piątek, 5 kwietnia 2019

Lumix G90, czyli Panasonic nie odpuszcza w Micro 4/3


Lumix G90 to ten w środku, pomiędzy dwoma nieco
starszymi braćmi: TZ95 po lewej i FZ1000 II po prawej.
     Wydawać by się mogło, że po premierze małoobrazkowych bezlustrowców S1 i S1R Panasonic zostawi pole Olympusowi, a sam skupi się na Aparatach Dużych i Poważnych. Okazuje się, że jednak nie tak do końca. Kilka dni temu miałem okazję poznać pokazanego dziś już oficjalnie Panasonica G90. To oczywiście następca modelu G80, a zupełnie niezgodnie z przewidywaniami „dziewięćdziesiątka” nie jest odgrzewanym kotletem. Owe „restauracyjne” podejrzenia wynikły z najnowszej świeckiej tradycji Panasonica. On swe niedawno pokazane Lumixy TZ95 i FZ1000 II (na zdjęciu po obu bokach G90) zaprojektował, no… tak… bez polotu. A w każdym razie niewiele poprawiając ich wcześniejsze wcielenia. W przypadku Panasonica G90 rzeczy mają się inaczej. Nie, nie jest to rewolucyjny aparat, ale naprawdę porządnie dopracowany. W pierwszych plotkach i przeciekach nazywano go baby-G9, i coś w tym jest. Ale jednocześnie mocno podciągnięto cechy filmowe, więc i określenie baby-GH5s też nie jest od rzeczy.  


      W wyglądzie mało nowości, no może poza rzędem trzech klawiszy przy spuście migawki – tak jak w G9 i GH5(s). Duuuużo więcej pozytywnych zmian widać w specyfikacji aparatu. Poniżej wrzucam tabelę z zestawieniem najważniejszych danych technicznych Lumixów G9, G90 i G80. Przyjrzyjcie się jej, a jeśli nie macie ochoty na własną jej analizę, zapraszam do mojej, pod zdjęciem.

Źródło: Panasonic
     Plus pierwszy Lumixa G90: matryca z G9, czyli 20 Mpx, a nie 16 Mpx z poprzednika. Poskąpiono Hi-Res Mode, ale pojawił się tryb Live View Composite nieznany flagowcowi. Uzupełnieniem są funkcje L Monochrome i Grain Effect nieznane z kolei Panasonicowi G80. Wizjer ten sam co w G80, czyli o parametrach wyraźnie gorszych niż w G9. Podobnie migawka, z najkrótszym czasem 1/4000 s, a nie 1/8000 s. Ja się jednak bardzo cieszę z tego pozornego niedociągnięcia. Ta „słabsza” migawka charakteryzuje się bowiem nieprawdopodobnie wręcz miękką i cichą pracą. Żaden inny producent bezlustrowców nie ma takiej w swojej ofercie. A brak 1/8000 s niezbyt przeszkadza, gdyż w zapasie mamy migawkę elektroniczną potrafiącą odmierzyć do 1/16000 s. Ciekawe, że nieco podkręcono czas synchronizacji pojedynczego błysku. Wynosi on 1/200 s, podczas gdy w G80 była to 1/160 s.

     Ekran tradycyjnie na pełnym przegubie, dotykowy, z parametrami wspólnymi dla wszystkich trzech modeli. Mam nadzieję, że będzie można wybrać tylko fragment jego obszaru do ustawiania pola AF podczas kadrowania przez wizjer. Konstruktorzy nie pozbyli się wbudowanego flesza, a po staremu – czyli tak jak w G80 – pozostawili także system AF. Stąd jego sprawność jest teoretycznie nieco niższa niż w G9.

     Trochę namieszano w zdjęciach seryjnych. Maksymalna częstość serii to 9 klatek/s, w AFC 6 klatek/s – czyli wartości takie sobie, powtórzone po G80. Za to długość serii skoczyła w JPEGach aż do 600 zdjęć, ale dla RAWów spadła z 45 w G80 do 30. Dziwne!
     Matryca oczywiście jest stabilizowana, ale w standardzie znanym z G80, czyli z „katalogową” skutecznością 5 działek czasu. To oczywiście tylko przy współpracy stabilizacji matrycy i obiektywu  w systemie Dual I.S. II.
     „Dziewięćdziesiątce” brak trybu 6K Photo znanego z Lumixa G9, ale oczywiście mamy 4K Photo rejestrowane przy 30 klatkach/s.

     Teraz uwaga, najciekawsze: filmowanie. Panasonic zaszalał tu trochę, co nawet niezbyt mnie zdziwiło, gdyż wiem jak często Lumix G80 wybierany był właśnie do filmowania. Widzieli to i w Panasonicu, stąd wyraźne podciągnięcie funkcjonalności aparatu w tym zakresie. W G90 brak co prawda 4K 60p, ale w 4K 30p nie obowiązuje ograniczenie czasu nagrania do 30 minut. Komuś jeszcze mało? To dorzucę – znaczy, Panasonic dorzuca – profil V-Log L, wgrany fabrycznie, całkiem za darmo. W Full HD możemy rejestrować maks. 120 klatek/s, a kolejną, i to jeszcze istotniejszą nowością jest gniazdo słuchawek.

     Skoro już przy połączeniach jestem, to USB może służyć zarówno do zasilania aparatu jak i ładowania jego akumulatora. WiFi zostało uzupełnione Bluetoothem.
     Korpus aparatu został uszczelniony podobnie jak w G80, ale jest ciut większy – tak mniej więcej po 3 mm na każdym wymiarze. I symbolicznie cięższy. O czymś jeszcze zapomniałem? Może tylko o pozostawieniu po staremu jednego gniazda kart pamięci. Nie ma słowa o UHS-II, ale liczę, że się jednak pojawi. Gniazdo Lumixa G80 miało dwa rzędy styków, aparat nie dysponował jednak firmwarem obsługującym „szybkie” karty UHS-II. Podejrzewam, że w G90 ulegnie to zmianie.

     Bardzo, ale to bardzo mi się ten aparat spodobał. Na razie co prawda tylko „katalogowo”. G90 praktycznie w żadnym elemencie nie wypada gorzej niż poprzednik, a w wielu zdecydowanie lepiej, czasem wręcz powyżej flagowego Lumixa G9. Liczę, że w praktyce też nie zawiedzie. Już Lumixa G80 umieściłem w moim teście „bliziutko ideału”, a DPReview schwaliło, przyznając mu Gold Award. Obiecuję jak najszybciej dorwać „dziewięćdziesiątkę” i przetestować ją. Kiedy to będzie? Najwcześniej pod koniec maja, bo wówczas ma nastąpić premiera sklepowa tego aparatu. I dopiero wówczas objawi się jego polska cena. Jej też jestem ciekaw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz