To wyjątkowe święto fotografii. Zwłaszcza,
że zdarza się raz na dwa lata. Co prawda nie wszyscy o tym wiedzą i raz, w 2002
roku, w pewnym magazynie komputerowym, artykuł o cyfrowych nowościach tamtej Photokiny
zaczął się passusem: „Po dwuletniej przerwie spowodowanej wydarzeniami z 11
września…”.
Co prawda w obecnym pędzie nie ma
szans żeby producenci czekali do jesieni lat parzystych na prezentację swoich
najnowszych osiągnięć. Ba, nie są w stanie poczekać i roku. Stąd coraz większa
rola targów CES/PMA, IFA, CP+…, pozwalających szybko zaprezentować szerokiej
„rzeczywistej” publiczności swoje nowości. Niemniej Photokina to nadal
Photokina, więc zbiera ona sporo baaardzo ciekawych produktów. Tak było
oczywiście i w tym roku. Co ważnego i ciekawego wyłapałem?
|
Źródło: Canon. |
Alfabetycznie, na początku wypada
Canon, a więc i jego 7D Mark II – dla wielu
najważniejszy produkt całych targów. „Długo oczekiwany” to oczywiście eufemizm,
ale z drugiej strony wyczytane gdzieś, że „canonierzy przez 5 lat umierali z
tęsknoty za następcą 7D”, to ostra przesada. Bo 5 lat temu to pokazano 7D,
następcy można było oczekiwać – powiedzmy – w 2011 roku, a o „umieraniu” można
mówić dopiero po Photokinie 2012, kiedy to 7D II się nie pojawił. Tak czy
inaczej, warto było czekać. Canon pokazał bowiem poważną, szybką i nowoczesną
lustrzankę, z seriami 10 klatek/s, wszystkimi krzyżowymi polami AF (65 sztuk) pokrywającymi
znaczny obszar kadru, migawką o trwałości 200 tysięcy cykli itd., itd. Ale
zaraz, przecież poprzednik był świetnym aparatem i swoimi parametrami nawet
dziś nie ma czego się wstydzić. Tak, tyle że matryca zdecydowanie nie trzymała
tego wysokiego poziomu. Czy użyta teraz 20 Mpx, popychana przez dwa procesory
Digic VI da się lubić? No i czy Nikon po takim wyzwaniu, pokaże D400?
Zobaczymy.
|
Źródło: Canon. |
Z ciekawych nowości Canona jest
jeszcze PowerShot G7X. Podoba mi się on znacznie bardziej niż grzmotowate G1/X.
Wyraźnie szczuplejszy niż one, z jaśniejszym zoomem i wyposażony w mniejszą
matrycę 1”, wyraźnie stara się nawiązać walkę z Sony RX100 III. Sony góruje
wizjerem, którego w Canonie brak, ale ten ma dotykowy, odchylany do góry ekran
(aż do pozycji „selfie” włącznie).
|
Źródło: Fujifilm. |
Fuji prezentuje dwie ciekawe
nowości: oryginalną portretówkę oraz kolejną
wersję kompakta X100, tym razem z oznaczeniem „T”. Portretowy Fujinon XF 56 mm f/1.2 R APD, to obecnie najjaśniejszy na świecie obiektyw z autofokusem, dedykowany do matryc APSC. Ciekawsze jest jednak oznaczenie APD, mówiące o wbudowaniu weń filtra apodyzacyjnego. Pozwala on cudownie oddawać nieostrości, czego przykładem jest minoltowski obiektyw 135 mm STF. Inna sprawa, czy Fuji dorówna temu wzorcowi...
|
Źródło: Fujifilm. |
Natomiast X100T ma unowocześniony, hybrydowy wizjer, tym razem z elektronicznym dalmierzem – czyli tak jak w Leice, ale plamka z „duchami” generowana jest cyfrowo, a nie na drodze optycznej. Wreszcie zastąpiono niewygodną obrotową dźwigienkę pod prawy kciuk, normalnym pokrętłem. Dodano też opcjonalną, elektroniczną migawkę z krótkimi czasami sięgającymi 1/32000 s! Dzięki temu Fuji pokonało Nikony serii 1, dysponujące „tylko” 1/16000 s.
A już po staremu, informacje prasowe Fujifilm Polska to masakra stylistyczna i tłumaczeniowa.
