanie gabarytów M.Zuiko 25 mm f/1.2 Pro i - zamontowanego do aparatu - M.Zuiko 25 mm f/1.8 Premium. |
Źródło: Olympus |
Tak jak i w teście
"siedemnastki", tak i tu do jasnego f/1.2 Pro dodaję jako konkurenta
jego ubogiego krewnego, czyli M.Zuiko Digital 25 mm f/1.8. No, może nie całkiem
ubogiego, bo pochodzącego z kasty Premium. Kasta kastą, ale od razu widać że i
tam są równi i równiejsi. Ta ciemniejsza "dwudziestkapiątka" w
odróżnieniu od 17 mm f/1.8 Premium nie posiada cofanego pierścienia ostrości. Z
zewnątrz jest niemal całkowicie plastikowa (poza bagnetem i cieniutkim
pierścieniem z przodu) i nieuszczelniona. Ale waży zaledwie 137 g, ma długość
czterech centymetrów i średnicę sześciu, a korzysta z filtrów 46 mm. Plusem w
stosunku do wersji f/1.2 Pro jest obecność nie tylko czarnej, ale i srebrnej wersji.
Minusów oczywiście jest więcej, na przykład siedmiolistkowa, a nie dziewięciolistkowa
przysłona. Bardziej ubogo jest też we wnętrzu, gdzie znajduje się 9 soczewek, w
tym tylko dwie "szlachetne" – asferyczne. Lecz ogniskowanie
oczywiście odbywa się wewnętrznie. Przewagą nad jaśniejszym kuzynem jest
mniejsza minimalna odległość ostrzenia 0,25 m (w rzeczywistości 0,2 m) i wyższa
maksymalna skala odwzorowania – realnie 0,16×.
Zanim napiszę jak M.Zuiko 25/1.2 wypadł w teście, wspomnę
jak miał wypaść. To znaczy jakie były oficjalne założenia jego twórców. Jeśli
czytaliście test "siedemnastki" f/1.2 to już wiecie, gdyż w tym
wypadku idea była ta sama. Czyli: obiektyw ma dawać świetny obrazek już przy
otwartej przysłonie i prezentować piękne "pierzaste" boke. Trzecim
elementem najlepszości ma być wysokosprawny autofokus. O nim już wspominałem:
wspierany przez detekcję fazy (w C-AF) rzeczywiście działa świetnie.
Jeszcze jednym elementem, choć mniej jakościowym, a bardziej
katalogowym, jest bardzo wysoka jasność obiektywu. O niej chciałbym wspomnieć,
może nie pod kątem jakości zdjęć, a pracy tym szkłem.
Kwestia pierwsza: czy ma ono jasność f/1.2, czy tylko otwór
f/1.2? Czyli jak ma się sprawa transmisji światła. Lepiej niż się spodziewałem.
W artykule o M.Zuiko 17/1.2 Pro napisałem o mojej radości z możliwości
fotografowania w nocnym, miejskim plenerze bez konieczności korzystania z
czułości wyższych niż natywna (w Olympusie E-M1 Mark II) ISO 200. No, trochę
przy wsparciu stabilizacji aparatu, ale dało się. A w przypadku
"dwudziestkipiątki" było już gorzej, bo stabilizacja musiała wykazywać
się pełną skutecznością. Wiadomo, coś tam dołożyła się różnica w ogniskowych.
25 mm, czyli małoobrazkowe 50 mm wymaga używania czasów o mniej więcej pół
działki krótszych niż 17 (34) mm. Jednak nie było jakiejś strasznej tragedii. A
tej się spodziewałem, gdyż zajrzawszy przed testem do DxO Mark, zobaczyłem uzyskaną
w ich teście wartość transmisji T1.8. Czyli strata światła ok. 1,2 EV w
stosunku do otworu względnego f/1.2! To bardzo dużo. Przeważnie ta strata
wynosi 0,2-0,4 EV, a bywa że jest zerowa. Wynik gorszy niż 0,5 EV nazwać należy
złym, a tu aż mamy 1,2 EV. Porażka! Teoretycznie tak, ale na to nie wskazuje
mój nocny plener. Czasy ekspozycji nie
sugerowały tak niskiej transmisji. Pewnie w testowanym szkle jest ponad pół EV
straty do oficjalnego f/1.2, ale raczej nie tyle ile deklaruje DxO Mark.
Motyw wcale nie szczególnie jasny, ale i tak czas naświetlania to 1/20000 s. Takie są skutki łączenia wysokiej czułości natywnej ISO 200 z superjasną, nieprzymkniętą optyką. |
Większy problem dostrzegłem jednak nie wówczas gdy było
ciemno, a gdy światła było mnóstwo. Problem drobny, to obawa, że może migawka
elektroniczna dojdzie do kresu swych możliwości, czyli 1/32000 s. Silne, letnie
słońce i praca przysłoną f/1.2 skutkowały regularnym pojawianiem się czasów
krótszych niż 1/16000 s.
Drugi problem jest istotniejszy. Otwarty obiektyw podczas
kadrowania wpuszcza na matrycę tak dużo światła, że dla wyświetlania obrazu o prawidłowej
jasności aparat musiałby zmniejszyć wzmocnienie sygnału bardziej niż potrafi. Zamiast
tego ogranicza ilość światła przymykaniem przysłony. I z możliwości oceny głębi
ostrości przed wykonaniem zdjęcia nici! Mamy ustawione f/1.2, a w wizjerze / na
ekranie widzimy efekty działania przysłony – na przykład – f/4.
No dobrze, a co widać na zdjęciach? Całkiem sporo szczegółów.
Charakter przebiegu rozdzielczości przez klatkę w zależności od wielkości
otworu przysłony wygląda podobnie jak w M.Zuiko 17 mm f/1.2 Pro. A więc
poświęcono maksimum rozdzielczości w centrum kadru dla otwartej przysłony na
rzecz rozdzielczości bardzo wyrównanej w całej klatce. Nawet dla f/1.2! Test
Studyjny wykazał dla pełnej dziury 2800 / 2700 lph (środek / brzeg), a 100-200
lph różnicy środek / brzeg obowiązuje dla całego zakresu przysłon. Środek kadru
poprawia się systematycznie po 100 lph wraz z przymykaniem o każdą działkę
przysłony, aż do poziomu 3100 lph obowiązującego dla f/4-5.6. Przy f/8
następuje już symboliczny "dyfrakcyjny" spadek rozdzielczości, ale
wyraźny (2800 lph) dopiero przy f/11. Brzeg klatki poprawia się troszkę
wolniej, sięgając swego maksimum, czyli 3000 lph dla f/5.6. Dla f/8 dyfrakcja
już troszkę psuje rozdzielczość, a przy f/11 następuje gwałtowny spadek do 2700
lph.
Tyle studio. Plener potwierdza te wyniki, choć dla centrum
kadru nieco je "spłaszcza". Szczegółowość prezentuje się tam identycznie
świetnie dla zakresu przysłon f/2.8-5.6. Z kolei brzeg wygląda jakby
precyzyjnie realizował zalecenia ze studia. f/1.2 i f/1,4 właściwie bez
różnicy, potem skok w górę i dla f/2-2.8 znowu bardzo zbliżona szczegółowość.
Dalej systematyczny wzrost aż do f/5.6, a dalej już spadek: leciutki dla f/8,
wyraźny przy mniejszych otworach.
Optymalne przymknięcia, to f/5.6 jeśli zależy nam na osiągnięciu
ile się da szczegółów na całej powierzchni zdjęcia lub f/2.8 jeśli istotny jest
środek oraz możliwie duży otwór przysłony.
Kadr do testu szczegółowości obrazu obu testowanych "dwudziestekpiątek". Wycinki poniżej. |
M.Zuiko 25 mm f/1.2, środek kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
M.Zuiko 25 mm f/1.2, brzeg kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
M.Zuiko 25 mm f/1.8, środek kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
M.Zuiko 25 mm f/1.8, brzeg kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Wyniki liczbowe wyglądają ładnie, lecz przyznam, że czuję się troszkę
zawiedziony. Doceniam szczegółowość wyrównaną w całym kadrze, ale chyba zamiast
tego wolałbym szybciej, czyli przy słabszym przymknięciu, zbliżyć się do
maksimum możliwości obiektywu.
Sprawdziłem też jak obiektyw pracuje na samym skraju pola
obrazowego wykorzystywanym przez nieco szerszy niż olympusowski, panasonicowy
przetwornik Multi-aspect. Oczywiście nie chodzi o fotografowanie, a filmowanie
w 4K Panasonikiem GH5s. Wymagania wobec optyki niby są tu nieco niższe niż przy
zdjęciach (3840 pikseli w poziomie), lecz dość nieoczekiwanie obiektyw przy
otwartej przysłonie wcale nie jest rewelacją. Oczywiście źle też nie jest, lecz
gdy przymkniemy przysłonę do f/2 to zobaczymy wyraźną poprawę. To w centrum
klatki, bo brzegom zdecydowanie przyda się przymknięcie o działkę, a najlepiej
o dwie, mocniejsze.
Klatka z filmu 4K. Wycinki poniżej. |
Środek kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Brzeg kadru. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Wad obrazu wpływających na jego ostrość jest trochę, lecz bać się ich nie należy. Śladową komę widać tylko przy otwartej przysłonie. Nieco mniej śladowa boczna aberracja chromatyczna też opanowała okolice pełnego otworu, ale znika już po przymknięciu do f/2. Z kolei osiowa aberracja chromatyczna, typowa wada bardzo jasnych szkieł, pojawia się w symbolicznych ilościach. Niby jakieś tam kolorowe obwódki widać w nieostrościach, lecz jeśli nie szuka się dziury w całym, to temat osiowej AC w zasadzie można sobie odpuścić. Ale dla porządku dodam, że jeśli nie życzymy sobie nawet najdrobniejszych jej śladów, przymykajmy przysłonę do f/2.8. Silniejszy, choć wcale nie silny, jest astygmatyzm, do likwidacji którego musimy skorzystać z otworu przysłony f/4 lub mniejszego. W sumie nic strasznego.
Kadr do oceny wyglądu nieostrości obydwu "dwudziestekpiątek". Wycinki poniżej. |
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Dystorsji na zdjęciach praktycznie brak. Zresztą nic dziwnego, bo
obiektywy standardowe nie są zwyczajowym siedliskiem tej wady. Nie ma jej nie
tylko na JPEGach, które mogły być poprawiane przez automatyczną i nieodwołalną w
systemie Micro 4/3 korekcję aparatu, ale też na RAWach. Kilku czytelników
prosiło, bym jednak wspominał jak działają pod tym względem obiektywy bez
wsparcia udzielonego przez informatyków. Tak więc, od teraz w testach
obiektywów będę już pisał jak wygląda ich naturalne zniekształcanie obrazu.
W praktyce winietowanie dla otwartej przysłony nie zawsze wygląda na swoje 1,5 EV. |
Winietowanie to już zupełnie inna bajka. Jego nie brakuje,
jeśli tylko działamy w pobliżu pełnej dziury. Co w przypadku tego obiektywu
oczywiście jest rzeczą normalną. Dość klasycznie dla tak jasnej optyki prezentuje
się też samo winietowanie. Przy f/1.2 ściemnia ono naroża klatki o 1,5 EV i
robi to dość ostro. A to oznacza, że owo ściemnienie jest łatwo zauważalne na
zdjęciach. Jednak równie dobrze widać, że nawet nieznaczne przymknięcie
przysłony wyraźnie pomaga. Już symboliczny skok z f/1.2 na f/1.4 daje znaczną
poprawę. Podobnie jak przymknięcie do f/2. A przy f/2.8 już praktycznie nie ma
problemu. Jedynie purystom zalecam korzystanie z przysłony f/4.
Skoro już wiecie jak od strony jakościowej wyglądają zdjęcia
z M.Zuiko 25 mm f/1.2 Pro, dwa słowa o jego kuzynie Premium, czyli M.Zuiko 25
mm f/1.8. Gdy przyjrzałem się zdjęciom tablic testowych, uznałem że jest
świetnie. Przy otwartej albo lekko przymkniętej przysłonie, środek kadru
wykazywał się wręcz ciut wyższą niż M.Zuiko Pro rozdzielczością 3000 lph. Jednak
był pod tym względem doganiany przy f/2.8, a potem prześcigany. Troszkę
później, bo przy f/5.6 pojawiało się maksimum rozdzielczości zarówno w centrum,
jak na brzegach klatki. Te brzegi mają minimalne niższą niż w wersji Pro
najwyższą rozdzielczość (2900 lph), ale w dole zakresu przysłon oba obiektywy
idą łeb w łeb. Tak to wyglądało teoretycznie, czyli w studio. Zdjęcia plenerowe
częściowo lecz wyraźnie zmieniły ten obraz. Sytuacja w środku klatki pozostała
bez zmian, ale na brzegach M.Zuiko Premium prezentuje się słabiej. Dopiero przy
f/4 wypada tak dobrze, jak wersja Pro przy f/1.2. A z przymknięciami
optymalnymi, czyli f/5.6-8 nie jest już w stanie wykrzesać z siebie wiele
więcej. Jednak tu różnica na niekorzyść nie jest wyraźna. Naprawdę istotna jest
przy otwartej przysłonie.
Podobnie rzecz się ma z osiową aberracją chromatyczną. Dla f/1.8
jest dla otwartej przysłony dobrze widoczna i znacznie silniejsza niż w M.Zuiko
Pro. Lecz i w tym obiektywie użycie przysłony f/2.8 załatwia sprawę. Natomiast
boczna aberracja chromatyczna w ogóle się nie pojawia.
Za to widać dystorsję. No, może nie widać, a można dostrzec
na niektórych motywach. "Beczka" jest bowiem słaba i to na tyle, że
nie jest przez aparat korygowana. Dopiero na nasze życzenie robi to – automatycznie
i skutecznie – firmowy edytor zdjęć.
Winietowanie dla otwartej przysłony jest nieco słabsze niż w
jaśniejszym obiektywie, lecz znacznie wolniej ustępuje wraz z przymykaniem
przysłony. Problemem jest fakt, że winietowanie zajmuje wówczas coraz mniejszy
obszar przy narożach klatki, ale wcale nie słabnie. Stąd właściwie dopiero przy
f/8 mamy spokój.
Pod światło zachowuje się w zasadzie równie dobrze jak
M.Zuiko Pro. Przy źródle światła poza kadrem idealnie, a gdy znajduje się w
kadrze, to czasem zamiast jednego widzimy dwa drobniutkie bliki. Niemniej i tak
wynik bardzo dobry.
Zauważalnie mniej kulturalnie wyglądają jednak nieostrości.
Żadnej tragedii nie ma, lecz różnica w nerwowości drobnych szczególików w tle
jest wyraźna. "Pierzaste" boke obiektywu f/1.2 prezentuje klasę albo
i dwie wyżej.
I jeszcze jedna konkurencja, w której wersja Premium wypada
gorzej, choć to raczej nie jej wina. Chodzi o stabilizację matrycy Olympusa
E-M1 II, która przy współpracy z tym obiektywem mniej skutecznie zmniejsza
rozmazania obrazu. Średnia skuteczność wynosi 3,5 działki czasu, czyli tylko
trochę mniej niż w przypadku optyki f/1.2. Jednak z ciemniejszym obiektywem
stabilizacja pracuje mniej stabilnie. Przy niektórych czasach ekspozycji
skuteczność skacze do 4 działek, ale bywa że wynosi tylko 3 działki. Ten brak
pewności działania niezbyt mi się podoba.
Na koniec, tradycyjnie wrzucam jeszcze kilka zdjęć
plenerowych wykonanych obiektywem M.Zuiko 25 mm f/1.2 Pro. Niemal wszystkie
zostały zrobione przy natywnej czułości ISO 200 i przy otwartej przysłonie. Przy
kilku przysłona została przymknięta, wówczas jej wartość podałem w rogu zdjęcia.
Do podsumowania testu brakuje jeszcze dwóch liczb: cen obu
szkieł. Wersja Pro kosztuje 5500 zł, a Premium 1700 zł. Obie są nieco niższe
niż w przypadku testowanej wcześniej pary obiektywów 17 mm. Jednak i tu
superjasna wersja kosztuje naprawdę dużo, a ciemniejsza jest zachęcająco
tańsza. Tańsza tak, ale jakością wcale mnie nie zachwyciła. Niby mocno gorzej
nie wypada, lecz tu trochę jej brakuje, tam trochę i w sumie nie mam na nią
ochoty. To w odróżnieniu od 25/1.2 Pro, który niemal od początku do końca listy
konkurencji zbiera moje pochwały i zapracowuje na sympatię. Szczegółowość
obrazu (choć wolałbym wyższą przy f/1.2), piękne nieostrości, niemal brak osiowej
AC i dystorsji… Pewnym wyjątkiem jest winietowanie, ale tu widzę połowę
szklanki pełną: przymykanie przysłony bardzo szybko likwiduje tę wadę. To jasne
M.Zuiko spodobało mi się może nieco mniej niż olympusowska
"siedemnastka", ale i tak uważam je za godne polecenia. Szczególnie
tym, którzy przedkładają standardową ogniskową nad lekko szeroki kąt.
+ jakość obrazu w niemal każdym aspekcie
+ praca pod światło
+ nieostrości
- winietowanie przy f/1.2
Zajrzyjcie też tu:
TEST: Jasność u Olympusa, czyli M.Zuiko 17 mm f/1.2
TEST: Perełka! Venus Laowa 7,5 mm f/2 MFT
TEST: Panasonic 200 mm f/2.8 – duża rzecz, a cieszy!
TEST: Panasonic G9: z nowym softem nowy duch. Czyżby?
TEST: Olympus M.Zuiko Digital ED 12-100 mm f/4 IS PRO. Mistrz!
TEST: Olympus 30 mm f/3.5, czyli mikre makro do Micro 4/3
TEST: Panasonic – dwa mikroszkiełka do Micro 4/3
TEST: Bliziutko ideału, czyli Panasonic Lumix G80
TEST: Para reporterskich szkieł f/2.8 Panasonica
Olympus E-M10 II – co nowego, co fajnego? Wrażenia ze współpracy.
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
TEST: Panasonic GX8, daj się przetestować!
TEST: Perełka! Venus Laowa 7,5 mm f/2 MFT
TEST: Panasonic 200 mm f/2.8 – duża rzecz, a cieszy!
TEST: Panasonic G9: z nowym softem nowy duch. Czyżby?
TEST: Olympus M.Zuiko Digital ED 12-100 mm f/4 IS PRO. Mistrz!
TEST: Olympus 30 mm f/3.5, czyli mikre makro do Micro 4/3
TEST: Panasonic – dwa mikroszkiełka do Micro 4/3
TEST: Bliziutko ideału, czyli Panasonic Lumix G80
TEST: Para reporterskich szkieł f/2.8 Panasonica
Olympus E-M10 II – co nowego, co fajnego? Wrażenia ze współpracy.
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
TEST: Panasonic GX8, daj się przetestować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz