Nowych i ciekawych. Pojawiły się one w ostatnich tygodniach,
czasem w formie oficjalnych premier, czasem oficjalnych zapowiedzi, a niekiedy
zapowiedzi nieoficjalnych. Choć niektóre z tych ostatnich pochodzą wprost od
przedstawicieli producentów sprzętu foto, którym
całkiem niechcący coś się wypsnęło. Poza tymi niektórymi pojawiły
się też całkiem nieoficjalne zapowiedzi nowości – plotki, pisząc wprost. Czasem
oparte na poważnych podstawach, czasem widać, że zostały wyssane z palca, innym
razem aż trudno dociec poziomu ich prawdziwości. Tak czy inaczej, warto o tych
nowościach wspomnieć.
Zacznę od najprawdziwszej, najoficjalniejszej premiery: Venus
Optics, czyli producent obiektywów Laowa, pokazało kolejną superszerokokątną
stałkę – tym razem 14 mm f/4., a jej pełna nazwa brzmi: Venus Optics Laowa 14mm F4 FF RL Zero-D. Bardzo dobry ruch! Po pierwsze jest to
rozwinięcie w górę linii zaczynającej się od 9 mm i dalej 11 mm. Teraz pojawiło
się 14 mm, więc liczę na 16-18 mm. Takich obiektywów do bezlustrowców brakuje
na rynku. Nie to, że całkiem nie ma, wspomnę Samyanga AF 18 mm f/2.8, ale
przydałaby się konkurencja lub inne spojrzenie na temat jasności, gabarytów
itd. Kwestia druga związana z tą „czternastką”: Venus Optics rehabilituje się,
prezentując następcę / zastępcę nieudanego obiektywu 15 mm f/4. To miał być
taki uniwersalny UWA / makro / shift, czyli trzy sroki za ogon, a wyszło bardzo
tak sobie. Teraz pojawiło się 14 mm już całkiem normalne, czyli bez żadnych udziwnień.
Dzięki niedużej jasności
jest małe, lekkie (228 g, mimo że całkiem metalowe), można używać zwykłych
okrągłych filtrów z gwintem 52 mm (zaledwie!). Nie dziwiłoby więc tradycyjne
dla szkieł Laowa oznaczenie
C-Dreamer (C od Compact), ale tym razem widzimy
C&D-Dreamer. Mamy więc połączenie mikroskopijności gabarytów z niedużą
dystorsją. Rzeczywiście niedużą, sądząc po pierwszych testach, np.
TU. Obiektyw
nie wstydzi się też swojej rozdzielczości, ale dla równowagi ma potężne
winietowanie. Ciekawostką jest zaledwie 5-listkowa przysłona. Całe szczęście
równie duża jest liczba dostępnych mocowań: Sony FE, Nikon Z, Canon RF,
L-Mount, Leica M. Za to więcej jest w nim szlachetnych soczewek: 3
niskodyspersyjne, 2 asferyczne, 1 o wysokim współczynniku załamania światła. Cena
na Polskę nie jest jeszcze znana. Amerykańska sugerowana to 550 dolarów, więc u
nas należy się spodziewać podchodzącej pod 2500 zł. Uczciwa cena.
Z kolei najnowsza
Sigma
105 mm f/2,8 DG DN Macro Art szczyci się tylko dwoma
mocowaniami: L-Mount oraz Sony FE. Sony, wiadomo, trzeba ze względu na liczbę
potencjalnych kupców, a L-Mount to teraz własny bagnet Sigmy. Zlekceważono więc
zarówno Canona, jak i Nikona. 105 mm to w Sigmie klasyczna ogniskowa, światło
f/2.8 i maksymalna skala odwzorowania 1:1 również nie dziwią. Jeśli już coś, to
niepokoi mnie skromna możliwość przymknięcia przysłony – f/22. W makro? Dziwne!
Szczególnie, że Sigma kiedyś błysnęła w tej konkurencji, produkując stopiątkę
makro przymykającą się aż do f/45.
