czwartek, 25 czerwca 2015

TEST: Uchwyt Peak Design Capture Pro

A jednak da się wygodnie!


  Napisałem tytuł artykułu i uświadomiłem sobie, że w dawnych czasach jakoś nie narzekałem na niewygody związane z noszeniem sprzętu. Ale pewnie z wiekiem człowiek staje się coraz bardziej wygodnicki i stąd noszenie dwóch aparatów na paskach wydaje się szczytem dyskomfortu. Od kilku lat używam więc szelek OP/TECH’a i choć sprawdzają się one całkiem nieźle, to ciągle szukam rozwiązania jeszcze wygodniejszego. Nic więc dziwnego, że wiosną na łódzkich targach Film Video Foto, wpadł mi w oczy uchwyt produkcji Peak Design. Na dokładkę panie ze stoiska sklepu cyfrowe.pl chętnie „oprowadziły mnie” po tym uchwycie / systemie uchwytów. A, że (dobry) marketing czyni cuda, amerykański Capture Pro Camera Clip przypadł mi do gustu. W relacji z targów obiecałem ten uchwyt przetestować, co niniejszym czynię.

     Z uchwytami na aparat, mającymi pełnić rolę taką jak produkt Peak Design, miałem już do czynienia, ale zawsze kończyło się na pierwszym kontakcie, gdyż każdy wykazywał jakieś mniejsze lub większe niedostatki funkcjonalności. Capture Pro przeszedł pozytywnie test pierwszego wrażenia czym zasłużył na dogłębne poznanie.

     Korpus uchwytu składa się z dwóch aluminiowych płytek, które zaciskamy na pasku spodni, plecaka albo specjalnie założonym pasie do noszenia sprzętu foto. Płytki połączone są dwiema wykręcalnymi śrubami, pozwalającymi na rozłączenie płytek lub ściśnięcie nimi pasa o grubości do pół cala (ponad 12 mm). Pas dużego plecaka może okazać się grubszy i tu pomoże zakup dłuższych śrub. Maksymalna szerokość pasa to 3 cale, czy ok. 7,5 cm. Dolna płytka posiada otwór z gwintem 1/4” pozwalający połączyć uchwyt ze statywem.

     Wsuwana w gniazdo szybkozłączka ma dość głośno pracujący zatrzask, którego dźwięk upewnia nas, że aparat pewnie tkwi w uchwycie. Łagodnie wyprofilowane wejście do gniazda bardzo ułatwia wprowadzenie złączki bez kontroli wzrokiem. Złączki zaprojektowano w standardzie Arca Swiss, co pozwala na korzystanie ze statywu bez konieczności demontażu złączki. Oczywiście pod warunkiem, że głowica też trzyma standard Arca.

Na górze kwadratowa złączka standardowa, na dole Pro Plate.
Złączka Pro Plate po dokręceniu dwóch
nakładek może być mocowana na głowicach
statywów akceptujących płytki 200PL.













     Do testu otrzymałem dwa uchwyty z dwiema różnymi złączkami. Obie mają kwadratowe „profile Arca”, więc aparat, bez przekręcania płytki może być mocowany w uchwycie na 4 różne sposoby. Na przykład w innej pozycji do transportu, w innej do wymiany obiektywu. Złączka z prostokątną stopką (Pro Plate) ma dodatkowo możliwość przymocowania nakładek nadających profil zgodny z mocowaniem 200PL Manfrotto. Nakładki otrzymujemy w komplecie z płytką / uchwytem. Płytkę kwadratową przykręcamy do aparatu monetą, a prostokątną metalowym kabłąkiem. Śruby obu typów pozwalają też na dokręcenie kluczem ampulowym. A dokręcać mocno naprawdę warto, zwłaszcza przy dużej masie sprzętu. Podczas mojego testu, złączka pod zestawem z długim zoomem regularnie mi się luzowała. Miałem tam złączkę dokręcaną kabłąkiem – rozwiązanie niby wygodniejsze, bo nie wymaga posiadania przy sobie bilonu, ale w sumie sprawdzające się gorzej. Dużą monetą dokręca się mocniej, a oczywiście najlepiej sprawdza się klucz. Dodam, że w ofercie Peak Design jest jeszcze złączka Micro o mniejszej powierzchni, bardziej pasująca do niedużych aparatów i dająca większe szanse na dobry dostęp do komory akumulatora / karty pamięci.

Śruba widoczna po lewej służy do regulacji szerokości gniazda
szybkozłączki. Złączka może wsuwać się i tkwić z mniejszym
lub większym luzem. Ja ustawiłem luz maksymalny, co nieco
ułatwiało wyciąganie aparatu z uchwytu. Po drugie, śruba ta służy
do zaciśnięcia złączki w uchwycie, w sytuacji gdy montujemy
go na statywie i żądamy sztywnego mocowania aparatu.

Czerwonym przyciskiem zwalniamy
blokadę złączki i wówczas możemy
wyjąć aparat z uchwytu. Obrócenie
przycisku o 90 stopni w prawo
uniemożliwia jego wciśnięcie.
To taka blokada blokady. 

 

















     Płytki z których składa się korpus Capture Pro maluje się proszkowo, a złączki statywowe są anodyzowane na czarno. Powierzchnie „gniazda” złączki są wypolerowane dla ułatwienia wsuwania i wysuwania jej. Tyle, że nie to niewiele pomaga. Wystarczy lekkie przekoszenie złączki, a ta skutecznie się klinuje przy wyjmowaniu aparatu z uchwytu. Myślałem, że pomoże dobór szerokości gniazda śrubą regulacyjną, ale nic z tego. Po prostu trzeba się nauczyć wyciągać aparat dokładnie w osi gniazda. Zastanawiam się, na ile powodem tych trudności jest profil gniazda, a na ile materiał współpracujących części. Wyższej klasy pierścienie redukcyjne do filtrów fotograficznych wykonuje się przecież z mosiądzu, a nie z aluminium, właśnie dla zapobieżenia tego typu problemom. Oczywiście w tym wypadku użycie mosiądzu zdecydowanie podwyższyłoby cenę uchwytu. A może by złączkę wykonać z tworzywa sztucznego o odpowiedniej wytrzymałości? Kwestia warta rozważenia.

Maksymalna grubość paska, na którym mocuje się uchwyt
to pół cala. Większa wymaga dokupienia dłuższych śrub łączących
dwie płytki uchwytu. 
     Powyższy opis dotyczy uchwytu w wersji Pro. W sklepach można znaleźć jeszcze wersję standardową, choć ta podobno nie jest już produkowana. Różni się ona – poza niższą ceną – trzema uproszczeniami. Dolna płytka mocująca wykonana jest z tworzywa sztucznego i brak jej otworu z na śrubę statywu. Trzecią różnicę stanowi fakt, że wersja standardowa zawsze wyposażana jest w kwadratową szybkozłączkę statywową systemu Arca. Jeśli więc chcemy mocować aparat bezpośrednio na głowicach statywowych „typu Manfrotto”, musimy dokupić kwadratową złączkę Dual. Tyle, że takie rozwiązanie jest zupełnie nieopłacalne – taniej o kilkadziesiąt złotych wychodzi zakup uchwytu w wersji Capture Pro, wyposażanego w złączkę Pro Plate.

     Na pasku spodni uchwyt mocować można nie tylko bezpośrednio, ale również za pośrednictwem nakładki Pro Pad. Dzięki miękkiej, grubej wyściółce z tyłu, pozwala ona na noszenie w uchwycie cięższego sprzętu, bez siniaczenia boku fotografa. Dopóki aparat nie waży więcej niż, powiedzmy, półtora-dwa kilogramy, uchwyt możemy mocować tak jak na pasku – aparat wkładamy z boku. Cięższy sprzęt wymaga mocowania uchwytu poziomo, czyli aparat wsuwamy z góry. Jedna istotna uwaga: aparat możemy odłączyć od uchwytu jedną ręką wyłącznie gdy wejście do uchwytu znajduje się z boku. Gdy aparat wyjmujemy do góry, nie mamy szans na jednoczesne wciśnięcie palcem tej samej ręki czerwonego przycisku zwalniania blokady. W każdym razie mi się to nie udawało.


     Patrzcie, niby ten uchwyt to proste i nieskomplikowane akcesorium, a jego opis wymógł sporo miejsca. Teraz czas na streszczenie wrażeń z używania Capture Pro Camera Clip.  Wypożyczyłem go z cyfrowe.pl na dwudniowy reportaż, podczas którego używałem dwóch aparatów w konfiguracji jak na zdjęciu poniżej. Na lustrzance bez gripa zoom standardowy i flesz, na drugiej, z gripem, długi zoom. Plus dopałka do flesza i futerał z trzecim obiektywem (zoom UWA). Reportaż to była klasyczna konferencja we wnętrzach: duża sala plus kuluary, bez szczególnego ganiania i ścisku.

Przy tak noszonym sprzęcie nie ma mowy o koszulce wypuszczonej na wierzch.
Marynarka też nie wchodzi w grę. Po prostu dlatego, że bardzo utrudniałyby
one dostęp do uchwytów. 
     Pierwsze wrażenie, już po obwieszeniu się sprzętem: ale jestem gruby! W biodrach przybyło mi dokładnie PÓŁ METRA szerokości. Z 37 cm zrobiło się 87 cm, a to zdecydowanie utrudnia przemieszczanie się. Przejście między rzędami stołów konferencyjnych - w innych warunkach nic szczególnego - wymaga poruszania się bokiem. Ba, nawet pokonanie drzwi (otwartych J) może okazać się wyzwaniem. Jeśli dotkniemy framugi czy stołu biodrem lub ramieniem, to nic się nie stanie. Ale jeśli zawadzimy fleszem lub obiektywem, straty mogą być znaczne. Trzeba więc zachowywać wzmożoną ostrożność. Nie dostąpiłem zaszczytu fotografowania w tłoku, nie musiałem przepychać się by zdobyć miejsce, ale podejrzewam, że w tego typu sytuacjach nie byłoby mi łatwo. Czy dałoby radę umieścić uchwyty nie po bokach, a z przodu? Na pewno nie w przypadku długiego zooma, bo bardzo utrudniałoby to chodzenie.

Podczas fotoreportażu trzykilogramowy zestaw aparatu
z długim zoomem powodował obracanie się Pro Pada
wokół paska spodni i zjeżdżanie sprzętu w dół. Dopiero pod
koniec testu wpadłem na pomysł jak temu zapobiegać.
Wystarczy pasek przepuszczać przez Pro Pad nie tunelem, a pod
odchylaną patką. Uchwyt dosuwamy w górę aż pod pasek
i zaciskamy. O "wywijaniu" się Pro Pada nie ma wtedy mowy.
Dlaczego złączkę mocowałem do aparatu, a nie do stopki
statywowej obiektywu? W takim wypadku góra zestawu mocno
ciążyłaby bowiem do przodu, przód obiektywu wbijał się w nogę,
a całość byłaby zdecydowanie niestabilna. Jak dla mnie, nie ma

innego wyjścia jak mocowanie złączki do aparatu. Niestety przeszkadza
wówczas ona w wygodnym chwycie gripa przy kadrach pionowych.
    Drugim problemem który napotkałem, była wspomniana już trudność z wyciągnięciem aparatu z zakleszczającego się uchwytu. W moim wypadku dotyczyło to jednak wyłącznie aparatu noszonego na lewym biodrze, wyciąganego prawą ręką. Pewnie kilka dni praktyki więcej i nauczyłbym się wyciągać bezproblemowo.

    Natomiast to co mnie najbardziej cieszyło w tym systemie noszenia sprzętu, to nieobciążanie kręgosłupa. Ciężar wisi nisko, na biodrach i podejrzewam, że nawet znacznie więcej niż te 5 kg które sam nosiłem, nie męczy przy wielogodzinnym fotografowaniu. Dodam tylko jedno: jeśli mamy podczas zdjęć okazję by odpocząć sobie i usiąść, to ze sprzętem wiszącym nisko na biodrach, nie jest to wcale proste. Optimum to bardzo wąskie krzesło albo ławeczka na której siadamy okrakiem. Inaczej zwisający w dół sprzęt mocno zawadza.
    Kolejnym plusem, który jednak dostrzegłem dopiero po dobrych kilku godzinach fotografowania, jest brak konieczności używania pasków. Jak to przyjemnie gdy nic się nie plącze! Ci, którzy cenią sobie asekurację, mogą rozważyć używanie krótkich, sztywnych pasków obejmujących wyłącznie dłoń.  

     Tak więc, potwierdziła się teza zgłoszona w sprawozdaniu z łódzkich targów, że Capture Pro jest pierwszym tego typu uchwytem na aparat, który spełnia moje podstawowe wymagania. Ale test dał więcej, gdyż po nim w pełni zaakceptowałem rozwiązania Peak Design. Tych uchwytów da się używać w pracy fotoreportera, choć oczywiście znajdą się ograniczenia. Aparat z zamocowanym długim obiektywem można nosić tylko z boku, co utrudnia przemieszczanie się i fotografowanie w tłoku. Zestaw z krótkim zoomem da się nosić z przodu. Inna opcja, to jeden aparat w uchwycie, a drugi na pasku / szelkach. Trzeba też nauczyć się wyciągać aparat z uchwytu tak, by nie następowało zakleszczanie złączki. Ale myślę, że to kwestia kilku / kilkunastu godzin praktyki.
     Niemniej cała koncepcja i wykonanie uchwytu zdecydowanie podoba mi się. Cena zresztą też. W miarę. Uchwyt Capture Pro kupujemy za 250-270 zł w zależności od rodzaju złączki w komplecie. Mniej sympatycznie wygląda koszt zakupu Pro Pada – 100 zł za sztukę. Jednak według mnie, i tak warto. Ściągać ze Stanów? Nie warto.

     To była pierwsza część testu uchwytu Capture Pro - część reporterska. Druga, dotycząca fotografowania wakacyjnego, już wkrótce. (część II: LINK)


Podoba mi się:
+ szerokie możliwości dopasowania do indywidualnych potrzeb
+ nieobciążanie kręgosłupa
+ nie plączą się żadne paski!

Nie podoba mi się:
- zakleszczanie się złączki

2 komentarze:

  1. Witam

    Po kilku próbach stwierdzam, że nie nadaje się do dużych lustrzanek. Są po prostu za ciężkie. Inna niedogodność to dłuższe nakrycie wierzchnie... Kupiłem i zostanie w półce do mniejszych sprzętów. Mogę polecić jednak pasek z Peak, ten szeroki, to jest rewelacja do cięższych aparatów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duża lustrzanka może być, byle nie z dużym szkłem - tak mi w każdym razie wychodzi po kolejnych dwóch latach używania Capture Pro.
      Z dłuższymi okryciami rzeczywiście jest problem. Pod określenie "długie" łapie się też - niestety - prawie każda marynarka. Poza takimi króciutkimi, "biodrówkami", jak je nazywam. A i to pod warunkiem, że sprzęt nosi się z przodu, a nie z boku.

      Usuń