Źródło: Sony |
Niby chodziły słuchy, że Sony chce odnowić swoje portretowe
szkiełko wyposażone w filtr apodyzacyjny, ale nie podejrzewałem, że objawi się
ono tak szybko. Mała korekta: 135 mm STF wcale nie było „swoją” portretówką, a konstrukcją
zagarniętą przez Sony wraz ze spadkiem po Minolcie. Czyli tak: była Minolta / Sony
A 135 mm f/2.8 (T4.5) STF, a jest Sony FE 135 mm f/2.8 STF GM OSS. Widzicie te
różnice? Po pierwsze, to już optyka nie lustrzankowa, a bezlusterkowcowa. Pod
drugie, choć nie widać tego w nazwie, jest już autofokus, którego brakowało
oryginalnej STF. Po trzecie, pojawiło się coś, czego zupełnie bym nie
podejrzewał: stabilizacja optyczna. Konstruktorzy postąpili bardzo odważnie,
dokładając moduł stabilizacji do stałki, od której użytkownicy będą wymagali wzorcowej
jakości obrazu. No, zobaczymy, czy nie przesadzili ze wzbogacaniem tego
obiektywu. A, nowy obiektyw ma też nieco krótszą ogniskową. Mi się ona bardziej
podoba.
Ale zaraz, wszyscy wiedzą, co to jest ten cały STF i
apodyzacja? Na wszelki wypadek, w skrócie: chodzi o umieszczany blisko
przysłony element optyczny mający ściemniać brzegi punktów znajdujących się w
nieostrości, a którego obecność skutkuje miękkim, „budyniowym” boke. Ten człon
optyczny nazywany jest apodyzacyjnym, a STF to skrót od Smooth Trans Focus. Podobny obiektyw, tyle że konstrukcji Fuji, nie
tak dawno miałem w rękach, a zdjęcia z niego publikowałem na blogu LINK.
Źródło: Sony |
Dwa słowa o konstrukcji nowego Sony FE. Obiektyw jest
ciemniejszy niż minoltowski pierwowzór, gdyż charakteryzuje się transmisją
światła na poziomie T5.6. Czyli element apodyzacyjny zabiera aż 3/4 światła
wynikającego z maksymalnego otworu względnego f/2.8. Na zdjęciu obok widać,
że wzorem innych portretówek Sony, tak i ta ma własny pierścień przysłony,
pozwalający na płynny dobór jej otworu. To rzecz wielce przydatna w optyce STF,
gdyż pozwala precyzyjnie regulować intensywność działania elementu
apodyzacyjnego; w tym wypadku w zakresie T5.6 – T8. Na tym samym zdjęciu widać
jeszcze jeden drobiazg potęgujący możliwości obiektywu: pierścień blisko
bagnetu, pozwalający przełączyć się w tryb „niby makro”, ze skalą 1:4
uzyskiwaną przy odległości fotografowania 0,57 m. Dobry pomysł z tym
przełącznikiem, bo bez wydzielenia zakresu makro z odmiennym ustawieniem
soczewek, nikłe byłyby szanse uzyskania wysokiej jakości obrazu dla całego zakresu
odległości 0,57 m - ∞.
Źródło: Sony |
No właśnie, układ optyczny. Widać go na schemacie obok.
Soczewek jest aż 13 (plus element apodyzacyjny), w tym jedna asferyczna (z tyłu
obiektywu) i jedna ze szkła niskodyspersyjnego (bliżej przodu). Przysłona liczy
11 listków – wyjątkowo dużo, ale to bardzo pomoże w uzyskiwaniu okrągłych, a
nie wielokątnych obrazów nieostrych punktów.
Tyle o optyce. Jeśli chodzi o obudowę, to jest ona
uszczelniona. Obiektyw waży 700 g, ma niemal 12 cm długości i korzysta z
filtrów 72 mm. Jedyna cena jaką znam, to sugerowana na rynek amerykański: 1500
dolarów. Jak na tak wyrafinowaną optykę, w założeniu, że będzie ona idealnie
spełniać wszystkie swe zadania, cena wcale nie za wysoka.
Źródło: Sony |
A dla tych, którzy uważają ją za zbójecką, Sony przygotowało
lek na uspokojenie. Lek ten kosztować ma 600 dolarów, a nazywa się FE 1.8/85. Myślę jednak, że będą go zażywali nie tylko ci narzekający na cenę STFa. Bo
ta krótsza portretówka wydaje się być świetną propozycją. Światło przyzwoite, brak
soczewek asferycznych sugeruje ładną plastykę obrazu, nieobecność stabilizacji
optycznej z pewnością ułatwiła uzyskanie obrazu wysokiej jakości. Widać, że
konstruktorzy zrobili ten obiektyw „na surowo”. Odpuścili sobie też limiter
odległości, uszczelnienia, a przysłona ma „tylko” 9 listków. Choć jedną niskodyspersyjną
soczewkę jednak włożyli. Minimalna odległość ostrzenia wynosi 0,8 m. Obiektyw
waży połowę tego co „setka” STF, ma 8 cm długości i posiada gwint filtrów 67
mm.
Bardzo jestem ciekaw zdjęć pochodzących z tych obiektywów –
liczę, że dorwę je w swoje ręce i przetestuję. Muszę przyznać, że o ile STFka
zdecydowanie wygrywa w konkurencji „wejście smoka”, to osiemdziesiątka piątka
wspaniale pasuje do roli szarej eminencji dzisiejszej premiery Sony.
Dzień dobry. Czy ta nowa 85ka Sony różni się znacznie od starej, ale uchodzącej za świetną 85/1,8 Minolty? Czy to jest całkiem nowa konstrukcja, czy tak jak 50/1,4 - różni się obudową i powłokami?
OdpowiedzUsuńMichał Kacprzyk
Dzień dobry, przyznam, że nie kojarzę żadnej minoltowskiej 85/1.8. W bagnecie A wszystkie wersje Minolty / Sony miały światło f/1.4 albo f/2.8, a Rokkor (MD) f/1.7. Czyli nowe szkiełko Sony na pewno jest oryginalną konstrukcją. Pzdrw
UsuńRzeczywiście, musiało mi się pomieszać. Miałem ją w rękach dawno temu, przepraszam.
OdpowiedzUsuńA przy okazji spytam z głupia frant: nie testował Pan czasem Sonnara 24-70/2,8? Tego z kolei używam stale od kilku miesięcy i ciekawe wydaje mi się porównanie go z 28-70/2,8 Minolty. Chodzi mi o takie profesjonalne , ale i życiowe porównanie. Takie, jakie czytam na pańskim blogu.
Dobrej nocy życzę
Michał Kacprzyk
Nie, nie testowałem tego Vario-Sonnara, choć na pewno nim fotografowałem (w wer. I). Gdy zdecyduję się na test A99 II, wezmę ją z nowszą wersją tego Zeissa. I przy okazji przetestuję i jego.
UsuńPozdrawiam