czwartek, 5 lipca 2018

Moim okiem: Po co Canonowi i Nikonowi pełnoklatkowy bezlusterkowiec?


Nie, to nie przecieknięte zdjęcia, a rysunek z wyobraźni internauty.
Źródło: Nikon Rumors
     Gdy żaden z nich nie zaprezentował takiego aparatu w rok, dwa po Sony (przypominam: A7 – październik 2013), zacząłem się niepokoić. Nie, nie o brak równowagi na rynku, ale o zanik ich zdolności przewidywania. Czy im naprawdę się wydawało, że bezlusterkowy mały obrazek nie ma przyszłości? Że nie ma sensu ładować kasę i wysiłki w opracowywanie czegoś innego niż kolejne lustrzanki? Czy naprawdę musieli czekać aż pojawi się A7R III, A9 i A7 III, żeby dać znać, że oni też chcą mieć takie zabawki?

     OK, trochę rozgrzeszam Nikona, który w takiej sobie sytuacji finansowej nie bardzo mógł się rozdrabniać. Ale co szkodziło Canonowi poważnie wziąć się do rzeczy, zwłaszcza że mógł przy okazji zostawić Nikona w tyle? Stracił szansę dołączenia do Sony i utarcia nosa rywalowi. Zwlekał, a teraz wygląda na to, że Nikon trochę symulował i bardzo być może będzie gotowy do pokazania swej konstrukcji wcześniej niż Canon.

     O tym za chwilę. Teraz chcę napisać o tytułowym "po co?". Bo z tego jak obserwuję manewry sprzętowe fotografów i z tego co widzę na rynku, wynika jedno: Canon i Nikon nie mają już wyboru. Oni MUSZĄ. Muszą nie tyle doścignąć Sony, co dać użytkownikom swoich lustrzanek argument, by nie myśleli o zmianie barw klubowych.
     Migracja, czy też myślenie o ucieczce z Canona / Nikona do Sony (ewentualnie Fuji) jest na tyle powszechne, że obu lustrzankowym potentatom nie pozostaje nic innego, jak tylko próba zatrzymania u siebie możliwie dużej liczby użytkowników. Chodzi o zapewnienie ich, że wcale nie muszą odchodzić, że jeśli potrzebują małoobrazkowego bezlusterkowca, to znajdą go u siebie.

Nikon "zarobi" na nowym mocowaniu obiektywów. Rysunek pochodzi
z jego wniosku patentowego dotyczącego obiektywu 52 mm
o jasności... f/0.9. Tak jasnej optyki nie dało się zaprojektować dla
wyjątkowo "wąskiego" mocowania F.
     Z tego wynika zresztą pewien handicap. Nikon i Canon nie muszą zaprezentować aparatów lepszych niż ma w ofercie Sony, a jedynie przekonać o bezcelowości migracji. Ich bezlusterkowce po prostu nie mają za zadanie być najlepsze, a jedynie wystarczająco dobre. Na tyle, by uspokoić swoich i odegnać myśli o zdradzie. Dotychczasowi posiadacze lustrzanek nie muszą od razu rzucać się na nowe aparaty, starczy by przestali zaglądać do oferty konkurencji. Ot, żeby mieli wyraźnie zarysowane perspektywy. Z samym bezlusterkowcem sprawa dość prosta, gorzej z optyką do niego. Z początku na pewno będzie biednie, choć podejrzewam, że Canon i Nikon zapewnią możliwości korzystania z obiektywów EF i F. A jeśli obie firmy zaprezentują efektowny, a przy tym realistyczny harmonogram wprowadzania na rynek kolejnych obiektywów, sukces całej akcji stanie się bardziej prawdopodobny. Czego obu firmom szczerze życzę!

     A kiedy to będzie? Wiosną Nikon ogłosił, że pokaże swoją konstrukcję do końca bieżącego roku… finansowego. Wszyscy się uhahali, uznając że Nikon w ten sposób dał sobie kilka dodatkowych miesięcy – jego rok finansowy kończy się 31 marca. Uhahali wszyscy, a konkurent uspokoił. Tyle, że teraz o nowym Canonie cisza, a plotki głoszą, że Nikon ma być zaprezentowany przed jesienną Photokiną. Niektóre mówią wręcz o lipcu. Poza tym, specyfikacja Canona jest zupełną enigmą, a o Nikonie coś tam już wiadomo. Wiadomo? To się okaże, jednak informacje są ciekawe. Podobno mają pojawić się dwa aparaty, jeden z matrycą 24 Mpx, drugi ponad 40 Mpx. Matryca ma być stabilizowana, oczywiście z wykrywaniem drgań na pięciu osiach. Korpus nieduży, wielkością podobny do serii A7 Sony. 9 klatek/s, filmowanie 4K, a ciekawostką jest standard nośnika plików. Nie ma bowiem mowy o SD, a jedynie o XQD i CF Express. Wraz z aparatami pokazane zostaną trzy obiektywy – podobno zoom 24-70/4 oraz stałki 35 i 50 mm.
     No, to czekamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz