środa, 29 maja 2019

TEST: Nikkor Z 35 mm f/1.8 S – pięknie jest tutaj!


     W tytule artykułu, napisanym jeszcze przed rozpoczęciem testu, umieściłem sparafrazowane oficjalne hasło reklamowe tego obiektywu. Tak na próbę, by przekonać się czy dotrwa ono tam do momentu gdy napiszę podsumowanie. Widzicie je nadal? Znaczy, że obiektyw zdał egzamin. Niemniej zachęcam do przeczytania całości artykułu.

     Nikon podszedł do tworzenia początkowego zestawu obiektywów dla swoich małoobrazkowych bezlustrowców inaczej nie Panasonic i Canon. Za podstawę przyjął cztery zgrabne, niemal identyczne rozmiarowo szkiełka. Niezbyt jasne, ale świetnie pasujące do niedużych Nikonów Z6 i Z7. Obiektywy te widzicie na zdjęciu poniżej. Niepokazanym na zdjęciu uzupełnieniem jest znacznie większy 24-70/2.8 oraz – na razie mocno wirtualny – Noct 58/0.95.

Źródło: Nikon

     Nikonowska trzydziestkapiątka ma niecałe 9 cm długości, średnicę 73 mm, korzysta z filtrów 62 mm, w stanie gotowości do pracy waży niemal 400 g. Z zewnątrz prezentuje się prosto, zarówno z powodu takiego a nie innego wzornictwa, jak i braku gadżetów i „gadżetów”. Widzimy tylko pierścień ostrości oraz przełącznik AF/MF. Brak skali odległości, dodatkowych przełączników w rodzaju choćby limitera odległości, czy też dodatkowego pierścienia funkcyjnego. Na pocieszenie, korekcję ekspozycji albo czułość matrycy możemy podpiąć pod pierścień ostrzenia, ale tylko jeśli korzystamy z autofokusa. Od razu dodam, że ten jedyny pierścień obsługuje się bardzo wygodnie. Jest szeroki, palce trafiają na niego z łatwością. Moletowanie może trochę za drobne, ale to dostrzegłem dopiero przy analizowaniu ergonomii, a nie wcześniej podczas fotografowania. Ręczne ostrzenie oczywiście odbywa się za pośrednictwem silnika elektrycznego. Szybkiego i cichutkiego. Właściwie to zupełnie bezgłośnego. Trzeba przyłożyć ucho do obiektywu, by usłyszeć słabiutki gwizd. Skali odległości brak na obudowie obiektywu, ale pojawia się – niestety w bardzo prymitywnej formie – w wizjerze i na ekranie aparatu. Ręczne ogniskowanie odbywa się ze zmienną prędkością, czyli szybsze pokręcenie pierścieniem daje nieproporcjonalnie szybszą zmianę położenia ostrości.


     Obudowa tego Nikkora jest w całości wykonana z tworzyw sztucznych. Jednak bagnet oczywiście jest z metalu. Nie brak uszczelnień, zarówno przy mocowaniu bagnetowym, jak i przy pierścieniu, przełączniku autofokusa i przy przedniej soczewce. Soczewce nieruchomej, gdyż ustawianie ostrości odbywa się wewnętrznie. No, tak po prawdzie jest to tylne ogniskowanie (Rear Focusing), czyli realizowane ruchem tylnego członu optycznego.

Schemat uszczelnień obiektywu. Źródło: Nikon

     Wspominałem już o tym na blogu, ale nie szkodzi raz jeszcze: taka wyciągnięta konstrukcja ułatwia dobre „rozprowadzenie obrazu” po matrycy, co pozwala uniknąć wad obrazu, uzyskać wysoką rozdzielczość na brzegach i nieduże winietowanie.


     Nikon chwali się, że wyeliminował „oddychanie” obiektywu, czyli zmianę kąta widzenia w zależności od ustawionej odległości ostrzenia. Wśród zalet tego szkła wymienia też brak komy, winietowania – to oczywiście zasługa mocowania o ogroooomnej średnicy oraz wspaniałą rozdzielczość obrazu od brzegu do brzegu. Także przy niedużych odległościach fotografowania, a to z powodu obecności systemu soczewek pływających. Najmniejszy dostępny dystans ostrości wynosi 25 cm, a fotografowany obiekt znajduje się wówczas 10 cm od przedniej krawędzi osłony przeciwsłonecznej. Pod światło też ma być cudownie – tu wykazują się powłoki nanokrystaliczne na soczewkach. Na przedniej soczewce oczywiście znajduje się fluorowa powłoka zabezpieczająca przed osadzaniem się pyłu i wody.
     Elektromagnetycznie przymykana przysłona ma 9 listków i tak gdzieś do f/4 zapewnia niemal okrągły otwór. Przymyka się ona maksymalnie do f/16.

Źródło: Nikon

     Optyczna część obiektywu wygląda bogato, szczególnie jak na niezbyt jasną, „całkiem zwykłą” stałkę. Na schemacie powyżej widać 11 soczewek, w tym dwie ze szkła o obniżonej dyspersji (to te żółte) oraz trzy asferyczne (niebieskie).

     Gdy tak przeglądałem materiały Nikona dotyczące tego obiektywu zorientowałem się, że schwalony został w nich chyba każdy element i podzespół. Zacząłem więc szukać dziury w całym sprawdzając, czy na pewno każdy. O, i udało mi się! Znalazłem taki passus: „komunikacja między obiektywem i aparatem pozwala na znakomitą kompensację dystorsji…”. Trafiony! Czyli dystorsja optyczna jest, a zanika dopiero gdy pliki potraktujemy programową korekcją. Aktywujemy ją w menu, podobnie jak korekcje dyfrakcji i winietowania. Tradycyjnie dla Nikonów brak tam zakładki „korekcja aberracji chromatycznej”. Ta funkcja jest bowiem obowiązkowa (dla JPEGów), a że od zawsze działa rewelacyjnie i bezśladowo, konstruktorzy nie uznają za stosowne dawać możliwość jej wyłączania. A, o aberracji chromatycznej też nie ma słowa wśród pochwał trzydziestkipiątki. To podejrzane, więc wymaga sprawdzenia.

     No, to sprawdzam. Jednak zacznę tradycyjnie, czyli od rozdzielczości obrazu. Test przeprowadziłem z pomocą Nikona Z7, więc obiektyw musiał się starać, by obsłużyć ponad 45 milionów pikseli. Najpierw w studio z wykorzystaniem tablic testowych. Niestety one nie pozwoliły mi dokładnie określić co potrafi ten Nikkor. Nie, mory nawet nie było dużo, pomimo że matryca pozbawiona jest filtra dolnoprzepustowego. Jednak zdjęcia, a szczególnie JPEGi wprost z aparatu, zachwycały bogactwem artefaktów, co bardzo utrudniało mi ocenę rozdzielczości na kreskowym wzorze tablicy. Ale to co wypatrzyłem i tak nie wygląda źle. Środek kadru już przy otwartej przysłonie prezentuje 4800 lph i ten wynik utrzymuje się aż do f/5.6 włącznie. Brzegi startują od 4000 lph dla f/1.8 i stopniowo poprawiają się aż do 4400 lph, które widzimy przy f/5.6-8. Ale dla f/8 centrum klatki już zaczyna tracić z powodu dyfrakcji (4600 lph), więc optimum dla tego obiektywu (w parze z Nikonem Z7) jest f/5.6. Przy f/11 dyfrakcja jeszcze nie szaleje – 4400 / 4200 lph (środek / brzeg), ale dla f/16 mamy już tylko 4200 / 3600 lph. Korekcja dyfrakcji pomaga „w studio” tylko symbolicznie, jeśli w ogóle. Podobnie użycie RAWów, choć w ich wypadku jest troszkę lepiej, gdyż da się zobaczyć 5000 lph. Jednak podejrzewam, że gdyby nie artefakty, pojawiłyby się zauważalnie lepsze wyniki.

     Co jeszcze w teście studyjnym? Zero bocznej aberracji chromatycznej, zero komy – brawo! Boczną AC sprawdziłem rzecz jasna na RAWach, bo tylko w nich można wyłączyć korekcję tej wady. Jednak ten manewr nic nie pomógł – aberracji jak nie było, tak nie ma. Ale już dystorsja, owszem – 1,6-procentowa „beczka”. To oczywiście jeśli nie użyjemy jej korekcji, bo z nią obrazek jest prościutki.



     Jak ta dystorsja wygląda w plenerze pokazuję na dwóch zdjęciach powyżej. Górne bez korekcji, dolne z nią. Udało mi się trafić (mniej więcej prosto) górną krawędzią zdjęcia w linię dachu, dolną w linie rozdzielające pasy ruchu. Widać więc w jakim stopniu obiektyw wypucza linie idące wzdłuż brzegów kadru i na ile cyfrowa korekcja dystorsji przycina obrazek.


Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

  Osiowa aberracja chromatyczna nie została w pełni wyeliminowana. Zdjęcie widoczne powyżej wykonałem przy otwartej przysłonie, z minimalnej odległości ostrzenia. Aberrację widać tu dość wyraźnie, ale jeśli jej nie chcemy, wystarczy lekko przymknąć przysłonę. Praktycznie wystarcza użycie f/2.8. Oczywiście wszyscy wiemy, że lepiej skorzystać z RAWa, a po otworzeniu go w nikonowskim Capture NX-D kliknąć okienko Axial Color Aberration. Tyle teoria. Bo praktyka powiedziała mi, że ten manewr nie daje nic, a nic. Bywa. Ale może coś tam w NX-D wkrótce poprawią?

Górny rząd bez korekcji winietowania, dolny z włączoną na średnim poziomie.

     Winietowania rzeczywiście całkiem brak? No, nie do końca. Nie jest tak dobrze jak obiecuje Największy Na Świecie Bagnet – Całe 55 mm. Ale też bez tragedii. Niekorygowane winietowanie dla f/1.8 jest raczej silne, a przy tym dość ostre. Nie, nie bardzo ostre, ale wyraźnie narastające blisko rogów klatki. Przymykanie skutecznie pomaga rozjaśniać brzegi obrazu. Efekty widać już przy f/2, znacząca poprawa następuje przy f/2.8, a przy f/4 właściwie nie mam już do czego się przyczepić. Jest też cyfrowa korekcja winietowania, ale jeśli żądamy wysokiej jej skuteczności koniecznie aktywujmy ją w najwyższym z trzech ustawień. Tylko wówczas zadziała ona radykalnie, choć wcale nie w 100%. Na zdjęciach powyżej jej działanie dla średniej z trzech dostępnych intensywności widać w dolnym ich rzędzie. Dla otwartej przysłony liczyłem na więcej, choć i tu wyraźnie osłabia ona i łagodzi winietowanie. Za to podoba mi się obraz dla f/2. Winietowanie jeszcze nie jest słabe, ale zgrabnie i łagodnie ściemnia peryferia klatki. Za to dla f/2.8 nie mam już uwag – korekcja daje lepsze tu efekty niż samo przymknięcie do f/4.


      Zdjęć wykonywanych pod ostre światło nie musimy się obawiać. Czasem zdarzyć się może leciutki spadek kontrastu, a przy średnim albo silnym przymknięciu przysłony pojawia się pojedynczy, nieduży blik. Jednak na więcej nieciekawych efektów nie liczmy.

Przy lewym zdjęciu obiektyw (ze zdjętą osłoną przeciwsłoneczną) był schowany w cieniu
budynku, przy prawym wysunąłem go z cienia. Różnica w kontraście jest symboliczna.

     Opis szczegółowości obrazu tym razem jakoś trafił na sam koniec. Na wycinkach ze zdjęcia prezentowanego poniżej widać bardzo równą pracę Nikkora. W centrum kadru trudno dostrzec różnice szczegółowości pomiędzy wycinkami dla poszczególnych przysłon. Ciekawe, że dyfrakcyjny spadek ostrości dla f/8 zauważalny jest bardziej niż niższa szczegółowość dla f/1.8-2. Nieco inaczej rzecz wygląda na brzegu klatki. Tu dobrze widać górowanie dla f/5.6 i gorszy – ale wcale nie zły! – wynik dla f/1.8. W sumie wyniki w miarę pokrywają się ze „studyjnymi”.

Kadr do testu szczegółowości obiektywu. Wycinki poniżej.

Wycinki z brzegu klatki widać w górnym rzędzie, ze środka w dolnym.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Zdjęcia widoczne powyżej wykonane były z wyłączoną korekcją dyfrakcji. Dlatego niżej publikuję wycinki z dwóch serii: górne dla korekcji wyłączonej, dolne dla włączonej. Wynik jest jednoznaczny: jeśli planujemy przymykać przysłonę do f/8 lub bardziej, koniecznie aktywujmy tę funkcję. Przy f/8 wykazuje ona 100-procentową skuteczność. Dla f/11-16 już nie, ale i tak ma zdecydowanie pozytywny wpływ na wygląd zdjęcia.


Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

     Z przyjemnością oglądam nieostre obszary zdjęć wykonanych tym Nikkorem. Przeważnie pojawia się na nich lubiane przeze mnie budyniowate, miękkie boke. Czasem tylko niezbyt silne nieostrości prezentują się z lekka nerwowo, ale nadal nie jest to zjawisko irytujące.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/2.5.

     Poniżej publikuję zestaw zdjęć wykonanych podczas testu. Niemal wszystkie są niekadrowanymi JPEGami prosto z aparatu, naświetlonymi przy czułości ISO 64 albo ISO 100, z wyłączonymi wszystkimi korekcjami optyki. Ewentualne odstępstwa deklaruję w podpisach.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/2.5.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/2.8.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/1.8. Minimalna odległość ogniskowania.

Przysłona f/4.

Przysłona f/1.8. Promienie słońca ślizgają się po przedniej soczewce.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/5.6.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/8.

Przysłona f/2.2.

Przysłona f/16.

Przysłona f/5.6.

Przysłona f/1.8. Czułość ISO 200.

Przysłona f/1.8. Czułość ISO 200.

Przysłona f/2.2.

     No, i pięknie! Widać, że da się zaprojektować nieduży, lekki obiektyw dobrze współpracujący z matrycą o wysokiej rozdzielczości, a do tego z całkiem przyzwoicie skorygowanymi wadami. Oczywiście, to nie jest Naprawdę Jasne Szkło, ma światło f/1.8, co zresztą na pewno ułatwiło pracę jego twórcom. Bardzo wielu fotografującym nie będzie przeszkadzało te 2/3 działki ciemniej niż f/1.4. To nie tragedia, zwłaszcza że matryce Nikonów Z6 i Z7 nie mają problemów z pracą przy wyższych czułościach. Problem jest inny. Wspomniani przeze mnie twórcy Nikkora Z 35 mm f/1.8 S, nieźle sobie za niego zaśpiewali. 3500 zł to niby tylko półtora raza więcej niż za analogiczny własny obiektyw do lustrzanek, ale jednak sporo jak za taką „zwyczajną” stałkę. Tyle, że obiektyw pod względem jakości produkowanych zdjęć daje bardzo mało podstaw do zarzutów. A to według mnie w znacznym stopniu żądaną cenę usprawiedliwia i uzasadnia. Co nie znaczy, że nie wolałbym widzieć jej niższą.
     Na to się raczej nie zanosi. Chodzą jednak słuchy, że Nikon ma w planach uzupełnienie gamy obiektywów Z o „niższą” serię tańszych szkieł, już bez litery S w nazwie. Co to będą za obiektywy i kiedy się pojawią, na razie cisza. Może chodzi o „naleśniki” f/2.8, może pojawią się zoomy o zmiennym świetle, może towarzyszyć im będzie jakiś tani korpus? To koncepcja bardzo prawdopodobna, szczególnie po premierze Canona RP. Czekamy! A już teraz szczerze polecam testowanego Nikkora wszystkim bezlustrowym nikoniarzom. Obecnym i potencjalnym.


Podoba mi się:
+ rozdzielczość
+ plastyka zdjęć
+ przyzwoicie skorygowane wady obrazu

Nie podoba mi się:
- nieco zbyt wyraźne winietowanie i osiowa AC


Zajrzyjcie też tu:

4 komentarze:

  1. Wszystko pięknie, tylko jednak powalająco drogo. Na tle czegokolwiek - powalająco. Zastanawiam się jak się to producentowi bilansuje - czy naprawdę jest aż tylu chętnych na, bądź co bądź nieprzyzwoicie plastikowe szkło o takiej cenie? Pewnie tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej! To nie jest powalająca cena. Powalającą nie mogę JUŻ też nazwać ceny Canona RF 50/1.2. Dopiero cena następnego, testowanego właśnie szkła, będzie powalająca. I nie jest to żadna czterysetka-dwa-osiem, a najzwyklejsza stałka z najzwyklejszym światłem.

      Usuń
  2. Fotografuję tym obiektywem. Nie jest to żaden "plastik". Cena na tle szkieł Canona R i Panasonica S też nie wydaje się nadmiernie wysoka.
    Przede wszystkim jednak dziękuję za test - chyba pierwszy na polskich portalach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są plastiki i plastiki. Sama obudowa z tworzyw sztucznych to akurat mniej ważny element "plastikowości" obiektywu. Liczą się pasowania, faktura, kultura pracy pierścieni, odgłosy AF itd. Tu akurat nic temu Nikkorowi nie można zarzucić. Tak jak całkowicie plastikowemu z zewnątrz Nikkorowi 24-70/2.8 VR. Tamten to mnie zaskoczył materiałem obudowy!
      Cena... jasne, wyższa niż analogicznych szkieł lustrzankowych, ale w odniesieniu do bezlustrowej konkurencji nie jest źle.
      Testów nowej optyki C, N i P rzeczywiście jest niedużo w polskiej sieci, więc wykorzystuję sytuację :-)

      Usuń