wtorek, 17 stycznia 2023

Sony FE 20-70 mm f/4 G – nowy wymiar standardu

     Nowy, ale spodziewany. Dla nowego zooma Sony szlak przetarł już Panasonic. Najpierw z rewolucyjnym wręcz, a na dodatek wspaniałym, 10-25 mm f/1.7 do aparatów µ4/3, później już małoobrazkowym, lecz znacznie ciemniejszym 20-60 mm f/3.5-5.6. Dla porządku dodam, że do stawki dołączył też Tamron, nie tak dawno prezentując swego 20-40 mm f/2.8. Jasne, on nie jest zoomem standardowym, ale 40 mm to już prawie, prawie, a światło f/2.8 dodaje temu obiektywowi smaczku. Tak czy inaczej, zoomy standardowe z szerszym niż dawniej „dołem” już istnieją. Teraz trzeba rozciągnąć je w górę tak, by sięgnęły typowej najdłuższej dla tego takich szkieł ogniskowej, czyli 70 mm. I tą właśnie drogą poszło Sony.

     To co wiele osób ma mu za złe, to maksymalny otwór względny f/4. Myślę, że pewnie dałoby radę stworzyć taki obiektyw o jasności f/2.8, ale po prostu nie było warto. Na razie. W wypowiedziach ludzi z Sony powtarza się teza o chęci rozszerzenia staruszka Zeissa FE 24-70/4 w dół. Ta idea (czy też tłumaczenie) do mnie przemawia. Podobnie jak światło f/4 w zoomie standardowym. 
     I tak jak 20 mm w dole jego zakresu ogniskowych, gdyż to w wielu sytuacjach pozwala na wyrzucenie z torby dodatkowego szkła ultraszerokokątnego. Racja, ogniskowa 20 mm to nawet jeszcze nie górny skraj zakresu UWA, ale według mnie od biedy łapie się już do niego. Szczególnie, że tak naprawdę obiektyw widzi szerzej niż ustawa przewiduje. To rzecz spotykana obecnie nie tak wcale rzadko w obiektywach z silną, a korygowaną cyfrowo dystorsją beczkowatą. Takie szkła „optycznie” dysponują szerszym kątem widzenia, który jest ograniczany do nominalnego podczas korekcji „beczki”. 
     Zresztą w Sony FE 20-70/4 nawet na skorygowanych JPEGach kąt widzenia odpowiada ogniskowej 19 mm, natomiast przy RAWach jest taki jak przy ok. 17 mm. No, to już naprawdę UWA! Pamiętajmy jednak, że chcąc fotografować tak szeroko, musimy uwzględnić obecność na zdjęciu silnych zniekształceń. W przypadku tego zooma wręcz bardzo silnych. Tak wynika z testu wykonanego już przez Optycznych, stamtąd też zaczerpnąłem informacje o wyżej wspomnianych kątach widzenia.

     Obiektyw nie jest duży, ma zaledwie 10 cm długości i średnicę niecałych 8 cm. W sumie jest ciut tylko większy – głównie dłuższy – od olympusowego 12-40 mm f/2.8. To daje do myślenia. Obiektyw waży niecałe pół kilograma, korzysta z filtrów 72 mm.


      Oprócz pierścieni ogniskowej i ostrości, na obudowie widzimy też pierścień przysłon. Jak przystało na obiektyw Sony należący do rodziny G, ma on – pierścień, znaczy – blokowaną (na życzenie) pozycję Auto oraz suwaczek którym decydujemy o obrocie płynnym albo z kliknięciami co 1/3 działki.

     Stabilizacji optycznej brak, co przy tym zakresie ogniskowych nie dziwi. Cieszy nieduża minimalna odległość fotografowania wynosząca 25 cm, a jeszcze bardziej całkiem spora maksymalna dostępna skala odwzorowania 0,39×.

     Wnętrze obiektywu wypełnione jest szlachetnymi soczewkami. Wszystkich jest szesnaście, a niemal połowa z nich ma jakieś specjalne własności. A to szkło niskodyspersyjne, a to asferyczność („zwykła” albo „specjalna”), a to połączenie asferyczności z niską dyspersją szkła. Zresztą spójrzcie na schemat poniżej.


     Bardzo się cieszę z tej premiery Sony. Raz dlatego, że skrócony dół zooma znacząco powiększył jego uniwersalność. Dwa dlatego, że jakościowo ten obiektyw naprawdę daje radę. Trzy dlatego… nie, tu już się nie cieszę, a smucę: Sony 20-70/4 kosztuje 8000 zł. W każdym razie taką mu wyznaczono cenę sugerowaną. Sporo! Jestem jednak przekonany, że wielu osobom nawet i ona podpasuje.

1 komentarz:

  1. Tak jak napisałem w komentarzach na optycznych - jeżeli szukasz standardowego zooma na podróże, to ten obiektyw to wystarczający powód, aby przesiąść się na system Sony ;) Absolutne cacuszko. Gdyby tylko nie te kiepskie kolory skóry z matryc w Sony, ehh..

    OdpowiedzUsuń