wtorek, 14 kwietnia 2020

mikroTEST mikro statywu – Manfrotto PIXI


     Statyw trafił do mnie zupełnym przypadkiem. Nie planowałem go kupić, nawet nie leżał w zakresie moich zainteresowań lub potrzeb. Jednak Canon Polska pomyślał za mnie i sprezentował mi go na ostatnią Gwiazdkę. Obmacałem, przymierzyłem do aparatu… OK, pomyślałem, pewnie do czegoś się przyda. Ze dwa miesiące temu, wybierając się na jakieś zdjęcia plenerowe, uznałem że przy jednym z nich ten statyw na pewno mi pomoże. Włożyłem go więc do torby i… od tamtej pory już nie wyjmuję.

     Ten PIXI okazał się bardzo przydatnym maleństwem. Wcześniej, gdy brakło statywu, ale wystarczyłaby jakakolwiek stabilna podstawa, zdarzało mi się układać aparat na miękkiej torbie fotograficznej. Ona zapewniała ową stabilność, a jednocześnie pozwalała celować aparatem „po japońsku”. Czyli jako tako.

Poza testowaną, grafitowo-czerwoną wersją kolorystyczną, PIXI występuje też
w odmianach czarnej i białej. Na zdjęciach w sieci widziałem nawet grafitowo-różową
oraz czarną z jakimiś mazajami na nóżkach. Podejrzewam, że poszczególne rynki
mogą różnić się dostępnością konkretnych wersji kolorystycznych. 

     Biorąc ze sobą to Manfrotto po raz pierwszy, miałem pewność że celować da się ZNACZNIE precyzyjniej. Bałem się jednak o stabilność, czy raczej sztywność statywu. Ma on bowiem katalogową nośność 1 kg, podczas gdy małoobrazkowy aparat, który zamierzałem na nim postawić ważył z obiektywem niemal dokładnie tyle. A przecież wiadomo, że statyw i głowica powinny zapewniać dwukrotny nadmiar nośności. Tak w każdym razie podpowiada mi praktyka.
     Okazało się, że nie taki diabeł straszny. Statyw zniósł pierwsze swoje zlecenie z uśmiechem na ustach, a nie był to uśmiech triumfu, a wręcz lekceważenia. Po tym doświadczeniu traktowałem statyw bez żadnej delikatności, ale o tym za chwilę.

     Najpierw trzy słowa o jego konstrukcji i parametrach technicznych. Zbudowany jest niemal w całości z plastiku. Metalowym wyjątkiem jest aluminiowa kula (nieduża, około 2,5 cm średnicy) w zintegrowanej ze statywem głowicy, trzy wkręty utrzymujące statyw w całości oraz – jak się domyślam – sprężyna zapewniająca docisk kuli. A, i jeszcze śruba mocowania aparatu, stanowiąca całość z kulą. Dochodzą cztery elementy gumowe: stopki nóżek statywu oraz pokrycie okrągłej płytki pod aparat.
     Statyw ma masę niecałe 0,2 kg, po złożeniu długość 18,5 cm, a po rozłożeniu nóżek daje aparatowi podstawę o wysokości 13 cm. Zaraz, jakiemu aparatowi?! PIXI, gdy go szukałem w internetowym katalogu Manfrotto, wyskoczył w dziale PRODUKTY → SMARTFONY, KAMERY SPORTOWE, DRONY → AKCESORIA DO TELEFONÓW → STATYWY I UCHWYTY DO SMARTFONÓW.

Nie mam zdjęcia PIXI z Hasselbladem, ale z Canonem, owszem.
     Dobrze, że nie miałem pojęcia o takiej klasyfikacji PIXI gdy stawiałem na nim Hasselblada! A statyw dał sobie z nim radę, chociaż musiałem wykazać się szczególną starannością, by zadbać o stabilność całości i ograniczyć przechylenie aparatu, by nie poleciał on do przodu. Tak wykonałem między innymi zdjęcie dla kontroli osiowej aberracji chromatycznej do opublikowanego na blogu półtora tygodnia temu testu Hassela X1D II i obiektywu 80 mm f/1.9. Konieczne uzupełnienie: ten zestaw ma masę ok. 1,8 kg.
     Przyznaję, to był hardcore, i raczej nie polecam PIXI pod taki sprzęt. Ale, jak widać, gdy bardzo trzeba, to można.

     Z aparatami „normalnych” rozmiarów i ważącymi poniżej kilograma, nie ma większych problemów. Póki są to nieduże kompakty, wręcz żadnych. Gdy jednak sprzęt jest żle wyważony, warto zadbać by wysunięty (przeważnie do przodu) środek ciężkości znalazł się nad jedną z nóżek, a nie pomiędzy nimi. Zresztą warto przyjąć zasadę ustawiania obiektywu „nad nóżką” na stałe, bez względu na gabaryty, masę i stopień niewyważenia sprzętu. Nie obawiajmy się, że przy zdjęciach z okolic makro nóżka nie pozwoli umieścić fotografowanego motywu odpowiednio blisko aparatu / obiektywu. Powodem jest nieduże dopuszczalne pochylenie obiektywu w dół. Konstrukcja kuli, czy raczej jej obudowy umożliwia pochylenie zaledwie o 35°. Oczywiście można pomóc sobie przekrzywieniem całego statywu, ale nie będzie to oznaczało rewolucyjnej poprawy.

     Gdy pierwszy raz postawiłem na PIXI ciężki sprzęt, dziwiła mnie pewność, z jaką głowica go utrzymuje, nie pozwalając na przechylanie się. Dopiero gdy przyjrzałem się kuli z bliska okazało się, że jej powierzchnia jest drobno rowkowana. Dzięki temu nie jest potrzebna duża siła zacisku, by zapewnić silny „chwyt”. A zaznaczę, że ta głowica kulowa ma zacisk rozwiązany w sposób bardzo uproszczony. Brak tu klasycznego pokrętła dociskającego z pomocą śruby kulę do jej obudowy. Mamy jedynie prosty zacisk sprężynowy. Naciskając przycisk odblokowujemy kulę, a puszczając blokujemy. Że prymitywne? Oczywiście! Ale naprawdę skuteczne. W każdym razie dla stosunkowo lekkiego aparatu i obiektywu. Żałuję, że nie sfotografowałem PIXI ze średnioformatowym Hasselbladem. Jednak połączenie z „piątką” Canona wygląda równie egzotycznie, choć powodem jest raczej zoom 24-70/2.8. On też powoduje potężne niewyważenie, powodujące że z tą parą głowica miała większe problemy niż z Hasselem. Do zdjęcia jeszcze jakoś zapozowała. Słowo klucz: jakoś. Jednak o fotografowaniu raczej nie byłoby mowy.

     Realizacja zacisku kuli to pierwszy prymitywizm PIXI. Drugim jest sposób przykręcania aparatu. Szybkozłączka? Ani śladu! To może chociaż dokręcana od dołu na gwincie statywowym płytka dociskająca? Nie ma mowy! Działamy jak za króla Ćwieczka, czy raczej króla Daguerre’a. Po prostu składamy nóżki statywu i wkręcamy go w aparat. Tylko z początku uważałem to za sposób uwłaczający każdemu Prawdziwemu Fotografowi. Potem szybko mi przeszło, bo sposób mocowania okazuje się prosty, stosunkowo szybki, a przy tym pewny.
     Powodem jest między innymi takie zaprojektowanie nóżek, że po ich złożeniu stanowią łatwy do złapania i obracania element. A konstruktorom chodziło nie tyle o łatwość przykręcania statywu, a możliwość trzymania go w ręku podczas filmowania aparatem na nim zamocowanym. Stąd takie ergonomicznie obłe kształty zespołu nóg PIXI.


     Ich końcówki mają przyklejone płaskie gumowe stopki zapobiegające poślizgom. Oczywiście tylko wówczas gdy je maksymalnie rozstawimy. Zajmują one wówczas obszar trójkąta o boku 20 cm. Jeśli nie dysponujemy taką powierzchnią, możemy zaryzykować niepełne rozłożenie nóg, jednak wówczas na gumowe stopki nie liczmy. Dobre choć to, że plastikowe końce nóg mają dość ostre krawędzie, więc jest szansa, że nie rozjadą się na miękkim podłożu. Ale tylko wówczas, bo na twardym, a szczególnie gładkim, nie ma mowy o niepełnym rozłożeniu nóżek.

     Bardzo prosty ten PIXI i prymitywny, ale jak na razie tylko go chwaliłem. Podczas fotografowania nim brakuje mi tylko jednego drobiazgu: możliwości przechylenia aparatu w bok, by robić zdjęcia w pionie. Nie da się, po prostu brak typowego dla niemal wszystkich głowic kulowych podłużnego „wycięcia” z boku obudowy kuli. To ograniczenie z pewnością wynika z chęci zapewnienia owej prostoty budowy, w tym chyba głównie realizacji sprężynowego zacisku kuli. Da się z tym ograniczeniem żyć, niemniej szkoda że pionów brak, bo sam bardzo je lubię i praktykuję.

     Dlatego oczy mi zabłyszczały, gdy w katalogu Manfrotto zobaczyłem statyw PIXI EVO. O, to byłoby to! Wycięcie do pionów? Jest! Klasyczna śruba do dokręcania aparatu do statywu? Jest! Nogi mogą nie tylko wysuwać się dla zwiększenia wysokości statywu do 20 cm, ale w razie potrzeby rozłożyć bardziej płasko, by statyw zjechał do 10 cm. Przy tym masa stawianego na PIXI EVO sprzętu może wynosić aż 2,5 kg! Powodem jest – jak myślę – rezygnacja ze sprężynowego zacisku kuli, na rzecz typowego, śrubowego. Pozwala on znacznie mocniej złapać kulę uniemożliwiając jej obrót spowodowany znacznym niewyważeniem ciężkiego sprzętu.

Manfrotto PIXI EVO. Źródło: Manfrotto.

     Gdy obejrzałem w katalogu ten statyw, przez chwilę zwątpiłem w sens przeprowadzania testu klasycznego PIXI. Bo po co, skoro EVO jest znacznie ciekawszy i lepszy. To jego należy wziąć na warsztat. Ale zanim tak postanowiłem, zajrzałem do Youtube by sprawdzić co o nim sądzą inni. I aż mnie ścięło, bo trzy testy z pierwszej strony Youtube można by umieścić pod wspólnym tytułem „1001 powodów dla których nie należy kupować PIXI EVO”. No dobrze, może nie aż tysiąc, ale kilka poważnych się znajdzie. Pokrótce: niestabilność, plastikowość, luzy. Zresztą obejrzycie sobie sami. A w katalogu wszystko wyglądało tak pięknie! Uczciwie napiszę jednak, że są i recenzje chwalące tę rozwiniętą wersję, jednak przeważnie jako uzupełnienie klasycznego PIXI. Znaczy, że kupujemy oba, a EVO używamy wówczas, gdy jego braki okazują się mniej istotne niż prymitywizm prostszej wersji.

     Tak czy inaczej, ja EVO nie kupię, z przyjemnością pozostając przy PIXI. Uzupełnię jeszcze, że lepszość EVO wyceniono na około 50 zł. PIXI można bowiem kupić już za 70-80 zł, PIXI EVO za 130 zł. Tak więc statywy te nie są szczególnie drogie. Jak na produkty Manfrotto, rzecz jasna, bo jeśli zgodzimy się przejść do oferty producentów drugoligowych, znajdziemy mikrostatywy dwu-, a nawet trzykrotnie tańsze.

     Mi jednak ten PIXI podpasował, wbrew a może właśnie z powodu swej prostoty. Czy wręcz bezkompromisowego prymitywizmu. W tym szaleństwie jest metoda. Statyw pozbawiono udogodnień, co zaowocowało pewnymi niedogodnościami, jak choćby niemożnością kadrowania w pionie. Jednak zyskiem jest pewność działania i jasne zdefiniowanie zakresu możliwości. Możliwości, owszem, może i niewielkich. Ale w pewnych sytuacjach, gdy mamy jedynie potrzebę przykręcenia aparatu do czegoś niedużego, a stabilnego, PIXI jest jak znalazł. Szczególnie, że jest mały i lekki, więc można go zawsze mieć przy sobie. To tak samo jak z „najlepszym aparatem”, czyli takim, który akurat mamy w kieszeni. Polecam PIXI waszej uwadze!


Podoba mi się:
+ prostota budowy i działania
+ nośność większa niż deklarowana

Nie podoba mi się:
- niemożność fotografowania w pionie

6 komentarzy:

  1. Takie statywy, tylko bardziej stabilne, bo w calosci z metalu zerznal kiedys od niemcow FED. Mam taki jeden, i wierz mi, jest dosc stabilny, wytrzyma minimum 5 kg i wazy dokladnie (zwazylem!) 153 gramy.
    https://www.ebay.de/itm/Mini-Stativ-FED-Made-in-USSR-/223850988533
    Tu mozna cos takiego tanio kupic. Wytrzyma wieki, bo z "żelazła" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wytrzyma. Statyw. Bo głowica to już niezbyt. Mam gdzieś w czeluściach szafy podobny, ale nie podwyższony tym walcem. Czyli głowicę montuje się tuż nad obrotowymi nóżkami. Jakoś nie trafiłem na odpowiednio niedużą, a przy tym solidną głowicę kulową, stąd statyw wylądował "w magazynie". Teraz głowic większy wybór, więc mógłbym się jeszcze raz rozejrzeć. Ale po co, skoro mam PIXI? :-)

      Usuń
    2. Ta kulka ze statywu Fed wytrzyma spoko 2 kg, u mnie wytrzymala ruski aparat Cmapm z obiektywem Юпитер-11 a wiesz doskonale ze tego w rece sie prawie nie da utrzymac.
      Statyw zerzniety z Bilora Stabilett, ale typowo ruski prymityw. Gniotsa nie lamiotsa :-)

      Usuń
    3. Raczej ani nie gniotsa, ani nie łamiotsa :-)

      Usuń
  2. Coś się stało ze zdjęciami, żadne się nie wyświetla. Parę dni temu wszystko było ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info! Znikły zdjęcia z tego artykułu i jedno z poprzedniego. Wstawiłem jeszcze raz, ale blogspot trochę wówczas wariował. Widać ma jakieś kłopoty.

      Usuń