|
Źródło: Nikon. |
Żółty gigant, znaczy
Nikon,
zaskoczył mnie dwa razy. Najpierw pozytywnie, potem niemiło. A chodzi o jeden i
ten sam produkt, Nikona D750. Przecieki mówiły o następcy Nikona D700, więc się
ucieszyłem, ale już oficjalnie ogłoszony aparat okazał się Nikonem D610 z
pewnymi dodatkami z D810, no może i więcej. Bo na pewno nie jest to szybki,
reporterski „baby D4s”. Serie maks. 6,5 klatki/s i najkrótszy czas 1/4000 s
mówią same za siebie. Choć autofokus podciągnięto wyżej niż w D810 i D4s, gdyż
pracuje już od oświetlenia -3 EV, zachowując wszystkie dotychczasowe pozytywy w
postaci 51 pól ostrości i Group Area AF. Jedna jego cecha pozostaje jednak po
staremu: brak bocznych, krzyżowych pól AF. Canon potrafi, a Nikon nie? Aha,
matryca liczy 24 Mpx i nie pozbawiono jej filtra dolnoprzepustowego. Ekran
odchyla się do góry (nowość w pełnej klatce Nikona), co bardzo ucieszy
filmowców, ale fotografujących tylko połowicznie. Wart zauważenia jest też AF-S
Nikkor 20 mm f/1,8G ED. To, obok staruszki Sigmy o tych samych parametrach,
najszerszy tak jasny obiektyw do pełnoklatkowych lustrzanek. Na zdjęciu widzimy
obie nikonowskie nowości.
|
Źródło: Olympus. |
Olympus dwa tygodnie przed Photokiną pokazał światu PENa E-PL7, czyli E-PL6 z dodatkiem
unowocześnień, głównie z Olympusa E-M10. Ale nie liczmy na wbudowany flesz, czy
wizjer elektroniczny. Pojawiło się 81 punktów autofokusa, procesor TruePic VII,
3-osiowa stabilizacja, Wi-Fi, a nowy mechanizm obracania ekranu pozwala
wygodniej robić selfies. Mnie to już nie ruszyło, w odróżnieniu od „press
release’a” tego aparatu, a właściwie tego, co Olympus zamiast niego dostarcza.
Są to wynurzenia blogerki modowej na temat kolorów obudowy, nowych filtrów
artystycznych i właśnie komfortu przy selfies. Uff!
|
Źródło: Olympus. |
Znacznie milszym zaskoczeniem
jest dla mnie jasny, długi zoom 40-150 mm f/2,8. Spodziewałem się 100 mm „na
górze”, a tu mamy odpowiednik małoobrazkowych 300 mm. Super! Dzięki takiemu
wyciągnięciu najdłuższej ogniskowej, w linii pozostaje miejsce dla przyszłego
40-100 mm – oczywiście f/2. Zoom 40-150 mm f/2,8 należy do
olympusowskiej klasy Pro, jest pyło- i kroploszczelny, a potrafi ostrzyć już od
70 cm. Połowa z jego 16 soczewek to wyrafinowane ED, SED, HD lub co najmniej
asferyczne.
|
Źródło: Panasonic. |
Z kolei
Panasonic, w najnowszym
kompakcie serii LX wyskoczył z matryc wielkości paznokcia niemowlaka, stąd
zamiast spodziewanego LX8, mamy LX100 z 1-calowym przetwornikiem. Obiektyw nie
jest już tak jasny jak u poprzednika, ale i na f/1,7-2,8 nie ma co narzekać.
Podobnie jak na zakres zooma (małoobrazkowe) 24-75 mm, byle tylko jakością
obrazu wypadał on lepiej niż w LX7. Matryca formalnie liczy 16 Mpx, ale z
powodu znanej z wielu Panasoniców „wieloformatowości” (Multi Aspect), w
praktyce wykorzystywanych jest ok. 12,5 Mpx. Filmy 4K? Jasne! Wbudowany flesz?
Brak! Co prawda jest stopka na lampę zewnętrzną, ale to już nie to samo.
Zgodnie z przewidywaniami,
pojawił się bezlusterkowy Lumix GM5 będący rozwinięciem mikroskopijnego GM1.
Oczywiście dodano wizjer, ale Panasonic nie zdecydował się na stabilizowaną
matrycę i filmowanie w 4K. Wizjer umieszczono powyżej ekranu, nie korzystając z
pomysłu na wysuwanie go z obudowy do góry (vide Sony RX100 III). GM5 nie jest
już więc tak zgrabny jak GM1, a na dokładkę zabrakło miejsca na wbudowaną lampę.
Jakiś pomór fleszy u Panasonica, czy co?
Na zdjęciach: Panasoniki LX100
(to ten srebrny) i GM5. Bardzo podobne wzornictwo, a w obu nowo wprowadzony
wizjer wygonił lampę błyskową.
|
Źródło: Ricoh. |
Pentax (/Ricoh) podczas samej
Photokiny z niczym nowym, gotowym nie wystąpił, jednak dwa tygodnie przed
targami pojawił się ciekawy Pentax K-S1. Ciekawy po pierwsze z powodu nowej,
20-megapikselowej matrycy bez filtra AA, po drugie z kilku diod świecących
zdobiących z przodu uchwyt aparatu. I to właśnie owe zielone LEDy plus z tuzin
kolorów obudowy oraz trochę kosmiczne sterowanie, wzbudziły najwięcej
kontrowersji. Ale czy każda lustrzanka musi być śmiertelnie poważna? Mi
najbardziej podoba się ten niebieski K-S1.
|
Źródło: Samsung. |
Najciekawszą premierą tegorocznej
Photokiny jest według mnie
Samsung NX1. Zapowiadany nieoficjalnie od dawna jako
killer dla wszystkich aparatów APSC, ale w realu prezentuje się jeszcze
poważniej. Duży (ale dość lekki), uszczelniony, lustrzankopodobny korpus, z 28-megapikselową
matrycą w środku i wsparciem „fazowego” autofokusa kryjącego 90 % kadru. Plus
15 klatek/s przy AF-C, filmy 4K, dotykowy, odchylany ekran… Na papierze aparat prezentuje
się wspaniale, mam nadzieję, że w praktyce nie będzie inaczej. Pokazany
zawczasu zoom 16-50 mm f/2-2,8 został teraz uzupełniony o optykę 50-150 mm
f/2,8. Oba obiektywy są oczywiście stabilizowane i uszczelnione, a telezoom z
wyjątkowo niedużym minimalnym dystansem ostrości 0,6 m. Na zdjęciu: Samsung NX1
z jednocześnie zaprezentowanym długim zoomem 50-150 mm f/2.8 S ED OIS.
|
Źródło: Sigma. |
Sigma? Biednie. Spodziewaliśmy
się wysypu jasnych stałek, a otrzymaliśmy tylko trzy zoomy. Znacznie ciekawsza
od spacerowego 18-300 mm f/3,5-6,3 OS, jest para długich, stabilizowanych
zoomów 150-600 mm f/5-6,3. Jeden z nich został zakwalifikowany do rodziny S
(Sport), a drugi do C (Contemporary). Pierwszy ma metalową obudowę,
uszczelnienia, odporne powłoki na skrajnych soczewkach, wszystkich soczewek są
aż dwa tuziny, w tym sporo ze szlachetnego szkła. Drugi, w każdym z tych
aspektów prezentuje się skromniej. Na zdjęciu: Sigma S 150-600 mm f/5-6.3 DG OS
HSM – to ta „poważniejsza” wersja obiektywu.
|
Źródło: Sony. |
Sony jak zwykle chodzi swoimi
drogami. Bezkorpusowe QX10 i QX100 uznałem za ciekawostkę przyrodniczą i wybryk
konstruktorów, którym nudziło się w pracy, a szef ich nie dopilnował. Ale teraz
Sony pokazało taki aparat, QX1, z wymienną optyką! Ani to małe, ani wygodne w
obsłudze, ani w ogóle. Albo ja czegoś nie chwytam. Ale jeśli będzie się
sprzedawało, to chwała marketingowcom Sony. Z poważnych nowości, pojawił się
szerokokątny zoom do pełnoklatkowych bezlusterkowców, Zeiss 16-35 mm f/4 OSS.
Wysyp optyki do A7/R/S planowany jest na początek przyszłego roku, czyli pewnie
na targi CES.
Na
zdjęciu: Sony QX1 przymocowany do smartfona. „Bezkorpusowiec”, czy może
„bezekranowiec” albo „bezsterowaniowiec”? Ale flesz jednak w niego wbudowali.
|
Źródło: Tamron. |
Tamron
pokazał superszerokiego, a na dokładkę stabilizowanego zooma 15-30 mm f/2,8. Z
pewnością będzie tańszy od konkurencyjnego, wspaniałego Nikkora 14-24 mm, a może i niewiele
gorszy?
|
Źródło: Cosina. |
No i jeszcze
Voigtlander i jego
obiektyw 10,5 mm f/0,95, oczywiście z ręcznym ustawianiem ostrości. Ogniskowa
pachnie rybim okiem, ale to tylko pozór, bo ten obiektyw przeznaczony jest do
aparatów z matrycą Micro 4/3. Jeśli chodzi o kąt widzenia, jest to odpowiednik
małoobrazkowej „dwudziestki”. A „przeliczając na głębię ostrości małego obrazka”
superwysoką jasność f/0,95, otrzymujemy f/1,9. Aż prosi się o test porównawczy
z nowym Nikkorem 20 mm f/1,8.
Dobra, to wszystko było. A czego mi
zabrakło? Już o tym wcześniej napomknąłem, stałoogniskowych obiektywów Sigmy. Może
24 mm f/1,4 lub poprawione, wciągnięte do rodziny A 85 mm f/1,4. Jasne 100 mm
albo 135 mm też by się przydało. Sporo plotkowało się o pełnoklatkowym zoomie
24-70 mm f/2, ale jakoś nie wierzę w niego. Choć gdyby dwa lata temu ktoś mi
szepnął na ucho o APSowym zoomie 18-35/1,8 bijącym jakością obrazu stałki, też
bym nie uwierzył. A właśnie, Sigmo, gdzie 35-100 mm f/1,8?
Czekałem też na następcę
Panasonica GX7, z wbudowanym autofokusem z GH4. Poczekam jeszcze. Podobnie jak
na boczne krzyżowe pola AF w Nikonach. A, zapomniałbym o pełnoklatkowym Canonie
z matrycą 40, czy też 50 Mpx. Nie to, że nie mogę się doczekać, ale ciekaw
jestem w której serii umieszczą ten aparat – jako następcę 1Dx, czy może 5D Mk
III?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz