Źródło: Yongnuo |
Przyznam szczerze, że nie potraktowałem poważnie objawienia
się w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy taniutkich klonów (czy raczej
odpowiedników) canonowskiej optyki 50 mm f/1.8 oraz 35 mm f/2. Ot, pomyślałem,
kaprys chińskiego producenta. Może też chęć pochwalenia się, że i oni umieją
skonstruować autofokusową optykę do lustrzanek. Byłem przekonany, że na tej
demonstracji się skończy, więc mocno zaskoczyła mnie premiera klasycznej
portretówki 100 mm f/2, także będącej kopią canonowskiego szkiełka. Tym razem
Yongnuo szarpnęło się bardziej, bo w końcu oryginał to świetny obiektyw. Jeśli
chińska wersja okaże się równie dobra optycznie i mechanicznie, a autofokus nie
będzie sprawiał problemów, to – przy założeniu odpowiednio niskiej ceny –
„setka” może zostać przebojem. Z ciekawością oczekuję pierwszych testów.
Zwłaszcza, że podobno za horyzontem czai się kolejna portretówka Yongnuo –
oczywiście 85 mm f/1.8. Wcale się nie zdziwię, gdy za rok objawi się
stabilizowany 70-200/2.8. No dobra, w przypadku 135/2 też nie będę marudził.
Też już miałem coś pisać, aleś Pan mnie ubiegł. Sądząc po poprzednich modelach- aż tak dobra jak oryginał to nie będzie. Ale co tam, jak można go kupić za 1/3 ceny. Może być nawet o 1/3 gorsza, a i tak bym się kusił.
OdpowiedzUsuńProblem jaki ma Yongnuo, to (podobno, ale z wiarygodnego źródła) problem z kontrolą jakości- nie wszystkie są takie same. Cóż. No risk no fun.
Ale ci Chińczycy to i tak jedyna nadzieja dla mniej majętnych.
UsuńŻeby był fun a nie było risku, to trzeba jakoś obejść marną kontrolę jakości. Na przykład zamianą ilości w jakość. Kupić hurtem i blisko źródła (żeby było taniej) z 10 sztuk, wybrać najlepszy, a resztę szybko pchnąć po kosztach
Usuń