poniedziałek, 10 września 2018

Panasonic LX100 II. Droga wolna, więc…


     Długo oczekiwane drugie wcielenie Lumixa LX100 zostało oficjalnie ogłoszone pod koniec sierpnia. Miało to miejsce dwa i pół miesiąca po tym, gdy Sony pokazało, że nie będzie kontynuowało swej analogicznej serii RX100 w dotychczasowej postaci. W RX100 VI pozostawiło 1-calową matrycę w kieszonkowym korpusie, ale zamiast zooma 24-70 mm f/1.8-2.8 wrzuciło 24-200 mm f/2.8-4.5. O tym Cyber-shocie wspominałem już na blogu (TU i TU), najpierw z pewnym zdziwieniem, później już ze zrozumieniem idei zmiany. Jeśli naprawdę zrozumiałem.
     Tak czy inaczej, Panasonicowi zniknął jedyny prawdziwy konkurent. Pamiętam, są jeszcze Canony G1 X Mark III i G5 X, lecz je trudno nazwać kieszonkowymi.
     Sony zmieniło więc front, Panasonic poczuł swobodę i pokazał co potrafi. Czy raczej co uznał za stosowne wrzucić do drugiej wersji Lumixa LX100. Dziś miałem okazję poznać go bliżej, choć nie fotografowałem nim, bo był to egzemplarz przedprodukcyjny. Uznałem, że poczekam z tym do testu.

     Panasonic Lumix LX100 II. Co tam jest, czego nie ma? Z wierzchu niemal wszystko po staremu. Ciut zmieniono materiał pokrywający uchwyt, inne są też oznaczenia przy niektórych przyciskach. To z powodu znacznie rozszerzonej indywidualizacji sterowania aparatem.
     Obiektyw pozostał zasadniczo ten sam, czyli niezmieniony konstrukcyjnie, stabilizowany, firmowany przez Leicę odpowiednik małoobrazkowego 24-75 mm f/1.8-2.8. Jednak dzięki zmianom w technologii produkcji poprawiono osiowość montażu poszczególnych członów i soczewek.
     Matryca ma znacząco podwyższoną rozdzielczość: 20 mln pikseli w porównaniu z 16 mln poprzednika. Lecz nadal jest to przetwornik rozmiaru 4/3 cala z którego wykorzystywana jest część, powierzchniowo nieco większa niż "jednocalówek". Taka przewymiarowana matryca pozwala stworzyć kadry o różnej proporcji boków (16:9, 3:2, 4:3), ale o identycznym kącie widzenia po przekątnej. Stąd nazwa Multi-Aspect. Realna rozdzielczość zdjęć wynosi 15-17 Mpx, a przy instagramowym formacie 1:1 spada do 12,5 Mpx.
     Nowy procesor – podobno zapożyczony z Lumixa GX9 – pozwala lepiej odwzorować barwy. A jeśli barwy zbędne, skorzystać możemy z dodatkowych trybów L. Monochrome w różny sposób oddających tony czerni-bieli. A na koniec dodać ładne ziarno funkcją Grain Effect.

W znacznej mierze pokrętłowa obsługa wyraźnie odróżnia Lumixa od jego
odpowiednika z Sony. I zdecydowanie bardziej mi się podoba.

     Pojawił się też cały znany już z innych Lumixów pakiet funkcji 4K Photo: Post Focus, Focus Stacking, zdjęcia seryjne 30 klatek/s z różnymi sposobami rozpoczęcia i zakończenia rejestracji serii. Plus tryb Auto Marking (automatyczne oznaczanie najlepszego zdjęcia z serii) i Sequence Composition (wielokrotne wklejenie poruszającego się obiektu w stały kadr).
     Zarówno 4K Photo, jak i filmowanie w 4K oznacza ograniczenie kadru cropem rzędu 1,3. Wynika to z wykorzystywania w tych celach centralnego 8-megapikselowego fragmentu matrycy.

     Z nowych dodatków wymienię Live View Boost (rozjaśnienie bardzo ciemnego obrazu dla ułatwienia obserwacji kadru), możliwość aż 20-krotnego powiększenia obrazu przy ręcznym ostrzeniu, wydłużenie do 30 minut ekspozycji możliwej w trybie Bulb. "Z drugiej strony" mamy 1/16000 s dla migawki elektronicznej, a dla mechanicznej centralnej 1/2000-1/4000 s (w zależności od stopnia przymknięcia przysłony).
     Bluetooth o niskim poborze energii umożliwia stałą łączność ze smartfonem i zdalne wyzwalanie migawki bez Live View. Bardziej wyrafinowane funkcje, czyli "pełne" sterowanie smartfonem oraz transfer zdjęć (także automatyczny) odbywa się już przez Wi-Fi.

     Autofokus oczywiście pracuje w systemie DFD (Depth From Defocus) o podwyższonej, w porównaniu z pierwszą wersją aparatu, szybkości działania. Pomimo to częstość serii przy ciągłym autofokusie spadła z 6,5 do 5,5 klatki/s. W AFS nadal obowiązuje 11 klatek/s. Dobrze chociaż, że serie mogą być znacznie dłuższe: bufor mieści ponad 30 RAWów, czyli niemal czterokrotnie więcej niż u poprzednika.


     Ogromna zmiana w ekranie Lumixa. Nie, nie jest on ruchomy, lecz dodano mu obsługę dotykową. Moim zdaniem Panasonic przoduje w tej kwestii zarówno zakresem dotykowego sterowania, jak i sprawnością tegoż. Obsługa menu głównego i podręcznego, definiowalne przyciski ekranowe, wyznaczanie położenia pola AF także przy kadrowaniu z użyciem wizjera (Touch Pad AF) – jest czym się cieszyć. To trochę w odróżnieniu od wizjera, który nadal pracuje w trybie sekwencyjnym, czyli wyświetla trzy barwy po kolei. Trochę dziwi to oszczędnościowe rozwiązanie w aparacie tej klasy.
     Nic nie wiadomo o uszczelnieniu aparatu. Nie chodzi mi nawet o ogólne zabezpieczenie przed pyłem i kroplami wody, a o zapobieganie zasysaniu pyłu przez wysuwający się i chowający obiektyw. Wielu użytkowników Lumixa LX100 narzekało na to zjawisko.

     Jak działa nowy Lumix? Tak jak powinien. Autofokus sprawny, klawisze nieduże, lecz dobrze wyczuwalne, świetnie sprawujący się ekran dotykowy, potężne możliwości customizacji. Trochę za wolno odbywa się zmiana ogniskowej, no i obraz w wizjerze nie jest najwyższej jakości. Ale jak dla mnie, ujdzie. Bardziej żałuję, że ekran nie jest choćby odchylany. Nic to, trzeba poczekać na Lumixa LX100 III.
   Natomiast wersja II pojawi się w sklepach w połowie października. Oficjalna, sugerowana jej cena to – dość dziwnie wyglądające – 4080 zł. Z pewnością na półkach zostanie z tego trochę mniej niż 4000 zł. Byłaby to więc cena zbliżona do Sony RX100 V kosztującego od 3600 zł w górę. Czyli drogo, ale bez szaleństw. Zwłaszcza jeśli nowa matryca Panasonica wypadnie wyraźnie lepiej niż ta w Sony. Sprawdzę to.

3 komentarze:

  1. Sprawdz prosze. Bardzo lubie twoj blog, odwiedzam tez Fotoblogie ale tam az smierdzi amatorstwem. Przepraszam za brzydkie slowo, ale inne mi jakos nie przychodzi na mysl. Redaktorzy tam nie maja zbyt duzego pojecia o fotografii ale maja za to zbyt wygorowane ego.
    Ty jestes 100% Ok.
    Pozdrawiam
    Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. W październiku mają pojawić się "testowe" egzemplarze LX100 II - mam nadzieję że będą miały wgrany docelowy firmware.

      Usuń
  2. Piszesz ze moze zaczniesz fotografowac Sony. Dla mnie to bylby teraz chyba najlepszy wybor, chce kupic cos niewielkiego, ale musi byc super dobry objektyw, przymierzam sie do Sony RX ale podobnie jak ty w opisie tego aparatu jeszcze nie wiem czy V czy VI, w kieszonkowym apracie dlugiego zoomu sie prawie nie uzywa, ale gdyby ten nowy objektyw byl tak samo dobry jak ten z piatki to czemu nie?
    Panasonic ma objektywy Leica (na ogol) a jesli sie zobaczy raw zrobione tymi objektywami to az plakac sie chce. Drogie i slabiutkie.
    Dlatego teraz mysle o Sony i Zeiss.

    Pozdrawiam
    Marek

    OdpowiedzUsuń