niedziela, 5 grudnia 2021

Moim okiem: Jeszcze jedna Laowa makro 2:1

     Ta skala odwzorowania 2:1 stała się już znakiem firmowym szkieł makro produkowanych przez Venus Optics. Nic dziwnego, że nie zaskoczyło mnie kolejne, tym razem małoobrazkowe, „bezlustrowe” 85 mm, pokazane kilka dni temu. Więcej, nie zauważyłem w nim nic na tyle ciekawego, by wspominać o tym na blogu. Co prawda nieduży maksymalny otwór względny f/5.6 pokazuje że to rasowe szkło makro, a nie portretowo-makrowy mieszaniec, jednak uznałem że to za mało by siadać do pisania artykułu. 
     Tak było do wczoraj, do momentu gdy w TV trafiłem na relację z Rajdu Barbórki. Coś mnie tknęło, policzyłem, i wyszło, że tak, racja! – dokładnie ćwierć wieku temu robiłem reportaż z tego rajdu obiektywem makro f/5.6!

     Co robiłem z makrówką na rajdzie? Ba, do tego na rajdzie który obfotografowywałem za pieniądze, na zlecenie jednego ze sponsorów imprezy! Tak jakoś wyszło, już nawet nie pamiętam dlaczego, że Sigma AF 180 mm f/5.6 APO Macro była w tym momencie najlepszym (jedynym?) szkłem tele którego mogłem użyć. Wieczorną Karową fotografowałem już tylko zoomem standardowym i z fleszem, ale podczas dziennych odcinków specjalnych używałem również tej Sigmy. Dziennych, choć przy pełnym zachmurzeniu. Może to wyglądać na dodatkowe utrudnianie sobie życia, ale obiektyw założyłem na – już wówczas wiekową – Minoltę 9000. Czyli tak: pochmurny zimowy dzień, długi obiektyw f/5.6, a do tego aparat z 1985 roku. Pozornie tragedia, ale ja wówczas naprawdę nie czułem żadnego dyskomfortu w pracy. Bardziej musiałem pilnować czasów ekspozycji, niż martwić się o ustawianie ostrości. Ta starutka Minolta naprawdę dawała radę! Nie próbuję ukrywać, że drugi, krótki zestaw, czyli Minolta 9xi z zoomem 28-85 mm działał znacznie sprawniej. Jednak sam się wówczas dziwiłem, że Minolta 9000 z podłączonym kundlem tak dobrze pracuje. Do dziś bardzo miło wspominam ten aparat, pomimo pewnej jego toporności oraz tkwiących w nim pozostałości po poprzedniej erze, jeszcze manualnych, lustrzanek. 

     Wypadałoby w tym miejscu opublikować choć jedno zdjęcie z tamtej Barbórki, ale przykro mi, z przyczyn formalnych nie mogę tego uczynić.

     Od tamtej dawnej Sigmy przechodzę do dzisiejszej Laowy 85 mm f/5.6 2x Ultra Macro APO. Oba obiektywy mają jasność f/5.6, korekcję apochromatyczną, oba są makro (choć Sigma tylko 1:2), oba są – jak  na swoje klasy – bardzo nieduże. No, Laowa nie ma autofokusa. W szkle do makrofotografii nie każdemu to przeszkadza, choć AF Sigmy 180 mm bardzo mi się przydał.


     Trochę tylko szkoda, że Laowę 85 mm można przymknąć jedynie do f/22. Racja, dyfrakcja, ale w tej działce fotografii większa głębia ostrości bywa ważniejsza niż rozdzielczość obrazu. Nie żądam przysłony f/45 (była kiedyś Sigma 105 mm która umiała tak mocno się przymknąć), ale f/32 uważam za obowiązkowy element obiektywu makro. A, przysłona ma tylko 7 listków, więc po przymknięciu dość trudno będzie jej tworzyć okrągłe obrazy nieostrych jasnych punktów. Szczególnie, że konstruktorzy ani trochę nie postarali się o zaokrąglenie otworu przysłony.


     Nie brakuje za to wewnętrznego ogniskowania i typowej dla obiektywów Venus Optics metalowej obudowy. Mimo tej solidności obiektyw może pochwalić się niedużą masą. Ta „marketingowa” wynosi 259 g – mocowanie Leica M, szkło ważone bez dodatków. Natomiast realna to 300 g liczone z kapturkami i osłoną przeciwsłoneczną, plus minus kilkanaście gramów w zależności od mocowania. Poza Leicą M są to Canon RF, Sony FE oraz Nikon Z.


     Pierwsze znalezione w sieci testy Laowy 85 mm wykazują, że jest ona bardzo dobrze dopracowaną konstrukcją. Dotyczy to zarówno szczegółowości obrazu przy różnych skalach odwzorowania, dobrze skorygowanych aberracji chromatycznych i nieźle ograniczonego winietowania. Dystorsja praktycznie nie występuje, choć drobne niedociągnięcia w jej skorygowaniu nie dopuszczają tego obiektywu do poważnych zadań w zakresie reprodukcji. Przy pełnej dziurze, w rogach kadru można natknąć się na komę, ale naprawdę poważnym problemem stają się, czy też mogą się stać, zdjęcia pod światło. Z tym, że – jak to częste w testach – niektórym to szkło pracuje pod światło koszmarnie źle i zbiera jak najgorsze noty, inni są nawet w miarę zadowoleni z wyników. Kilka ciekawych testów znajdziecie bez problemu, więc możecie sami się przekonać jak sprawy się mają.


     Gdyby nie ta ostatnia kwestia, obiektyw chwaliłbym głośno i biłbym mu brawo. A tak nie bardzo mam prawo, choć może gdybym sam go przestrzelał, wyszłoby że wcale nie jest tak źle… Polskiej ceny obiektywu jeszcze nie znam, natomiast w sklepie firmowym Venus Optics obiektyw można kupić za 450 dolarów. No, chyba że uprzemy się na mocowanie Leica M, bo wówczas policzą nam 50 dolców więcej. Podatek od luksusu, czy co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz