Znaczy, pasek za złotówkę, bo aparat może być droższy. No, i
o wiele celniejsze byłoby określenie „paseczek”. Nie jest to bowiem pasek na
szyję czy ramię, ani nawet pasek nadgarstkowy, a pasek na… palec. Jeden palec.
Choć jak ktoś się uprze, to i na dwa.
Nie dość że tani, to wyjątkowo łatwo i szybko go sobie
zrobić. Gdy już kupimy i mamy w ręku surowiec, wystarczy pięć sekund i paseczek
gotów. Idę o zakład, że niektórzy uwiną się z produkcją w trzy sekundy. Wystarczająco
zachęciłem?
Przyznaję, idea takiego paska nie jest moja. Pomysł
ściągnąłem od firmy Cosyspeed,
której torbę i ichni Fingercamstrap testowałem
trzy lata temu. Nie dość, że testowałem, to pochwaliłem. Z czasem doszedłem
jednak do wniosku że pomysł, choć świetny, to jednak wymaga dopracowania. Albo
inaczej: rzecz można rozwiązać prościej, taniej, a przy okazji zwiększając
wygodę oraz elastyczność, czy precyzyjniej wszechstronność zastosowań paska.
Oryginalny Fingercamstrap produkcji Cosyspeed. |
Dobra, od początku. Skąd pomysł, by aparat nosić, czy też
mocować do siebie w tak niepewny sposób? Po pierwsze, taki pasek w zasadzie nie
służy do noszenia na nim sprzętu, a wyłącznie do asekuracji. Po drugie, używany
jest w sytuacjach, gdy aparatu nie wieszamy na długim pasku / szelkach, na szyi / ramieniu, a "mocujemy go" do dłoni.
Rozwiązaniem
analogicznym jest pasek nadgarstkowy, którego ja osobiście nie lubię. Albo
inaczej: nie znalazłem rozwiązania, w którym taki pasek był jednocześnie
komfortowy i bezpieczny. Jeśli otaczał nadgarstek luźno, to stosunkowo łatwo
się zsuwał, więc nie gwarantował bezpieczeństwa w razie puszczenia aparatu. A
jeśli był ciasny, to odłożenie sprzętu wymagało pomocy drugiej dłoni. Która
czasami była zajęta.
Pewnego rodzaju kompromisem jest dość ciasna pętla wykonana
ze śliskiego sznura. Ale ona ma nieregulowaną długość, więc trzeba ją dobrać /
wyprodukować indywidualnie, biorąc pod uwagę wymiary dłoni, aparatu i sposób
jego trzymania.
OK, są też obejmy dłoni. One jednak wymagają mocowania w
dwóch punktach, czyli do uszka paska oraz gniazda statywu, które może okazać
się piętą achillesową tego rozwiązania. Niekiedy tkwi tam płytka statywowa, do
której – bywa – nie da rady przymocować obejmy. Czasem pod aparatem mamy przykręcony
uchwyt do zdjęć w pionie, który ma nam zapewnić wygodę trzymania przy takich
kadrach. A tu pod dłoń włazi nam mocowanie obejmy. Niemiłe!
Paseczek służy przede wszystkim asekuracji. Na tym zdjęciu występuje już moja wersja. |
Stąd pomysł króciutkiego paseczka na palec, na który wpadli
w Cosyspeed, przyjąłem z entuzjazmem. Fingercamstrap jest prosto i łatwo mocowany
w jednym punkcie, czyli w uszku / trójkąciku po prawej stronie aparatu. Poza
tym daje gwarancję, że wypuszczony przypadkiem dłoni sprzęt nam nie upadnie, a
regulacja długości pozwala dopasować go do konkretnego aparatu i użytkownika. Co
w takim razie mi się nim nie spodobało?
Poszło o dwie kwestie. Pierwsza, mniej istotna, to
ograniczona regulacja długości. W podlinkowanym wcześniej teście napisałem, że
długość Fingercamstrapa „regulowana jest w sporym zakresie”. I nadal
podtrzymuję tę opinię. Tyle że im paseczek mocniej wydłużamy, tym krótszy jest
odcinek dzięki któremu części paska trzymają się razem i stanowi on pętlę. A
konieczność powiększenia pętli paseczka wynika nie tylko z grubszych palców
fotografa, ale też z ponadnormatywnych gabarytów aparatu, a konkretnie gripa. Stąd
nieco uogólniając: im aparat cięższy (bo większy), tym Fingercamstrap słabiej
trzyma się kupy, a więc tym gorszą asekurację stanowi. Nieciekawa perspektywa!
Najczęściej używam go z Panasonikiem FZ1000. |
Podejrzewam, że może być wam trudno zrozumieć o czym piszę, bo przecież do tej pory nie było ani słowa o konstrukcji paseczka. Teraz najwyższa na to pora, szczególnie że właśnie w tym aspekcie zgłaszam najistotniejszą uwagę do Fingercamstrapa. Jest on bowiem pętelką trzymającą się na rzepy. Proste jak rzep, prawda? Tyle, że Cosyspeed zaprojektowało i wykonało paseczek zgodnie z klasycznymi zasadami konstrukcji, czyli „tak jak pani w szkole uczyła”. Z jednej strony to dobrze, ale ja widzę drugą stronę, i uważam że zrobili to po linii najmniejszego oporu. Fingercamstrap składa się bowiem z paska właściwego, po jednej stronie którego przyszyty jest rzep z „haczykami”, a po drugiej rzep „pętelkowy”. Efekt? Grube to jest! Szczególnie, że twórcy nie pomyśleli o zastosowaniu rzepa o możliwie najniższym profilu. W efekcie miedzy palcami trzeba zmieścić nawet cztery warstwy tworzące pasek, dające grubość dobrych kilku milimetrów. To często mocno przeszkadza, a każdym razie powoduje dyskomfort.
Twórcy Fingercamstrapa próbowali oszczędzić na grubości, nie
pokrywając „paska właściwego” dwoma warstwami rzepa na całej długości. Jednak nie
dało to istotnie pozytywnych efektów, gdyż na pewnym odcinku i tak mamy cztery
warstwy. Jednocześnie pokrycie rzepami tylko części paska zmniejszyło zakres regulacji
długości pętli.
No dobra, poznęcałem się już nad Fingercamstrapem, najwyższa
pora pochwalić się co sam wymyśliłem. Po fakcie przyszło mi do głowy, że
postąpiłem zgodnie z wbijanymi mi do głowy zasadami myślenia w moim wyuczonym
zawodzie, czyli logistyce. Logistycy tym różnią się od transportowców, że ci
drudzy kombinują jak coś przetransportować, natomiast logistycy wymyślają jak
uniknąć transportu, przeładunków, magazynowania. Idealny projekt systemu
transportowego w ich wykonaniu wygląda tak, że nie występują tam żadne z
wymienionych czynności.
Aż tak bardzo nie udało mi się paseczka odchudzić, jednak
dwie z jego trzech warstw wykosiłem z projektu. Została jedna, w postaci niskoprofilowego, dwustronnego rzepa. Ucinamy
kawałek, robimy pętlę przechodzącą przez trójkącik na pasek, sczepiamy, i już!
W sumie, to pod leadem artykułu mogłem napisać dwa ostanie zdania i wszystko
byłoby jasne.
Z małoobrazkową lustrzanką? Owszem, choć mocowanie paseczka na takim jak tu uszku, nie daje takiego komfortu użytkowania jak w przypadku ruchomych trójkącików. |
Moje rozwiązanie ma jedną wadę, o której napiszę dalej. Zalet jest znacznie więcej. Raz, paseczek jest cieniutki. Ma
zaledwie nieco ponad dwa milimetry grubości, a jeśli zdecydujemy że na pewnych
odcinkach ma on tylko jedną warstwę, to jest on tam dwukrotnie cieńszy.
Dwa, obie strony paska są czepliwe na całej swej długości,
co zwiększa zakres regulacji.
Trzy, ta regulacja nie jest nawet konieczna, bo nie ma
żadnego problemu z wykonaniem sobie kilku pasków, do różnych aparatów bądź
kombinacji sprzętu. Powodem jest symboliczna cena surowca, circa pięć złotych
za metr. A że na paseczek potrzeba około 20 cm rzepa, wychodzi tytułowa
złotówka za sztukę.
Wada? „Haczykowata” strona rzepa jest niemiła w dotyku. W
rozwiązaniu Cosyspeed jest ona cała lub znacznej części przyczepiona do swej
miękkiej „połowy”, więc jej nie dotykamy. Natomiast u mnie stanowi ona całość zewnętrznej albo wewnętrznej
strony pętli. Jednak, co ważne: ową ostrość w dotyku czuje się dobrze podczas
testowego obmacywania paska, ale już przy fotografowaniu praktycznie się jej
nie zauważa. Pod warunkiem, że pętlę zawinie się miękką stroną do wewnątrz. To właśnie
wnętrze częściej styka się z palcem, więc warto pasek zawinąć w taki sposób.
Pętlę tworzę w taki właśnie sposób, miękką stroną do wewnątrz. Prawie cała pętla składa się z dwóch warstw taśmy, a pozostawiona "przerwa" 1-3 mm powinna znajdować się przy mocowaniu paska. |
Oczywiście wcześniej należy kupić surowiec, czyli dwustronny
rzep niskoprofilowy o szerokości 10 mm. Wbijcie tak brzmiące hasło w
wyszukiwarce Allegro, a bez problemu znajdziecie sprzedających. Możecie też
poszukać szerzej, stosując hasła w rodzaju taśma
rzep dwustronna lub rzep do kabli.
Bo właśnie porządkowanie wiązek kabli jest najczęstszym zastosowaniem
dwustronnych taśm z rzepem. Obok niskoprofilowy
funkcjonuje też określenie rzep niski.
Warto poszukać sprzedającego, który sprzedaje rzepy o profilach różnej
wysokości, by mieć pewność, że to co się kupuje naprawdę jest tym „niskim”, a
nie „średnim” nazwanym „niskim”. Deklarowana grubość, czy też wysokość nie
powinna przekraczać 1,5 mm. Nie będę wrzucał linków do konkretnych aukcji, czy
witryn sklepów, gdyż one w każdym momencie mogą stać się nieaktualne.
Grubość to jedno, szerokość 10 mm, drugie. Tyle właśnie mają
końcówki typowych pasków do aparatów i do tej szerokości przystosowane są uszka w aparatach oraz pełniące analogiczną rolę chromowane trójkąciki. Trzecie,
to długość. Ile kupić? Radziłbym co najmniej ze dwa metry. W zależności od aparatu
i sposobu jego trzymania, moje paski mają 18-23 cm. Dwa metry starczą na wiele
prób, a później na kilka docelowych pasków.
Surowiec mamy, czas na „produkcję”. Potrzebne są nożyczki, a
przydać się też może linijka. Przymierzając pasek, wcale nie musimy (choć
możemy) od razu odcinać go od taśmy. Zrobimy to dopiero gdy dobierzemy długość.
Ja preferuję pętle mające na prawie całym obwodzie dwie warstwy rzepa. Prawie
całym, gdyż dla zapewnienia maksymalnie dużej ruchomości paska, w miejscu gdzie
przechodzi on przez uszko / trójkącik, ma on tylko jedną warstwę. Połączenie
dwóch warstw na niemal całej pętli zapewnia bardzo wysoką pewność połączenia
rzepa. Nawet jeśli kawałek się odczepi, reszta mocno trzyma. A tam gdzie pętla
„wisi” na palcu, warstwy są do siebie samoczynnie dociskane.
Pętle mogą mieć różną długość. Ja staram się stosować jak
najmniejsze, byle nie za małe. To na tej samej zasadzie, co maksymalne
skracanie liny asekuracyjnej przy wspinaczce. Im krótsza, tym mniej polecisz.
Oczywiście nie można przesadzać, gdyż często ciut większa pętla pozwala na
korzystanie z dwóch sposobów chwytu aparatu. Dotyczy to przede wszystkim
aparatów z dużym gripem. Palec wskazujący umieszczony w pętli czuje się tam
naturalnie, a poza tym wówczas tylko jeden sąsiedni palec ma kontakt z
nieprzyjemną stroną rzepa. Jeśli natomiast pętla będzie nieco większa, włożony
do niej duży palec może pełnić nie tylko funkcję asekuracyjną w razie
wypadnięcia aparatu z dłoni. Przy pewnej długości paseczka, można go napiąć na
palcu, tworząc sztywny „trójkąt” palec – grip – pasek. Pozwala to w ogóle nie
obejmować aparatu dłonią, gdyż on „sam” się w niej zapiera. Zwiększa to swobodę
palca wskazującego oraz – szczególnie – kciuka, dzięki czemu mogą one
swobodniej buszować po elementach sterujących aparatu.
Spójrzcie na zdjęcie obok. Zauważcie, że moja
dłoń wcale nie obejmuje gripa. Pasek napięty między uszkiem, a dużym palcem
powoduje, że aparat swoim ciężarem dociska się do palców i nie wymaga
trzymania go. Dzięki temu kciuk może zająć się wyłącznie obsługą elementów
sterujących.
Oczywiście, taki grzmot jakim jest canonowska „piątka” z
zoomem 24-70/2.8, stanowi już spore wyzwanie dla palca i jego mięśni.
Jednak w przypadku lżejszego sprzętu nie spodziewajmy się jakichkolwiek
trudności.
Wytrzymałość? Trwałość? Bez obaw! Zdarzało mi się wieszać na
pasku dwukilowy zestaw małoobrazkowej lustrzanki z zoomem 70-200/2.8. No, mało
komfortowe to było, ale jako asekuracja zdawało egzamin. Choć przyznaję,
utrzymanie na jednym palcu lecącej tak dużej masy byłoby trudne. Niemniej
analogiczna para, ale z zoomem 24-70/2.8 zupełnie mnie nie niepokoi.
Kwestia wytrzymałości wygląda równie zachęcająco. Najstarszy
mój paseczek ma dwa lata, jest regularnie zakładany do aparatu i używany, i nie
widać po nim żadnych uszkodzeń ani zużycia. Przyznaję, pracuje on ze sprzętem
lżejszym niż małoobrazkowy, więc nie jest narażony na znaczne obciążenia.
Oczywiście, pasek często zakładany i zdejmowany szybciej
traci na przyczepności, choć sam nie zauważyłem wyraźnie zwiększonej chęci
rozłażenia się. Natomiast jeśli taki paseczek założony jest na stałe, warto
przyglądać się jego miejscu na którym wisi aparat. Przy najmniejszym śladzie
naderwania pasek należy wymienić. Wiem, to ostrzeżenie w stylu amerykańskiego
„szampana nie należy otwierać korkociągiem”, ale wspominam o tej możliwości
naderwania, gdyż rzecz łatwo przegapić, a wówczas łatwo o nieszczęście.
Do Olympusa E-M10 III pasuje nieduża pętelka, wykonana z 18 cm taśmy. |
I tym optymistycznym akcentem dotarliśmy do końca. Polecam
wam moją wersję rozwojową Fingercamstrapa, nawet jeśli nie do używania, to
chociaż do spróbowania. Bo a nuż, wcześniej czy później przyda się w konkretnej
sytuacji lub do konkretnego sprzętu. Koszt niewielki, a w razie co, jeśli
zupełnie nie podpasuje, to pozostały kawałek rzepa z pewnością nada się do
opanowania wiązki szalejących kabli komputerowych. Trzecia opcja, to oryginalny
Fingercamstrap albo spotykane czasem jego kopie. Może nie będziecie wobec niego
mieli takich zastrzeżeń jak ja? Dawniej dostawało się go za free w komplecie z
którąkolwiek torbą Cosyspeed, teraz chyba już nie ma tak dobrze. Ale zawsze
możecie go kupić oddzielnie. Jednak nie liczcie na cenę 1 zł J
Ja bym jeszcze w celu ochrony aparatu przed podrapaniem dal miedzy ten trojkacik i aparat podkladke ze skory. Szczegolnie w Olympusie, bo aparatu pod taka nazwa juz sie raczej nowego nie kupi - to juz niestety przeszlosc i warto ja zachowac w idealnym stanie. :-)
OdpowiedzUsuńRacja, taka skórka to dobra rzecz. Choć akurat oba aparaty z trójkącikami, które fotografowałem na potrzeby artykułu, mają na nich plastikowe nakładki.
Usuń