Całkiem od nowa zaprojektowana część optyczna składa się z
17 soczewek (w tym jedna SLD), a przy jej tworzeniu szczególnie przyłożono się
do skorygowania podłużnej aberracji chromatycznej oraz komy. To dobrze, gdyż
tych wad bardzo trudno pozbyć się w edycji zdjęć. Obiektyw jest uszczelniony,
posiada pierścień przysłon którego kliknięcia można wyłączyć, a limiter makro
ma trzy zakresy działania. Możliwa jest współpraca firmowymi telekonwerterami.
A że one produkowane są wyłącznie z mocowaniem L, więc użytkownicy Sony mogą
sobie tylko pomarzyć o powiększeniu tą metodą maksymalnej skali odwzorowania.
Cena sugerowana tej Sigmy wynosi 3390 zł.
Całkowicie oficjalnie objawił się portretowy
Fujinon XF 50 mm f/1 R WR.
O nim wszystko już było wiadomo, gdyż
przeciekał
on od dawna. To szkło nie jest klasycznym prężeniem muskułów, jak ma to
miejsce choćby w przypadku Noct-Nikkora Z 58 mm f/0.95. Fujinon nawet nie wymaga
szczególnego używania muskułów przez fotografujących. Masa około 850 gramów nie
wygląda przecież niepokojąco. Byle tylko aparat miał solidny uchwyt. Obiektyw
jest nie tylko najjaśniejszym szkłem w systemie Fuji, ale jednocześnie
najjaśniejszym na świecie obiektywem z autofokusem. Kilka lat temu pojawiły się
całkiem oficjalne informacje o standardowym Fujinonie 33 mm f/1, wystąpił on nawet w harmonogramach premier. Jednak po jakimś czasie znikł, a potem
został zastąpiony portretówką. To dobra zmiana.
Wewnątrz obiektywu niezbyt bogato, gdyż znajdziemy tam
„tylko” 12 soczewek, wśród nich jedną asferyczną i dwie ED. Pozostawiono sporą
minimalną odległość ogniskowania, wynoszącą 70 cm. To pewnie okazało się
lepszym rozwiązaniem niż komplikowanie konstrukcji zespołami soczewek
pływających. A do portretu 0,7 m nie będzie przecież zbyt dużym dystansem. Cena –
wiadomo, że niskiej nie było co się spodziewać. Polskie Fuji sugeruje 7499 zł, co
z pewnością jest dużą sumą, ale nie nierozsądną. Jak za TAKIE szkło, rzecz
jasna.
Ostatni z oficjalnie przedstawionych obiektywów, o których
chciałbym wspomnieć, to
Nikkor Z 14-24 mm
f/2.8 S. Niby nic
nadzwyczajnego, zbliżone konstrukcje są już na rynku. Jednak czytając
informację prasową zostałem zaskoczony. Napisano tam, że to najkrótszy zoom UWA
o jasności f/2.8. Jak „najkrótszy”, skoro Sony zrobiło 12-24 mm f/2.8, a Sigma
ma identyczny 14-24/2.8? Musiałem kilka chwil pomyśleć, żeby zorientować się że
nie chodzi o slangową
najkrótszość,
czyli najkrótszą ogniskową, a po prostu o
linijkową
długość obiektywu. Zdziwiło mnie trochę, że Nikonowi chciało się chwalić takim
drobiazgiem, ale pomyślałem że warto sprawdzić co jest na rzeczy. Może ten zoom
naprawdę okazuje się wyjątkowym liliputem? I co, jest? No, jest. Przy swoich
125 mm okazuje się krótszy o 6 mm od wspomnianej Sigmy i o 12 mm od Sony. A ten
„ogromny” zysk wynika głównie z pomysłu by nie stosować zintegrowanej osłony
przeciwsłonecznej, a odłączaną. A bez niej Nikkor zyskuje tych kilka –
kilkanaście milimetrów, którymi chwali się jego marketing. Naprawdę warto było wyciągać takie duperele? Czy nie
lepiej było zaakcentować fakt „płaskiej” przedniej soczewki, której brak
konkurentom? Nie lepiej było przypomnieć, że to zmniejsza prawdopodobieństwo
tworzenia blików pod światło oraz pozwala na korzystanie z klasycznych
okrągłych filtrów? Co prawda o średnicy aż 112 mm, ale zawsze coś. Można było
też wyraźniej chwalić się ekranem LCD, bo w obiektywach to nadal rzadkość. Nie, uznali
że ważniejszym NAJ jest sześć milimetrów. Dobre choć to, że Nikon mało chwali
się ceną 11999 zł. Inna sprawa, że Sony przebija go, żądając za swe
dwa milimetry mniej o 3000 zł więcej. Za to Sigmę 14-24/2.8 kupuje się za połowę ceny Nikkora. No, wreszcie
jak za starych dobrych czasów –
kundel
jest dwukrotnie tańszy od firmówki. Chyba już się od tego odzwyczailiśmy…
Przy okazji, drugim zaprezentowanym jednocześnie Nikkorem jest Z 50 mm f/1.2 S. Pomysł na ominięcie
światła f/1.4 i bazowanie na dwóch obiektywach standardowych: f/1.8 oraz f/1.2,
wydaje się rozsądne. Do czasu gdy zorientujemy się, że 50/1.2 ma 15 cm
długości, waży ponad kilogram, a jego cena uplasuje się w bliskich
okolicach 10000 zł.
Na koniec kilka słów o obiektywach niepewnych. Pentax nie wszystek umarł i coś tam spróbował ulepić. No, w każdym razie opatentował, i są to nawet ciekawe szkła: zoomy APSC 15-45 mm oraz 18-105 mm. Nie byłoby w nich nic oryginalnego, gdyby nie światło f/2.8. Dobry pomysł!
Ciekawe okazują się zapowiadane nieoficjalnie trzy jasne teleszkła Canona. Oczywiście mają one mieć bagnet RF, a są to: 250 mm f/2 (był kiedyś taki Olympus OM, pamiętacie?), 500 mm f/2.8 oraz oryginalna portretówka 70-135 mm f/2. Żeby jeszcze Canon zrobił do pary 20-35 mm f/2, byłby z tych dwóch zgrabny reporterski komplecik. O nim na razie głucho, ale na pocieszenie mają wyprodukować RF 50 mm f/1.8. Dobre i to!
U Panasonica troszkę bardziej oficjalnie, gdyż pokazał on
zarówno zdjęcie kilku swoich nowych propozycji, jak też dość precyzyjnie
umieścił ich premiery w czasie. Oczywiście, jeśli tylko określenie near future uznamy za precyzyjne. Widać,
że twórcy systemu wzięli przykład z Nikona i szybkiego rozwijania przez niego
linii stałek Z. Stąd i u Panasa mają pojawić się cztery takie szkła, wszystkie
ze światłem f/1.8. Do kompletu dorzucą nam zooma 70-300 mm f/4.5-5.6.
Na koniec jeszcze ciekawostka APSowa, ale tym razem
przeznaczona do bezlustrowców. To oldskulowy, manualny standardzik
TTartisan 35 mm f/1.4, wyjątkowy dzięki zaprezentowaniu na jego
obudowie schematu optycznego. Dotychczas jedyną tego typu ekstrawagancją były
rysunki układu soczewek na pudełkach obiektywów Laowa, ale tu pomysł ewoluował
na wyższy poziom.
Tyle o nowych obiektywach. Pisząc artykuł trafiałem raz po
raz na smakowite informacje dotyczące aparatów, ale uznałem że nie będę mieszał
tematów. O nich napiszę wkrótce.
Jako fotograf-amator musze spytac profesjonaliste - po co komu teraz obiektywy bez autofokusa? Czy ktos to jeszcze kupuje? Autofokus w nowoczesnych kamerach pracuje juz prawie idealnie, a ja pamietam, jak jeszcze fotografowalem Praktika, mialem sporo niezbyt ostrych zdjec. Szczegolnie jak obiekt sie poruszal. Teraz tego problemu juz prwie w ogole nie mam.
OdpowiedzUsuńA tu nagle powstaja jakies tam firmy, jakies tam crowfundingi, gdzie cwaniaczki chca sprtedawac stare ruskie obiektywy pod nowa nazwa, Meyer, albo Ihagee - stare ruskie Kijewy i Jupitery - czy sa jeszcze glupcy, ktorzy daja sie na to nabrac?
Ja bym nigdy nie kupil obiektywu od firmy, ktora nie potrafi ani obliczyc bardziej skomplikowanej optyki, ani umiescic w niej elektroniki i paru motorkow. (Wliczam w to tez orginalnego Zeissa).
Ale coz, ja tez nigdy w zyciu nie jezdzilbym starym oldtajmerem majac mozliwosc jezdzic nowoczesnym samochodem ze wszystkimi jego udogodnieniami. A sa ludzie, ktorzy sa wyjatkowo dumni jezdzac tym zlomem. :-)
Owszem, stara technike podziwiam, ale jej juz nie uzywam. Reperuje stare aparaty, robie jeden film, patrze na skeny, czy jakos tam poprawnie wyszly i aprat, juz sprawny, idzie na regal.
A jakichs tam lewych obiektywow, tych nie na prunt, nawet bym nie chcial przetestowac.
Czy one sie jeszcze do czegos moga przydac, poza swirowaniem na "ekskluzywnosc"?
To są dwa zagadnienia. Jedno, to łapanie snobów na niby-klasykę. Inna sprawa, że wśród tych szkiełek znajdą się takie z ciekawą plastyką, z którą niektórzy lubią płacić. No, chyba że kiedyś zdążyli się obkupić oryginalnymi staruszkami.
UsuńDruga grupa manuali to zupełnie od nowa stworzone konstrukcje. Czasem są to klasyczne klasyki, czyli do znudzenia powtarzane i kopiowane 35/1.4 itp. Jeśli są taniutkie, to dlaczego ich nie kupować? Dzięki brakowi AF można im zaprojektować porządną, metalową mechanikę. Są tacy, którym autofokus nie jest niezbędny, a cenią sobie komfort ostrzenia. Filmowcy na przykład. Albo ci, którym się nie śpieszy z ustawianiem ostrości. Szczególnie, że w porównaniu z dawnymi czasami mają oni wspomaganie w postaci powiększenia obrazu i focus peakingu.
Wreszcie "dorzucenie elektroniki i paru motorków" nie jest prostą sprawą. Wymaga bowiem dokooptowania do zespołu odpowiednich specjalistów, a poza tym rozgryzienia protokołów komunikacji aparat-obiektyw. Te "dodatki" negatywnie wpłynęłyby na opłacalność przedsięwzięcia. Dlatego podoba mi się droga Laowy, która skupia się na optyce szerokokątnej i makro, przy używaniu której ostrzyć można (odpowiednio) pi razy drzwi albo ostrzy się ręcznie.
Akurat na DPReview pokazuja czasami co im sie z analogow udalo kupic za mniej niz 20 dolcow. To sa ORGINALY zrobione z "żelazła" a nie tanie kopie wyprodukowane u wujka w garazu ze starych ruskich czesci, wiec nadal nie rozumiem dlaczego mialbym za cos takiego samego albo i gorszego placic 200?
UsuńW necie drogie sa obiektywy Nikona, pozostale mozna razem z aparatem kupic za grosze.
Owszem sa tez sprzedawcy ktorzy żądaja niewiarygodnych cen, nawet ponad 50 Euro, ale jak sie ma czas i cierpliwosc to mozna znalezc taki sprzet duzo taniej. Moj ostatni zakup, nic szczegolnego, bo to Praktica FX2 z obiektywem, pryzmatem, starym statywem, swiatlomierzami WeimarLux CdS i Werralux i lampa blyskowa Elgawa, wszystko prawie jak nowe, dzialajace i w skórkowanych futeralach za ... 16 Euro komplet.
Co do manualnego fokusa - w wiekszosci nowych szkiel da sie przeciez jak ktos lubi przelaczyc na manual, a bawienie sie w lapanie ostrosci - nie rozumiem po co to komu. Wczoraj fotografowalem dzieci, jedno 2 a drugie 5 lat. Zlap tu ostrosc! Toz to sa zywe sreberka, manualnie nie do wyostrzenia.
Owszem 11 czy 15 mm obiektywy mozna od biedy uzywac, ale one sie do niektorych zdjec po prostu nie nadaja, moim zdaniem.
Ja wiem mniej wiecej czego potrzeba zeby obiektyw pracowal z szybkim i dokladnym autofokusem i ze nie jest to proste, ale nie rozumiem dlaczego da sie to zrobic w Indiach czy Korei a nie da sie w Bundesrepublice :-)
Racja, da się znaleźć tanio ciekawe staruszki. Ale to już bardziej polowanie, niż zakupy. Te skończyły się z 10 lat temu, jak twierdzi znajomy właściciel komisu foto.
UsuńPo co komu nowe klasyki? Choćby dla nowoczesnych warstw przeciwodblaskowych lub - choć to rzadkie - styków przenoszących do aparatu dane do exifa. Inna sprawa, że czasem te warstwy są celowo zubażane, by zdjęcia wyglądały jak za Gomułki.
Ech, dzieci! Od zawsze twierdzę że one są dla autofokusa bardziej wymagające niż sport.
W obiektywach AF rzeczywiście da się przejść na manual, ale mało jest szkieł, w przypadku których to ręczne ostrzenie jest komfortowe. Nawet w drogich obiektywach zdarzają się luzy obwodowe pierścienia, paskudnie zaprojektowany jego opór, gdy zupełnie nie czuje się że się czymś kręci itp. Całe szczęście te kombinacje mechaniczno-elektryczne odchodzą w przeszłość, a zaczyna królować focus-by-wire. To też nie "mosiądz na mosiądzu", ale ostrzy się tym znacznie bardziej komfortowo niż w czasach lustrzanek AF.
Reczne ostrzenie i komfort? Moze w niektorych przypadkach fotografowania statycznych obiektow tak, ale poza tym? Dla mnie, fotografa-amatora to tak jakbym znajdowal przyjemnosc we wbijaniu sobie widelca w oko :-)
OdpowiedzUsuńCo do staroci - to moje hobby i wlasciciel komisu nie jest dla mnie miarodajnym opiniotworca w tej dziedzinie, on musi na tym zarobic i tyle.
Pewnie ze potrzeba troche czasu i jak chce sie kupic cos na 100% dzialajacego to nie mozna wierzyc w napisane, tylko sprawdzic. Jak mawial moj dobry kolega - na plocie bylo napisane dupa, poglaskalem i wbila mu sie drzazga. :-)
Ja akurat lubie sie grzebac w tym sprzecie, wiec 90% tych staruszkow udaje mi sie naprawic. Ale to dosc zmudna praca i tez warto przedtem aparat zobaczyc, zeby nie kupic calkowitego zlomu.
Poza tym, kupno starego sprzetu oplaca sie bardziej za granica niz w Polsce. W Polsce tanio kupisz ruska abo cos prostego z DDRu, pozostaly sprzet jest tanszy za granica. Moze dlatego Dpreview pokazuja fajny sprzet za mniej niz 20 dolcow. W Polsce jest duzo drozej.
Zacznę od tych staroci. Zarobić, czy nie zarobić, ale tak czy inaczej on ściąga dla tych, którzy takich perełek szukają. A one znikły. Znaczy, pozostały pojedyncze ładne sztuki za grubą kasę. Tak jak na DPR, z tym projektorowym obiektywem 105/1.9 (czy jakoś tak). Autor tekstu pochwalił się ceną 20 $, ale w komentarzach jest mowa o zdecydowanie wyższych.
UsuńA ręczne ostrzenie może być przyjemne. Byle tylko wizjer / matówka były zaprojektowane tak, by widać w nich było więcej niż tylko "coś". Nie ma z tym problemu w średnim i wielkim formacie, ale już w małym celownik musi być naprawdę przyzwoicie zaprojektowany. A matówka (jeśli takowa występuje) powinna być dostosowana do ręcznego ostrzenia.
Wówczas widać jak płaszczyzna ostrości wędruje przez kadr, co niesamowicie ułatwia precyzyjne zogniskowanie obiektywu, czy dobranie głębi ostrości. Jasne, to raczej nie przy zdjęciach sportu lub bawiących się dzieci.
Druga sytuacja, to filmowanie. Osoba zaczyna wchodzić w kadr (albo dopiero zamierza wejść) i można zacząć ręcznie, płynnie jechać z ostrością by w odpowiednim momencie wjechała na osobę. AF tego nie umie.
Ciekawy artykuł, można się dowiedzieć ciekawych rzeczy o obiektywach :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, dziękuję!
Usuń