wtorek, 7 lutego 2023

Sigma 50 mm F1.4 DG DN Art, czyli co (i jak) dziś się nosi

     Bez jasnej pięćdziesiątki ani rusz! Coraz modniejsze są szkła f/1.2 o tej ogniskowej, ale to nadal nie obowiązek, bo f/1.4 też się dobrze sprzeda. Oczywiście jeśli będzie świetnie pracowało. Sigma ma w ofercie taki obiektyw, zarówno z mocowaniami lustrzankowymi, jak i bezlustrowymi L i FE. Tyle, że jest to ta sama, licząca sobie 9 wiosen konstrukcja. Pierwotnie zaprojektowano ją pod lustrzanki, a w 2019 roku „przyspawano jej” tyłek pod bagnet L. Zabijcie, nie kojarzę kiedy pojawiła się wersja z dupką FE. Chyba nie od razu w 2014 roku, pewnie troszkę później.
     Tak czy inaczej, Sigmie wypadało pokazać nową, typowo bezlustrową konstrukcję, szczególnie że dotychczasowe 50/1.4 Art nie słyszało takich braw jak 35/1.4, czy 135/1.8.

     OK, dziś więc pojawiła się Sigma 50 mm F1.4 DG DN Art, z mocowaniami L oraz FE. Niektórzy po cichu liczyli, że jednocześnie zobaczymy pozytywne efekty negocjacji Sigmy z Canonem i Nikonem, czyli wersje obiektywu z bagnetami RF i Z, ale nic z tego.

     Twórcy nowego szkła chwalą się przede wszystkim jego niedużymi gabarytami oraz masą. Jeśli o nią chodzi, to rzeczywiście jest świetnie: to zaledwie 670 gramów. Konkurencyjne Sony (Zeiss) waży o 100 g więcej, a Panasonic aż 950 g, czyli aż o 40% więcej. Inna sprawa, że analogiczny Canon f/1.2 wcale nie jest cięższy od szkła Lumixa.
     Wymiarami Sigma już tak nie błyszczy, bo 11 cm długości oraz średnica 8 cm, to obecnie w miarę norma. Choć racja, szkło jest o dobre 2 cm krótsze od poprzednika z mocowaniem FE.

     Na solidnie uszczelnionej obudowie znalazło się miejsce dla (klikającego albo nie, wedle życzenia) pierścienia przysłon, przełącznika AF↔MF oraz przycisku funkcyjnego. Wewnątrz znajdziemy liniowy napęd autofokusa HLA, poruszający jedną zaledwie soczewką. Dzięki temu ostrzenie jest błyskawiczne.

     Wszystkich soczewek jest 14, w tym 3 asferyczne i 1 SLD. Ciekawe, że u poprzednika wyglądało to odwrotnie: 1 asferyczna i 3 SLD. Jeszcze ciekawsze, czym chwali się Sigma w oficjalnych materiałach informacyjnych. Po wysokiej szczegółowości obrazu ledwie się prześlizguje, a więcej uwagi poświęca dobrze skorygowanej komie i astygmatyzmowi. Są to wady niemożliwe do skorygowania cyfrowo na zdjęciach. Jednocześnie cisza o winietowaniu, dystorsji i poprzecznej aberracji chromatycznej, które stosunkowo łatwo jest cyfrowo usunąć. Czyżby taki właśnie schemat działania Sigma przewidziała dla fotografów, aparatów i programów edytujących zdjęcia?


     W kwestii zalet optycznych mowa jest jeszcze o naturalnym rozmyciu tła. Ciekaw bardzo jestem tego aspektu działania, jako że boke aktualnych stałoogniskowych Sigm Art uchodzi za dość techniczne i neutralne. Pomocą w ładnym oddaniu nieostrych jasnych punktów ma być 11-listkowa przysłona.

     Z cech, o których Sigma nie wspomina w oficjalnych materiałach, a które wyszły w badaniach pierwszych testerów, wymienić muszę spore oddychanie obiektywu, czyli zmianę kąta widzenia wraz ze zmianą ustawionego dystansu ostrości. Z pewnością jest to koszt zorganizowania ostrzenia za pomocą tylko jednej soczewki.

     I to byłoby na tyle, reszta wyjdzie podczas testów obiektywu. Nie podejrzewam żadnej niemiłej wpadki, raczej miłe zaskoczenia. Tak jak w przypadku ceny, która (sugerowana na polski rynek) wynosi 4500 zł. W tego typu sytuacjach pisałem zazwyczaj: „jak na cenę sugerowaną oraz świeżutką nowość z górnej półki, to nie jest źle”. Tym razem ten tekst nie przejdzie, bo zadomowieni już na rynku konkurenci kosztują: Sony 6500 zł, Panasonic 9500 zł, Canon (f/1.2!) 11000 zł, lustrzankowa Tokina Opera 4500 zł, poprzednia wersja Sigmy 50/1,4 3500 zł. No, pod tym względem Sigma 50 mm F1.4 DG DN Art błysnęła już na wejściu!

     Na koniec jeszcze drobiazg, taki z gatunku promocyjno-marketingowego. Przyzwyczaiłem się już, że na zdjęciach reklamowych aparaty noszone są w ręku bez asekuracji paskiem. Sigma tym razem postanowiła dodatkowo przekonać mnie (innych pewnie też) do noszenia aparatu w lewej dłoni, trzymając go do góry nogami. Bardzo jestem ciekaw, kto wpadł na pomysł takiej aranżacji zdjęcia. I jak bardzo fotograf upierał się, że wykonywanie, a tym bardziej publikacja takiego zdjęcia nie ma żadnego sensu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz