środa, 19 października 2016

Jeden długi, jeden krótki, czyli dwa nowe Nikkory

Źródło: Nikon
     Nikon ogłosił dziś dwa nowe obiektywy, oba zdecydowanie z górnej półki cenowej. O ile jednak pierwszy, czyli długi zoom, ma szanse zdobyć sporą popularność, o tyle drugi ma na to marne szanse. Jest to bowiem mocno szerokokątny Tilt & Shift… ups, Perspective Control Lens. A konkretnie PC Nikkor 19 mm f/4E ED. Natomiast tym długim zoomem jest trzecie już wcielenie klasycznego reporterskiego 70-200/2.8, czyli AF-S Nikkor 70-200 mm f/2.8E FL ED VR.

      Od niego też zacznę. Producent reklamuje ten obiektyw jako „jeszcze jaśniejszy, lżejszy oraz bardziej uniwersalny”. Uniwersalny, owszem, dzięki zmniejszeniu – w stosunku do poprzednika – do 1,1 m minimalnej odległości ostrzenia (maks. skala odwzorowania 0,21) oraz podwyższeniu do 4 działek czasu skuteczności stabilizacji obrazu. „Lżejszy” – zgadza się, o 7 %, ale to nadal okolice 1,5 kg. „Jaśniejszy”… nie bardzo wiem o co chodzi. Może o lepszą transmisję światła niż w 70-200/2.8 VRII, który wykazywał T3.2. Zobaczymy po testach. Na razie znamy tylko parametry katalogowe i obietnice marketingowców Nikona. Ci chwalą się poprawą ostrości brzegów kadru i mniejszym winietowaniem. Pomóc ma w tym bogactwo szlachetnego szkła wewnątrz zooma: 6 soczewek ED, jedna fluorytowa i jedna ze szkła o wysokim współczynniku załamania światła. I ciekawostka: zamieniono miejscami pierścienie ogniskowych i ostrości. Oficjalnie dla poprawienia ergonomii, ale podejrzewam, że po prostu tak im wyszło. Widoczna w nazwie obiektywu litera E mówi nam o elektromagnetycznie sterowanej przysłonie, co pomoże precyzyjnie przymykać ją podczas szybkich zdjęć seryjnych.

Źródło: Nikon

     Zresztą „architektoniczny” Nikkor też ma mechanizm przysłony sterowany elektromagnetycznie. Tu jednak powodem jest przede wszystkim łatwość przekazywania elektrycznego sygnału z aparatu do przysłony w porównaniu z rozwiązaniem mechanicznym. To przecież obiektyw, w którym przedni człon z przysłoną nietypowo obraca się i przesuwa poprzecznie względem tyłu. Niby starsze Nikkory tego typu (24, 45 i 85 mm) też już miały podobny mechanizm przysłony – stąd ich oznaczenia PC-E. Jednak tam było to rozwiązanie trochę kombinowane, z pierścieniem przysłony na obiektywie i nietypowym przyciskiem domykania przysłony, ale co ważniejsze, z ograniczoną liczbą modeli aparatów mogących w pełni współpracować z tym mechanizmem. Wygląda na to, że w przypadku nowej „dziewiętnastki” tego typu problemów już nie będzie. Niemniej ze zdjęć obiektywu wynika, że powtórzą się kłopoty znane użytkownikom PC-E 24 mm. Chodzi o bardzo niedużą odległość obracających się wraz z korpusem obiektywu pokręteł shiftowania od płaszczyzny bagnetu. A to pewnie będzie powodowało ich kolizję z wystającą nad obiektyw obudową pryzmatu / flesza i niemożność swobodnego obrócenia obiektywu. Żeby się jednak przekonać o wadze problemu, trzeba tę „dziewiętnastkę” przymierzyć do różnych lustrzanek. Może to tylko marudzenie na wyrost?

Źródło: Nikon
     Pod innymi względami PC Nikkor 19 mm f/4 zasługuje na pochwały już bez wątpliwości. Po pierwsze za pionierską (u Nikona) niezależność kierunku pochyłu i przesuwu osi optycznej. We wspomnianych wcześniejszych Nikkorach PC osie te były ustalone fabrycznie jako prostopadłe do siebie, choć serwisowo można było obrócić przód by były równoległe. Teraz już mamy swobodę łączenia  obu ruchów, podobnie jak w canonowskich TS-E 24 mm II i 17 mm. Druga pochwała Nikkora należy się właśnie za szerokość spojrzenia. Szkoda tylko, że nie tak szerokiego jak w konkurencyjnym Canonie. Ale może ta rezygnacja z osiągnięcia rekordowego – jak na shifty – kąta widzenia wynikła z chęci uzyskania rewelacyjnej jakości zdjęć? Może ten obiektyw został zaprojektowany dla spełniania, także przy silnym przesuwie, wymagań matryc o rozdzielczości rzędu 50 Mpx? Bo wiem jedno, canonowski TS-E 17 mm nie daje rady przy współpracy z takim przetwornikiem. Rzecz wyszła przy premierze EOSów 5Ds/R, kiedy to jedno z „oficjalnych” zdjęć prezentujących możliwości tych aparatów pokazywało wnętrze jakiejś biblioteki. Widać wyraźnie, że wykonano je UWA i na pewno z shiftem, więc w grę wchodził jedynie TS-E 17 mm. No i jakość na brzegach kadru była taka sobie. Zdjęć wykonanych nikonowską „dziewiętnastką” na razie brak, liczę że będą prezentowały się lepiej.

Rodzina nikonowskich shiftów. Źródło: Nikon

     Bo potencjał obiektyw ma. Zawiera bowiem dwie soczewki asferyczne, trzy ze szkła o niskiej dyspersji, a o brak blików (mocno wypukła przednia soczewka!) mają zadbać nanokrystaliczne powłoki przeciwodblaskowe. Brzmi pięknie i liczę, że jakość zdjęć będzie prezentowała podobny poziom. 
     Sugerowane ceny nikonowskich nowości na rynek amerykański, to 2800 $ za długi zoom i 3400 $ za „shifta”. W sklepach obiektywy mają pojawić się w listopadzie.

2 komentarze:

  1. Cenowo kosmos, ale z takimi obiektywami zdjęcia muszą być kapitalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakość zdjęć obowiązkowo musi być na najwyższym poziomie, inaczej nic nie usprawiedliwi tych cen. Shift pewnie wystartuje u nas z poziomu 14-15 tys. (Canon 17 mm kosztuje 9), a 70-200 na bank powyżej dychy (12?), podczas gdy VRII też stoi koło 9. Jeśli te szkiełka w jakiejkolwiek konkurencji dadzą ciała, będą tylko leżakowały na półkach. Już prędzej widzę zainteresowanie shiftem niż zoomem.

      Usuń