Wiem, powtórzę się, ale co tam! System Nikon Z bardzo mi się
podoba. Od razu pojawiły się dwa porządne aparaty plus trzy szkła sugerujące
ideę. Czyli: lepiej nieco ciemniej, ale zgrabnie i przy wysokiej jakości
obrazka. To o obiektywach, ale w korpusach też zachowano umiar i równowagę pomiędzy
gabarytami, a ergonomią, trzymając tu dystans i od Sony i od Panasonica. Ale
miło, że matryce wzięto jednak od Sony. Dobra, ale ja chciałem o szkłach. Minęło
półtora roku od premiery Nikonów Z6 i Z7, a tym czasie pojawiła się pełna linia
krótkich stałek f/1.8: 20 – 24 – 35 – 50 – 85 mm. O zoomach też nie zapomniano,
ale Nikon ujął mnie właśnie tymi stałkami. Przetestowałem już na blogu
trzydziestkępiątkę z tej linii LINK, teraz czas na jej krótszą siostrę.
Sprawdzanie zacząłem od zajrzenia do cennika. Dlaczego ona
taka droga?! Niby już od kilku miesięcy pojawia się w sklepach, ale nadal
trzyma sugerowaną cenę detaliczną, czyli okolice 5200 zł. A to przecież wcale nie
jakieś niezwykłe szkło. Oczywista, mocno zagęszczone matryce mają swoje
wymagania, ale żeby sugerować aż pięć patoli? Dużo. I za dużo.
Etap drugi, czyli obmacanie. Dlaczego ona taka wielka?!
Dobra, żartuję. Żeby ładnie „rozesłać światło” po matrycy, dobrze jest zrobić
to za pomocą dłuższego, niż krótszego układu optycznego. Pewnie dlatego
najdłuższym z wymienionych stałoogniskowych Nikkorów S jest „najkrótszy” z
nich, czyli 20 mm f/1.8. Liczy on niemal 11 cm długości, podczas gdy 24/1.8
jest o centymetry krótszy. Katalogowo, ale jeśli założymy osłonę
przeciwsłoneczną, obiektyw wydłuża się do ponad 13 cm. „Oficjalna” średnica to
niecałe 8 cm, które po założeniu osłony zmienia się w niemal 10 cm. Masa
obiektywu wynosi 450 g, a z osłoną kilkanaście gramów więcej. Spodziewałem się,
że ten Nikkor będzie lżejszy, nawet przy sporej swej długości. Okazało się
jednak, że na masę wpłynęła spora ilość metalu w obudowie. Plastikowa jest
bowiem wyłącznie nieduża jej część, ta przed pierścieniem ostrości. Reszta to
metal, włącznie z owym pierścieniem, nie posiadającym gumowej nakładki.
Tradycyjnie, rowkowanie pierścienia wydaje się być zbyt
drobne, co może skutkować poślizgiem palców. Równie tradycyjnie uzupełnię, że
takie wrażenie odnoszę wyłącznie podczas obmacywania obiektywu, a nie podczas
fotografowania. Czyli nie ma czego się obawiać.
Pierścień ten w trybie A (znaczy AF) domyślnie pozostaje
bezrobotny, ale na nasze życzenie może się do czegoś przydać. Na przykład do ręcznego
ustawiania ostrości dla skorygowania, bądź chwilowego zastąpienia autofokusa.
Jeśli nie to, możemy mu przyporządkować dobór przysłony, korekcji ekspozycji
albo czułości. Do ich zmiany nie musimy wciskać żadnych klawiszy, co niektórym
się spodoba, ale innym nie.
Ważne, że w ten sposób filmowcy mogą bezgłośnie sterować
przysłoną. Ale za to nie polubią sposobu pracy pierścienia ostrości przy ręcznym
jej ustawianiu. Przełożenie ruchu pierścienia na człon ogniskowania obiektywu
nie ma bowiem liniowego charakteru.
Uszczelnienia? Jasne! |
Napisałem „człon ogniskowania”, ale chyba jest ich więcej
niż jeden. Nikon chwali się bowiem, że w obiektywie tym ostrość ustawiana jest „wielosilnikowo”.
Pewnie przez dwa silniki, stąd i dwa człony ostrzące. Ustawianie ostrości
odbywa się wewnętrznie, a konkretnie jest to tylne ogniskowanie, czyli
wykorzystujące ostatnie człony optyczne obiektywu.
Wielosilnikowość pozwoliła na uniknąć efektu „oddychania”
obiektywu, czyli zmiany kąta widzenia podczas ustawiania ostrości. Sprawdziłem,
to cecha nie tylko katalogowo-marketingowa, ale i praktyczna. Drugi plus, to
możliwość ogniskowania z niedużych odległości, w tym wypadku 25 cm. W
rzeczywistości nawet troszkę mniejszej.
Jeden minusik: silniki napędu ostrości nieco hałasują. Nie,
że jakoś strasznie, ale ich buczenie troszkę jednak słychać. Bardziej niż pisk
napędu Nikkora Z 50 mm f/1.8 i zdecydowanie mocniej niż praktycznie
niesłyszalny szum wydobywający się z Nikkora Z 14-30 mm f/4. Z tymi dwoma
szkłami mogłem porównać. Fotografom nie będzie to przeszkadzało nic, a nic,
jednak filmujący mogą marudzić.
Optyczna część obiektywu to 12 soczewek, wśród których
znajdziemy jedną ze szkła ED i cztery asferyczne. Stabilizacji optycznej rzecz
jasna brak, za ten aspekt fotografowania odpowiada stabilizacja matrycy. Nota
bene, bardzo skuteczna. Jej działanie podoba mi się o niebo bardziej niż tej z
Sony. To tak na marginesie.
Soczewki Nikkora pokryte są nanokrystalicznymi warstwami
przeciwodblaskowymi, a przednia dodatkowo powłoką fluorową. Jej zadaniem jest
„odpychanie” wszelakiego brudu, pyłu i kropel. A jeśli jednak na niej osiądą,
łatwo je będzie usunąć. Z moich wcześniejszych doświadczeń z Nikkorami Z
wynika, że powłoki okażą się bardzo skuteczne.
Tak też i było. Podczas testu męczyłem dwudziestkęczwórkę
pod światło, ale ona okazała się nieugięta. Blików ani śladu, kontrast bez
zarzutu. Do tego stopnia, że publikowane poniżej zdjęcia musiałem
„uszlachetnić” z pomocą Active D-Lighting,
by cienie nie były całkiem smoliste.
Przysłona f/1.8. |
Przysłona f/2.8. |
Przysłona f/5.6. |
Przysłona f/11. |
Niemal równie ładnie prezentuje się dystorsja. Jeśli w menu aparatu nie włączymy korekcji dystorsji, na zdjęciu możemy dostrzec mocno wąsowatą, ale dość słabą „beczkę”. Póki tego Nikkora używamy do fotografii krajobrazowej, reporterskiej, a nie do zdjęć architektury albo reprodukcji, problem pewnie w ogóle nas nie dotknie. Ale na wszelki wypadek korzystajmy z tej korekcji na stałe. Zaszkodzić nie zaszkodzi, a zyskamy pewność, że nasze kadry będą prościutkie.
Dystorsja nieskorygowana. |
Dystorsja skorygowana automatycznie przez Nikona Z7. |
Winietowanie – tu już gorzej. Czego zresztą należało się spodziewać, gdyż ostatnio powszechnym zwyczajem konstruktorów optyki się stało pozostawianie tej wady niedokorygowanej. Oczywiście po to, by mogła (musiała) się nią zająć funkcja cyfrowej jej korekcji. Dla otwartej przysłony ściemnienie peryferii zdjęć z tego Nikkora jest dość silne, ale całe szczęście, łagodne. Czyli, że obraz płynnie ściemnia się od centrum klatki ku jej rogom. Dlatego wielu fotografujących może być wręcz zachwyconych obecnością modnej „winiety”, której już nie muszą dodawać w edycji zdjęcia. Myślę jednak, że większość użytkowników tego Nikkora będzie zainteresowanych możliwościami usunięcia winietowania z obrazu. Klasycznie, czyli przymykaniem przysłony odbywa się to bardzo sprawnie. Już przy f/4 właściwie nie mamy do czego się przyczepić, a i przysłonie f/2.8 nie można postawić poważnych zarzutów z tego paragrafu.
Natomiast cyfrowej korekcji z aparatu prawie, prawie udaje się w 100% usunąć winietowanie pojawiające się przy otwartej przysłonie. Oznacza to, że ciemniejsze naroża kadru dostrzeżemy wyłącznie gdy porównamy zdjęcia wykonane przy otwartej i przymkniętej przysłonie. Gdy oglądamy tylko skorygowane zdjęcie zrobione przy f/1.8, wszystko będzie wyglądało dobrze. Byle tylko skorzystać na najwyższego stopnia korekcji.
Aberracje chromatyczne wykazują przeszkadzalność mniejszą niż winietowanie, niemniej mogą zrobić niemiłą niespodziankę. Choć właściwie to domena wyłącznie aberracji podłużnej. Widać ją na neutralnych kolorystycznie motywach, gdy przysłona jest otwarta albo przymknięta nie mocniej niż do f/4. Przyznać jednak muszę, że nie znalazłem jej na żadnym ze zdjęć plenerowych, w każdym razie w intensywności odpowiedniej by zaprezentować to w artykule. By ją pokazać musiałem dorobić złośliwe zdjęcie, gwarantujące pełną jej wykrywalność.
Zdjęcie prezentujące poziom osiowej aberracji chromatycznej. Wycinki poniżej. |
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Natomiast poprzecznej aberracji chromatycznej nie
dostrzeżemy na JPEGach z aparatu. Nikony korygują bowiem ją automatycznie,
obowiązkowo i bezapelacyjnie. W ten sam sposób postępują firmowe wywoływarki
RAWów. Jeśli koniecznie chcemy ją uświadczyć, musimy odkliknąć odpowiednią
pozycję w menu wad optycznych wywoływarki. Tak uczyniłem ze zdjęciem
prezentowanym poniżej, ale bocznej AC i tak wcale nie wyszło bardzo dużo.
Niemniej trochę jej widać.
Zdjęcie prezentujące poziom poprzecznej aberracji chromatycznej. Przysłona f/2.8. Wycinki poniżej. |
Po lewej wycinek ze zdjęcia ze skorygowaną aberracją chromatyczną, po prawej z nieskorygowaną. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
W ten sposób, nieco od tyłu, czy raczej korzystając z
odwrotnej niż zwykle kolejności, doszedłem do kwestii szczegółowości obrazu. Tę
mogę tylko pochwalić. Widać, że twórcy obiektywu postarali się w tej kwestii, i
nawet 45 Mpx testowej puszki, czyli Nikona Z7 nie daje mu rady. Środek kadru
prezentuje się wspaniale już przy f/2.8, przy f/2 niewiele gorzej, a i przy
pełnej dziurze nadal zasługuje na czwórkę z plusem. Idąc z przysłonami w drugą
stronę, to stan wspaniałości utrzymuje się aż do f/5.6 włącznie. Przysłona f/8
oznacza już pierwsze, słabe ślady dyfrakcji. Jednak nawet przy f/11 nie wadzi
ona zbytnio. To w odróżnieniu od najsilniejszego dostępnego przymknięcia, czyli
f/16, dla którego obraz wyraźnie mięknie. Korekcja dyfrakcji coś tam pomaga, więc
jeśli planujemy zdjęcia z użyciem przysłon f/8-16, warto aktywować ją na stałe.
Ale na super wyniki nie liczmy.
Brzegi kadru prezentują podobne wyniki, jednak przesunięte o
działkę przysłony. Czyli ocenę 4+ przyznaję aż do otworu f/2 włącznie, piątkę
dla f/2.8, a wspominany wcześniej stan wspaniałości uzyskujemy „dopiero” przy
f/4. I obowiązuje on aż do f/8 włącznie. Słabiutki spadek szczegółowości to
dopiero domena przysłony f/11, a wyraźny pojawia się przy f/16. W sumie wygląda
to bardzo dobrze. Ze skruchą przyznaję, że nie spodziewałem się tak
przyzwoitych wyników dla pełnej dziury. Teraz czekam jak w tym względzie
wypadnie najmłodsza w rodzinie, a przy tym jeszcze szersza stałka 20 mm f/1.8.
Szkoda, że polski Nikon jeszcze jej nie posiadał gdy testowałem dwudziestkęczwórkę,
bo gdyby nie to, z biegu bym sprawdził co i jak.
Kadr do testu szczegółowości obrazu dla poszczególnych otworów przysłony. Wycinki poniżej. |
Centrum klatki. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Brzeg klatki. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Nieostrości bez rewelacji, ale też nie mam prawa zbyt
narzekać na ich wygląd. Właściwie tylko nieostre gałęzie wprowadzają nerwowość
do zdjęcia, inne motywy zachowują spokój i gładkość. To oczywiście kwestia
bardzo indywidualna, więc oceńcie sami. Sporo przydatnych do tego zdjęć
znajdziecie w galerii poniżej. Wszystkie te klatki wykonane zostały Nikonem Z7
przy czułości ISO 64, w standardowym trybie barw, bez żadnych korekcji, w tym
korekcji wad optyki. Ewentualne odstępstwa deklaruję w podpisach.
Przysłona f/4. |
Przysłona f/1.8. |
Przysłona f/1.8. |
Przysłona f/1.8. |
Przysłona f/11. Światła i cienie wyciągnięte z RAWa. |
Przysłona f/16. |
Przysłona f/8. |
Przysłona f/4. |
Przysłona f/1.8. |
Przysłona f/1.8, korekcja +1 EV. |
Przysłona f/1.8, korekcja +1 EV. |
Przysłona f/2.8. |
Przysłona f/1.8, korekcja +2/3 EV, światła wyciągnięte z RAWa. |
Przysłona f/1.8. |
Przysłona f/4. |
Przysłona f/5.6. |
Przysłona f/4.5, korekcja +2/3 EV, lekko ruszony RAW (światła, zieleń). |
Przysłona f/1.8. |
Przysłona f/3.5, przycięte z prawej. |
Przysłona f/8. |
Udało się Nikonowi to szkło. Poza ceną – nadal uważam, że za
wysoką – nie mogę przyczepić się do niczego. Rozdzielczość świetna, dystorsji
tylko troszkę, pod światło genialnie. Trochę krzywię się na winietowanie, ale
chyba muszę się do niego przyzwyczaić – ot, signum temporis. Gorzej z osiową
aberracją chromatyczną, gdyż do niej przyzwyczaić się trudno. A jeszcze
trudniej usuwać ze zdjęć. Dobre to, że podczas testu wada ta ani razu nie
ugryzła mnie w odwłok. Czego też życzę wszystkim, którzy zdecydują się wyłożyć
kupę kasy i kupić to szkło. Bo warto!
Podoba mi się:
+ szczegółowość obrazu
+ szczegółowość obrazu
+ zdjęcia pod światło
Nie podoba mi się:
- cena
- wyraźna podłużna AC przy otwartej przysłonie
Zajrzyj też tu:
TEST: Wielki Spóźnialski – Sony FE 35 mm f/1.8
TEST: Panasonic Lumix S Pro 50mm F1.4. Poszukując ideału.
TEST: Nikkor Z 35 mm f/1.8 S – pięknie jest tutaj!
TEST: Canon RF 50 mm f/1.2L USM – prawie tak dobry, jak kosztowny.
