poniedziałek, 27 lipca 2020

Wystarczy na chwilę wyjechać, czyli wakacyjne nowości


Źródło: Nikon
     Znika człowiek na dwa tygodnie z obiegu, a tu nowości walą jedna za drugą. Przy tym nowości całkiem ciekawe, a czasem będące zapowiedzią jeszcze ciekawszych. Na dodatek towarzyszą im wielce interesując plotki. Ale o nich nic, ani słowa! Skupiam się na tym co w ciągu ostatnich dwóch tygodni zostało zapowiedziane całkiem oficjalnie.







Źródło: Leica
     Leica miło zaskoczyła mnie naprawdę nowym modelem. Nie żadnym tam limitowanym, dizajnerskim, rocznicowym, czy malowanym w kwiatki, a po prostu z wielgachną – licząc liczbą pikseli – matrycą. 40 milionów, to brzmi dumnie. Na pełnej klatce, rzecz jasna. Że już było? Oczywiście, ale wyłącznie w czerni-bieli, w pokazanej z pół roku temu Leice M10 Monochrom. Obecnie zaprezentowana Leica M10-R zasadniczo korzysta z tego samego przetwornika, ale „przykrytego” bayerowską mozaiką filtrów. Reszta aparatu wygląda skromniej: niskorozdzielczy, nieruchomy, choć dotykowy ekran, jeden slot kart pamięci UHS-I, brak gniazd USB i HDMI oraz tradycyjny obowiązek demontowania całej dolnej pokrywy aparatu dla wymiany akumulatora lub karty pamięci. Nieskromna pozostaje jedynie cena, 38500 zł.

Źródło: Tokina
     Niejako po przeciwnej stronie rynku stanęła Tokina SZX Super Tele 400mm F8 Reflex MF. SZX to nawiązanie, czy może wręcz kontynuacja serii tańszych szkieł tego producenta znanej z końca XX wieku. Lustrzany, manualny obiektyw dobrze wpisuje się w ten schemat. Maksymalnie uproszczono łączenie z aparatami, stosując klasyczny T-Mount, czyli gwint M42×0,75 mm. Przez odpowiedni adapter mocujemy obiektyw do czego tylko chcemy, od Micro 4/3 do małego obrazka.

Źródło: Nikon
     Kolejnym entry-levelem jest Nikon Z5. Z zewnątrz mocno przypomina Z6, jednak projektując go oszczędzono na matrycy, wkładając w niego 24 Mpx non-BSI, czyli taką jak w Nikonie D750. Jednak już wizjer wzięto ten sam co w Z6 i Z7, czyli OLED 3,7 Mpx. Migawka też sięga 1/8000 s, są uszczelnienia, a system AF wygląda na bardzo podobny jak u obu starszych braci. Można się było spodziewać „unieruchomienia” ekranu, lecz nie, pozostawiono odchylany i obsługiwany dotykowo. Akumulator to klasyczny, nikonowski EN-EL15, czyli znowu tak jak w wyższych modelach. Trochę razi crop 1,7× przy filmowaniu w 4K, ale cóż, coś trzeba było oddać. Jednak Z5 odgrywa się na Z6 i Z7 dwoma slotami kart pamięci, na dokładkę oba są „szybkimi” UHS-II. Niektórych może śmieszyć takie odwrócenie hierarchii, lecz dla mnie owe dwa gniazda są jedynie wyraźnym sygnałem, że wkrótce pojawią się następcy obu wyższych bezlustrowców Nikona. Nikon Z5 to niby model podstawowy, lecz cenowo to wcale nie taka niska półka. Nie znalazłem ceny samego aparatu, natomiast z nowym, niedużym, szerokokątnym zoomem 24-50 mm f/4-6.3 kosztuje on około 8500 zł. Z drugiej strony – jak szacuję – korpus wypadać może tylko nieznacznie drożej niż dotychczasowy najtańszy z najtańszych w tej klasie, czyli Canon EOS RP, zaraz po swej premierze. Pierwsze dostawy Nikona Z5 do sklepów planowane są na koniec sierpnia.

Źródło: Venus Optics

     Z kolei Laowa wskakuje w leikowsko-panasonicowo-sigmowe mocowanie L. Na razie z sześcioma modelami, ale wiadomo że to tylko początek. Wytypowanymi szczęśliwcami są: 12 mm f/2.8, 15 mm f/2 (oba z linii ZERO-D), super-hiper-ultra-wideangle zoom 10-18 mm f/4.5-5.6, setka makro f/2.8 ze skalą odwzorowania 2:1, analogiczne 65 mm f/2.8 (ciekawostka, to przecież szkło APS-C!) oraz szerokokątny makro-shift 15 mm f/4. Dane techniczne tych szkieł, ich amerykańskie ceny sugerowane oraz informacje o pozostałych dostępnych mocowaniach widzicie w tabeli poniżej.

Źródło: Venus Optics

     Tyle ciekawych sprzętów! Najciekawiej wygląda ten Nikon Z5, gdyż naprawdę niewiele „wycięto” mu w porównaniu z Z6 i Z7. Oczywiście niedługo pojawią się ich następcy, więc odstęp pomiędzy niską, a średnią i wysoką półką na pewno się powiększy. Jednak nawet to biorąc pod uwagę, Z5 prezentuje się zachęcająco. I chyba nadszedł czas, by Panasonic pokazał coś na tym poziomie. No, i może Sony, choć akurat ono prowadzi politykę sprzedawania starszych modeli ze średniej półki za mniejsze pieniądze, jako tych tanich. Stąd brak w ofercie typowego entry-levela, czyli jakiegoś A5, czy wręcz A3. Z pewnością dzięki temu Sony łatwiej się skupić na pozostałych liniach bezlustrowców. W tym na „filmowej” A7s, której trzecie – podobno rewolucyjne – wcielenie ma mieć premierę już jutro. Coś już tam wiadomo o tym aparacie, ale zgodnie z zastrzeżeniem z leada, dziś bez plotek. Jutro o 16.00 wszystko ma być jasne.

11 komentarzy:

  1. Nie mialem w rekach cyfrowej Leiki, ale sadzac z tego ze jest to aparat dalmierzowy nie bardzo wyobrazam sobie po co mialby tam byc ekran "na zawiasach". Sam ekran sluzy tu chyba bardziej do ustawien parametrow, niz do kompozycji obrazu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aparat ma Live View, więc ruchomy ekran może się przydać.

      Usuń
    2. Ma tez autofokus? :-)

      Usuń
    3. Leica nie ma autofokusa i ma zdejmowany caly spod, i to jest powod ze kosztuje 5 razy drozej niz inne, nawet duzo lepsze aparaty. W momencie w ktorym Leica dostanie autofokusa i zacznie przypominac "normalne" aparaty firma przestanie istniec.
      Wie o tym wlasciciel firmy, i on tych cech Leiki nie zmieni.
      Poza tym - czy jest chocby jeden obiektyw Leica z autofokusem? Czy jest chocby jeden, nie dalekowschodni obiektyw z zaawansowana elektronika w srodku?

      Usuń
    4. Ten zdejmowany dół nieodmiennie mnie fascynuje. W aparatach na film jeszcze to rozumiałem. Ale myślę, że dałoby się znaleźć sposób wejścia aku i karty przy zachowaniu idei korpusu wykonanego z jednego kawałka metalu.
      Szkła AF Leiki? Oczywiście, są. Choć nie na bagnet M. Firmowane przez Leikę są obiektywy z mocowaniami 4/3 i Micro 4/3. Z pewnością niektóre z nich zaprojektowane były / są przez Leicę, a nie przez Panasa.
      Do tego dochodzą obiektywy TL, czyli do APSowych bezluster Leiki oraz SL do małoobrazkowych. A, jest też niby-średnioformatowa Leica S2 i jakieś obiektywy AF do niej. W sumie całkiem sporo wychodzi.
      Z niedalekowschodnich szkieł z elektroniką w środku jest jeszcze Hassel. Oczywiście jeśli on nadal liczy się jako firma europejska.

      Usuń
    5. W tym sek. Nikt nie wie czy jak jest napis Leica albo Hasselblad to jest to made in Germany albo Sveden, czy Da-Jiang albo Panasonic :-)

      Usuń
    6. Właśnie. Miejsce montażu końcowego, miejsce opracowania projektu, miejsce produkcji podzespołów, kraj rejestracji firmy... Jest z czego wybierać.

      Usuń
  2. Jak chodzi o zdejmowany spod w aparatach na klisze to jest to cos, czego ja w ogole nie potrafilem zrozumiec. Juz nawet nieco pozniejsze FEDy czy Zorki mialy otwierany caly tyl, a Leica czekala z tym az do modelu M. Byli z tylu za ruskimi!!! Wyobraz pan se to!! :-)
    Zakladanie filmu do gwintowej Leiki to jest przeciez horror!
    A i tak najpierw trzeba film przyciac, uzywajac specjalnego szablonu Leiki. Zgroza! :-)
    Ale jak cyfrowa Leica w niczym nie bedzie przypominac tej starej to bedzie po Leice!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwintowe Leiki to rzeczywiście taka tragedia? Pytam, bo - wstyd przyznać - moim pierwszym własnoręcznym kontaktem była M6.

      Usuń
    2. Mam Leica III f (ma juz synchro do flesza :-)) - aparat jest wykonany z niezwykla precyzja, chodzi jak szwajcarski zegarek. I dzwiek migawki - to nie to co Zorka. Nie bez przyczyny Leiki sa takie drogie. No ale ladowanie filmu to jest dla mnie horror, i czlowiek nigdy na 100% nie wie czy nie zerwie perforacji. Przyczyna tego sposobu ladowania filmu byla wiotka blaszana konstrukcja korpusu, potem dopiero byl to sztywny odlew. Byly tez modele z mala klapka z tylu, zeby zobaczyc czy film "dobrze lezy). :-)

      Usuń