czwartek, 28 października 2021

Nikon Z9? Obecny! Olympus OM 1D? Nie ma!

     O tym Olympusie powinienem był napisać już wczoraj. Ale jakoś głupio mi było wspominać o wydarzeniu, na którym nic się nie wydarzyło. Dziś się przemogłem, i piszę. Przecież nie wypada pominąć informacji, że nowy właściciel działu fotograficznego Olympusa, po niemal roku od oficjalnego przejęcia, wreszcie zdecydował jak będą się teraz nazywały jego produkty. „OM SYSTEM”, jak się okazało, czyli niezbyt oryginalnie. Taki pewnie był cel, żeby jak najmniej oderwać się od korzeni. Nawet logo nie jest nowe, zostało ono powtórzone po starusieńkim logo Olympusa. 
     Obrazek który widzicie obok, zasadniczo przedstawia aktualny logotyp produktów fotograficznych (i innych) firmy Digital Solutions, ale to nie do końca prawda. Pochodzi ono bowiem z katalogu produktów Olympusa, który przywiozłem z 500 lat temu (dokładnie, to w połowie lat 80-tych) z mojego pierwszego wyjazdu do normalnego świata. Ale OK, mamy logo z odzysku, czyli zgodnie z aktualnymi ekologicznymi trendami.

     Całe szczęście nowy aparat ma nie być z odzysku, ale poza tym to właściwie nic więcej o nim nie wiemy. Na pokazanym wczoraj filmie kilka razy mignęło w kadrze coś czarnego, ale nic poza tym. Ani słowa o tym co wiadomo z plotek: o nowej matrycy od Sony, o gabarytach takich jak E-M1 Mark III, o nazwie OM 1D. Pojawiła się tylko zapowiedź wykorzystywania „fotografii obliczeniowej”. I tyle!

     Co prawda dziś w sieci nadal pojawiają się informacje o niezbyt odległych oficjalnych premierach zarówno nowego „Olympusa”, jak i Panasonica GH6. Jednak w sytuacji gdy o tym pierwszym producent nie napomknął praktycznie nic, nie podał nawet ogólnych założeń konstrukcji, w owe bliskie premiery jakoś nie chce mi się wierzyć. Obym się mylił!

     Koniec marudzenia, czas na Nikona. On raz, że pokazał co obiecał, dwa, że więcej niż obiecał. Część tego nadmiaru była nieoczekiwana chyba nawet dla Nikona Polska, gdyż na jego – znaczy, nadmiaru – potrzeby stworzono oddzielną informację prasową. Chodzi o spacerowo-kotleciarski zoom 24-120 mm f/4. Nie, ja się wcale nie wyśmiewam, bardzo lubię i cenię takie uniwersalne szkła. Przypadł mi do gustu analogiczny Nikkor F, liczę że Nikkor Z 24-120/4 okaże się przyzwoicie działającym obiektywem. Drugim „nadmiarowym” obiektywem, choć objawionym wyłącznie w formie ogłoszenia o pracach nad nim, jest supertele 400 mm f/2.8 z wbudowanym telekonwerterem 1,4×.

     Trzeci z ogłoszonych dziś obiektywów „przeciekł” już wcześniej, a jest nim Nikkor Z 100-400 mm f/4.5-5.6 VR S. Cieszy pozostawienie światła f/5.6 na długim krańcu – to oczywiście prztyczek w nos Canona. Ten, może nie taki mały, ale raczej zgrabny telezoom, podczas dzisiejszej konferencji Nikona chwalony był za lekki przód. Dzięki temu wydłużenie ogniskowej – a więc i znaczne wysunięcie przedniego członu – nie skutkuje istotną zmianą wyważenia. Mam nadzieję, że to nie jedyna zaleta tego obiektywu.

     Dobra, do rzeczy, najwyższa pora wspomnieć o dzisiejszej gwieździe, czyli Nikonie Z9. Który bez dwóch zdań nie jest gwiazdą wyłącznie dzisiejszą. Jestem przekonany, że on będzie długo błyszczał na niebie. Wymyślając go, w Nikonie poszli na całość i uznali że należy stworzyć aparat wszystkomający. 
     Połączyli więc:
- wysoką rozdzielczość matrycy (45 Mpx)
- rekordową szybkostrzelność (RAWy – 20 klatek/s do 1000 zdjęć w serii, JPEGi full res – 30 klatek/s, JPEGi 11 Mpx – 120 klatek/s)
- supersprawny, wysoce customizowalny autofokus, umiejący obsłużyć wymienione wcześniej zdjęcia seryjne
- filmowanie sięgające 4K 120p i 8K 60p z czasem kręcenia ograniczonym do 2 godzin (to dla 8K 30p).

     Całość oczywiście zamknięto w „dużym” korpusie, czyli połączonym na stałe z uchwytem pionowym. To dało możliwość upchnięcia dużego akumulatora (takiego jak w D6) oraz pozwoliło sensownie zorganizować chłodzenie matrycy. Do tego dochodzą rodzynki w postaci choćby wspaniałego wizjera, który poza wysokimi parametrami wyświetlanego obrazu charakteryzuje się absolutnym brakiem nieciągłości w wyświetlaniu obrazu. Zapewnia to nowy, szybki procesor EXPEED 7 posiadający oddzielne tory obróbki dla obrazu rejestrowanego i wyświetlanego.

     Drugim rodzynkiem jest nieobecność migawki szczelinowej. Rzecz niby nie nowa, nawet testowałem na blogu „bezmigawkową” Sigmę fp L. W Nikonie Z9 użyto jednak „elektronicznej migawki” znacznie szybszej w kwestii sczytywania obrazu. Jej żadne rolling shuttery niestraszne, błysk można synchronizować nawet przy 1/250 s, a krótkie czasy naświetlania kończą się na 1/32000 s. To ułatwia fotografowanie w silnym świetle otwartymi, bardzo jasnymi obiektywami. Pomaga w tym zaczynający się nisko, przy ISO 64, zakres czułości matrycy. Matrycy stabilizowanej, ale to przecież oczywista oczywistość. Nowością jest funkcja Synchro VR, czyli współpraca stabilizacji matrycy z optyczną stabilizacją (wybranych modeli) obiektywów.

     Ciekawych i ważnych elementów i cech jest znacznie więcej. Migawki Nikon Z9 nie ma, ale matryca dysponuje przesłoną ochraniającą ją w momencie odłączenia obiektywu. Latem tego roku pisałem na blogu o analogicznym patencie Canona, ale okazało się że Nikon jest pierwszym który taką przesłonę zastosował.

     „Po drugiej stronie matrycy” trafiamy na uchylny ekran. Podwójnie uchylny, czyli ułatwiający fotografowanie także przy kadrach pionowych. Obraca się on maksymalnie o 90° do góry i w prawo, w lewo tylko troszkę, a w dół o ok. 30°. Ciekawe, że Nikon nie zdecydował się na ekran obrotowy. Po lewej stronie tylnej ścianki Z9 nie ma przycisków, więc nic nie stało na przeszkodzie by znalazł się tam przegub.

     Z mogących uchodzić za istotne szczegółów, wymienię podświetlane przyciski, rozbudowaną łączność przewodową i bezprzewodową oraz - na razie jedynie zapowiedziany - nowy firmware, który pozwoli zapisywać wewnętrznie filmy 8K 60p w RAWach. Nośnikami pamięci są dwie karty CFExpress typ B, a ich gniazda pozostają kompatybilne z kartami XQD.

     Na deser ostatni szczegół, cena sugerowana. Wynosi ona niecałe 28000 zł, co oczywiście jest sumą ogromną, ale to i tak mniej niż kosztują – już realnie, w sklepach! – Sony A1 i Canon R3. Czyli tanio jest!

     Bez dwóch zdań Nikon stworzył potwora, który w każdej konkurencji potrafi sprostać najbardziej wyrafinowanym modelom Canona, Sony, czy Panasonica. Przygotowując się na przyjęcie Z9, spodziewałem się rewelacyjnych osiągów w fotografowaniu, ale tak wyrafinowanego filmowania już nie. Nikon zrobił tym dużą niespodziankę, dla niektórych miłą, dla innych niezbyt. Ci pierwsi chętnie przytulą tak uniwersalny aparat, drudzy – na przykład fotoreporterzy sportowi – będą narzekali na to zapaskudzenie i obciążenie sprzętu zupełnie niepotrzebną funkcją. Tak czy inaczej, Nikon Z9 wspaniałym aparatem jest!

7 komentarzy:

  1. Nikon z50.
    Zauwazylem ze oprocz tarczy z programami istnieje rowniez hebelek do przelaczenia pracy z fotografowania na filmowanie.
    Pytanie; czy w ten sposob w aparacie jest przelaczanie menu TYLKO z parametrami fotograficznymi na parametry filmowe i odwrotnie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Do wczesniejszego tekstu;
    https://www.kenrockwell.com/nikon/mirrorless/images/z50/D3S_6169-top.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem pytanie. Przy obu położeniach przełącznika menu wyświetla się w identycznej, pełnej postaci. A, sprawdziłem na Z5, bo Z50 nie miałem pod ręką.

      Usuń
  3. Mialem nadzieje ze jak wlacze na foto to w ekranie pojawia sie jedynie fotograficzne parametry /ustawienia/. Jak widac jest to chyba niemozliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, ekran! Ja pisałem o zawartości menu. Z ekranem nie ma problemu, bo tu rzeczywiście pozostają wyłącznie funkcje fotograficzne. Sporo z niech (np. czułość, balans bieli, ADL, redukcja szumów) ma oddzielne ustawienia dla filmu i foto, więc po przełączeniu ma się te potrzebne w danym trybie działania. Znowu: bazuję na tym co widzę w Z5.

      Usuń
  4. Fajne recenzje i porady. Tak trafiłem na blog przypadkiem. Jestem, powiedzmy laikiem w fotografii ale chciałem się podzielić swoim nieobiektywnym spostrzeżeniem, że pośród fotek robionych różnymi aparatami najbardziej podobają mi się wychodzące z olympusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie. Ja też lubię olympusowy obrazek, choć chyba ten z Fuji bardziej mi leży. No, canonowski może też. Z pewną drobną różnicą: aparatami Fuji jakoś źle mi się fotografuje, a Olympusami wręcz przeciwnie.

      Usuń