poniedziałek, 14 czerwca 2021

Jak w koreańskim cyrku: nie było styków, są styki. Brawo Laowa!

     Venus Optics znowu nas ucieszyło. Tym razem nie nowatorską ideą, a pomysłem na unowocześnienie, czy lepiej uwspółcześnienie swoich już istniejących obiektywów. No, na razie tylko jednego, ale wszystko przed nami. I przed nimi.

     Pierwsza Laowa, która nie miała gołego bagnetu pojawiła się w 2018 roku. Była to setka makro o maksymalnej skali odwzorowania wynoszącej aż 2:1. Już trzecia taka w kolekcji Venus Optics. Co prawda stykami komunikacyjnymi oraz funkcją sterowania przysłoną z aparatu dysponowała wyłącznie wersja z mocowaniem Canon EF, ale nie było wątpliwości, że krok został wykonany w dobrym kierunku. Spodziewałem się, że po pierwszym Venus Laowa szybko uczyni kolejne, ale okazało się, że nie. Dopiero w 2020 roku pojawiły się dwa obiektywy ze stykami, tym razem do systemu Micro 4/3: pięćdziesiątka makro (oczywiście 2:1) oraz UWA 10 mm f/2. Gdy pojawił się ten szeroki kąt, pomyślałem że szkoda mojej ulubionej laowowskiej stałki Micro 4/3, czyli 7,5 mm. Gdyby pojawiła się ona na rynku teraz, a nie kilka lat temu, miałaby styki. Co prawda to stałka ulubiona jedynie platonicznie, choć jeśli kiedyś zacznę fotografować sprzętem tego systemu, na pewno ją nabędę.

     W Venus Optics usłyszano moje westchnięcie, pogłówkowano kilka miesięcy i stwierdzono: mówisz, masz. Taka właśnie była geneza ogłoszonego w zeszły piątek odmłodzonego C-Dreamera 7.5 mm F2.0 MFT. To właśnie on otrzymał styki oraz przysłonę sterowaną elektronicznie z aparatu. Skoro Venus Optics tak pogrywa, nie pozostaje mi chyba nic innego jak skończyć z tym Platonem i wejść w Micro 4/3.

     Styki oznaczają nie tylko przekazywanie informacji do nagłówka EXIF, ale też możliwość automatycznego dodawania korekcji wad optycznych w edycji zdjęcia oraz samoczynnego powiększania obrazu w wizjerze / na ekranie dla ułatwienia ustawiania ostrości. Żeby nie było za pięknie, przysłonę zubożono o dwa listki. Pierwotna wersja obiektywu miała ich siedem, nowa posiada ich tylko pięć. Malutko, ale w takim szerokim obiektywie, nie jest to bardzo istotna kwestia. Reszta konstrukcji, poza obudową nie posiadającą już pierścienia przysłon, wygląda identycznie. Milimetrowe różnice w wymiarach nie zmieniają faktu, że to mikroskopijne szkło. Liczy po mniej więcej 5 cm średnicy i długości, ma masę 165 g i korzysta z filtrów 46 mm. Miłym unowocześnieniem jest szerszy i głębiej żłobiony pierścień ustawiania ostrości. Nie znam polskiej ceny obiektywu, ale sugerowana na rynek amerykański jest chyba identyczna jak w przypadku pierwszej wersji, czyli 549 dolarów. Można by więc przypuszczać, że odmłodzona Laowa 7,5 mm nie będzie istotnie droższa od starszej. Nic nie wiem o dacie rynkowej premiery obiektywu, więc na pocieszenie podlinkowuję mój test pierwszej jego wersji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz