środa, 4 stycznia 2023

Panasonic Lumix S5 II – jednak na fazowo!

     Dla wszystkich było jasne, że wcześniej czy później Panasonic w swoich bezlustrowcach wskoczy z autofokusem w detekcję fazy. Ci „wszyscy” zastanawiali się skąd tak długa zwłoka i kotwiczenie w systemie DFD. Wydaje mi się, że znam przyczynę tego opóźnienia, o czym zresztą już wspominałem na blogu. Panasonic, sądząc po ujawnionych jego pomysłach, próbował pozostać oryginalnym omijając detekcję fazy. Ze trzy lata temu opracował po swojemu ideę aktywnego autofokusa Time-Of-Flight (TOF) umożliwiając jego pracę także na dużych dystansach. Podejrzewam, że ów Long Range TOF jakoś zgrabnie wpasowywał się w system Panasonica, stąd chęć jego wykorzystania.
     Jak dziś widać, nie wynikło z tego nic na tyle dobrego, by dało się użyć w praktyce. I stąd dzisiejsza premiera nowatorskiego – tyle o ile – Lumixa S5 II.

     Nowy jest on tylko w niewielu aspektach, niemniej jest o czym pisać. Pierwsze, to nowa matryca – niby też 24-megapikselowa jak w S5 Classic, i też bez struktury warstwowej. Jednak technologia Dual Native ISO oraz wspierający ją nowy procesor obrazu opracowany wspólnie z Leiką z pewnością poprawią jakość zdjęć. Oraz szybkość zapisu obrazu, co jest istotne wziąwszy pod uwagę możliwość kręcenia filmów w 10-bitowym 6K 30 klatek/s. Matryca wyposażona jest w system stabilizacji o deklarowanej skuteczności 6,5 działki czasu. Wynik ten poprawia użycie stabilizowanego obiektywu.

     W pierwszych relacjach osób, które już miały do czynienia z nowym Lumixem słychać niezbyt głośne narzekania na pewne braki w trybach i możliwościach filmowania. Ta cicha – zaledwie – krytyka spowodowana jest zapowiedzią pojawienia się ciut tylko droższego Lumixa S5 II X, który jest już tych braków zupełnie pozbawiony. Szczegółów nie podaję, szukajcie ich w publikacjach bardziej „filmowych”.

     Clou programu jest oczywiście fazowy autofokus z niemal ośmioma setkami punktów ostrzenia pokrywających circa 90% powierzchni kadru. Tyle teoria, a praktyka – według słów pierwszych testujących S5 II – nie wygląda jednoznacznie różowo. Znaczy, widać ogromną poprawę pewności ostrzenia w porównaniu z systemem DFD, ale „faza” Lumixa nie zapewnia tak wysokiej liczby trafień jak konkurencja. Ale wiadomo, to pierwsze podejście Panasa do PDAF, pierwsze egzemplarze sprzętu, pierwsze wersje firmware’u. Czyli mamy ogromne szansę na poprawę sytuacji.

     Co ciekawe, Panasonic w S5 II wcale nie zrezygnował z firmowego DFD, pracuje on w symbiozie z autofokusem fazowym. Oczywiście robi to tylko wówczas, gdy do aparatu podłączamy obiektyw Panasonica. Pamiętajmy bowiem, że inne szkła L-Mount nie współpracują z DFD. Dla nich, czytaj: dla szkieł Leiki i – szczególnie – Sigmy, wprowadzenie PDAF jest zbawieniem. Wreszcie staną się one w pełni wartościowym wyposażeniem.


     Naszła mnie w tym momencie ważna myśl. Trzy istotne zmiany: fazowy autofokus, całkiem mocno wyrafinowany tryb filmowy oraz „wzmocniona” matryca, zostały przez Panasonica wprowadzone w pierwszej kolejności w najniższym modelu w linii. Oznacza to konieczność szybkiego unowocześnienia „jedynek”, bo ich aktualne specyfikacje i możliwości robią się passe. Dwa, skoro S5 II wygląda tak dobrze, kolejne S1 powinny prezentować się wręcz wspaniale. I dalej, po wypuszczeniu tak zaawansowanego modelu, Panasonic zrobił sobie miejsce „na dole”, na prostsze i tańsze Lumixy S7 lub S9. I jeszcze dalej, skoro S5 II został dość rozsądnie wyceniony na 2200 euro (cena sugerowana), to owe „niższe” modele mają szanse być naprawdę tanie. Tylko się cieszyć!

     I jeszcze trochę technikaliów dotyczących zewnętrza Lumixa S5 II. Korpus aparatu na pierwszy rzut oka zmienił się niewiele w porównaniu z S5. Jednak gdy przyjdzie obejrzeć go dokładnie, okazuje się że tych drobnych, a istotnych, poprawek jest naprawdę sporo. Troszkę powiększono uchwyt, mikrodżojstik jest ośmio-, a nie czterokierunkowy jak w Lumiksie S5, oba gniazda kart SD trzymają standard UHS-II, a gniazdo HDMI jest już pełnowymiarowe. Wizjer ma rozdzielczość 3,7 mln punktów, powiększenie obrazu 0,78×, odświeżanie 60 Hz albo 120 Hz, a obudowa wizjera została dyskretnie „podziurawiona” by zapewnić przepływ powietrza aktywnemu (podobno całkiem cichemu) systemowi chłodzenia matrycy. Pomysł świetny, należy mieć tylko nadzieję, że to rozwiązanie jest wystarczająco skuteczne. Na razie cieszy fakt, że nie pogrubia ono aparatu tak, jak kratki wentylacyjne przy ekranie Lumixa S1H.

     To na razie tyle o nowym Panasonicu. Prezentuje się więcej niż przyzwoicie, a mam nadzieję że choroby wieku dziecięcego fazowego AF zostaną wyleczone do czasu rynkowej premiery aparatu. Szanse na to są spore, jako że na pojawienie się Lumixa S5 II na półkach musimy poczekać „do wiosny”. Tak to w każdym razie zapowiedział Panasonic, a brak precyzyjnie podanej daty sugeruje, że będzie to raczej czerwiec niż marzec. Cóż, myślę, że poczekać warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz