środa, 21 września 2022

TEST: Sony FE 24-105mm F4 G OSS. Miło było się spotkać!

     Po teście panasonicowego 24-105/4, który to obiektyw nie zadowolił mnie (no, w każdym razie powinien był wypaśc lepiej), obiecałem że wkrótce przetestuję analogiczne szkło, które z pewnością wszystkich nas usatysfakcjonuje. Chodziło mi o wysoko ocenianą „lustrzankową” Sigmę 24-105 mm F4 DG OS HSM Art. W międzyczasie uznałem jednak, że zajmę się nie nią, a szkłem Sony. Ono w testach też zajmuje najwyższe miejsca, a jednocześnie wspomniana Sigma stała się jakby nieaktualna. Albo inaczej, skoro dotychczas nie została pokazana jej wersja bezlustrowa – ani opcja z „dospawanym” tyłem, ani całkiem nowa, zaprojektowana od podstaw pod bezlustra – to jest szansa że ta druga wkrótce nam się objawi. I wówczas będzie dobry moment na jej test. Tak więc Sony wygrało eliminacje do tego konkursu i już piszę jak w nim wypadło.

Pierwsze wrażenia?
     Miła cena! To oczywiście w porównaniu z zoomem Panasa, od którego Sony okazuje się aktualnie o tysiąc złotych tańsze, kosztując 4700 zł. Identyczną przewagę wykazuje nad analogicznym Canonem RF. Natomiast wspomniana wcześniej Sigma plasuje się dokładnie po drugiej stronie skali, z ceną z okolic 3700 zł. Ciekawe, że lustrzankowy Canon EF 24-105/4 wcale nie staniał i trzeba za niego zapłacić wręcz o kilkaset złotych więcej niż za model RF.


     Wielkościowo zoom Sony zamyka się ponad 11 centymetrami długości netto, do których osłona przeciwsłoneczna dodaje 4 cm, a wysuw z pozycji „24 mm” do „105 mm” kolejne cztery. Obiektyw w stanie gotowym do pracy, czyli wraz z osłoną przeciwsłoneczną waży 0,7 kg (bez kilku gramów), co dobrze czuć w ręku. Po prostu to kawał solidnego szkła. W niczym nie wadzi tu plastikowa w większości obudowa. Z metalu wykonany jest jedynie wysuwający się jej przedni człon. Na jego przedzie znajdziemy gwint filtrów 77 mm. Przy okazji, katalogowa średnica obiektywu wynosi 83 mm, a całkowita realna, czyli po dołożeniu osłony przeciwsłonecznej jest o około centymetr większa.


     Z obsługą obiektywu zasadniczo nie miałem problemów. Mógłbym co prawda pomarudzić na nieco zbyt duży moim zdaniem opór pierścienia zooma, lecz on nie odstaje od ogólnie przyjętych norm, a na dodatek jest płynny i dość równy w całym zakresie. Wręcz bardziej przeszkadzał mi nieco zbyt mały opór pierścienia odległości. Jego z kolei wolałbym widzieć wyraźniejszym, szczególnie przy szybkim obracaniu. Ale ogólnie, jest dobrze.

Tylna soczewka nie jest duża, a do tego mocno ją obafflowano.

     Sony deklaruje, że obiektyw jest zabezpieczony przed pyłem i kroplami wody, lecz nigdzie nie trafiłem na schemat tych uszczelnień. Ken Rockwell w swoim teście odnotowuje jedynie uszczelkę przy mocowaniu obiektywu, i nic nie wspomina o obecności innych. Skłaniałbym się więc ku twierdzeniu, że to ona stanowi jedyne uszczelnienie tego zooma.
 

   Panel sterujący po lewej stronie obiektywu obejmuje przycisk funkcyjny (wejście do jednej z setki dostępnych funkcji aparatu – jest z czego wybierać!) oraz suwaczkowe wyłączniki autofokusa i systemu stabilizacji obrazu. Od razu napiszę jak ta stabilizacja sprawuje się w praktyce. Obiektyw testowałem na Sony A7R IV, a więc stabilizacja optyczna OSS obiektywu współpracowała ze stabilizacją matrycy. Drugi aspektem tego połączenia aparat / obiektyw, są duże wymagania co do skuteczności stabilizacji. Ocenia się ją bowiem przy 100-procentowym powiększeniu obrazu, a więc im większa rozdzielczość matrycy, tym wyniki będą gorsze. 60 megapikseli Sony A7R IV nie ułatwia tu sprawy.

     W związku z tym uzyskanych w teście wyników skuteczności na poziomie 3-4 działek czasu stabilizacja Sony nie musi się wstydzić. Zdjęcia testowe oglądane w niepełnym powiększeniu, odpowiadające wielkością tym z matryc rzędu 30 Mpx, prezentują skuteczność o działkę lepszą, czyli już naprawdę dobrą.


We wnętrzu
     Tam znajduje się 14 soczewek, które według deklaracji Sony potrafią wręcz czynić cuda. Wysoka rozdzielczość obrazu od brzegu do brzegu, świetnie skorygowana aberracja chromatyczna, mocno ograniczone „oddychanie”, niewrażliwość na ostre światło świecące w obiektyw (warstwy Nano AR), miłe dla oka boke... Żeby choć połowa tego się sprawdziła, a będę się cieszył. Tu od razu potwierdzę znikome oddychanie obiektywu, czyli zmianę kąta widzenia przy zmianie położenia płaszczyzny ostrości.


     Napęd AF (MF zresztą też) stanowi liniowy silnik DDSSM (Direct Drive Super Sonic Motor), którego deklarowane zalety, czyli szybkość, precyzję i cichą pracę, z przyjemnością też potwierdzam. Nie doszedłem jednak, czy w testowanym obiektywie taki silnik jest jeden (i jedna grupa soczewek ostrzących), czy dwa.

"Backstage" z kolejnego filmu o Bondzie. Minimalna odległość focenia, ogniskowa 105 mm.

Z tego samego miejsca zdjęcie zrobiłem też najkrótszą ogniskową.

     Minimalna odległość ogniskowania wynosi 38 cm, co oznacza 17 cm przed skrajem osłony przeciwsłonecznej obiektywu ustawionego na 105 mm. Maksymalna skala odwzorowania oficjalnie wynosi 1:3,2, w rzeczywistości jest ciut większa, osiąga 1:3.


Jakość zdjęć
     Zacznę od szczegółowości obrazu, którą obiektyw mnie ujął. Nie, nie zachwycił – do tego nie dopuściła ogniskowa 105 mm. Ale po kolei. Sam dół zooma prezentuje się tu dobrze, no może nawet bardzo dobrze z minusem. Brzegi mogłyby być nieco mniej miękkie, szczególnie przy otwartej przysłonie. Domknięcie jej do f/8 trochę pomaga, ale nie do końca. Przypominam jednak, że zooma testuję na 60 mln pikseli Sony A7R IV, więc lekkie niedostatki zgłaszane przez mnie, pozostaną niezauważone podczas fotografowania innymi modelami Sony. Środek kadru bez uwag, z bardzo dobrymi wynikami aż do f/5.6, a nawet f/8 włącznie. Dla tego otworu jeszcze nie widzę efektów działania dyfrakcji. Co innego f/11, gdzie ona zostawia już swoje ślady, choć i tę przysłonę można zaliczyć do zakresu użytecznego. Jednak f/16 już nie bardzo, choć silnych przeciwwskazań nie ma. To w odróżnieniu od f/22.

     Wydłużenie ogniskowej do 35-50 mm wprowadza testowane szkło (a bardziej nas, fotografów) w strefę szczęśliwości. Po prostu napotykamy świetną rozdzielczość w całym kadrze, od pełnej dziury do f/8. Czego chcieć więcej?

     Niestety ogniskowa 70 mm sygnalizuje początek spadku jakości. Na razie tylko na brzegach klatki, bo środek trzyma świetny poziom, identyczny jak przy 35-50 mm. Optimum szczegółowości obrazu na obrzeżach uzyskamy przy f/5.6-8. Otwarta przysłona już ciut odstaje.

     No i piętka achillesowa Sony 24-105 mm, czy najdłuższa ogniskowa. To po prostu klasa niżej, szczególnie na brzegach klatki. Środek też nie błyszczy, ale nie wygląda jeszcze źle. I o ile w przypadku najkrótszej ogniskowej podobne niedociągnięcia mogą pozostać niezauważalne przy fotografowaniu aparatami z matrycami o mniejszej rozdzielczości, to przy 105 mm i tak wyjdą. W każdym razie te na peryferiach kadru. Jednak w sumie szczegółowość obrazu niewątpliwie zasługuje na wysoką ocenę.

Kadr do testu szczegółowości obrazu dla wszystkich ogniskowych.
Dół obciąłem, bo nic nie wnosił. Wycinki poniżej.

Ogniskowa 24 mm. Środek kadru na dole, brzeg na górze.

Ogniskowa 35 mm. Środek kadru na dole, brzeg na górze.

Ogniskowa 50 mm. Środek kadru na dole, brzeg na górze.

Ogniskowa 70 mm. Środek kadru na dole, brzeg na górze.

Ogniskowa 105 mm. Środek kadru na dole, brzeg na górze.

     Poprzeczna aberracja chromatyczna błyszczy wyłącznie w samym dole zakresu zooma. Widać ją bardziej po przymknięciu przysłony niż przy pełnej dziurze. Problem likwiduje cyfrowa korekcja tej wady włączona w aparacie lub podczas wywoływania RAWów. Podłużna AC objawia się słabiutko, do tego jedynie w górze zooma i przy otwartej przysłonie. Jej obecność w zasadzie można pominąć.

Ogniskowa 24 mm, przysłona f/8 - przy tych ustawieniach
najmocniej widać poprzeczną aberrację chromatyczną.
Oczywiście jeśli się jej nie skoryguje. Wycinek poniżej.


     Na zdjęciu poniżej możecie zauważyć, wynikające z niedokorygowanej podłużnej AC, lekko zielone nieostrości w tle i purpurowe na przednim planie. Widać tam też efekty lekkiego, niemal na pewno celowego, niepełnego skorygowania innej wady obrazu, aberracji sferycznej. Dzięki temu nieostrości w tle mają łagodny charakter, co jest cechą powszechnie pożądaną. W odróżnieniu od nerwowych nieostrości na pierwszym planie, które pojawiają się na zdjęciach rzadziej, więc mniej zwraca się na nie uwagę.

Stuprocentowy wycinek zdjęcia wykonanego ogniskową 105 mm przy
otwartej przysłonie i minimalnym dystansie ostrości.

     Dystorsja?
O, tu nie będzie łatwo, o czym wiedziałem już przed testem, gdy w menu zajrzałem do ustawień korekcji wad obrazu. Tam natrafiłem na wyszarzoną pozycję Dystorsja, co oznacza że ten aspekt dokorygowania obiektywu pozostawiono informatykom. Sprawili się oni na piątkę, nie pozostawiając na JPEGach ani śladu zniekształceń. Jednak nie byłbym sobą, gdyby nie zajrzał za kurtynę, by zobaczyć RAWy naprawdę surowe. I wiecie co? One wcale nie są jakoś strasznie pogięte. Jasne, widać sporą „beczkę” w samym dole zooma i średnio silną „poduszkę” w górze, ale o tragedii nie ma mowy. Przy tym dystorsja zachowuje charakter i wielkość przy zmianach odległości ostrzenia. Ten fakt z pewnością ucieszy osoby wywołujące RAWy w programach nie posiadających automatycznej korekcji dystorsji.

Nieskorygowana dystorsja dla ogniskowej 24 mm.

Nieskorygowana dystorsja dla ogniskowej 105 mm.

     Winietowanie też wcale nie wypadło źle, nawet gdy nie skorzystamy z cyfrowej jego korekcji. Wykazuje wówczas tylko jeden zdecydowany minus, a mianowicie bardzo ostro i silnie ściemniające się rogi klatki dla 24 mm i otwartej przysłony. Niby przy 105 mm widać podobne zjawisko, ale tu nie jest już ani tak ostro, ani tak silnie. Plusy są dwa: szybka likwidacja owego winietowania przymykaniem przysłony oraz słabiutkie ściemnianie naroży dla całego pozostałego zakresu zooma. Plus trzeci, właściwie oczywisty, to całkowity zanik winietowania po włączeniu cyfrowej korekcji. Jeśli więc będziemy jej używali (w aparacie lub przy wywoływaniu RAWów) nie spodziewajmy się jakichkolwiek kłopotów.

Ogniskowa 24 mm, otwarta przysłona. Zdjęcie plenerowe oraz "złośliwe" studyjne
wykonane z wyłączonymi korekcjami winietowania oraz dystorsji. Ta druga jest tu nawet
istotniejsza, gdyż sama ona potrafi zlikwidować winietowanie obcinając rogi klatki.

Ogniskowa 105 mm, otwarta przysłona. Zdjęcie plenerowe oraz "złośliwe"
studyjne wykonane z wyłączonymi korekcjami winietowania oraz dystorsji.
W tym wypadku korekcja dystorsji nie ma wpływu na winietowanie.

     Zdjęcia pod światło wykonywane tym zoomem mogą nam sprawić niespodziankę – miłą albo niemiłą. Raz szkło Sony wykazuje pełną odporność, innym razem blikuje i traci kontrast. Zasadniczo z liczbą blików sprawa jest jasna: im mniejszy otwór przysłony, tym jest ich więcej. Ale już dla spadku kontrastu nie zauważyłem wyraźnej zasady, no może poza oczywistą że im słońce umieścimy dalej od środka kadru, tym kontrast jest lepiej zachowany. Tak czy inaczej, przy takich ujęciach po prostu musimy uważać.

Ogniskowa 24 mm, przysłona f/8, dla obu ujęć identyczna ekspozycja w trybie M.
Bliki rażą nawet mniej niż spadek kontrastu.

Ogniskowa 24 mm, otwarta przysłona.

     Znacznie lepiej prezentują się nieostrości obrazu. Cieszę się, że nawet zoomy potrafią tak ładnie pokazywać te strefy kadru. Rok temu pochwaliłem za to w swoim teście Nikkora Z 24-200 mm, teraz przyszedł czas na zooma Sony. W jego wykonaniu nieostrości są gładkie, płynne, z rzadka tylko wykazują lekką nerwowość.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/4. Wycinki poniżej.


Ogniskowa 105 mm, przysłona f/8. Wycinki poniżej.


     Ciut więcej można pomarudzić przy oglądaniu nieostrych jasnych punktów w powiększeniu 100%. Da się dostrzec ich lekko cebulowaty charakter, dla otwartej przysłony bywają lekko spłaszczone od strony brzegów klatki, a dla mniejszych jej otworów zdarzają się jasne pierścienie na ich obwodzie. Ale powtórzę, póki nie powiększymy silnie zdjęcia, nieostrości prezentują się świetnie. Brawo!

     Na koniec dorzucam jeszcze kilkanaście zdjęć wykonanych podczas testu. Tradycyjnie są to JPEGi prosto z aparatu, wykonane przy włączonych korekcjach wad optycznych, czułości ISO 100, standardowym trybie obrazu. Ewentualne odstępstwa deklaruję w podpisach.

Ogniskowa 24 mm, przysłona f/4, bez korekcji winietowania.

Ogniskowa 67 mm, przysłona f/4, bez korekcji winietowania.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/6.3. Z RAWa - ciut rozjaśnione cienie, przycięte z boków.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 69 mm, przysłona f/8, bez korekcji winietowania.

Ogniskowa 69 mm, przysłona f/5.6, bez korekcji winietowania.

Ogniskowa 69 mm, przysłona f/4, bez korekcji winietowania.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 73 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 79 mm, przysłona f/4.5. Z RAWa - ściemnione światła, rozjaśnione cienie.

Ogniskowa 94 mm, przysłona f/9, czułość ISO 800.

Ogniskowa 48 mm, przysłona f/11.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 81 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 81 mm, przysłona f/4.

     Lubię fotografować tak dobrze dopracowanymi obiektywami! Jasne, wolałbym odnotować lepszą szczegółowość obrazu przy 105 mm, ale to nie jest jakaś istotna wpadka. Głośniej ponarzekałbym na zdjęcia pod światło. To wada ogólnie rzecz biorąc mniejszego kalibru i rzadziej widoczna niż wcześniej wspomniana, ale denerwuje swoją nieobliczalnością. Niższa rozdzielczość w górze zooma jest cechą stałą, wiadomo kiedy i jak mocno może nas ugryźć. A fotografując pod światło nie znamy dnia ani godziny, musimy być czujni cały czas.
     Reszta cech plasuje zooma Sony w strefie szkieł porządnych i przyzwoitych już bez dwóch zdań. Z ceną włącznie. Polecam!



Podoba mi się:
+ jakość obrazka (całościowo)
+ cena

Nie podoba mi się:
- nieobliczalność przy zdjęciach pod światło



Zajrzycie też tu:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz