środa, 2 listopada 2022

Nowe u Canona. Bardzo nowe?

     Obiektyw, jeszcze jak cie moge. („jak cię mogę” wyglądało słabo). Jednak już aparat to bardziej przesuwanie akcentów niż rzeczywista nowość. Matryca EOSa R6 Mark II niby ma „całkiem nowe” 24 Mpx, ale to nie przetwornik z EOSa R3, więc ani w niej śladu BSI, czy też technologii stack. Choć racja, przydano jej szybkości, stąd z elektroniczną migawką można strzelać aż 40 klatek/s. Ta migawka potrafi w razie potrzeby odmierzyć nawet 1/16000 s. Usprawniono autofokus, poszerzając gamę wykrywalnych obiektów o konie i zebry. No, na miejscu antylop poczułbym się obrażony. 

     Przy filmowaniu w 4K nie ma już cropa, usunięto też „podatkowe” ograniczenie czasu rejestracji wideo do 30 minut. Korpus aparatu ma szkielet magnezowy, a nie aluminiowo-poliwęglanowy jak u poprzednika. Ciut zmieniono także sterowanie (położenie wyłącznika i sposób przełączania fotografowanie / filmowanie) oraz formę podręcznego Q menu. Znacząco wzrosła liczba zdjęć możliwa do wykonania bez doładowywania akumulatora – w przypadku korzystania z ekranu aż półtorakrotnie, do 750. 
     To jeszcze nie koniec o wzrostach, mamy jeszcze kwestię ceny. Niby za oceanem dla Canona R6 II sugeruje się to samo 2500 dolarów co za poprzednika, ale u nas 14200 zł nie wygląda już tak pięknie. Ale wiadomo, to tylko teoria. Ważniejsze jak ukształtuje się sklepowa cena aparatu.

     Na początku artykułu napisałem o przesuwaniu akcentów. Chodziło mi o ustawienie nowej „szóstki” jako modelu podstawowego w linii bezlustrowców Canona. EOS R6 niby takim był, ale jego 20 Mpx trochę przeszkadzało. Teraz, R6 II z 24 MPx i drobiazgami uszlachetniającymi, prezentuje się już godniej. Jednocześnie stworzono przestrzeń w dole linii, akurat dla następcy EOSa RP. Może on otrzyma w spadku matrycę 20 Mpx? Nawet jeśli dorzuci się jej także stabilizację, a na dokładkę przyśpieszy zdjęcia seryjne, czy choćby podciągnie parametry filmowania, nie będzie obaw o kanibalizację modelu podstawowego. Ba, można by się tu nawet dopatrzyć miejsca dla dwóch tanich Canonów R.

     Teraz drugie danie, czyli nowy obiektyw. Jest to jasne, portretowe 135 mm f/1.8, oczywiście L. Zauważcie, że w klasie takiej trochę dłuższej optyki portretowej Canon nie pokazał nic nowego od czasów klasycznego 135 mm f/2L, czyli od… ponad ćwierć wieku! Ani w serii EF, ani dotychczas w RF nie pokusił się o następcę, czy też uzupełnienie, tamtej – genialnej, bez dwóch zdań – konstrukcji. Nie zaprezentował 100-105 mm f/1.4 jak Nikon i Sigma, ani 135/1.8 jak Sigma i Sony, a dopiero teraz uznał że już czas.

     Najistotniejszą różnicą w stosunku do konkurentów jest obecność systemu stabilizacji optycznej IS. Dotychczas stabilizacja rzadko gościła w najjaśniejszych portretówkach, których priorytetem była jak najwyższa jakość tworzonego obrazu. „Obciążanie” konstrukcji dodatkowymi członami optycznymi, które nie pomagały w uzyskaniu ideału, byłoby ryzykowne. Poza Canonem 85/1.4 i Panaleiką 42,5/1.2 nie kojarzę innych stabilizowanych szkieł portretowych. 
     Obecnie kwestia jest już mniej istotna, oczywiście za sprawą powszechności stabilizowanych matryc. Niemniej Canon zdecydował się tu na dołożenie modułu IS. Myślę, że celem jest zmaksymalizowanie skuteczności stabilizacji obrazu na potrzeby zdjęć z ręki wykonywanych na matrycach o najwyższych rozdzielczościach. Mam jednak nadzieję, że także na testowych zdjęciach studyjnych, mających na celu wyłącznie uzyskanie wyników w lp/mm, LPH, czy innych MTFach, nowe canonowskie szkło wypadnie świetnie.

     Moją nadzieję umacnia obecność w układzie optycznym obiektywu aż trzech soczewek UD. Wart zauważenia jest brak soczewek asferycznych, co może mieć pozytywny wpływ na plastykę obrazu. Jasne punkty w nieostrościach będą oddawane jako regularne koła dzięki 9-listkowej przysłonie. Deklarowana skuteczność stabilizacji IS wynosi 5,5 działki, a wsparcie stabilizacją matrycy ma podnieść skuteczność do poziomu 8 działek. 
     Obiektyw waży ponad 900 g, a jego oficjalna cena wynosi ponad 13000 zł. Liczę, że będzie wart tych pieniędzy, choć z drugiej strony to suma aż o dychę wyższa niż potrzebna obecnie do kupienia porządnego egzemplarza używki EF 135/2L. Wiem, to bardzo nieuczciwe porównanie. Z trzeciej strony, canonowski RF 85/1.2 kosztuje około 14000 zł, a w wersji DS jeszcze o 3000 zł więcej. Widzicie, ten RF 135/1.8L, wcale nie wychodzi tak drogo 😉

2 komentarze:

  1. R6 Mark III w pierwszym akapicie, to dopiero nowość :P !! Tymczasem zastanawiam sie jak bardzo zauważalna jest różnica pomiędzy R i R6 w kwestii AF/szumy w odniesieniu do mojego 5d II w skrajnych warunkach oświetleniowych (f2 1/30 ISO 3200). Z uwzględnieniem aktualnej ceny R~6000zl, R6~11000 zl. Czy R6 jest o tyle lepszy co droższy (55% xd) od R w ciemnych warunkach? Pomijając stabilizację matrycy bo to oczywista zaleta ale przy reportażu wśród ludzi ciężko zejść poniżej 1/30s więc bardziej liczy się użyteczne ISO.
    Pozdrawiam, Fifi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, już poprawiam to III :-) Dzięki! 5DII nie ma startu do R6. Do R właściwie też nie. Choć programy odszumiające z AI, np. Topaz albo coś nowszego od DxO umieją czynić cuda w tym względzie. Inna sprawa, że jeśli taki 5DII styka pod kątem AF, to ja sam wolałbym dołożyć kilka patoli do szklarni, a nie do nowego korpusu.

      Usuń