Słodki naleśnik
Ba, wręcz naleśniczek – o średnicy 68 mm, płaski na niecałe
23 mm i ważący zaledwie 125 g. Równie skromnie prezentuje się liczba jego
soczewek (6 w 5 grupach), listków przysłony (7) i średnica mocowania filtra 52
mm, a wisienką na torcie jest minimalna odległość
ostrzenia wynosząca tylko 16 cm. I w ten sposób kwestię danych technicznych
obiektywu obskoczyłem już we wstępie do artykułu. Niemniej w jego dalszym ciągu
też znajdzie się miejsce na konkrety.
Wielkość tego obiektywu świetnie ilustruje to porównanie z tylnym kapturkiem. |
Płaski obiektyw plus nieduża lustrzanka
– świetna para do dyskretnego fotografowania.
|
Pracowało mi się nimi bardzo przyjemnie. Silnik autofokusa
STM działa cichutko, choć wcale nie rewelacyjnie szybko. Widać to zwłaszcza,
gdy nie potrafi wyostrzyć i musi jechać do końca zakresu i z powrotem. Ale cóż,
16 cm minimalnego dystansu to naprawdę mało, więc droga jest długa. Ogniskowanie
nie jest wewnętrzne – ustawianie ostrości polega na ruchu całej optyki.
Ostrzenie ręczne jest mało ręczne, gdyż jest to zwykły Power Focus. Ale odbywa
się to komfortowo i płynnie, choć oczywiście brakuje skali odległości. Tyle, że
gdyby ręczne ostrzenie odbywało się mechanicznie, to skali też by przecież nie
było. Po prostu by się nie zmieściła. Na obudowie ledwo starczyło miejsca na
przełącznik AF/MF. Z przodu brak też bagnetowego mocowania osłony
przeciwsłonecznej – jeśli jej potrzebujemy, musimy korzystać z gwintu filtrów.
Na obudowie obiektywu miejsca jest tak mało, że ledwo zmieścił się wyłącznik autofokusa. |
Sytuacja powtarza się przy winietowaniu – dla f/2,8 silnemu,
choć przebiegającemu przez klatkę raczej łagodnie. Niemniej tego ściemnienia
rogów kadru aż o 2 EV nie da się ukryć. Przymykanie obiektywu zdecydowanie
pomaga - wyraźnie, choć nie w pełni dla f/4 i praktycznie całkowicie dla f/5,6.
Jeśli nie chcemy przymykać, a winietowania nie lubimy, skorzystajmy z funkcji
jego usuwania wbudowanej w aparat. Użyta przy otwartej przysłonie, kompensuje
ściemnienie rogów klatki równie skutecznie, jak przymknięcie przysłony do
f/5,6. Kolejną skuteczną automatyczną korekcją, jest ta służąca usuwaniu
bocznej aberracji chromatycznej. Tę wadę dość wyraźnie widać przy otwartej
przysłonie, a nieco mniej po przymknięciu. Korekcja, czy to z aparatu, czy też
z wołarki RAWów, usuwa ją efektywnie i bezśladowo.
Trzecia korekcja? Owszem, jest,
służy usuwaniu dystorsji – w oryginale 1,7-procentowej „beczki”. Problem
miałem jednak taki, że dystorsja poduszkowata wprowadzana przez układ
celownikowy EOSa 760D świetnie maskowała tę wadę obiektywu. I dopiero na
zdjęciu „beczka” wyłaziła, pomimo, że w wizjerze jej nie było. Jeśli zapisujemy
JPEGi, najlepiej od razu aktywujmy wszystkie trzy korekcje.
Przydałaby się jeszcze czwarta, usuwająca skutki świecenia ostrego światła wprost w obiektyw. Niestety czegoś takiego nikt jeszcze nie wymyślił, a temu obiektywowi rzecz bardzo by się przydała. Co prawda nie tworzy on blików, ale wokół źródła światła powstaje spora biała plama, a reszta kadru mocno traci na kontraście. Szczególnie przeszkadza to przy otwartej przysłonie, choć po przymknięciu (nawet nie bardzo mocnym) mniej. Ale do ideału, czy nawet jego dalekiego sąsiedztwa nie da rady się zbliżyć. Owo zachowanie się przy zdjęciach pod światło jest jedyną istotniejszą wadą tego szkiełka. Użycie osłony przeciwsłonecznej niewiele pomaga, gdyż przy słońcu świecącemu tuż spoza kadru negatywnych efektów brak, a gdy wprowadzimy je w pole widzenia, to osłona już nie pomoże.
Główny kadr, to zdjęcie wykonane bez korekcji dystorsji, a pasek na górze pokazuje dystorsję skorygowaną przez aparat. |
Przydałaby się jeszcze czwarta, usuwająca skutki świecenia ostrego światła wprost w obiektyw. Niestety czegoś takiego nikt jeszcze nie wymyślił, a temu obiektywowi rzecz bardzo by się przydała. Co prawda nie tworzy on blików, ale wokół źródła światła powstaje spora biała plama, a reszta kadru mocno traci na kontraście. Szczególnie przeszkadza to przy otwartej przysłonie, choć po przymknięciu (nawet nie bardzo mocnym) mniej. Ale do ideału, czy nawet jego dalekiego sąsiedztwa nie da rady się zbliżyć. Owo zachowanie się przy zdjęciach pod światło jest jedyną istotniejszą wadą tego szkiełka. Użycie osłony przeciwsłonecznej niewiele pomaga, gdyż przy słońcu świecącemu tuż spoza kadru negatywnych efektów brak, a gdy wprowadzimy je w pole widzenia, to osłona już nie pomoże.
Kliknij, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Ostrość w centrum i na brzegu kadru dla przysłon f/2,8-11. |
Winietowanie bez korekcji dla pełnego otworu przysłony oraz przymkniętej o działkę i dwie. Na koniec efekt z korekcją przy f/2,8. |
I na koniec jeszcze jeden z obiecanych na początku artykułu konkretów – cena. Pasująca do innych parametrów obiektywu, bo też nieduża. Obiektyw jest bowiem do kupienia za niecałe 700 zł. W ofercie Canona taniej występują tylko pięćdziesiątki f/1,8 oraz zoomy 18-55 mm.
Bardzo mi się ten obiektyw spodobał. Oczywiście, że przyjemniej by się fotografowało szkiełkiem z maksymalnym otworem względnym o półtorej działki większym. Ale ono na pewno nie dorównywałoby temu naleśnikowi jakością obrazu, przede wszystkim ostrością. Zwłaszcza, gdyby plasowało się podobnie pod względem ceny. Ograniczenie jasności do f/2,8 pozwoliło skonstruować nie tylko obiektyw tworzący wysokiej jakości obraz, ale na dokładkę malutki. Duże brawa dla Canona!
Podoba mi się:
+ kompaktowość
+ wysoka jakość obrazu (niemal pod każdym względem)
+ cena
- zdjęcia pod światło
Zajrzyj też tu:
TEST: Canon EOS 760DTEST: Canon EF 11-24 mm f/4L USM
TEST: Canon EOS 7D Mk II
TEST: Sigma 18-35 mm f/1,8 DC HSM
TEST: Sigma 50-100 mm f/1.8: jasno – jaśniej – Sigma
TEST: Tokina AT-X 11-20 PRO DX F2.8. Jasno i szeroko.
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
TEST: Sigma 18-200 mm f/3.5-6.3. Superzoom po odchudzaniu
2.8 to nadal ciemno + niezbyt szeroko
OdpowiedzUsuńJasne, że ciemno, ale dzięki temu obiektyw jest mały, lekki, tani i dobry już od pełnej dziury. 28/1,8 jest trzykrotnie droższy, a przy 2,8 chyba nadal mniej ostry niż 24 STM.
UsuńZ kątem widzenia to sprawa jest bardzo indywidualna. Jednym jako "standard" pasuje 50 mm, innym coś z okolic "normalnej" ogniskowej 43 mm, jeszcze innym 55 lub wręcz 58 mm, a są tacy, którzy jako jedyną słuszną uznają dla siebie 35 mm. Canonowskie "trochę ponad 38 mm" jest czymś pośrednim między 35, a 43 mm. Mi akurat ta wartość pasuje, jeśli mam wybierać jedną, jedyną ogniskową do pracy.
Och, to jedyny obiektyw który podwyższa mi tętno- mało jest ostatnio takich- bezpretensjonalny, użyteczny, niezły i w rozsądnej cenie. Piękny zestaw do Canona 100D, a ze staruchów- do APS-owego Canona IX- prawie do każdej kieszeni. Zadziwiająca jest ta nieodporność na odblaski, mam doczynienia na ogół z obiektywami 20-letnimi, które zawsze ustępują tym nowym w zdjęciach pod światło, bo akurat w powłokach p.-odbl. postęp jest niesamowity. Ten jest wśród nówek jakimś wyjatkiem, ale widać- coś za coś. Jak ma się nadawać na patelnię, to czymś to trzeba okupić. Dzięki za ten miły, sprawnie i celnie napisany tekst. Będę zaglądał. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ tymi powłokami rzeczywiście jest znacznie lepiej niż dawniej, ale... raz trafia człowiek na 15-soczewkowca, który w ogóle nie chce blikować, a potem zonk taki jak z tym Canonem.
UsuńRacja, Canon IX, zapomniałem o nim. No, on rzeczywiście świetnie pasuje do tego obiektywu. A propos, filmy APS to jeszcze można kupić?
Dzięki za miły komentarz. Proszę zaglądać. pzdrw
Z filmami APS- w Polsce jest z tym słabo. Nowych filmów właściwie już nie ma nigdzie. Bardzo rzadko coś się pojawia na allegro. Na e-bayu jest spora oferta przedatowanych, ale np. ze sklepowych zapasów trzymanych w chłodziarce, więc można ryzykować. Ja raz zaryzykowałem- parę relacji z APS owych przejść jest na blogasku, np tutaj:http://fotodinoza.blogspot.com/2014/10/aps-gupi-pies-tam-go-nie-ma.html
UsuńAle też parę jeszcze dalszych.