wtorek, 29 czerwca 2021

Nikon Z fc – w zupełnie starym stylu

     To nie żadne analogowe popłuczyny Fuji, czy Olympusa, a jednoznaczne nawiązanie do pięknego Nikona FM2. Zbliża się 40. rocznica jego premiery, więc powód jest oczywisty. Mi co prawda Z fc bardziej kojarzy się z wymarzonym FE2, do którego śliniłem się pod koniec lat 80-tych, ale w końcu nie kupiłem z powodu… wskazówki w wizjerze. W taki bowiem sposób ten Nikon sygnalizował wybrany czas naświetlania, a ja miałem zbyt świeże, bardzo niemiłe wspomnienia z użytkowania analogicznego w tym aspekcie Zenita TTL. Ale dzięki temu mam prostą odpowiedź na pytanie „dlaczego (wówczas) nie zostałem nikoniarzem?”. Dobra, do rzeczy: Nikon Z fc.

czwartek, 24 czerwca 2021

TEST: Sigma 24-70 mm f/2.8 A DG DN. Znowu piątka. Znowu z minusem.

     Długo narzekano na Sigmę, że nie prezentowała obiektywów zaprojektowanych specjalnie dla pełnoklatkowych bezlustrowców. Obecne były tylko „protezy”: z początku adapter MC-11 czyli EF / FE, a później także obiektywy lustrzankowe z tyłem obudowy przedłużonym dla dopasowania do krótszego rejestru bezlustrowców. Można to było jeszcze zrozumieć, póki chodziło wyłącznie o mocowanie Sony. Jednak te działania trwały nadal także po ogłoszeniu Aliansu L-Mount. Pierwszy tuzin szkieł z tym bagnetem to były „przedłużone” obiektywy lustrzankowe. Narzekania ustały gdy latem 2019 roku Sigma zaprezentowała pełnoprawne, bezlustrowe (i pełnoklatkowe) szkła DG DN: stałoogniskowe 45/2.8 i 35/1.2 oraz zooma 14-24/2.8. Wszystkie trzy były nowymi dla Sigmy kombinacjami ogniskowej i jasności. Natomiast pierwszym „znanym” zoomem był pokazany kilka miesięcy później właśnie 24-70 mm f/2.8, zakwalifikowany rzecz jasna do rodziny Art. I wcale mnie nie zdziwiło, że Sigma właśnie jego wybrała na pierwszą „powtórkę”.

poniedziałek, 14 czerwca 2021

Jak w koreańskim cyrku: nie było styków, są styki. Brawo Laowa!

     Venus Optics znowu nas ucieszyło. Tym razem nie nowatorską ideą, a pomysłem na unowocześnienie, czy lepiej uwspółcześnienie swoich już istniejących obiektywów. No, na razie tylko jednego, ale wszystko przed nami. I przed nimi.

     Pierwsza Laowa, która nie miała gołego bagnetu pojawiła się w 2018 roku. Była to setka makro o maksymalnej skali odwzorowania wynoszącej aż 2:1. Już trzecia taka w kolekcji Venus Optics. Co prawda stykami komunikacyjnymi oraz funkcją sterowania przysłoną z aparatu dysponowała wyłącznie wersja z mocowaniem Canon EF, ale nie było wątpliwości, że krok został wykonany w dobrym kierunku. Spodziewałem się, że po pierwszym Venus Laowa szybko uczyni kolejne, ale okazało się, że nie. Dopiero w 2020 roku pojawiły się dwa obiektywy ze stykami, tym razem do systemu Micro 4/3: pięćdziesiątka makro (oczywiście 2:1) oraz UWA 10 mm f/2. Gdy pojawił się ten szeroki kąt, pomyślałem że szkoda mojej ulubionej laowowskiej stałki Micro 4/3, czyli 7,5 mm. Gdyby pojawiła się ona na rynku teraz, a nie kilka lat temu, miałaby styki. Co prawda to stałka ulubiona jedynie platonicznie, choć jeśli kiedyś zacznę fotografować sprzętem tego systemu, na pewno ją nabędę.

     W Venus Optics usłyszano moje westchnięcie, pogłówkowano kilka miesięcy i stwierdzono: mówisz, masz. Taka właśnie była geneza ogłoszonego w zeszły piątek odmłodzonego C-Dreamera 7.5 mm F2.0 MFT. To właśnie on otrzymał styki oraz przysłonę sterowaną elektronicznie z aparatu. Skoro Venus Optics tak pogrywa, nie pozostaje mi chyba nic innego jak skończyć z tym Platonem i wejść w Micro 4/3.

     Styki oznaczają nie tylko przekazywanie informacji do nagłówka EXIF, ale też możliwość automatycznego dodawania korekcji wad optycznych w edycji zdjęcia oraz samoczynnego powiększania obrazu w wizjerze / na ekranie dla ułatwienia ustawiania ostrości. Żeby nie było za pięknie, przysłonę zubożono o dwa listki. Pierwotna wersja obiektywu miała ich siedem, nowa posiada ich tylko pięć. Malutko, ale w takim szerokim obiektywie, nie jest to bardzo istotna kwestia. Reszta konstrukcji, poza obudową nie posiadającą już pierścienia przysłon, wygląda identycznie. Milimetrowe różnice w wymiarach nie zmieniają faktu, że to mikroskopijne szkło. Liczy po mniej więcej 5 cm średnicy i długości, ma masę 165 g i korzysta z filtrów 46 mm. Miłym unowocześnieniem jest szerszy i głębiej żłobiony pierścień ustawiania ostrości. Nie znam polskiej ceny obiektywu, ale sugerowana na rynek amerykański jest chyba identyczna jak w przypadku pierwszej wersji, czyli 549 dolarów. Można by więc przypuszczać, że odmłodzona Laowa 7,5 mm nie będzie istotnie droższa od starszej. Nic nie wiem o dacie rynkowej premiery obiektywu, więc na pocieszenie podlinkowuję mój test pierwszej jego wersji.

środa, 9 czerwca 2021

Olympus PEN E-P7. Nie, nie rozumiem.

     Słychać było plotki o następcy PENa F. Fajnie! Olympus, znaczy OM Digital Solutions zapowiedział premierę jakiegoś sprzętu wow!. Jeszcze lepiej! Wreszcie pojawia się pierwsze, przecieknięte zdjęcie PENa E-P7, więc się cieszymy na cudo lub co najmniej świeży powiew. I co? Nic! A w każdym razie nie więcej niż pół czegoś. Czegoś ciekawego.