niedziela, 4 listopada 2018

TEST: Nikon Coolpix P1000. Ty nad poziomy wylatuj!


     Nie tak dawno opublikowałem test Sony RX10 III, a tu znowu kompakt z superzoomem! Jednak gdy z Nikona proponują ci wypożyczenie TAKIEGO aparatu, to aż głupio odmówić. Zwłaszcza gdy jest się jednym z pierwszych testujących w Polsce Nikona P1000. Zresztą nie kojarzę, by w Polsce ktoś go już zrecenzował. Jest jeszcze jeden argument za szybkim „obrobieniem” tego Coolpixa. Test jego poprzednika, Nikona P900 bije u mnie na blogu rekordy popularności. Co oznacza, że duże kompakty z superzoomami są nadal w zasięgu zainteresowań wielu osób. Stąd nie wypada, by długo czekały na test kolejnego, jeszcze bardziej rekordowego aparatu.

     Na wstępie zapraszam do przeczytania wspomnianego testu Coolpixa P900, przede wszystkim tych, którzy słabo znają tamten aparat. Będę się regularnie odnosił do niego, zwłaszcza że P900 nadal jest do kupienia, więc stanowi alternatywę dla nowego P1000. Inni konkurenci? Jest Kodak AZ901 z zoomem sięgającym 1980 mm. Nie słyszeliście o nim? Ja słyszałem, nawet próbowałem przetestować go, lecz dystrybutor jakoś nie był zainteresowany. Inna sprawa, że na tego Kodaka trudno trafić w sklepach. Kolejni konkurenci, to – jadąc w dół najdłuższymi dostępnymi ogniskowymi: Sony H400 (1550 mm), Nikon P700 (1440 mm), Canon SX70 (1365 mm) oraz kilka modeli Fuji, Panasonica, Canona sięgających około 1200 mm. Nikony P900 i P1000 stanowią więc wyraźnie wyróżniającą się czołówkę. Czy cenami też? „Nikoniecznie” (naprawdę tak mi się napisało! J), w każdym razie Coolpix P900, za którego musimy zapłacić 2200 zł. Świeżutki na rynku P1000 wymaga wyłożenia sumy ponad dwukrotnie wyższej, 4800 zł. No, drogo! Choć pamiętajmy, że porównanie cen nowości oraz aparatu obecnego w sklepach od trzech lat, jest trochę nieuczciwe. Tak czy inaczej, bardzo liczę, że w Coolpiksie P1000 znajdę coś, co usprawiedliwia jego cenę. Poprzednik wykazał się kilkoma niedociągnięciami, jest co poprawiać.

Po lewej wyłączony Coolpix P1000, po prawej pełnoklatkowy Canon z zoomem 24-70/2.8.

     Jeśli jesteście całkiem świeży w temacie i jakimś cudem nie słyszeliście o tym Nikonie, zacznę od najistotniejszej jego cechy, zakresu ogniskowej zooma. Najkrótsza to klasyczne (małoobrazkowe) 24 mm, a najdłuższa… ta dam!... 3000 mm (słownie: trzy tysiące milimetrów, albo wygodniej: trzy metry). Ogniskowej odpowiadają rozmiary Coolpixa P1000 i jego ciężar. W stanie gotowości do pracy, czyli w towarzystwie akumulatora, paska, osłony przeciwsłonecznej i karty pamięci, aparat waży półtora kilograma. No, bez dwóch dekagramów, żeby być całkiem uczciwym. Natomiast o jego gabarytach dużo mówi sytuacja z sesji zdjęciowej, podczas której Nikon pozował do zdjęć. Wymyśliłem sobie, że ukażę jego ogromność umieszczając go na tle pełnoklatkowej lustrzanki. Wziąłem więc canonowską „piątkę” z zoomem 24-70/2.8, postawiłem przed nią Coolpixa P1000 i… okazało się, że lustrzanki w ogóle nie widać. To chyba najlepiej świadczy o gabarytach Nikona. A konkretnie wynoszą one: długość – 20 cm w pozycji transportowej, 25 cm z założoną osłoną przy ustawionej ogniskowej 24 mm, 34 cm przy 3000 mm; szerokość ponad 14 cm, wysokość 12 cm. A, jeszcze jedna wartość świadcząca o wielkości aparatu, czy bardziej jego obiektywu: mocowanie filtrów ma gwint 77 mm. Znacie inny kompakt korzystający z takich olbrzymów?

Coolpix P1000 z zoomem w pozycji "3000 mm", Canon z zoomem 70-200/2.8.

     Korpus aparatu wcale nie musiał być tak potężny. On po prostu został dopasowany do wielgachnego obiektywu, co oczywiście wyszło mu na dobre. Wysokiego, głębokiego uchwytu dla prawej dłoni może pozazdrościć niejedna lustrzanka. Dla prawego kciuka mamy na tylnej ściance dwa hektary miejsca. 3,2-calowy ekran zmieścił się bez trudu, razem z dość szeroką ramką i przegubowym mocowaniem z boku.

     Nie było też problemów ze zmieszczeniem i prawidłowym rozmieszczeniem mnóstwa elementów sterujących. Konstruktorzy poszli jednak nie tyle w ich liczbę, a w wygodę obsługi. W liczbę nawet nie bardzo musieli, gdyż Nikon P1000 jest zasadniczo dość prostym aparatem, tak jak i inne Coolpixy, także te z najwyżej plasującej się rodziny P. Natomiast na wygodę składa się przede wszystkim ulubiona przeze mnie filozofia obsługi aparatu: lewa ręka zawsze pod obiektywem, prawa ciągle obejmuje uchwyt. Lewa obsługuje pierścień na obiektywie i przyciski na lewej stronie jego obudowy, prawa (kciukiem) przyciski tylnej ścianki i (wskazującym) spust migawki, obrotową dźwigienkę zooma wokół spustu oraz jedyny definiowalny klawisz umieszczony obok. W tę filozofię dobrze wpisuje się brak dotykowego ekranu. Zasadniczo to minus każdego aparatu, ale – aż sam się zdziwiłem – tu jakoś wcale mi nie wadził.

     Kolejnym plusem wynikającym z wielkości tego Nikona, jest możliwość zmieszczenia dużego akumulatora. Nawet „nerka” EN-EL15 nie musiałaby rozpychać się w uchwycie. Jednak na taką elektrownię nie liczmy. Niemniej miło zobaczyć, że zamiast maleńkiego EN-EL23 z Nikona P900, w P1000 napotykamy znacznie większą „kostkę” 7,2 V EN-EL20, wykorzystywaną już wcześniej w niektórych bezlusterkowcach Nikon 1. Jednak gdy się przyjrzeć parametrom akumulatora i aparatu, okazuje się, że wcale nie jest różowo. Ilość energii gromadzonej w akumulatorze wzrosła niewiele: z 7,1 Wh do 8 Wh. A już do końca może nas załamać zajrzenie do danych technicznych, gdzie deklarowana wydajność akumulatora to zaledwie 250 zdjęć. Całe szczęście, że tak jak P900 był znacznie mniej prądożerny niż deklarował producent, tak zachowuje się i P1000. Duże kilkaset zdjęć z jednego naładowania to żaden kłopot. Gorzej z ładowaniem. Standardowo akumulator ładuje się w aparacie przez USB i trwa to aż 6 godzin. Zorientowałem się, że firmowa ładowarka ma na wyjściu tylko pół ampera, więc za drugim razem postanowiłem użyć własnej, 2,1-amperowej. Pomogło? Ani trochę, gdyż aparat zasygnalizował, że mu się ta ładowarka „nie podoba”. Racja, w instrukcji obsługi znajduje się ostrzeżenie, by nie używać obcych ładowarek. Takie ostrzeżenia pojawiają się także w instrukcjach innych aparatów, lecz one nic sobie z tego nie robią. Ten Nikon jest pierwszym reagującym inaczej. Jeśli więc zależy nam na szybszym ładowaniu akumulatora, kupmy do niego ładowarkę sieciową pozwalającą ładować akumulator poza aparatem.

     Co tam w funkcjach Coolpixa P1000? Raz bogato, raz skromnie. Bogactwo widać w programach tematycznych, których jest ponad dwadzieścia. Do tego dochodzą dwie tego typu automatyki wydzielone na kole trybów naświetlania. Pierwsza, to program do zdjęć ptaków, który domyślnie ustawia ogniskową 500 mm. Drugi służy do zdjęć księżyca: 1000 mm, samowyzwalacz 3 s, tryb ustawiania ostrości „nieskończoność” z dodatkową skalą pozwalającą dobrać odcień Srebrnego Globu. Oczywiście wspomniane domyślne ustawienia można zmienić. Jednego tylko nie da się ruszyć: zapisu zdjęć wyłącznie w JPEGach, ale tego się można się spodziewać po programach tematycznych. Po nich oraz po licznym zestawie efektów specjalnych, czy raczej trybów barwnych. Te również umieszczono na pokrętle automatyk naświetlania. Możemy wybierać spośród różnych wersji czerni-bieli, innych monochromów, trybów Light, Dream, Morning, Pop… Co ciekawe, w każdym z nich możemy sobie jeszcze poustawiać do smaku jasność, nasycenie barw, kontrast, dodać winietowanie itp. Jeśli ktoś lubi takie zabawy, będzie miał pole do popisu.
     Nie napisałem tego wprost, ale z ostatniego akapitu mogliście się domyślić, że skoro pewne funkcje działają tylko przy JPEGach, to znaczy że są też RAWy. Bo rzeczywiście są, co stanowi znaczącą poprawę w stosunku do wyłącznie jotpegowego P900.

     Z boku obiektywu umieszczono dwa elementy sterujące, z których chętnie korzystałem podczas testu. Boczny suwaczek zooma pozwalał znacznie precyzyjnie dobrać kąt widzenia obiektywu, niż obrotowa dźwigienka wokół spustu migawki. Precyzyjniej, ale nie bardzo precyzyjnie. O płynnym ustawianiu kąta widzenia możemy myśleć tylko w dole zooma. Im ogniskowa dłuższa, tym ogniskowa zmienia się bardziej skokowo. W samej górze zakresu tym skokiem jest 200 mm. 
     Przycisk przed suwaczkiem służy do chwilowego rozszerzenia kadru, by zorientować się gdzie celujemy. To funkcja obecna już w Coolpiksie P900, lecz w P1000 ją unowocześniono, pozwalając zdecydować o ile szerzej widzimy. 
     Wbudowana lampa błyskowa musi być umieszczona bardzo wysoko, by wielki obiektyw nie zacieniał dołu kadru. I nie zacienia, a przy ogniskowych dłuższych od ok. 35 mm można nawet nie zdejmować osłony przeciwsłonecznej. Jak przystało dużemu kompaktowi, nie brakuje stopki dla flesza zewnętrznego. 
     Oprócz odsłoniętnych na zdjęciu gniazd USB, HDMI oraz akcesoriów do zdalnego sterowania, jest też – schowane pod klapką – gniazdo zewnętrznego mikrofonu. 

Tu Active D-Lighting nie tylko odratował niebo z przepałów, ale też skorygował
jego barwę. I ocieplił całość, ale to już chyba niepotrzebnie.
     O innych cechach zaliczających się do działu „bogato” będę wspominał na bieżąco. Z drugiej strony, czyli skromnie Coolpix P1000 prezentuje się, gdyż – o czym już wspomniałem – aparat nosi w sobie trochę z dziedzictwa niektórych dawnych Coolpixów serii P. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy lata temu dostałem do testu Nikona P300 i okazało się że jego główne menu liczy siedem (chyba, z pamięci piszę) pozycji. Tam było minimum funkcji potrzebnych zaawansowanemu użytkownikowi i ani trochę więcej. W przypadku P1000 już tak dobrze nie ma, menu to „aż” kilkanaście pozycji, lecz w ogóle nie widać prób rozdmuchania zestawu funkcji. Jak dla mnie, mogłoby być ich jeszcze mniej. I nieco inaczej rozmieszczonych, bo zdarzało się podczas testu, że musiałem dobrze naganiać się po menu żeby zmienić całkiem podstawowe ustawienia. Na przykład nie mam pojęcia dlaczego ustawienia trybów stabilizacji nie weszły do menu głównego i trzeba ich szukać w Set-upie? I dlaczego znikł wbudowany moduł GPS obecny przecież w P900? Na pociesznie mamy WiFi z niskoenergetycznym Bluetoothem.

     Natomiast bardzo się ucieszyłem trafiwszy na powtórzone po Coolpiksie P900 genialne rozwiązanie obsługi ręcznego ustawiania ostrości. Obok widzicie ekran z wyświetlanymi wówczas wskazaniami. I tak, po prawej skala odległości „obsługiwana” oczywiście pierścieniem na obiektywie. Na dole, zmieniane nawigatorem powiększenie obrazu na ekranie / w wizjerze. A dziwna skala po lewej to poziom intensywności Focus Peaking, którego to poziomu nie musimy szukać głęboko w menu, bo mamy go pod tylnym pokrętłem. Oznacza to, że przy ręcznym ostrzeniu pracujemy tylko kciukiem prawej dłoni i palcami lewej, nie zmieniając położenia rąk na aparacie.

     Skromnie prezentują się możliwości indywidualizacji ustawień tego Nikona. Możemy sobie skonfigurować jeden komplet ustawień do szybkiego przywołania pozycją U na pokrętle automatyk. Jest też jeden definiowalny klawisz – na niego wrzuciłem czułość matrycy. Natomiast nie skorzystałem z możliwości umieszczenia dodatkowej funkcji na pokrętle obiektywu – tego od ustawiania ostrości. Jednak jeśli ktoś ma ochotę, to proszę bardzo.

Active D-Lighting pracuje bardzo elastycznie. Lewe zdjęcia wykonane bez niego,
prawe z jego pomocą. Przy górnej wersji aparat stwierdził, że cienie - choć dość
ciemne - nie potrzebują pomocy i skupił się wyłącznie na bardzo jasnym niebie.
Z kolei po wprowadzeniu lekkiej korekcji na minus (dolna para), ADL troszkę
rozjaśnił  cienie, ale nie zapomniał o niebie, które pomocy w zasadzie już nie wymagało. 
      Ciekawy problem z intensywnymi barwami. Jeśli motywowi brak różnorodności kolorystycznej, Nikon działa zachowawczo, nawet jeśli „oryginał” ma wysokie nasycenie. No, może nie twierdzi, że kadr jest czarno-biały, ale dawkuje barwy bardzo oszczędnie. I odwrotnie: wali mocno gdy widzi pełne spektrum. 

Lewy kadr prezentował mocne, jesienne kolory. By je uwypuklić, aktywowałem
tryb barw Vivid, a do tego podciągnąłem na maksa nasycenie kolorów. I co?
Gucio! Blado i nijako. Prawe zdjęcie OCZYWIŚCIE zostało wykonane
w standardowym trybie kolorów. Coolpix wiedział co zrobić z tym motywem.

     Przy okazji tych kolorków: w sztucznym świetle żarówek i świetlówek kompaktowych Coolpix P1000 nie ma zawahań. Zawsze dawkuje barwy w nadmiarze: przeważnie zbyt ciepłe, ale czasem pojawia się zieleń, czasem purpura. Jednym słowem nudzić się nie można. Na takie sytuacje polecam RAWy.

Lewe zdjęcie to JPEG prosto z aparatu. Nikonowska wywoływarka Capture NX-D,
jeśli nic nie ruszamy, przeważnie produkuje identyczne zdjęcia jak sam aparat, ale
tu mocniej nasyciła kolory (środkowe zdjęcie). Na prawym moja wersja, z trochę
obniżonym kontrastem i zmienionym odcieniem nieba. Zresztą ten seledynek na niebie
to niestety częsta przypadłość zdjęć z Nikona P1000.
     Zdjęcia seryjne raczej nie błyszczą, mogą najwyżej 7 ujęć. W trybie szybkim ich wykonanie zajmuje sekundę. Zapis odbywa się dość sprawnie, choć nie błyskawicznie, byle tylko nie używać jakiejś ślamazarnej karty pamięci. Optimum cenowo-szybkościowym okazała się karta o wcale nie rewelacyjnej teoretycznej szybkości zapisu 45 MB/s. Pozwalała ona opróżnić bufor pełen RAWów w 7 s, a JPEGów w 4 s. Superszybka karta UHS-II „240 MB/s” nic nie pomogła przy JPEGach, a zapis RAWów skracała zaledwie o sekundę. Widać więc, że zupełnie nie warto ładować się w drogie, „szybkie” nośniki. Jednak próba fotografowania z kartą „15 MB/s” spowodowała ponad dwukrotne wydłużenie zapisu JPEGów, a przelanie serii RAWów trwało aż pół minuty! Niby można w tym czasie fotografować wykorzystując zwalniające się miejsce w buforze, lecz nie możemy zmieniać ustawień aparatu. 

Ogniskowa 145 mm, czułość ISO 400, otwarta przysłona f/4, 1/200 s.

     Matryca Coolpixa P1000 nie grzeszy wielkością. To niestety normalne w kompaktach wyposażonych w superzoomy o ogniskowych sięgających więcej niż tysiąca milimetrów. Rozmiar 1/2,3 cala to norma w tej klasie cyfrówek i do niej dopasował się też opisywany tu Nikon. Wielkość wielkością, ale klienci mają swoje wymagania, stąd rozdzielczości nie mogło zabraknąć. Choć i tak konstruktorzy nie poszli na maksa, czyli 18-21 Mpx obecne chyba we wszystkich aktualnych modelach Sony i Canona. Zadowolili się rozdzielczością 16 mln pikseli.
     Ale to oczywiście i tak oznacza potężne zagęszczenie elementów światłoczułych. Jest ono takie jak w (hipotetycznej) pełnoklatkowej matrycy 500 (pięćset!) Mpx. Szanse na korzystanie z wyższych czułości są więc iluzoryczne. Co prawda ich zakres sięga od natywnej ISO 100 aż do ISO 6400, ale konstruktorzy Coolpixa w pozycji menu ISO Auto przekazują wyraźny komunikat co warto, a co nie. Znajdujemy tam bowiem tylko dwa dostępne ustawienia: zakres ISO 100-400 i ISO 100-800. Bazując na doświadczeniach z P900 podejrzewałem, że pierwszy zakres przeznaczony jest dla wymagających użytkowników, a drugi na tych dopuszczających większe odstępstwa jakości obrazu od ideału. Natomiast całość jest sugestią, by broń Boże nie próbować używać czułości ISO 1600 i wyższych.

Niepotrzebne prześwietlenie o 0,3 EV bez problemu dało się skorygować w RAWie.
Ale na cuda pod tym względem nie liczmy.

     Jak to jest naprawdę? W moich podejrzeniach co do intencji twórców Nikona P1000 jest trochę prawdy. Czułość ISO 800 rzeczywiście do czegoś tam jeszcze się nadaje. A precyzyjniej: jeszcze nie można przypisać jej określenia tragedia. To głównie dlatego, że przy wielu motywach pracuje niewiele gorzej albo wręcz identycznie jak ISO 400. A jednocześnie skok z ISO 800 na ISO 1600 pokazuje bardzo wyraźny spadek szczegółowości zdjęć. Natomiast tym wszystkim, którzy chcą wydobyć z tego Nikona jak najwięcej, nie polecam ISO 400, a ISO 200 raczej tylko w wyjątkowych wypadkach. Co prawda ta ostatnia czułość tylko przy niektórych motywach wypada gorzej niż ISO 100, lecz ja sam dla pewności jednak trzymałbym się ISO 100.

Kadr do testu szczegółowości i szumów przy poszczególnych czułościach.
Wycinki poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.
     Tak sprawy się mają przy próbie wykorzystania pełnej rozdzielczości przetwornika. Natomiast jeśli wystarcza nam powiększanie zdjęć tylko do pełnego ekranu komputera, możemy skusić się nawet na ISO 1600, ale absolutnie nie więcej.

Fotografując w miarę szerokim kątem we wnętrzach takie jak to, wcale nie musimy
podnosić czułości. Ogniskowa 44 mm, ISO 100, 1/25 s. Poniżej wycinek 100%.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Ogniskowa 50 mm, czułość ISO 800, 1/20 s.
100-procentowy wycinek poniżej. 

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Podczas testu, tradycyjnie zadałem JPEGom odszumianie na poziomie niższym od domyślnego. I dobrze się to sprawdziło dla całego użytecznego zakresu czułości. Zdecydowanie polecam jednak wykorzystanie plików RAW i obróbkę ich choćby w darmowym firmowym programie Capture NX-D. Oddzielne, precyzyjne usuwanie szumów luminancji i chrominancji, z dodatkowymi opcjami wyostrzania w obu tych obszarach oraz poprawy wyglądu ostrych krawędzi (Edge Noise Reduction), pozwala na wyciągnięcie ze zdjęcia naprawdę sporo. Wiem, wymaga to opanowania obsługi kilku suwaczków, ale ręczę że warto. I nie próbujcie omijać tych operacji poprawianiem JPEGa w ustawieniach Picture Control. Lekkie choćby podwyższenie kontrastu lub wyostrzenia wręcz gwarantuje powstanie na zdjęciach artefaktów (niższe czułości) oraz szumów (wyższe). Choć niewątpliwie tak ulepszone zdjęcie będzie prezentowało się lepiej w rozdzielczości ekranowej lub nawet trochę większej.

Prezentując zakres kątów widzenia zoomów publikuję dwa zdjęcia, dla skrajnych
jego ogniskowych. Tym razem uznałem, że to za mało, że warto porównać 3000 mm
Coolpixa P1000 z kadrami dla 1000 mm i 2000 mm. 500 mm też by się przydało,
choćby po to, byście mogli się zorientować gdzie znajduje się ta rzeźba.
Podpowiem, ona stoi na lewym skraju dachu pałacu.

     I tak doszliśmy do obiektywu. Wielkiego, o czym już wspominałem, ale też skomplikowanego. Zresztą trudno żeby było inaczej w przypadku zooma o krotności 125 – tyle wynika z zakresu 24-3000 mm. Składa się z 17 soczewek, w tym 5 ED i jednej Super ED. Taka ilość niskodyspersyjnego szkła zazwyczaj gwarantuje wysoką jakość obrazu w jasnych telezoomach do lustrzanek / bezlusterkowców, ale gdzie im tam do 3000 mm! Z drugiej strony zoom Coolpixa musi „obsłużyć” matrycę o wiele mniejszą niż małoobrazkowa, APSowa, czy nawet Micro 4/3. Z trzeciej strony, na przeszkodzie w uzyskaniu zdjęć staje przysłona. A precyzyjniej: maksymalny otwór względny obiektywu, który ze względu na konieczność zaprojektowania obiektywu o sensownych wymiarach i ciężarze, nie mógł być duży. No i nie jest. Startuje od f/2.8 dla 24 mm, f/4 pojawia się przy 105 mm, f/5.6 przy 800 mm… nie, to jeszcze nie koniec. Bo dla ogniskowej 2800 mm ukazuje nam się wartość f/8. Nie kojarzę drugiego, tak ciemnego obiektywu wbudowanego w aparat kompaktowy. Ale cóż, pewnie inaczej nie dało rady rozwiązać węzła zależności rozmiarów, masy, jakości, kosztów produkcji i uzyskiwanej jakości zdjęć. 

Airbus 380 na pułapie 350, w odległości (na mapie) 36 km.  Oczywiście ogniskowa
3000 mm, ISO 200, 1/1250 s.  To pełen kadr, 100-procentowy wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.
     Dodać jeszcze trzeba dwa aspekty zagadnienia: trudności jakie tak nieduży otwór względny sprawia autofokusowi oraz dyfrakcję światła na przysłonie. Im mniejsza rozmiarowo matryca i im wyższa jej rozdzielczość, tym „limit dyfrakcyjny”, czyli wartość otworu względnego dla którego zauważalny jest spadek rozdzielczości zdjęć, staje się coraz niższy. W przypadku przetwornika Nikona P1000, w zależności od przyjętych założeń, ta wartość przysłony należy do przedziału f/2 – f/4. Z praktyki wynika, że rzeczywiste, czyli widoczne na zdjęciach pogorszenie szczegółowości następuje dopiero przy najmniejszych otworach przysłony z tego zakresu. Cóż z tego, skoro taki lub mniejszy otwór względy obowiązuje w tym Coolpiksie praktycznie dla całego zakresu tele. A, że ten aparat jest kupowany szczególnie dla najdłuższych ogniskowych, mamy gwarancję solidnego wpływu dyfrakcji na pogorszenie rozdzielczości obrazu. Niestety, wykonane zdjęcia potwierdziły moje przypuszczenia. Test przeprowadzony na najkrótszej ogniskowej wykazał, że do przysłony f/3.5 – f/4 włącznie problemów nie ma, ale już f/4.5 oznacza spadek szczegółowości. Stąd już przy – powiedzmy – 300 mm, nawet dla otwartej przysłony widać zmiękczenie obrazu. Rzecz pogłębia się wraz z dalszym wydłużaniem zooma. Sporo zależy od motywu zdjęcia, ale czasem już przy 1000 mm trudno myśleć o powiększaniu zdjęć bardziej niż do 70% tego, co by wynikało z 16 megapikseli matrycy. Dla 2000-3000 mm to niestety już reguła. Choć często dyfrakcja nie jest jedynym powodem tych efektów. Przy tych bardzo długich ogniskowych często dochodzi poruszenie zdjęcia. Stabilizacja co prawda wykazuje skuteczność na poziomie 3-4 działek czasu, przy tym stałą w całym zakresie ogniskowych. Lecz w górze zooma, gdy jego jasności bliżej już do f/8 niż do f/5.6, nawet w silnym dziennym świetle czasy ekspozycji rzadko zbliżają się do odwrotności ogniskowej na tyle, by mieć pewność, że stabilizacja zapewni 100% ostrych ujęć. Skrócić czas można by podwyższając czułość matrycy, ale wiadomo że tu pole manewru jest w przypadku Coolpixa P1000 bardzo wąskie.

Ogniskowa 800 mm, światło pada na przednią soczewkę i pewnie jeszcze trochę
wgłąb obiektywu. Spadek kontrastu jest dobrze widoczny. 

Ogniskowa 24 mm, ostre słońce w kadrze. Blików tylko kilka
a i to maleńkich, kontrast przyzwoity. Trochę mogą razić fioletowe
plamy wokół odbicia światła w wodzie i te w cieniach na linii
Słońce - odbicie.

     Tak więc, przy długich ogniskowych obraz jest miękki, a w dole zakresu też wcale nie cieszy wzroku. Ostry może i jest, choć chętniej nazwę go nienaturalnie przeostrzonym, sztucznym, czy wręcz zbyt „cyfrowym”. Dodam przy okazji, że przy krótkich, a zwłaszcza najkrótszych ogniskowych warto lekko przymykać przysłonę, gdyż poprawi to szczegółowość brzegów klatki.
     I jeszcze jedno „przy okazji”: 3000 mm można wydłużyć za pomocą zooma cyfrowego, dostępnego wyłącznie przy zapisie zdjęć tylko w JPEGach. Nie pytajcie jak prezentują się zdjęcia wykonane z użyciem tej funkcji. Naprawdę nie warto ich oglądać.

Ogniskowa 2400 mm, ISO 100, 1/250 s. Poniżej wycinek 100%.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Wady optyki? Te wszystkie dystorsje, winietowania i aberracje są oczywiście cyfrowo usuwane. To norma w kompaktach, szczególnie wyposażonych w zoomy takie jak tu. W większości przypadków odbywa się to zupełnie bezśladowo. Czasem, przy długich ogniskowych da się dostrzec winietowanie. Jednak dopóki używamy JPEGów, ewentualnie RAWów wołanych w firmowym oprogramowaniu, nie musimy obawiać się niemiłych niespodzianek.

Ogniskowa 24 mm. Lewe zdjęcie jest wytworem samego aparatu, prawe poprawiłem
korzystając z Adobe Camera Raw. Nie pomyślałem o usunięciu efektów bocznej
aberracji chromatycznej, a ACR sam z siebie nie umiał tego zrobić. Efekty widać
na poniżej na powiększonych wycinkach. 

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Uzupełnieniem zdjęcia zrobionego przy 24 mm niech będzie drugie, wykonane
z tego samego miejsca ogniskową 3000 mm. To co na nim widać, to fragment
czubka słupa wody nad fontanną. 125-krotny zoom to jest coś!
     Niespodzianki czekają nas jednak przy próbach precyzyjnego kadrowania z mocno wydłużoną ogniskową. Po prostu nijak się nie da dokładnie wycelować. Widoczne poniżej zdjęcia z dziesięciu prób trafienia w latarnię są najlepszym tego dowodem. 3000 mm Nikona P1000 okazują się praktyczną granicą sensowności fotografowania z ręki. Kątowe drgania aparatu prezentują bowiem ten sam rząd wielkości, co kąt widzenia obiektywu. Stabilizacja? OK, zdjęcie nie będzie rozmazane. Lecz ona nic nie pomoże gdy w momencie fotografowania leciusieńko przesuniemy przód obiektywu, choćby o milimetr. Bo przy ogniskowej 3000 mm ten milimetr przekłada się na przesunięcie kadru o 1/3 jego długości! Jedną trzecią! Gdy – już po teście – to obliczyłem, zorientowałem się, że te zdjęcia latarni to naprawdę sukces.


     Największym problemem jaki napotkałem podczas testu była taka ogólna ślamazarność Coolpixa. Jakieś ściemnienia i rozjaśnienia obrazu przy przechodzeniu od szybkiego podglądu do wyświetlania aktualnego kadru, ruchy ostrością tam i z powrotem… – podczas fotografowania jakiejkolwiek akcji nie ma szans na szybką zmianę ujęcia. Do tego raz po raz nadziewałem się na problem z przysłoną. W zasadzie cały czas pracowałem z otwartą w trybie A, ale gdy skracałem ogniskową, w wizjerze regularnie widziałem wartość sugerującą, że jednak jest przymknięta. Nie, wcale przypadkiem nie ruszyłem obrotowego nawigatora. Po prostu przy skracaniu zooma wyświetlana wartość przysłony „aktualizowała się” ze znacznym opóźnieniem. I to oczekiwanie: zmieni się wreszcie, czy zrobić to ręcznie? Ale jak już ruszę nawigator, to ustawiona przysłona zafiksuje się i pozostanie taka nawet gdy przy kolejnym zdjęciu jeszcze bardziej rozszerzę kąt widzenia. Wrrr!

Ogniskowa 1800 mm, ISO 100, 1/1000 s. 100-procentowy wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

   Nikon P1000 umożliwił mi poznanie architektury Warszawy jakiej jeszcze nie znałem. Nigdy nie zadarłem głowy, żeby przyjrzeć się tej rzeźbie na frontonie kościoła seminaryjnego. A tu, bach! - sfotografowana z okolic Grobu Nieznanego Żołnierza (odległość ok. 420 m), widoczna jest jak na dłoni. Ogniskowa to oczywiście 3000 mm. Ostrość obrazu - równie oczywiście - taka sobie. Ale uparłem się trzymać czułości ISO 100, więc aparat odmierzył czas 1/200 s. Jak na czas za długi o 3,5 działki, wynik i tak niezły. Po lewej pełen kadr, wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Co mamy na zdjęciach fotografując na duże odległości? Wiadomo, termikę. Jeśli teren choć trochę się rozgrzeje od promieni słońca, zapomnijmy o zdjęciach na odległości większe niż kilkaset metrów.

Ogniskowa 750 mm, dystans ostrości 2300 m.

Ogniskowa 3000 mm, odległość od samolotu 1700 m. 

Ogniskowa 2200 mm, odległość 1400 m. 

     Na znaczącą trudność natrafiłem gdy wybrałem się na łowy na grubego zwierza. Grubego, bo tłustego i spasionego przed zimą: wiewiórki w warszawskich Łazienkach. Okazało się, że to wcale nie wiewiórki, a wampiry obciążone ADHD. ADHD, wiadomo, jak to u wiewiórek: ani chwili w spokoju. A wampiry? Bo one niemal nie wychodziły z cienia. A w cieniu autofokus zdecydowanie sobie nie radził, czasy naświetlania wydłużały się niemiłosiernie, a czułością w górę jechać nie było można, bo wiadomo: matryca 1/2,3 cala. Efekty tych zdjęć były bardzo mizerne. Całe szczęście znalazły się dwie wiewiórki tak uprzejme, że zgodziły się pozować w miejscach lepiej oświetlonych. Co wcale nie znaczy, że mogłem sobie pozwolić na komfort obniżenia czułości poniżej ISO 800. A i tak pracowałem ryzykownie długimi czasami naświetlania.

Ogniskowa 650 mm, ISO 800, -0,3 EV, 1/320 s.

Ogniskowa 2400 mm, ISO 800, -0,3 EV, 1/200 s.



Ekran Coolpixa w programie do zdjęć Księżyca.
     Bez zdjęć Łysego nie ma testu żadnego superzooma. Ciekawe, czy twórcy obiektywu Nikona P1000 specjalnie tak wymierzyli najdłuższą ogniskową jego obiektywu, żeby kadr dokładnie obejmował swą wysokością średnicę Księżyca? A obejmuje bardzo dokładnie, co oczywiście powoduje trudność z wcelowaniem. Okazało się, że najlepiej jest ustawić kadr na drodze Księżyca i poczekać aż ten w niego wjedzie. I dobrze wyliczyć czas aktywowania 10-sekundowego samowyzwalacza. 3-sekundowy przewidziany dla „księżycowego” programu tematycznego jest odpowiedni wyłącznie do fotografowania z bardzo sztywnego i solidnego statywu. Aktywujący się w tym programie „krajobrazowy” tryb autofokusa wcale nie oznacza zablokowania ostrości na nieskończoności. To nadal autofokus, ale bez możliwości zjeżdżania do niedużych dystansów ostrości. Warto o tym trybie pamiętać gdy fotografujemy na duże odległości, gdyż w razie zagubienia się autofokusa nie będziemy musieli czekać aż ten przejedzie tam i z powrotem pełen zakres odległości. Zdjęcie prezentowane poniżej pochodzi z RAWa, korygowanego w Capture NX-D wyłącznie w kwestii balansu bieli. 

Ogniskowa 3000 mm, ISO 100, 1/20 s. Poniżej 100-procentowy wycinek. 

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Przyznaję, zupełnie nie interesowało mnie filmowanie tym Coolpixem. Został on jednak dość przyzwoicie wyposażony do takich działań. Rozdzielczość 4K wykorzystuje znaczną część matrycy – crop 1,2×. Przy 4K filmujemy 25/30 klatek/s, a w Full HD także 50/50 klatek/s. Dodano opcje filmów HS do oglądania w zwolnionym lub przyśpieszonym tempie. Są też filmy poklatkowe, dostęp do Picture Control, gniazdo zewnętrznego mikrofonu.

Ogniskowa 275 mm, ISO 100, 1/800 s.
     Makro nie jest mocną stroną Coolpixa P1000. Jeśli już próbujemy fotografować z małych odległości, włączmy tryb makro. Funkcjonuje on gdy ogniskowa nie przekracza 155 mm i pozwala on zbliżyć się do fotografowanego obiektu bardziej niż w trybie standardowym. Najwyższe skale odwzorowania da się uzyskać przy ogniskowej rzędu kilkudziesięciu milimetrów, lecz wówczas musimy bardzo zbliżyć się do fotografowanego obiektu, przez co obiektywem zasłaniamy całe światło. Optimum jest praca wspomnianą ogniskową 155 mm, gdy przód obiektywu pozostaje „aż” 6 cm od płaszczyzny ostrości, a kadr obejmuje w poziomie akurat też 6 cm. Zdjęcie fragmentu globusa wykonano przy tych właśnie ustawieniach.

Ogniskowa 155 mm, ISO 100, 1/5 s, statyw. 


     Poniżej prezentuję jeszcze kilkanaście zdjęć wykonanych podczas testu. Wszystkie one są RAWami wywołanymi w Capture NX-D bez ruszania jakichkolwiek suwaczków.

Ogniskowa 533 mm, ISO 100, 1/640 s.

Ogniskowa 345 mm, ISO 400, 1/2000 s,  przykadrowane z lewej.

Ogniskowa 300 mm, ISO 100, 1/400 s.

Ogniskowa 320 mm, ISO 100, 1/1000 s.

Ogniskowa 500 mm, ISO 100, 1/500 s.

Ogniskowa 275 mm, ISO 100, 1/320 s.

Ogniskowa 145 mm, ISO 100, 1/400 s.

Ogniskowa 255 mm, ISO 400, 1/60 s. 

Ogniskowa 370 mm, ISO 100, 1/1600 s, odległość 430 m.

Ogniskowa 433 mm, ISO 100, 1/640 s.

Ogniskowa 115 mm, ISO 100, 1/100 s.

Ogniskowa 47 mm, ISO 100, 1/2000 s. 

Ogniskowa 115 mm, ISO 100, 1/1000 s.

Ogniskowa 41 mm, ISO 100, -0,3 EV, 1/640 s.

Ogniskowa 115 mm, ISO 100, 1/500 s.

Ogniskowa 345 mm, ISO 100, 1/160 s.

Ogniskowa 567 mm, ISO 1600, +0,7 EV, 1/160 s. 


Ogniskowa 1000 mm, ISO 800, -0,7 EV,  1/250 s. Skadrowane od dołu.


     Tak jak się spodziewałem przed rozpoczęciem testu: Nikon Coolpix P1000 to „nie mój” aparat. Jego długaśny zoom robi wrażenie, pozwala sięgnąć tam, gdzie – teoretycznie – wzrok nie ma prawa sięgać, ale to właściwie tyle dobrego. No, coś tam jeszcze się znajdzie: przyzwoita ergonomia, wydajny akumulator (wbrew oficjalnym danym), ekran na bocznym, pełnym przegubie i RAWy, których brakowało w P900. Dłuższa byłaby lista rzeczy, które mi się nie spodobały. Jednak muszę być uczciwy: znaczna ich część wynika z kompromisów koniecznych dla wciśnięcia w aparat TAKIEGO obiektywu. Matryca 1/2,3 cala działa tak jak należało się spodziewać, autofokus nie błyszczy w słabszym świetle, ale przy ciemnym obiektywie trudno wymagać cudów. Plastyka zdjęć nie zawsze zachwyca, ale znowu: przy takim obiektywie głupio narzekać.
     Aparat nie dla mnie, lecz z pewnością skusi się na niego sporo osób żądających superprzybliżeń dalekich obiektów. Chętnych będzie mniej niż na P900, gdyż następca kosztuje ponad dwukrotnie więcej. Jednak stałe wysokie zainteresowanie kompaktami wyposażonymi w superzoomy wręcz gwarantuje popyt na Coolpixa P1000. Część z tych, którzy się na niego skuszą, srodze się na nim zawiedzie. Nie jest to cyfrówka, która sama potrafi zrobić dobre zdjęcia. Trzeba znać ograniczenia malutkiej matrycy i autofokusa, trzeba umieć wykorzystać zalety i ominąć wady nietypowego, rekordowego obiektywu, warto wiedzieć jak dobrze spożytkować RAWy. I z pewnością znajdzie się wielu, którzy kupią Nikona P1000 dobrze już wiedząc z czym się go je i jak go dobrze wykorzystać nie wpadając w żadne pułapki.


Podoba mi się:
+ nieprawdopodobne przybliżenie
+ ergonomia
+ RAWy

Nie podoba mi się:
- zawahania w pracy i częsta ślamazarność
- autofokus w słabszym świetle
- nieobliczalność w oddaniu kolorów


Zajrzyjcie też tu:


94 komentarze:

  1. Dzień dobry,

    byłbym ogromnie wdzięczny za pomoc w doborze zakupu aparatu. Jestem miłośniki turystyki szeroko pojętej z akcentem na góry i bezludzia oraz przyrodę- i głównie do tego miałby służyć ten aparat. Jakiś czas temu testowałem Nikona P900, wrażenia całkiem niezłe, choć wydaje mi się, że kolory są niezbyt ostre. Ogólnie, to jeśli chodzi o fotografię, to jestem laikiem. Mój budżet na zakup aparatu, to ok. 2500 zł. Z góry dziękuję za wszelkie sugestie i odpowiedź,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, aparaty z tak długimi zoomami jak mają P900, czy P1000, nie są dobrymi wyborami na sprzęt uniwersalny. Jeśli wystarczy mała matryca (czyli użyteczne czułości do - powiedzmy - ISO 200-400), to bym proponował Panasonica FZ82 albo Sony HX350. W 2500 zł da się zmieścić z aparatem z większą matrycą 1-calową: Sony RX10 II albo Panasonic FZ1000. Ten ostatni jest chyba najmocniejszym moim typem. Niby już nie produkowany, ale jeszcze gdzieniegdzie do kupienia. RX10 II wygrywa jasnym zoomem, ale kończącym się na 200 mm. Trzy z tych aparatów, poza Sony HX350, testowałem na blogu.

      Usuń
    2. EDIT: RX10 oczywiście w pierwszej wersji. II jest znacznie droższa. Obiektyw ten sam, mniej wyrafinowane filmowanie.

      Usuń
  2. Dziękuję za szybką odpowiedź. Gdybym miał dalsze pytania, pozwolę sobie do Pana napisać. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy sprzęcik! Przypomniała mi się testowana swego czasu na Fotodinozie Sigma 1000mm f/8.
    Bardzo podobają mi się za to kadry testowe. Co to za muzeum/szrotowisko samolotów? Rzeźby kościelne też piękne. Właściwie trzeba by było udać się z takim obiektywem na polowanie w całej Warszawie i zdokumentować wszystko poza zasięgiem wzroku przechodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te resztki Li-2 (czy co to tam jest), to staruszek którym ćwiczą (ćwiczyli?) lotniskowi antyterroryści. Stoi na terenie lotniska, koło budynków straży pożarnej. Jest tam jeszcze An-24.
      A rzeźb takich jak te ze zdjęcia na pewno jest sporo. Tylko, że na co dzień trudno je dostrzec. Wypadałoby postawić kiedyś aparat z super-super-zoomem na statywie, najlepiej w jakimś wysokim punkcie miasta i powolutku panoramować.

      Usuń
  4. Naprawdê przyjemnie czyta się Pana testy sprzętu. Ciekawy jestem jak dużo lepsze mogą być zdjêcia z P1000 od mojego P600. Jestem zdecydowanie amatorem. W P600 głównie używam głównie programu "obserwacja ptaków" do wszystkiego. Maksymalna ogniskowa w tym programie to 800mm i do takiej automatyka daje radę. Dalszy zakres do 1440mm jest już taki sobie. Dzisiaj sprawdzałem swoje zdjęcia i okazuje siê , że większość z dużum zoomem obiłem w przedziale od 500 do 800mm. Jest kilka z ogniskową 1440 ale to raczej eksperymenty nie do publikowania nawet na fb. Ciekawy jestem czy P1000 ma podobnie, czy jego ogromny zakres jest możliwy do wykożystania. Oczywiście jeśli będzie akceptowalny w połowie to i tak będzie lepiej niż w P600.
    Jak tylko będę miał okazję to chciałbym wziąć go do ręki. Tak jak pisałem już wcześniej, zawsze mam aparat w ręku, w górach na łódce, w samochodzie, a ten wydaje się być naprawdę duży. Poprzednikiem P600 była Konica-Minolta z zoomem 12x i 4Mpx, robiła fajne fotki i miała kilka fajnych funkcji. Jedną z moich ulubionych były zdjęcia seryjne, zapisywała do 15 ostatnich ujęć i nie zasypiała po takiej serii.
    Przeczytałem też Pana testy RX 10 III (z moim ulubionym śmigłowcem) i Panasoniców. Wszystko pięknie ale zoom mniejszy od P600, może warto poczekać na coś z podobnym zakresem ogniskowej ale z lepszą matrycą? Może nawet Nikon wprowadzi coś z mniejszym zoomem ale z kożyścią dla jakości? A może P1000 to jest to czego bym oczekiwał od kompaktu? To trudne bo mówiąc prawdę po pojawieniu się P900, liczyłem, że następca będzie miał podobny zoom i chociaż 1 calową matrycę.

    Dziękuję, za całą wiedzę przekazaną na blogu. Będę tu teraz częstym gościem. Pozdrawiam z Livigno (fb-Moje Livigno)
    Tomasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uznanie.
      Jeśli 800 mm wystarcza, to myślę że RX10 III (jeśli jest kasa, to IV) będzie ok. Po skropowaniu do kadru takiego jak miałoby 800 mm, nadal pozostaje 11 Mpx. Z dużej matrycy, więc mniejsze obawy o podwyższone czułości.
      Nie liczyłbym na szybkie osiągnięcie >1000 mm w aparacie z matrycą 1 cal. Może za 3-4 lata...
      Nikon P1000, P900 zresztą też, to aparaty tylko dla tych, którzy potrzebują naprawdę najdłuższych ogniskowych. Inni tylko się z nimi namęczą.
      Livigno to "nie moje" włoskie klimaty i okolice, ale na Fb z przyjemnością zajrzę.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Ta się poukładało z tym Livigno. Też wolę ciepełko dlatego jeśli tylko mogę zabieram aparat nad jezioro Garda ale tam przejrzystość powietrza jest zazeyczaj słabiutka. Chociaż dwa tygodnie temu po sławetnych burzach było pięknie. Z północnego brzegu widać było południowy, nawet stary P600 widział. W Livigno ten problem nie istnieje, powietrze jest kryształowe.
      Mówiąc prawdę mam chęć na tego P1000 ale RX10 też biorę pod uwagę, no ale to sporo droższa zabawka.
      Fajnie byłoby zobaczyć porównawcze zdjęcia wykonane w tym samym miejscu, z tymi samymi ustawieniami na identycznych ogniskowych z obu aparatów.
      Pozdrawiam
      Tomasz

      Usuń
    3. O, ale Garda już trochę "moja". Kiedyś przez tydzień mieszkałem w Peschierze - była dobrą bazą wypadową do zwiedzenia Północy.
      A nie da się gdzieś wypożyczyć tego P1000 i chociaż na szybko porównać?

      Usuń
    4. Tak zrobiłem kiedy pojawił się P900, był lepszy ale wówczas różnica wydawała mi się zbyt mała. No i nie zapisałem sobie tych zdjęć . Livigno to strefa bezcłowa, sklepów z aparatami nie brakuje, może uda mi się wyjsć na ulicę i porównać z RX 10 ale ta ogniskowa P1000....
      Na krótkich ogniskowych RX 10 jest dużo lepszy?

      Usuń
    5. No to teraz mam dylemat :-(
      Dziękuję. Jakby co to mogę jeszcze zapytać?
      A może poczekać na MKV, może będzie "chociaż" 1000mm?
      Tomasz

      Usuń
    6. Nie podejrzewam, żeby się szybko objawił. Na razie Sony wygląda najlepiej w tej klasie cyfrówek, więc nic nie musi. Choć w serii RX100 niby też nie musiało, ale jednak co raz to wypuszczało kolejny model...

      Usuń
    7. No i stało się. Dzisiaj "zabiłem" mojego Nikona P600, upadł i już😭
      Poszedłem do sklepu, żeby zobaczyć co mogę napisać w liście do Św. Mikołaja. Nareszcie pobawiłem się P1000, noo jest ogromny. Sony Rx10 nie było ale zaproponowano mi Canona 200D z obiektywem 18-55mm + drugi EF70-300mm IS II USM oraz bezlusterkowca Lumix E M10 III z kitowym + obiektywem + drugi obiektyw Olimpus 70-300mm. Oba zestawy w cenie ~1200€, Lumix chyba o 100 droższy ale obiecano mi na oba jakieś zniżki. Lumix nie przypadł mi do gustu, nie leżał mi w ręku (może to kwestia przyzwyczajenia) ja sporo chodzę z aparatem w ręku. Za to Canon oczarował mnie, tak na prawdę to pierwsza lustrzanka z jaką miałem kontakt. Jakość obrazu w wizjerze-super, jasko i ostro, trochę przeraża mnie noszenie co najmniej 2 obiektywów ale może warto.
      Teraz pytania. Czy za tą kwotę warto kupować najtańszą lustrzankę, czy może dołożyć coś i wybrać lepszy model (sprzedawca powiedział, że może lepiej zaoszczędzić na aparacie i kupić lepszy obiektyw). Czy to tylko moje odczucie, że zbliżenie na ogniskowej 300mm jest podobne do ~800mm ekwiwalentu z P600.
      Powiem tak, trochę się nakręciłem na ten aparat, a dzisiaj na spacerze robiłem zdjęcia telefonem no i jestem mile zaskoczony efektem (huawei mate P20) są jaśniejsze niż z P600. A moze jednak jakiś bridge? Aaa, pokazano mi też Panasonica z 1 calową matrycą, nie pamiętam nazwy. Obraz w wizjerze był bardzo podobny do tego z Nikona P600, ciemny i... no gorszy niż w Canonie. Może faktycznie czas już dorosnąć do lustrzanki?
      Dotychczas używałem głównie trybów automatycznych, czy Canon 200D jest wystarczająco "idiotoodporny" żebym robił nim fajne zdjęcia w automacie, tryby manualne zacząłem testować na P600 dopiero od niedawna raczej ze słabym skutkiem (zimno na balkonie 😉). Fajnie też byłoby gdyby robił dobre zdjęcia obiektów w ruchu (windsurfing).
      Pozdrawiam Tomasz z Livigno

      Usuń
    8. W końcu znalazłem wpis na blogu Canon 200D pomysł na maleństwo. Coraz cieplej o nim myślę. O obiektywie też opinie raczej pozytywne. Zanim kupię i tak jeszcze poczytam, wielkie dzięki za ten blog
      Tomasz

      Usuń
    9. Sorki za spóźnienie z odpowiedzią, ale... wakacje, rzecz święta. 200D wcale nie jest najprostszym Canonem. Ale dobrym na pierwszą lustrzankę. No, chyba że ktoś bogatszy, to może pomyśleć o modelu z linii 7xxD / 800D. Ja myślę, że nie warto, kasę lepiej włożyć w obiektywy. Zamiast zooma standardowego 18-55 i tele np. 70-300, można kupić uniwersalny 18-135 na co dzień i tele do winsurfingu. Jeszcze bardziej uniwersalne w rodzaju 18-200 nie zapewnią odpowiedniego zbliżenia do surfingu, a "wystarczającego" Tamrona 16-300 proszę omijać - test wisi na blogu. O Tamronie 18-400 się nie wypowiem, bo nie znam gościa.

      Usuń
    10. Wielkie dzięki za odpowiedź, czas nie ma znaczenia bo na nie czas jeszcze na zakupy 😉. W tej chwili szukam, czytam, porównuję. Zapadła decyzja, ten obiektyw, Canon EF70-300mm IS II USM, muszę mieć. Nie znalazłem złej opinii o nim, myślę, że będzie moim podstawowym na łażenie po górach, na jacht no i na fotki na wodzie. Pewnie kupię mu jakiś filterek polaryzacyjny, chociaż wiem, że na długich ogniskowych czasem widać go na zdjęciach.
      Jeszcze zastanawiam się nad samym aparatem. Nie jestem pewien czy APS-C czy pełna klatka, chociaż przy APS-C podoba mi się przeliczanie ogniskowej, tego wcześniej nie wiedziałem, a tu taka miła niespodzianka z 300mm robi się 480. Niby daleko jeszcze do 1440 ale liczę na lepszą jakość. Może jakoś wykadruję w komputerze te moje wyciągi narciarskie na księżycu.
      Czytałem testy podobnych aparatów Nikona ale chyba już nie jestem obiektywny 😏. Jedyne czego mi chyba będzie brakowało to automatycznego włączenia wizjera, niby drobiazg ale w moim starym Nikonie, przeszkadzał mi czas przełączania ekranu na wizjer i odwrotnie. Szukałem info o tym w opisach eos-a 250D, nic jednak nie znalazłem, wogóle mam wrażenie, że to chyba ciut gorszy aparat, chyba tylko sporo droższy. Zastanawiam się też nad brakiem stabilizacji obrazu w aparacie, niby sprawę załatwia stabilizacja w obiektywie ale czy tak jest faktycznie? Po lekturze tego blogu, testów itp czesto wyłączałem stabilizację nawet na dużych zoomach. Faktycznie zdjęcia były lepsze, no i w końcu zacząłem używać statywu, wcześniej księżyce były z ręki 😏.
      Jestem już niemal zdecydowany na zakup ale gdyby przyszedł Panu do głowy jakiś inny aparat niż EOS 200D w podobnej cenie to może jakoś dopasujemy go do tego obiektywu.
      A w ogóle to pytanie podstawowe. Czy Canon EOS 200D to dobra para z obiektywem Canon EF70-300mm IS II USM. Jeśli chodzi o dolny zakres ogniskowej to myślę, że ten kitowy 18-55mm mi wystarczy, musi wystarczyć. Mam nadzieję, że i fotki makro da się nim zrobić, przyznam się, że mało o nim wiem. Myślę, że do zdjęć w wąskich włoskich uliczkach i w domu będzie wystarczający a i pewnie z widokiem z balkonu sobie poradzi lepiej niż P600, w którym często szczyty gór zlewały się z chmurami. Nie było widać różnicy pomiędzy śniegiem a chmurą. Na szczęście, chmury zimą są tutaj rzadkością 😏
      Dzięki za porady i odpowiedzi i przepraszam za marudzenie. Po zakupie chciałbym być zadowolonym użytkownikiem. Już przed kupieniem P600 pytałem o radę zaprzyjaźnionych fotografów (bridge czy lustrzanka), wówczas wszyscy milczeli i dzisiaj jest podobnie 😉.
      Jeszcze raz dziękuję za wszelką pomoc, pozdrawiam,
      Tomasz, Livigno

      Usuń
    11. Odpowiem może nie po kolei, ale myślę że systematycznie.
      Bridge czy lustrzanka? Zaletą bridge'a jest aparat z uniwersalnym zoomem w jednym kawałku. Ale matryca mała albo niezbyt duża. Jeśli komuś wystarcza (zakresem i jakością) wymienny superzoom, może wybrać lustrzankę / bezlustro. Ale tu też musi przyłożyć WŁASNE priorytety by wybrać matrycę m43 / APSC / FF. Dla mnie optimum podróżniczo-wakacyjnym byłoby APSC, ale tu nie widzę dla siebie żadnego obiektywu. Dlatego musiałbym wybierać pomiędzy m43, a FF. Ale że nie muszę wybierać, pozostaję przy FZ1000. A jeśli nie wiadomo czy FF na coś się przyda (poza samym "maniem" Pełnej Klatki), radzę odpuścić sobie temat. W każdym razie na razie.
      Stabilizacja w obiektywie przeważa przy długich ogniskowych - tak od 100 (małoobrazkowych) mm w górę mniej więcej. Przy krótkich ogniskowych obie wersje są dobre - znaczy, większe znaczenie ma ogólne zaawansowanie systemu stabilizacji niż to czy jest w matrycy, czy w obiektywie.
      EOSy 200D i 250D są lustrzankami, więc mają celownik optyczny. Działa on cały czas. Wyłączyć go można jedynie zakładając kapturek na obiektyw :-)
      200D i 250D różnią się niewiele. Różnice wymienione np. tu: https://www.dpreview.com/reviews/canon-eos-rebel-sl3-250d/2
      Test 200D oczywiście u mnie na blogu. Inny model? Na pewno żaden niższy (2000D, 4000D), a jeśli już, to półka wyżej. Czyli 800D albo któryś z bezpośrednich poprzedników - na blogu testowałem 760D. Ale przy pierwszej lustrzance ja bym na ten poziom nie wchodził.
      Na makro z 18-55 bym nie liczył, chyba że po dołożeniu nasadki / soczewki makro. A ten długi zoom jest dobrym wyborem. Do tele filtra polaryzacyjnego sam właściwie nie używam. Ostatnio jakoś w ogóle rzadko go używam :-) Choć i w tele czasem może się przydać.
      Pozdrawiam

      Usuń
    12. Dzięki. Właśnie dzisiaj w konkurencyjnym sklepie, bardzo kompetentna (chyba) pani zaproponowała mi 800D o 130€ droższy ale kazała mi poczytać, posprawdzać. W sumie odradziła 250D (prawie nie robię filmów a oglądam jeszcze mniej) . Chyba jednak pozostanę przy 200D + 18-55 i 70-300mm is II usm. Najniższe ceny jakie znalazłem to apatat 460€ i 420€ obiektyw, zaczynam intensywnie zbierać kasę, fotki z telefonu (niby dobre) nie do końca mi pasują 😕
      Dziękuję za pomoc, jak będę już szczęśliwym posiadaczem to się pochwalę.
      Pozdrawiam Tomasz, Livigno

      Usuń
    13. Filtra polaryzacyjnego używam do robienia zdjęć pstrągom w strumieniu. Ostatnio używałem do tego okularów 😜
      Moich filtrów faktycznie używam bardzo rzadko, tym bardziej, że w P600 było je widać na najmniejszej ogniskowej (krawędzie) a polaryzacyjny również na dużych ogniskowych.
      Tomasz

      Usuń
    14. Jasne, ryby! Czyli warto kupić polara.
      Ostatnio bardzo często zmiany w nowościach są symboliczne, do tego nie zawsze w dobrą stronę. W 250D dołożyli głównie to filmowanie w 4K, ale z silnym cropem. Jeśli niepotrzebne, to zdecydowanie lepiej kupić starszy, tańszy model.

      Usuń
    15. Do łowienia ryb jeszcze nie dorosłem 😉, a że latem jest ich dużo to czasem robię im zdjęcia 😜. A polara kupiłem do robienia fotek na wodzie ale słabo mi to wychodziło. Mam też jakieś filtry połówkowe jeszcze od pierwszego bridge-a ale pasowały do P600.
      Jeszcze jedno pytnie: warto kupić osłony przeciwsłoneczne do tych obiektywów czy to tylko mało istotny bajer? W P600 nie miałem 🤔

      Usuń
    16. Doczytałem, kupię osłony 😉

      Usuń
    17. Zdecydowanie warto. Niekoniecznie oryginały, choć jeśli kasa jest, to dlaczego nie? Jeśli starcza miejsca w torbie / plecaku, warto mieć je założone na stałe i nie używać przednich kapturków. To bardzo przyśpiesza wymianę obiektywów.

      Usuń
    18. Gdyby była wolna kasa to już bym pytał o szczegóły, techniki i co tam jeszcze. Myślałem o zmianie aparatu na przyszłą wiosnę, a tu masz, pech. We wrześniu dam P600 do magia, który może go reanimuje. Ważne jest to, że już wiem co i za ile kupię. W moim przypadku lato jest słabym okresem na nie planowane zakupy bo mam 4,5 miesiąca wakacji z 2 miesięczną przerwą na pracę 😉

      Usuń
    19. A jest jakaś szansa na test obiektywu Canon EF 70-300mm f/4-5.6 IS II USM na blogu? W sieci jest już sporo testów tego obiektywu ale po polsku chyba nie znalazłem. Decyzji o zakupie już nie zmienię ale chętnie poznałbym Pańską opinię. Może zainteresowałoby to innych amatorów widoczków i długich ogniskowych.
      Pozdrawiam Tomasz

      Usuń
    20. Takiego testu nie planowałem, jednak skoro jest zapotrzebowanie, będę miał go na uwadze. Ale nic nie obiecuję, poza wpisaniem na listę potencjalnych oczekujących :-)

      Usuń
    21. Dziękuję bardzo, przeczytam z dziką radością nawet jak już będę szczęśliwym użytkownikiem.
      Tomasz

      Usuń
    22. Dzień dobry. Dojrzewam, to raczej będzie Canon eos 800D i tele.
      Czytam i czytam i raptem zadałem sobie pytanie czemu nie wziąłem pod uwagę Nikona np. D5600 wydaje się być bardzo podobny, jakość i cena. Nikon wydaje się być bardziej popularny, chyba więcej osób spaceruje tu z Nikonami. Dodam, że nie do końca byłem zadowolony ze zdjęć moim Nikonem P600. Wiem to inna bajka ale...
      Teraz prośba o radę: czy trzymać się pierwszego pomysłu czyli
      Canon eos 800d + kit + Canon EF-S 70-300 4-5.6 IS II USM czy może np. Nikon D5600 + AF-P DX 18-55 VR + AF-P DX 70-300 VR. Innych marek nie biorę pod uwagę bo i tak mam już straszny kocioł w głowie. Plan jest taki, że ma być to aparat na dłużej, do którego będę dokupował sobie "zabawki".

      I przy okazji dodatkowych zabawek. Znalazłem taki wynalazek (tu akurat czerwony, żeby było widać o co chodzi, czarne też są) https://www.resetdigitale.it/custodia-silicone-easycover-canon-800d-rosso-p86980.html Co Pan myśli o czymś takim, przy poprzednich aparatach zawsze odklejały mi się gumki na gripie (noszę aparat w ręku) może to coś, trochę je zabezpieczy. Przed wilgocią raczej nie uchroni, zazwyczaj w deszczu nie robię zdjęć ale za to na mrozie tak. Może trochę wieśniacka ale jednak jakąś ochrona 😏
      Pozdrawiam Tomasz

      PS. Chwilowo robię fotki telefonem, szału nie ma ale efekty wydają się być zadowalające, brakuje zoom-u ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma 😏

      Usuń
    23. Nikon (matryca z Sony) będzie trochę lepiej pracował przy wysokich czułościach i przy kontrastowych scenach. Różnice nie będą duże - ja bym pozostał przy Canonie.
      Ta guma to dobry pomysł przy zdjęciach w plenerze, bo zabezpiecza aparat przed obtłuczeniem lub zarysowaniem. Warto!
      No, może rzeczywiście nie czerwoną...

      Usuń
    24. Tomasz Rożeński9 sierpnia 2019 08:26

      Dziękuję

      Usuń
  5. Witam!Zastanawiam się nad kupnem P1000 a posiadam P900 i nie wiem czy warto dopłacić tą połowe pieniędzy na ten aparat,chyba że robi lepsze zdjęcia.Czytałem oba Pana testy.A zoom się przydaje do pstrykania ptaków,zwierząt.Ciekawy jestem jak by Pan te dwa modele ocenił.A może kupić jeszcze coś innego do 5000 tyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zdjęcia lepsze niż P900? Tak, zwłaszcza że z RAWów można więcej wyciągnąć. Ale tak jak przed chwilą napisałem ciut wyżej, takie aparaty warto kupować TYLKO gdy potrzebne jest te 2000-3000 mm. Jeśli starcza np. 1000 mm, poszukać czegoś sięgającego 1000 mm. Czy w P900 są Panu potrzebne te najdłuższe ogniskowe? Jeśli tak, to warto wejść w P1000.
      W cenie do 5000 zł jest oczywiście Sony RX10 III - większa matryca, krótszy zoom. Panasonic FZ2000 jest wyraźnie tańszy, ale zooma ma jeszcze krótszego. Reszta to już małe matryce, choć kosztują jeszcze mniej.

      Usuń
    2. Jeśli P1000 robi lepsze fotki od P900, to znaczy, że mój P600 jest już słabiutki. A ja z balkonu mogę jakieś kozy, misie itp upolować bez leżenia godzinami w krzakach. Z P600 to jedynie świstaki można złapać. OK, powolutku dojrzewam ;-) co nie znaczy, że jutro pójdę do sklepu ale wypracowanie decyzji to już jakiś sukces.
      Jutro P600 zabiera mnie na spacer, coś tam znowu przyniesiemy ;-)
      Pozdrawiam
      Tomasz

      Usuń
    3. Czy górne ~30% zakresu ogniskowej w P900 i P1000 są wyraźnie gorsze tak jak w P600?
      Tomasz

      Usuń
  6. Przeczytalem ten test, bo podobaja mi sie pana testy, a potem test tej kamery na dprview gdzie autor dochodzi do prawie identycznych wnioskow jak w panskim tescie. Zdjecia na dpreview sa jednak jakby nieco lepsze, nie podejrzewam zeby to byla wina statywu bo chyba nikt czegos z 3 metrowa ogniskowa nie uzywa "z reki", wiec ciekawi mnie bardzo rozrzut parametrow poszczegolnych egzemplarzy - czasem dobrze miec pare testow tej samej kamery zeby zobaczyc czy jest made in Japan, China czy UDSSR :-) i czy produkcja odbywa sie tylko w poniedzialki na kacu, czy jest w pelni zautomatyzowana. Ten aparat jest na 100% nie dla mnie, ale staram sie analizowac testy roznych autorow i je porownywac w celu "czysto naukowym". Panskie testy bardzo lubie, bo sa one robione pod katem uzytkownika, ale widac w nich panska wielka wiedze.
    Serdeczne dzieki za to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje testy się podobają!
      Rozrzut między egzemplarzami rzeczywiście się zdarza. Zresztą i na dpreview czasem biorą w obroty drugi albo i trzeci egzemplarz sprzętu, bo im się wyniki pierwszego wydają dziwne.
      Statyw? W tym teście chyba tylko księżyc plus zdjęcia do testu szumów / szczegółowości przy różnych czułościach. Reszta z ręki przy zachowaniu "bezpiecznych" czasów. Jeśli przekraczały granice wyznaczone przez zasadę odwrotności ogniskowej, wielokrotnie powtarzałem ujęcie. Nawet przy włączonej stabilizacji. A potem wybierałem któreś z nieporuszonych. Choć przyznaję, niektóre z publikowanych zdjęć znacznie lepiej / łatwiej byłoby zrobić ze statywu, choćby z powodu opisanych problemów z kadrowaniem.

      Usuń
  7. Gratuluje pewnej reki! Ale w profesjonalnych kamerach juz od dawna mozna po kadrowaniu podniesc lustro a i migawka jest stabilizowana, bo nawet jej mikro-drgania powoduja nieostrosc.
    Stad dobry ciezki statyw. Ale jak sam pisze - wszystko jest teraz w fotografii inne i dzieki jasnym obiektywom i czulej matrycy (I oczywiscie RAW i Photoshop) mozna powoli zapomniec o starych trickach.
    Ciekaw jestem jak fotografuje Ken Rockwell, nie widzialem jeszcze zadnego jego nieostrego zdjecia. Ten facet zrobi ostre zdjecia nawet starym pudelkiem po butach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Operatorom kamer jest trudniej, więc ci co mają duże doświadczenie w filmowaniu z ręki bez stabilizacji, są świetni w fotografowaniu z ręki przy dłuższych czasach.
      Ken Rockwell pewnie też robi poruszone, ale ich nie publikuje. No i wie kiedy trzeba powtórzyć ujęcie, żeby mieć pewność że choć jedno będzie nierozmazane.
      Ale czasem solidny statyw i porządna głowica są niezastąpione.

      Usuń
  8. Jesli fotografuje sie cos z odleglosci 1000 metrow to poruszenie jedynie w pionie aparatu o 1° daje pionowe przesuniecie obiektu o jakies 17,5 metra. Tu chyba nie da sie fotografowac z reki - stabilizacja obiektywu czy matryca tu czy tam? Zwlaszcza ze obiektyw przy 3000 mm jest bardzo ciemny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę mocno się zdziwiłem gdy już po teście policzyłem jak ogromne są przesunięcia kadru w wyniku drgań, w stosunku do kąta widzenia obiektywu. Stabilizacja pomaga w nieporuszeniu zdjęcia, ale utrudnia trafienie w cel.
      Z ręki przy silnym oświetleniu da się, ale trzeba wybrać: albo utrudniająca wcelowanie stabilizacja albo bez niej, ale z podwyższoną czułością. Nie ma lekko.

      Usuń
  9. Muszę przyznać, że trochę ostudził mi Pan entuzjazm do zakupu tego aparatu. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo specyficzny i - rzekłbym - specjalistyczny sprzęt. Do tego "rekordowy" jeśli chodzi o optykę, co wymagało rezygnacji z osiągnięcia dobrych / bardzo dobrych wyników w innych dziedzinach. Dlatego P1000 nie każdemu podpasuje.

      Usuń
  10. Stoję przed wyborem ultrazooma. Póki nie sprawdzałem zbyt dokładnie konkurencji, to faworytem był nikon p1000. Ale po kilku filmach, na prowadzenie wyszedł sony rx 10 mk4. Który wybrać. Z góry dziękuję za odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że aparaty typu P1000, czy P900 warto kupić tylko gdy naprawdę potrzebuje się tak długich ogniskowych. Jeśli wystarczy duże kilkaset milimetrów RX10 IV jest świetnym rozwiązaniem. Pod warunkiem, że jego cena nie stanowi problemu.

      Usuń
    2. No niestety w fotografii nie można mieć wszystkiego. P1000 ma super zoom ale obawiam się że zdjęcia nie będą rewelacyjne.

      Usuń
    3. Racja, nie będą. Ale są ludzie, dla których właśnie te superdługie ogniskowe są istotniejsze niż wady obrazu wynikające z malutkiej matrycy. I potrafią takie kombinacje sensownie wykorzystać.

      Usuń
    4. Myslałem o konfiguracji body+ obiektyw 600mm ale to już bardzo duże pieniądze, a ja szukam czegoś uniwersalnego. Wydaję mu się że jedyną opcją jest Rx10

      Usuń
    5. Jeśli body plus TYLKO długi zoom, to wychodzi taniej niż RX10 IV. Wersja G2 Tamrona 150-600 kosztuje troszkę ponad 4000 zł. Analogicznej Sigmy nie kojarzę cenowo. Dołożyć jakąś lustrzankę APSC i mamy prawie kąt widzenia małoobrazkowych 1000 mm.

      Usuń
  11. Temat jeszcze do zastanowienia. W przypadku Rx10 i p1000 na plus mobilność. Odpada noszenie drugiego obiektywu. Marudzę trochę, myślę że to spowodowane tym że dopiero zaczynam przygodę z fotografią. Chciałbym uniwersalny tzn. taki którym zrobię zdjęcia plenerowe, w pomieszczeniach a jak trzeba duży zoom to będzie pod "ręką". Po przeczytaniu testu Nikona już miałem go zamawiać i nagle wpadł mi test Sony rx 10 mk4 i cały plan wziął w łeb. Dość tego marudzenia. Dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieję że wybiorę dobrze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jeszcze pytanie. Czy rx10 nadaje się do nocnych zdjęć nieba i czy ma tryb manualny? Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Manual oczywiście jest. Ale z nocnym niebem, to chyba nie bardzo. Po mojemu: obiektyw nie za jasny, z czułościami nie da się jechać wysoko, no i trochę boję się o korekcję obiektywu na brzegach. Gwiazdy są pod tym względem wymagające...
      PS. przepraszam za spóźnioną odpowiedź, ale nie zostałem powiadomiony o tym wpisie.

      Usuń
    3. Nic się nie stało. Już zamówiony Rx10iv. Mam nadzieję że będę zadowolony, bo sporo kasy poszło..

      Usuń
    4. Do zdjęć ogólnorodzinno - podróżniczo - wakacyjnych - lotniczych itd. będzie bardzo w porządku. Kosztowna bestia, niestety. Były jakieś ciekawe oferty podczas Black Friday?

      Usuń
    5. Dostałem za 500zł taniej, plus 800zł cashback. Będzie na statyw:) zresztą już zamówiłem...

      Usuń
    6. Dokup też zapasowy akumulator.

      Usuń
    7. Będę musiał. Proponowano mi w sklepie, patrząc na cenę oryginalnej bateri, wezmę zamiennik.

      Usuń
    8. Byle nie z najniższej półki.

      Usuń
    9. Wiadomo. Lepiej zbytnio nie oszczędzać bo, może się zemścić..

      Usuń
  12. Zakupiłem tego olbrzyma. Głównie do fotografowania samolotów na wysokościach przelotowych. Narazie walczę z ostrością a i zdjęcia jadę z ręki :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, łatwo nie jest. Ale da się. W sieci wisi trochę całkiem przyzwoitych takich zdjęć z P900 i P1000.

      Usuń
  13. Dzien dobry chciałbym kupić aparat jestem laikiem czy jest taki aparat żebym nie musiał zmieniać obiektywów chciałbym fotografować krajobrazy ,rodzinę,przyrodę jak i makro np pszczołę siedząca na kwiatku.dziekuje za pomoc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, na pewno nie Nikony P900 / P1000, bo to zbyt duże, drogie i specjalistyczne aparaty. Proszę przeczytać komentarze pod moim testem Nikona P900, bo tam jest sporo pytań i odpowiedzi w podobnych sprawach. W skrócie, wybierałbym spośród większych kompaktów, bo mają wyższej klasy obiektywy. Jeśli potrzebne duże zbliżenia dalekich obiektów, to zoom powinien sięgać powyżej 1000 mm. czyli Panasonic FZ82 albo Canon SX70 (na przykład). Jeśli tak długie ogniskowe są niepotrzebne, to może Panasonic FZ1000, który ma większą matrycę, więc lepiej będzie się sprawował przy słabym świetle. Inna sprawa, że takie aparaty słabo sobie radzą z makro - to pod kątem tej pszczółki. Do takich zdjęć warto by się wspomóc "konwersterem makro" zakładanym na obiektyw. Jeśli ma być w miarę przyzwoitej jakości, będzie trochę kosztował. A propos, jaki budżet jest planowany na zakup sprzętu?

      Usuń
  14. Świetnie się czyta Pana test. Dziękuję.
    Pytanko ilo listkowa jest przysłona i na ile max można ją przymknąć?
    Pozdrawiam Marcin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uznanie. Przysłonę można przymknąć maks. do f/8, czyli o 3 działki przy najkrótszej ogniskowej i ani trochę przy najdłuższej. Natomiast co do liczby listków, to sam nie sprawdziłem, a Nikon w swych materiałach deklaruje, że jest ich 7. Co do samego przymykania, to z tym proszę ostrożnie, gdyż - jak napisałem w artykule - praktycznie w całym zakresie ogniskowych już przy pełnej dziurze obiektyw pracuje poza limitem dyfrakcyjnym.

      Usuń
  15. Witam,
    czy wyszedł już jkiś lepszy model kompakt od tego nikona P1000 np. z większa matrycą ?
    O to samo chciałem zapytać odnośnie sony RX10IV czy jest jakiś lepszy kompakt?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takich ogniskowych jak P900 / P1000 większa matryca spowodowałaby potężny wzrost rozmiarów obiektywu. Więc nie da rady - a na pewno nie w bliskiej przyszłości. Przy jednocalówkach już prędzej, ale na razie mamy 600 mm w Sony. I - według mnie - RX10 IV stanowi w tej chwili optimum biorąc pod uwagę wielkość matrycy i długość zooma. Z ceną już gorzej :-) Ale jeśli ktoś potrzebuje >1000 mm to Sony i tak mu mu nie podpasuje.

      Usuń
    2. Dziękuę za odpowiedź.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  16. Witam,
    mam jeszcze jedno pytanie,
    co jest lepsze aparat z matryca pełno calową i światłem obiektywu z rządu 3,5lub 4 lam matrycę mała nie pełno calowa jak w RX10 ale światłem obiektywu 2,4lub 2,8 co jest lepsze, bo myślę że światło jest też dosyć ważne który ma mniejsze szumy, nie mam możliwości sprawdzenia ?

    OdpowiedzUsuń
  17. Różnica w szumach pomiędzy matrycami 1/2.3 cala, a jednocalowymi jest większa niż mógłby to zrównoważyć zysk na przysłonie taki jak w pytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  18. Witam,
    dziękuję.
    Mnie chodzi nie o całkiem małe matryce 1/2,3 cala a o matryce calowa jak w sony RX10IV jak one mają się do tych pełno calowych.
    Pytam bo chcę kupić tego sony RX10IV czy on tez ma takie szumy i czy warto go kupić, czy kupić Lumixa PZ 1000 ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy łapię. Rozumiem, że rozmawiamy o matrycach 1-calowych (czyli 13,2 x 8,8 mm) oraz pełnoklatkowych (czyli małoobrazkowych, 24 x 36 mm). Zarówno RX10 (w dowolnej wersji), jak i FZ1000 (w dowolnej wersji) mają matryce 1-calowe. Sony ciut lepiej radzi sobie przy wysokich czułościach, więc jeśli to jest priorytetem, brać Sony.

      Usuń
  19. Dokładnie, o to mi chodziło, dziekuję.
    Jeszcze chcę zapytac jak jest z tymi szumami, czy te aparaty sony z 1'' matrycą mają tez szumy takie jak te z matrycami 1/2,3 ?
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, nie. Im większa matryca, tym mniejsze szumy. Trochę upraszczam, ale zasadniczo tak jest. Przy tym odbiór szumów przez poszczególne osoby jest różny, więc nie da się powiedzieć, że ten konkretny aparat da się używać np. do ISO 3200. Jeden fotografujący zaakceptuje zdjęcia z ISO 6400, inny będzie marudził na ISO 1600. Mocno uogólniając, pełna klatka pozostaje używalna do ISO 6400-12800, APSC do ISO 3200, Micro4/3 do ISO 1600, 1-calówki do ISO 800, matryce 1/2,3 cala maks. do ISO 200. Przy tych czułościach obraz z aparatów z poszczególnych grup będzie (znowu upraszczam!)porównywalny jeśli chodzi o szumy. I szczegóły na zdjęciach.
      Ta zasada obowiązuje także wówczas gdy idziemy w dół zakresu czułości. Czyli gdy w 1-calówce zjedziemy z maksymalnej dopuszczalnej ISO 800 na minimalną dostępną ISO 100 (czyli o trzy działki), uzyskamy efekty takie jak z matrycy pełnoklatkowej dla której zejdziemy z ISO 6400 na ISO 800. Tu więc mamy jeszcze zapas jakości, bo możemy użyć jeszcze niższych czułości.
      Proszę pooglądać sobie zdjęcia tablicy testowej na porównywarce DPReview. Przykładowy link: https://www.dpreview.com/reviews/sony-a7c-review/5

      Usuń
  20. Od 10 lat fotografuję Nikonem D90 (wiem to już dzisiaj staroć). Totalnie nie jestem na bieżąco ze sprzętem i nawet ten D90 nadal jest dla mnie wystarczający prócz momentów, gdzie muszę zrobić zdjęcia w gorszych warunkach oświetleniowych. I tu niestety ISO i czas naświetlania nie idą w parze. Co by Pan proponował w zamian? Budżet < 5k i chciałbym po zostać w stajni Nikona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo zależy od zapasu posiadanych szkieł. Jeśli jest ich dużo, i są to obiektywy APSowe, warto zostać w systemie, w którym dałoby się je wykorzystać. Czyli w Nikonie APSC - decyzja czy w lustrzankach (D7500 albo używany D7200 kupiony "bezpiecznie" z możliwością zwrotu), czy bezlustro (Z fc albo Z50) plus adapter do szkieł z bagnetem F.
      A jeśli obiektywy nie trzymają, to z budżetem 5000 zł nie da się wejść w małoobrazkowe bezlustra, nawet używane. Trzeba pozostać przy lustrzankach (używanych, rzecz jasna), ale i tu będzie ciężko wynaleźć sensowny zestaw. Chyba kombinowałbym z D750. To takie rady na początek. Proszę wybrać którąś z proponowanych dróg, to spróbuję doprecyzować propozycje :-)

      Usuń
    2. Z obiektywów to mam parę stałek (35, 50, 100) i 18-50/2.8 i 17-200 Nikkora.

      Usuń
    3. Czyli do FX odpadają zoomy, a stałki pozostają - oczywiście jeśli 35 jest pełnoklatkowa. Używany D750 na sensownych warunkach kosztuje ca. 4500 zł, no może da się znaleźć za 4000. Zostanie mało kasy na uzupełnienie optyki. To może jednak zostać przy DX? D7200 da się kupić za 3500 zł, więc zostaje sporo luzu. A może jednak wejść w bezlustro? Nowy Zfc albo Z50, w komplecie z adapterem FTZ są do kupienia za 4500 zł. Proszę tylko sprawdzić czy wszystkie posiadane szkła w pełni współpracują z FTZ. A, używany Z50 kosztuje ok. 3000 zł (czasem mniej).

      Usuń
  21. A z jakim przebiegiem można śmiało kupić taki aparat? Na allegro z tego co widzę to można kupić używkę już za 2850, ale ma 170k przebiegu. Swojego D90 też kupowałem używkę, ale miała 20k tylko zrobione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mowa o D7200? Na przykład jest taki:https://allegro.pl/oferta/body-nikon-d7200-przebieg-25006-11353085417
      Z50: https://allegro.pl/oferta/uzywany-nikon-z50-body-przebieg-1592-zdjecia-11543937189 Choć nowy Z50 da się kupić za 3700 zł. Plus adapter, wiadomo.

      Usuń
    2. D750.
      https://allegrolokalnie.pl/oferta/nikon-d750-170tys-igla

      Usuń
    3. Nie wchodziłbym w to. Raz, że 170000 klatek, więc migawka może strzelić w każdej chwili, dwa, że bez możliwości zwrotu gdyby coś nie grało. Proszę szukać na alle z opcją FV, bo to niemal zawsze oznacza sklep / komis z opcją zwrotu w ciągu 14 dni bez podania przyczyny. Oczywiście trzeba się upewnić co w aukcji piszą o zwrotach.

      Usuń
    4. To był tylko przykład. Bardziej mi chodziło o to do jakiej ilości klatek można kupić "bezpiecznie" takie body zważywszy, że rocznie robię pewnie ni
      e więcej niż 3-4k. W końcu jestem amatorem, a nie profesjonalistą, który tyle robi na jednym weselu ;-)
      https://goo.gl/photos/Am8H1qmVpLMtPvyq7

      Usuń
    5. W przypadku D750, tak do kilkudziesięciu tysięcy. Albo żeby samemu długo nim focić, albo żeby nie osiągnął dużego przebiegu gdyby się okazało, że posłuży krótko i trzeba się go pozbyć.

      Usuń
  22. Ryzykować?
    https://allegro.pl/oferta/body-nikon-d750-przebieg-12934-11443005219

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest najsenowniejsza oferta na alle. Cena w granicach rozsądku, możliwość zwrotu w ciągu 14 dni... Ja bym kupił, przestrzelał i w razie wątpliwości oddał.

      Usuń
    2. Niech się dobrze używa! Ale najpierw proszę sprawdzić jak działa, nie robiąc przy tym zdjęć więcej, niż - powiedzmy - kilkadziesiąt. Żeby w razie zwrotu sprzedający nie uznał, że aparat był "używany".

      Usuń
    3. Przyszedł. Tak się jeszcze zastanawiam, bo niby zdjęć ma mało zrobione, ale jeśli ktoś nim filmy kręcił to może być jeszcze gorzej dla matrycy. Można do Pana jakiegoś maila skrobnąć?

      Usuń
    4. Eee... kto filmuje Nikonem? ;-) Ale jeśli jednak, to bardziej obawiałbym się uszkodzeń matrycy od lasera niż zużycia filmowaniem. Proszę napisać przez formularz kontaktowy - dalszy ciąg korespondencji pójdzie już emailowo.

      Usuń