Źródło: Nikon |
Trzy celne strzały świetnie uzupełniające gamę Nikkorów. Nie
żadne uniwersalne szkiełka w rodzaju siódmej wersji 18-55 („z super-hiper ortokrystalicznymi,
wyjątkowo cichymi przekładniami silnika AF”), a dokładnie to, czego mogą
potrzebować nikoniarze. Tak można by w skrócie opisać najnowsze premiery nikonowskiej optyki.
Źródło: Nikon |
Pierwszy, bardzo konkretny strzał, to stabilizowana wersja
zooma 24-70 mm f/2,8. Canon takiej nie ma, bo trzy lata temu wykpił się obiektywem
bez IS. Niby jest bardzo przyzwoity Tamron VC, ale jego przecież „prawdziwi
profesjonaliści” nie tkną nawet kijem. Poza tym Tamron ma dość głośny silnik
AF, co przeszkadza podczas filmowania. A nowy Nikkor będzie cichszy, no i obraz
nie będzie drgał. Wewnątrz zoom ten jest mocno wyrafinowany pod każdym
względem. Ponad pół tuzina soczewek ED, HRI i asferycznych, nowy, cichszy i
szybszy silnik AF oraz elektromagnetyczny napęd przysłony. Dla wzrostu powagi
konstrukcji, masę podciągnięto do ponad kilograma, a mocowanie filtra
powiększono do 82 mm. Amerykańska cena sugerowana 2400 $ przełoży się pewnie na
polskie 10999 zł (ciekawe, czy trafiłem…). I jak tu narzekać, że optyka Sony
jest droga? Ale już cieszą się czekający na okazyjny zakup używanego starego
24-70, bo pojawi się ich na rynku więcej, więc ceny pewnie spadną.
Źródło: Nikon |
Strzał drugi zdecydowanie jest odpowiedzią na działania
przyrodniczo-ptasiarskiej konkurencji. Ostatnimi czasy pojawiły się bowiem dwie
Sigmy 150-600 mm oraz podobny Tamron, a niedawno nawet Pentax wysmażył swoją
interpretację zooma 150-450 mm. Nikon nie chciał być z tyłu, no i miał okazję
(znowu) pognębić Canona, który tego typu optyki nie ma na składzie. Stąd premiera Nikkora 200-500 mm. Niby o 50 mm węziej na dole i o 100 mm krócej na długim końcu niż
niezależna konkurencja, ale za to jasność to stałe w całym zakresie ogniskowych
f/5,6. Cena, na początku obecności w sklepach pewnie trochę przekroczy 6000 zł,
ale to chyba akceptowalny poziom jak na firmową optykę tego typu. Optykę mocno
zaawansowaną, bo z aż 19 soczewkami (w tym trzema ED) i wysoce skuteczną
stabilizacją (z nowym trybem Sport do panningu). Ale za to brak uszczelnień, no i
trochę obawiam się o trwałość i sztywność połączenia korpusu z mocno
wysuwającym się przednim tubusem. Ale może martwię się na zapas?
Źródło: Nikon |
Trzeci strzał, to nie żadne efektowne szkiełko, a coś wręcz
przeciwnego: zwykła, prosta stałka 24/1,8. Nikon od dawna i systematycznie
buduje tę rodzinę stałoogniskowej optyki o jasności f/1,8. Nie za jasnej, ale i
nie za ciemnej, bo w końcu od flagowych szkieł f/1,4 różni je mniej niż pół
działki przysłony. Do tego w miarę niedrogiej i w większości cieszącej oko
jakością obrazu. Ta konsekwencja jest godna pochwały. Nikon zgromadził już
bowiem niezły pełnoklatkowy zestaw: 20, 28, 35, 50 i 85 mm, teraz uzupełniony
ogniskową 24 mm. I przecież jest jeszcze DXowe 35 mm. Wszystkie mocno
plastikowe, bez cudów technologicznych, stabilizacji itp., ale
oczywiście z silnikami AF-S na pokładzie. A dwa
najkrótsze obiektywy, w tym nowy 24 mm, wyróżniają
się na plus posiadaniem soczewek ED.
Nikonie, dobra robota!
"Amerykańska cena sugerowana 2400 $ przełoży się pewnie na polskie 10999 zł (ciekawe, czy trafiłem…)."
OdpowiedzUsuńBędzie więcej. Reguła "cena USA + 25%" sugerowałaby raczej 11499, albo nawet 11999. Czyli absolutnie z kosmosu. Zresztą nawet nie to mi się tutaj najbardziej nie podoba, ale rozmiary i masa. Już stary 24-70 nie był drobinką, ale teraz? Filtr 82 mm, 1,2 kg. Mamusiu... @_@;
Za to bardzo podoba mi się ten zoom na ptasiora.