Źródło: Indiegogo |
Rynek jest wręcz zalany wszelakiej maści bankami energii dla
przenośnych urządzeń elektronicznych: smartfonów, aparatów fotograficznych,
tabletów.... Rzecz nie dziwna, gdyż pełnią one coraz więcej funkcji, dysponują
łącznością wszelaką, co przekłada się na rosnącą ich prądożerność. A przy tym
nie mogą być one zbyt ciężkie i duże, z czego z kolei wynika niemożność wbudowywania
w nie odpowiednio pojemnych akumulatorów. Pół dnia pracy smartfona albo dwie
godziny zdjęć bezlusterkowcem i symbol akumulatora mruga na czerwono. A
przecież w takiej sytuacji nie będziemy kotwiczyli przy gniazdku w ścianie. Jeśli
w ogóle takie gniazdko znajdziemy, bo przecież wspomnianego sprzętu chcemy
używać także z dala od cywilizacji. Z pomocą przychodzą różnej wielkości i
klasy Power Banki: od kieszonkowych wielkości szminki do ust, pozwalające na
jedno naładowanie smartfona, do solidnych pakietów o wielokrotnie większej
pojemności. Świeżą nowością w tej dziedzinie jest potężny bank energii PLUG, na
którego produkcję zbiera poprzez Kickstartera firma Indiegogo.
Źródło: Indiegogo |
Potężny, gdyż mieści wewnątrz ogniwa o łącznej pojemności 42
albo 48 Ah – w zależności od wersji. Ile to energii? Nie bardzo wiadomo, raz
pojawia się informacja o 151 Wh, raz o 200 Wh. Tak czy inaczej, producent
zapowiada możliwość trzykrotnego naładowania akumulatora laptopa albo
trzydziestokrotnego w przypadku akumulatora lustrzanki. Ale to nie wszystko,
gdyż PLUG oprócz typowych i spodziewanych w każdym Power Banku gniazd USB (zakładam,
że o wydajności 2,1 A) ma też trzecie, USB-C. Pewnie niektórzy z was wiedzą co
to oznacza. Ja teraz też już wiem, ale wcześniej nie miałem o nim pojęcia. To stosunkowo
nowy standard, który oprócz teoretycznego transferu na poziomie 10 Gbit/s (USB
3.1), jest także łączem „energetycznym”, pracującym przy napięciu 20 V i
mogącym przepuścić prąd do 5 A. Zasilanie 100 W przez USB?! No, no!
Źródło: Indiegogo |
Ale to nadal nie pełnia możliwości PLUGa. Poza USB ma on też
wbudowane dwa klasyczne gniazda prądu przemiennego. Takie zwykłe, jak w
ścianie, pozwalające na dołączenie wtyczek kilku międzynarodowych standardów.
Pewnie będzie tam siedziało zarówno napięcie 110 V, jak i 230 V. Jeszcze
ważniejsze, że gniazda te pozwalają na zasilanie urządzeń o łącznej mocy 250 W.
Dużo, jak na bank energii wielkości książki i ważący zaledwie kilogram. Choć,
jak szacuję, energii w takim wypadku starczy na pół godziny. Dobre i to.
Źródło: Indiegogo |
Akumulatory PLUGa pochodzą od Panasonica, a możemy je
ładować zarówno z sieci, jak i z użyciem dedykowanego panelu słonecznego. W tym
drugim przypadku ładowanie ma trwać 8 godzin. Jak przystało na bank energii
wysokiej klasy, PLUG może jednocześnie ładować i być ładowany.
Producent zebrał już fundusze na produkcję urządzenia i to z
ogromną, dwudziestokrotną przebitką. PLUG ma być dostępny pod koniec tego roku,
a jego cena (dla przedpłatowiczów) zaczyna się od 235 USD. Tyle kosztuje sam Power
Bank o pojemności 42 Ah. Zestaw z panelem słonecznym oznacza wydatek 140 USD
więcej, a do wersji 48 Ah trzeba dołożyć kilkanaście dolarów. Tłumacząc na
polski, PLUG w podstawowej konfiguracji kosztuje koło 1000 zł. Ciekawe, czy
trafi do polskich sklepów, czy trzeba go będzie ściągać zza oceanu. Bo chętnych
na niego z pewnością trochę by się u nas znalazło.
Szukałam właśnie recenzji tego power banka i trafiłam tutaj :) Interesujący blog! Chyba będę częściej tutaj zaglądała. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa. Proszę tu zaglądać. A ta moja recenzja, to tylko taka analiza obiecanek producenta. Chętnie dorwałbym ten powerbank żeby sprawdzić jak NAPRAWDĘ działa.
Usuń