Sony Cyber-shot DSC-R1 Źródło: Sony |
Jak to po Photokinie: podsumowanie niby już opublikowane,
ale siedzi człowiek przed monitorem i jeszcze doszukuje się faktów, fakcików,
szczegółów, odniesień… I przypomniała mi się pewna photokinowa premiera sprzed
czterech lat. Premiera znacząca, gdyż chodziło o zdecydowanie pionierską
cyfrówkę: pierwszego pełnoklatkowego kompakta. Tak, mowa o Sony RX1, podczas
prezentacji którego najgłośniejszym pytaniem było: dlaczego nikt wcześniej nie
wpadł na ten pomysł? A gdy sięgnąłem pamięcią o kolejnych kilka lat głębiej,
uświadomiłem sobie, że to nie pierwszy taki przypadek w historii Sony.
Sony Cyber-shot DSC-R1 Źródło: Sony |
Po pierwsze z powodu dużego przetwornika, bo w tym czasie
nawet wyższej klasy kompakty nie wystawały ponad poziom „2/3 cala”. Po drugie,
aparat zaskakiwał formą. Choć może nawet dziś zaskakuje bardziej, gdyż wówczas ciągle
jeszcze w użyciu lub w pamięci były Cyber-shoty F828 i F717, których kształty
też były mocno oryginalne i nieco zbliżone. Niemniej R1 przebił te aparaty i to
mocno. Idea była podobna: duży obiektyw obudowany aparatem. Lub inaczej:
obiektyw z gripem. Jednak w R1 doszedł jeszcze dziwny moduł nad obiektywem.
Tam, oprócz wbudowanej lampy umieszczono nie tylko wizjer elektroniczny, ale
także ekran. Nieduży, 2-calowy – to była norma w tych czasach. Ale oczywiście
na „pełnym” przegubie, co w połączeniu z elektronicznym wizjerem było bardzo
rzadką kombinacją. Jeśli chodzi o zakres funkcji, aparat miał „niemal
wszystko”, a jedynym istotniejszym brakiem było filmowanie. Powodem było
grzanie się 10-megapikselowej matrycy – rekordowej wówczas dla kompaktów, jeśli
chodzi o rozdzielczość.
Sony Cyber-shot DSC-R1 Źródło: Sony |
Bardzo ważnym elementem Cyber-shota R1 był jego
obiektyw: zoom będący odpowiednikiem 24-120 mm, o jasności f/2.8-4.8. Cieszył
nie tylko mocno uniwersalny zakres, ale też bardzo wysoka jakość tworzonego
obrazu.
Dlatego aż dziwne, że ani Sony, ani żaden inny producent nie
wypuścili później podobnego aparatu. Z jednej strony rozumiem: może nie było
potrzeby tak udziwniać formę i duże kompakty przyjęły kształty lustrzanek. Ale
ciekawe, że w ciągu 11 lat od premiery Sony R1, pojawił się zaledwie jeden
kompakt z matrycą APSC wyposażony w zooma. Jeden! Nie, nie Sony, a Leica X
Vario. Reszta to stylowe aparaty wyposażone w szerokokątne stałki.
Sony Cyber-shot DSC-RX1R II Źródło: Sony |
Wracając do czasów nam bliższych i do pełnoklatkowego Sony
RX1, to rozwoju tej klasy cyfrówek też nie widać. Owszem, Sony pokazało
następców, lecz to wszystko piosenka na jedną nutę. Najpierw RX1R pozbawiony
filtra AA, a potem RX1R II z 42-megapikselową matrycą, regulacją intensywności
owego filtra i dołożonym wizjerem. Ktoś jeszcze wziął udział w zawodach?
Oczywiście niezawodna Leica i jej Leica Q (Typ 116). Tu chciałbym napisać, że
Leica to oczywiście tylko niszowy produkt i nie liczy się jako konkurencja dla
Sony. Chciałbym, ale nie mogę. Leica Q kosztuje trochę ponad 17000 zł, co w
przypadku tego akurat producenta wcale nie dziwi. Problem w tym, że Sony RX1R
II jest tańsze o… 500 zł. No, w tym wypadku, to już suma z dalekich okolic
kosmosu. Ja rozumiem: zgrabny, nieduży, pełnoklatkowy aparat ze świetną matrycą
i wspaniałym obiektywem musi swoje kosztować. Ale aż tyle?!
A to przecież nie koniec. W 2005 roku Sony pokazało pierwszy
kompakt APSC, w 2012 pierwszy pełnoklatkowy, więc niedługo czas na średni
format. Photokina 2018? Może. I tylko strach się bać ile ten aparat będzie kosztował!
Tył Sony R1 jest według mnie wyraźnie inspirowany Canonem IX (APS) o dziesięć lat starszym (co już kiedyś się opisało na blogasku). Nawet- tak samo jak w IX-ie- nie ma tam żadnego wyświetlacza!
OdpowiedzUsuńZacne te kompakty, szkoda że przegięli zdrowo z ceną.
Forma rzeczywiście podobna, ale w Sony tył jest znacznie mocniej oprzyciskowany. No i R1 jest bardziej canonowski niż IX, bo ma EOSowe tylne pokrętło.
OdpowiedzUsuńZe dwa lata temu widziałem R1 w rękach jakiegoś zagranicznego dziennikarza z branży fotograficznej. Widać, że staruszek jeszcze daje radę...
A ta cena RX1R II mocno mnie ścięła. Gdybym miał potrzebę zakupu tego typu kompakta (no i kasę), to bym poważnie rozważał zakup Leiki Q. Oczywiście dla samego mania Leiki, a nie jakości obrazu.
Zgadzam się. Manie Leiki, to jest jednak coś! Też bym miał.
OdpowiedzUsuń