TEST: Canon EF 50 mm f/1.8 STM – kolejny Kopciuszek do kolekcji
TEST: Kolejna fajna stałeczka, Nikkor 24/1,8
TEST: Zeiss Batis 85 mm f/1,8
TEST: Wpadł mi w ręce Zeiss, czyli teścik Distagona FE 35/1,4
TEST: Dobrze wymierzony - Tamron 45 mm f/1,8
TEST: Jasność, widzę jasność! – Sigma 24-35/2
TEST: Carl Zeiss Sonnar T* FE 2,8/35 ZA. Kosztowny drobiazg
Piękny test. W sumie to każde szkło Nikona s line jest rewelacyjne. Szczególnie 50mm 1,8. Brawo Nikon.
OdpowiedzUsuńBrawo! Trzeba jeszcze będzie sprawdzić czy najnowszy, czyli 20/1.8, nie odstaje od stawki.
UsuńMam 24-70/4, które dostałem (a raczej zapłaciłem) w komplecie z Z6 i zaskoczył mnie ten obiektyw, że przy f/4 jest w pełni użyteczny i daje dobrze radę pod słońce. Nie spodziewałem się takich wyników w "kitowym" obiektywie. Ciekawe jak się sprawuje 24-70/2.8, niemniej nie zamierzam go kupować, bo jest zbyt duży rozmiarami na moje potrzeby.
OdpowiedzUsuńStwierdziłem, że skoro Nikon wreszcie zaczął wyposażać matryce w stabilizację, to wreszcie lepiej się zaprzyjaźnię z stałkami. Wcześniej rzadziej ich używałem niż stabilizowane zoomy, bo te ostatnie pozwalały o niebo krótsze czasy ekspozycji dla statycznych zdjęć.
W listopadzie kupiłem 35/1.8, bo tą ogniskową najczęściej używałem. Bardzo polubiłem się z nią na kilkudniowym urlopie, szczególnie robiąc zdjęcia w nocy. Choć w pełni użyteczna okazała się tak od f/2.8.
W tym tygodniu dokupiłem 24/1.8, bo czasem potrzebuję coś szerszego (ale nie aż tak szerokiego jak miałem do niedawna 14 i 21 mm). Ciężko coś powiedzieć o jakości, bo z racji koronawirusa raczej siedzę w domu, a nie paraduję z aparatem. Niemniej zestaw 24 i 35 mm chyba zastąpi wcześniejszy 24-70.
Wady w tych obiektywach widzę dwie: cena oraz rozmiary (używam ich podróżując, gdzie nie chcę kobylastych obiektywów, idealnie jakby Nikon wypuścił wreszcie "naleśniki" 40 i 28 mm). Z drugiej strony jakość optyczna jest taka, że staram się zapomnieć o cenie. Jestem amatorem i te obiektywy sprawiają mi frajdę z robienia zdjęć, a o to w tym chodzi.
Nikon dobrze odrobił lekcje, i dlatego od razu wypuścił tyle zoomów f/4 i stałek f/1.8. Czy one są "kobylaste"? No, trochę tak, bo jednak znacznie większe od analogicznych szkieł produkowanych dawniej. Ale tu nie ma przebacz - jeśli obiektywy mają obsłużyć matryce 80 Mpx (pewnie z taką perspektywą są projektowane), to miniaturowe nie będą. Nikon podobno ma w planach całą linię optyki "bez S", i może tam znajdą się naleśniki? Ale one to już będą f/2.8 i - jak podejrzewam - ich konstruktorzy nieco odpuszczą z jakością obrazka.
UsuńWedług roadmapy Nikona mają być dwa "naleśniki" 28 i 40mm (nie "S"), ale bez podania szczegółów. Mogą być dla mnie i f/2.8, ale żeby były w pełni użyteczne przy tych 2.8.
UsuńO, jakoś przegapiłem ten harmonogram premier Nikona. Zajrzę. Mała szansa na wysoką jasność - no, może dadzą f/2.4 żeby ładnie wyglądało. Przy pełnej dziurze te szkła na pewno będą winietowały i nie bardzo wierzę w wysoką jakość brzegów. Ale, zobaczymy...
Usuń