środa, 25 września 2019

TEST: Canon RF 24-105 mm F4 L IS USM – klasycznie uniwersalny


     Nazwa obiektywu i zawarte w niej symbole mówią same za siebie. To klasyczny, wszechstronny zoom, czasem zwany uniwersalnym, czasem spacerowym, czasem kotleciarskim. Szkło najczęściej wybierane w sytuacjach gdy idzie się fotografować na lekko, z jednym aparatem i jednym obiektywem. Jasne, są tacy, którzy preferują 24-70/2.8 i tacy, którzy wolą stałkę. Ale zakres 24-105 mm i jasność f/4 to typowa typowość i klasyczna klasyczność. Wprowadzona zresztą właśnie przez Canona w 2005 roku jako para do jeszcze bardziej klasycznego EOSa 5D. Ten zakres ogniskowych i światło zostały powtórzone w analogicznym, lustrzankowym zoomie Sigmy oraz w obiektywach Sony i Panasonica przeznaczonych już dla ich małoobrazkowych bezlustrowców. Z kolei Nikon szarpnął się na szerszy przedział kątów widzenia projektując zooma 24-120 mm, przy tej samej jasności f/4, rzecz jasna. Canon nie spał w czasie gdy konkurenci powtarzali jego pomysł. W 2016 roku pokazał drugą, oczywiście jeszcze lustrzankową, wersję swojego zooma. W zeszłym roku pojawiła się wersja RF należąca do pierwszej czwórki szkieł ogłoszonych wraz z bezlustrowym EOSem R i stanowiąca podmiot tego artykułu. Tak więc jest to już trzecia wersja canonowskiej klasyki, liczę że dopracowana do granic Luksusowości.

Długości obiektywu dla skrajnych ogniskowych 

     Przyznać się muszę, że podchodzę z nieufnością do szkieł Canona oznaczonych czerwonym paseczkiem. Nie, inaczej: podchodzę nieufnie do tego paseczka. Co prawda daleko mi do stanowiska mojego kolegi, nota bene zatwardziałego canoniarza, który traktuje czerwony pasek eLek wyłącznie jako obietnicę otrzymania w komplecie z obiektywem osłony przeciwsłonecznej. Aż tak to nie, ale uważam, że Canon sieje czerwonym paskiem za szeroko, czasem przyznając go życzeniowo, a nie za rzeczywiste zasługi. Przykładem dwie pierwsze wersje zooma 16-35/2.8, czy niektóre szerokie stałki, które wyraźnie nie błysnęły, choć powinny. Z drugiej strony, Canon wypuścił już tak dużo eLek, a wśród nich tyle genialnych, że statystycznie tych kilka mniej udanych modeli nie powinno razić. Niemniej owa łyżka dziegciu w beczce miodu przeszkadza. Potencjalna łyżka i potencjalny dziegieć, ale jednak. Mam jednak nadzieję, że tym razem na nią nie trafię. Upewniają mnie w tym dobre opinie o lustrzankowym zoomie 24-105 mm f/4L IS II, choć jednocześnie pamiętam, że pod bezlustrowca obiektyw został zaprojektowany od nowa.

Schemat uszczelnień zooma.
     Racja, został. I co Canonowi wyszło? Wyszło całkiem spore szkiełko, choć po prawdzie to cięższe niż większe. Może inaczej: dzięki sporej masie i stosunkowo niedużym rozmiarom, sprawiające wrażenie bardzo solidnego. I nic, a nic nie przeszkadza niemal zupełny brak metalu w obudowie. Pojawia się on wyłącznie na wąskim paseczku przy bagnecie. No i samo mocowanie bagnetowe oczywiście jest metalowe.
     Konkrety liczbowe: masa w stanie gotowości do pracy (bez kapturków, z założoną osłoną przeciwsłoneczną) to troszkę więcej niż 0,7 kg, średnica nieco ponad 8 cm, długości: w pozycji „24 mm” prawie 11 cm, wyjazd przedniego członu do „105 mm” wydłuża obiektyw o 4,5 cm, a osłona przeciwsłoneczna o 3,5 cm. W sumie zoom nie dociąga nawet do 19 cm, więc olbrzymem nie jest. I nie okazuje się duży w porównaniu ze swoim lustrzankowym odpowiednikiem, gdyż jest od niego o centymetr krótszy i o 100 g lżejszy. Bezlustrowe odpowiedniki, czyli Sony FE 24-105 mm F4 G OSS i Panasonic Lumix S 24-105 mm F4 Macro OIS mają gabaryty i masę praktycznie identyczne jak Canon RF. No, szkło Panasonica jest o centymetr dłuższe. Wszystkie on korzystają z filtrów o identycznej średnicy 77 mm i wszystkie są uszczelnione. W klasie wyróżnia się lustrzankowy zoom Sigmy 24-105 mm F4 DG OS HSM Art ważący prawie 900 g i używający filtrów 82 mm.

     Podczas testu aparat najczęściej nosiłem wpięty w pas plecaka obiektywem w dół. Ponieważ łaziłem po górach, wstrząsów i niebezpieczeństw nie brakowało, więc starałem się zawsze blokować wysuw przodu. Jednak nawet gdy o tym zapominałem, obiektyw nie wydłużał się. Suwaczek pozwalający zablokować niepożądane wysuwanie się zooma został umieszczony bardzo sensownie. Łatwo sięgnąć do niego końcem palca wskazującego albo dużego prawej dłoni trzymającej aparat.

     Wyłączniki autofokusa i stabilizacji nie dawały podstaw do narzekań. Racja, są płaskie, racja, ledwo co wystają z obudowy obiektywu, ale nie miałem problemów ani z trafianiem na nie palcami, ani z samym przełączeniem.


     Dobrze został też zaprojektowany przycisk blokady zaczepu osłony przeciwsłonecznej. W wielu innych testowanych obiektywach osłony regularnie dokonywały prób dezercji po nieumyślnym naciśnięciu przycisku, więc musiałem zachować czujność i sprawdzać ich położenie. A tu nic, pomimo prowokujących warunków testowania.

     Nie spodobała mi się obsługa pierścieni tego zooma. Konkretnie, to ich bliskość, niemal identyczne średnice i mało różniące się, drobne moletowanie. Z początku trudno mi było mi na nie celnie trafiać na macanego, bez kontroli wzrokowej. Później jakoś nauczyłem się odróżniać pierścień zooma od pierścienia ostrości. Jednak do końca testu miałem kłopoty z pewnym trafieniem na pierścień ostrości, a nie dodatkowy pierścień sterujący, i odwrotnie. Dlatego ten ostatni pozostał dezaktywowany, pomimo że przydałby się. Można było pod niego wrzucić ustawianie przysłony, czasu, czułości albo korekcji ekspozycji. Dodam jeszcze, że ten pierścień fabrycznie ma ustawione delikatne zaskoki, jednak można je usunąć w serwisie. To ukłon w stronę filmowców, którym kliknięcia mogą rejestrować się na ścieżce dźwiękowej. Niestety, by ów ukłon zobaczyć, trzeba zapłacić kilkadziesiąt euro.
     Plusem pierścienia ostrości jest możliwość wyboru przełożenia pomiędzy nim, a mechanizmem ostrzenia. Może być ono „bezpośrednie”, czyli zmiana ostrości jest proporcjonalna do kąta obrotu pierścienia albo „dynamiczne”, czyli im szybciej kręcimy, tym nieproporcjonalnie szybciej zmienia się prędkość ręcznego ostrzenia. Ostrzenia odbywającego się oczywiście i tak na drodze elektrycznej, czyli focus-by-wire. I tu, i przy autofokusie, napędem jest silnik Nano USM – szybki i absolutnie bezgłośny.

Źródło: Canon
     Wewnątrz obiektywu  można naliczyć 18 soczewek, czyli sporo jak na dość typowy i niezbyt jasny zoom. Z widocznego obok schematu wynika obecność jednej soczewki wykonanej ze szkła o niskiej dyspersji i trzech szklanych soczewek asferycznych. Zewnętrzne powierzchnie skrajnych soczewek pokryte są powłokami fluorowymi utrudniającymi osadzanie się brudu. Jedna z soczewek wewnątrz obiektywu został pokryta nowatorską powłoką przeciwodblaskową ASC. Ogniskowanie realizowane jest za pomocą ruchów nawet nie pojedynczego członu optycznego, a wręcz pojedynczej soczewki. Na schemacie oznaczono też człon optyczny odpowiadający za stabilizację obrazu. W danych katalogowych tego zooma mowa jest o skuteczności układu IS na poziomie 5 działek czasu.

     I od tego właśnie parametru rozpocznę opis efektów działania obiektywu w praktyce. 5-działkowa „teoretyczna” skuteczność sugeruje – zgodnie z moim doświadczeniem – skuteczność realną na poziomie 4 działek. I taka jest w rzeczywistości. W każdym razie w moich dłoniach i w teście wykonanym przy ogniskowej 105 mm. To wynik przyzwoity, w pełni zadowalający, ale nic więcej.

     Rozdzielczość obrazu z RF 24-105 mm w teście studyjnym przeprowadzonym na 24-megapikselowym EOSie RP niemal zawsze cieszy. Przede wszystkim w dole zakresu ogniskowych, gdzie w centrum kadru normą jest 2900 lph, zdarza się nawet 3000 lph, a brzegi są gorsze zaledwie o 100-200 lph. Przy tym otwarta przysłona wypada też tylko o 100-200 lph słabiej niż optymalne przymknięcie, czyli f/5.6-8. Wraz z wydłużaniem ogniskowej rozdzielczość ciut się pogarsza, ale smuci wyłącznie tylko na brzegach kadru przy 105 mm. Przy otwartej lub przymkniętej o działkę przysłonie obiektyw osiąga tam tylko 2400 lph, a dopiero przy f/11 sięga maksimum, czyli 2600 lph. Środek klatki oznacza 2700 lph dla f/4 i maksymalne 2800 lph dla f/5.6-8.

     OK, tak to wygląda w studio. Plenerowa rzeczywistość potwierdza wyniki studyjne, no z wyjątkiem tego wyraźnego spadku szczegółowości brzegów dla 105 mm. Jasne, widać że tam nie dzieje się wspaniale, ale nie bardzo jest na co narzekać. Poza tym obiektyw pracuje bardzo stabilnie. W całym zakresie zooma szczegółowość obrazu wygląda przyzwoicie przy otwartej przysłonie, lekko rośnie dla f/5.6 i f/8, a dla f/11 z reguły jest już ciut niższa. To ostatnie to sprawka dyfrakcji. Przy przysłonie f/11 nie wadzi ona zbytnio, ale przy f/16-22 już tak. W Canonach R znajdziemy funkcję jej korekcji, ale ona dużo nam nie pomoże. Niemniej nie zaszkodzi włączyć ją na stałe.

Kadr do testu szczegółowości zdjęć przy ogniskowej 24 mm.
Wycinki poniżej.

Środek kadru na górze, brzeg na dole.
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Kadr do testu szczegółowości zdjęć przy ogniskowej 32 mm.
Wycinki poniżej.

Środek kadru na górze, brzeg na dole.
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Kadr do testu szczegółowości zdjęć przy ogniskowej 50 mm.
Wycinki poniżej.

Środek kadru na górze, brzeg na dole.
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Kadr do testu szczegółowości zdjęć przy ogniskowej 79 mm.
Wycinki poniżej.

Środek kadru na dole, brzeg na górze.
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Kadr do testu szczegółowości zdjęć przy ogniskowej 105 mm.
Wycinki poniżej.

Środek kadru na dole, brzeg na górze.
Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Boczna aberracja chromatyczna wyłazi przy dłuższych ogniskowych i czasami bywa dobrze widoczna na zdjęciach. Jednak w tym wypadku korekcja (aparatu lub wołarki RAWów) usuwa ją zupełnie.

Boczna aberracja chromatyczna czasami może być
widoczna. Oczywiście pod warunkiem, że nie skorzystamy
z funkcji jej usuwania z obrazu. Zdjęcie wykonałem
ogniskową 91 mm przy przysłonie f/5.6. Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Dyfrakcyjny spadek szczegółowości obrazu można zauważyć już przy f/11, lecz naprawdę
przeszkadza przy f/16 i f/22. To zdjęcie wykonałem właśnie przy tym najmniejszym
z dostępnych w RF 24-105 mm otworze przysłony. Wycinek poniżej.

Lewy wycinek pochodzi ze zdjęcia wykonanego bez, a prawy z włączoną
korekcją dyfrakcji. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Analogicznie wygląda sprawa winietowania. Jeśli nie potraktujemy go funkcją cyfrowej redukcji, to przy najkrótszych ogniskowych i mocniej otwartej przysłonie jest ono bardzo wyraźnie widoczne. I naprawdę przeszkadza. Przymykanie przysłony oczywiście pomoże, lecz sensowne efekty przynosi dopiero użycie f/8. Dlatego wygodniej skorzystać ze świetnie działającej korekcji. Dobrze, że winietowanie razi wyłącznie w samym dole zooma. Wystarczy wydłużyć ogniskową do 28-30 mm i sprawy mają się o niebo lepiej. Winietowanie nie tylko słabnie, ale też mniej ostro narasta przy rogach klatki. Nie to, że go nie widać, ale zbytnio nie przeszkadza. Tak czy inaczej, jeśli chcemy mieć z nim spokój, włączajmy korekcję.

Winietowanie przy ogniskowej 24 mm i stopniowym przymykaniu przysłony.
Korekcja winietowania wyłączona.

Chcemy pracować pełną dziurą? Skorzystajmy z funkcji korekcji winietowania.
Ogniskowa 24 mm, przysłona f/4.

Wystarczy trochę odjechać ogniskową od najkrótszej (tu do 31 mm),
a winietowanie przy otwartej przysłonie staje się mniej widoczne.

     Dystorsja? Znowu to samo. Ona w klasyczny dla zoomów sposób ewoluuje od wyraźnej „beczki” (2,3%) dla 24 mm do trochę słabszej „poduszki” (1,8%) dla 105 mm. Tyle, że ewoluuje bardzo szybko. Dystorsja beczkowata zanika już przy lekkim wydłużeniu zooma, a pojawia się poduszkowata, która od 40 mm aż do końca zakresu zasługuje na miano wyraźnej. Wiadomo, nie przy każdym motywie to przeszkadza, ale na wszelki wypadek warto dystorsję usunąć. Jak? Oczywiście, cyfrową korekcją aparatu.

Ogniskowa 24 mm, po lewej dystorsja nieskorygowana, po prawej skorygowana.

     Jest jednak taka wada obrazu, z którą nie poradzi sobie żaden cyfrowy wspomagacz. Chodzi o odblaski, flary, bliki i plamy powstające przy zdjęciach pod ostre światło. Tu, jeśli konstruktorzy się nie postarają, cyfrowo nic się nie zdziała. I niestety tak jest w przypadku Canona RF 24-105 mm. Reklamowane warstwy przeciwodblaskowe słabo sobie radzą, i przy zdjęciach pod słońce obiektyw wypada słabiutko. Szczególnie po przymknięciu przysłony, ale i przy otwartej ledwie dostatecznie. Nie ma wyjścia, przy fotografowaniu trzeba uważać by ostre światło nie padało na przednią soczewkę.

Przy zdjęciach pod słońce trzeba uważać. Tu ogniskowa 35 mm.

     Teraz już kolej na zestaw zdjęć, które popełniłem podczas tatrzańsko-podhalańskiego pleneru. Są to JPEGi z aparatu wykonane przy natywnej czułości ISO 100, w Standardowym stylu obrazu, z wyłączonymi korekcjami winietowanie i dystorsji. Ewentualne odstępstwa od tych zasad, a także użytą ogniskową i przysłonę deklaruję w podpisach.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/5.6.

Ogniskowa 35 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 53 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 63 mm, przysłona f/8.

Ogniskowa 24 mm, przysłona f/8.

Ogniskowa 93 mm, przysłona f/5.6. Minimalny dystans ostrości.

Ogniskowa 32 mm, przysłona f/8.

Ogniskowa 94 mm, przysłona f/4.

Ogniskowa 105 mm, przysłona f/4, czułość ISO 3200.

Ogniskowa 24 mm, przysłona f/22.

Ogniskowa 24 mm, przysłona f/4.
Światła wyciągnięte z RAWa.

     O, i tak się prezentuje ten uniwersalny zoom RF Canona. Przyznam, że spodziewałem się troszkę innego jego zachowania w teście. Podejrzewałem silniejsze spadki szczegółowości obrazu na brzegach kadru, a nie przewidziałem wpadki przy zdjęciach pod słońce. Bo skoro już obiektyw korzysta z najnowszych powłok ASC, to efekty powinny zasługiwać co najmniej na czwórkę z plusem. A tu marniutko. Szkoda, bo gdyby nie to, obiektyw jednoznacznie pochwaliłbym, choć ideałem bym nie nazwał. Ale tego przecież nikt od niego nie wymaga. Zoomy 24-105/4 nie pretendują do miana optycznych ideałów, mają być jedynie przyzwoitymi jakościowo szkłami, bez istotnych wpadek i zachowującymi rozsądne gabaryty i cenę. Zoom Canona prezentuje rozdzielczość na poziomie wyższym niż należało się spodziewać, pozostałe wady obrazu nie są bardzo znaczące, a cyfrowe korekty radzą sobie z nimi bez problemów. Jeszcze jeden plusik – za cenę. Przyzwyczailiśmy się już, że optyka do „nowych” pełnoklatkowych systemów bezlusterkowych (Canon, Nikon, Panasonic) kosztuje strasznie pieniądze. A w tym wypadku obiektyw jest tylko o nieduże kilkaset złotych droższy niż jego odpowiednik z rodziny EF. Jeśli życzymy sobie otrzymać obiektyw w ładnym, kolorowym pudełku, musimy obecnie zapłacić 5100-5200 zł. Natomiast wersję OEM w pudełku białym, czyli z rozkompletowanego zestawu z aparatem, kupujemy za 4200-4400 zł. Miła niespodzianka!


Podoba mi się:
+ równa rozdzielczość obrazu w całym zakresie zooma
+ bezproblemowe usuwanie wad obrazu cyfrowymi korekcjami
+ wcale nie za wysoka cena

Nie podoba mi się:
- mało różniące się pierścienie obiektywu
- problemy przy zdjęciach pod światło


Zajrzyjcie też tu: 

19 komentarzy:

  1. Jak dobrze, że trafiłem na ten blog 'przeddzień' zakupu nowego aparatu...
    Na początek kilka faktów:
    - aktualnie używam FZ1000, w szafie leży 40D + EF 28-135mm 3.5-5.6 + Tamron SMC 1.4 50mm
    - fotografuję głównie rodzinę, przyrodę na wyjazdach (góry, safari...), oprócz tego imprezy okolicznościowe w szkole, urodziny, trochę ulicy
    Bardzo pasuje mi uniwersalności FZ, ale zaczyna doskwierać brak jakości obrazka w porównaniu z bezlustrami np. sony A7III. AF nie jest tak szybki i celny, a reprodukcja kolorów nie jest równie naturalna.
    Pomysł jaki mam, to kupić Canona R6, ale jednoczenie nie nosić ze sobą całego plecaka szkieł, dlatego mam dwa typy:
    - omawiany RF 24-105 mm F4 L IS USM
    - RF 24-240 mm f/4-6.3 IS USM
    No i na koniec pytania. Który z obiektywów doradziłbyś na podstawowy?
    Czy faktycznie R6 i rekomendowane szkło, w sposób znaczący, poprawi obrazek? Wiem, że to sprzęty odległe w latach i cenowo absolutnie nieporównywalne, ale nie zawsze droższe znaczy lepsze (tym bardziej w elektronice).
    A może podpowiesz zupełnie inny trop poszukiwań?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trop masz dobry. Sam od kilku lat używam FZ1000 jako aparatu domowo-wakacyjno-wyjazdowego - oczywiście jeśli tylko nie mam czegoś testowego na tapecie. Też nie jestem tym Panasem w pełni zachwycony, choć tak po prawdzie, to najbardziej przeszkadza mi w nim ślamazarność włączania i zoomowania. AF i jakość obrazka z 1-calowej matrycy jest do opanowania. Dla mnie, w każdym razie.
      Na co zmieniałbym FZ1000 w tym zakresie działań? Mam dwa typy. Pierwszy bazuje na genialnym olympusowym superzoomie 12-100 mm, którego testowałem na blogu latem 2017 roku. Do tego dołączyłbym E-M1 II albo III. Nie żaden z E-M5, bo przyda się solidny grip.
      Ale wiadomo, to "tylko" 20 Mpx i maksymalnie "tylko" ISO 1600. Jeśli mały obrazek, to celowałbym w Sony. Mi koniecznie potrzebny jest ekran na bocznym przegubie (robię sporo zdjęć w pionie), więc brałbym A7C i 24-240. O aparacie pisałem niedawno, obiektyw testowałem chyba w 2015. Jeśli wystarcza ekran odchylany, to polecałbym A7III.
      Odpuściłbym sobie Canona 24-240 - zajrzyj do mojego zeszłorocznego jego testu. Ogólnie nie jest zły, ale długie ogniskowe nie dają rady.
      Ale jeśli nie potrzeba aż tak długiego szkła, to Canon z RF24-105 oczywiście może być. Co prawda ostatnio DXO Mark przetestowało trzy zoomy 24-105 różnych producentów i Canon nie wypadł najlepiej z nich. Ale według mnie jest wystarczająco przyzwoity. Tyle, że akurat z R6 będzie słabo z przykadrowywaniem, bo to zaledwie 20 Mpx. Lepszy byłby tu R5, ale wiadomo, cena. Do superzooma dołożyłbym jakieś szkiełko na okoliczność słabszego światła, tak ze dwie działki jaśniejsze. Jakieś 35/1.8 na przykład. Tu jest z czego wybierać.

      Usuń
  2. Dzień dobry/dobry wieczór,
    proszę o komentarz w kwestii porównania RF 24-105 f4 vs RF 24-70 f 2.8. Wiem, że ten drugi jest trudno dostępny ale może miał Pan okazję go testować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszło, że dobry wieczór :-)
      Niestety RF 24-70 nie miałem okazji przestrzelać. Niby nawet w najbliższym czasie mam w planach test czegoś z RF, ale chyba nie padnie na to szkło.
      Obiektyw był testowany przez Optical Limits, a choć jakoś nie błysnął, to i tak wypadł u nich lepiej niż analogiczne bezlustrowe 24-70/2.8 Sony i Sigmy. Proszę tam zajrzeć, bo jest tam też test RF 24-105/4
      https://www.opticallimits.com/canon_eos_ff/1086-canonrf2470f28is

      Usuń
  3. Dziękuję za odpowiedź i link. Gryzę się czy warto się napiąć i nabyć 24-70 2.8 czy też oszczędzić i zakupić 24-105 4.0. Chwilowo (?) i tak nic nie można kupić co wydłuża proces zastanawiania się. Przeznaczenie to dokument + reportaż. 2.8 kusi jeszcze większymi mozłiwościami operowania w słabym świetle plus kwestia głębi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A do jakiego aparatu potrzebny obiektyw i jakie szkło teraz w nim siedzi? W tym zakresie zastosowań, znaczy.

      Usuń
    2. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że w zasadzie nie mam żadnego szkła ani body i mogę wejść w dowolny system. Z dotychczasowych doświadczeń fotografaicznych (trochę tego sprzętu przez 20 lat się przewinęło) chcę mieć pełnoklatkowe reportersko-dokumentalne body. Waham się między Z6II a R6 z przewagą tego drugiego - stąd pytanie o obiketywy Canona. Na wyższe modele (R5, R3) mnie nie stać. Zresztą to byłaby przesada. W tej chwili używam /i zamierzam zachować sobie niezależnie od kupna pełnej klatki/ Olympusa E-1 Mk2 wraz z różnymi obiektywami. Część z nich sprzedam /rozliczyć kupując FF/ jednak na pewno pozostawię sobie 12-100, które uważam za świetne narzędzie.

      Usuń
    3. 12-100 to super szkło, a w zestawie z E-M1 II lub III to już w ogóle bajka. Sprzedawać je to zbrodnia :-)
      R5 ma sens gdy naprawdę potrzebne jest 45 Mpx lub filmy 8K. W pozostałych wypadkach najsensowniejszy okazuje się R6, choć na 20 Mpx można kręcić nosem. Pewnie za jakiś czas pojawi się następca EOSa R z podobną jak on rozdzielczością matrycy, ale ja bym nie czekał i brał R6.
      Z obiektywami już trudniejszy wybór. 24-105 kusi uniwersalnością, ale do reportażu wydaje się trochę z ciemny. Inna sprawa, że nie raz i nie dwa widziałem zawodowców pracujących 70-200/4 i to w naprawdę trudnych warunkach, więc wiadomo że da się. Ja bym jednak zalecał – w przypadku zakupu 24-105 – uzupełnienie go stałką / stałkami f/1.4-2. 35 mm, 50 mm, ew. 35 + 85 – do przemyślenia. Przy 24-70/2.8 taki dodatek nie jest już niezbędny. A jeśli już, to zdecydowanie f/1.4 żeby zysk na jasności był konkretny. Drugie „jeśli już” dotyczy pytania, czy na górze ten zoom nie będzie za krótki i nie będzie wymagał uzupełnienia jakimś 135 mm, czy cóś.
      Ceny wyraźnie wskazują na konieczność zakupu 24-105, który kosztuje 5500 zł, podczas gdy 24-70 >11000. Opcja pośrednia to EF 24-70 II przez adapter, ale on też nie jest tani – coś koło 8000 zł.
      Opcja na przeczekanie, by decyzję podjąć za jakiś czas: pierwszy 24-70/2.8 (3000 zł albo i mniej) przez adapter, ale tu trzeba trafić na dobry egzemplarz, bo większość jest strasznie złachana.
      Zostawiam do przemyślenia.

      Usuń
    4. Dziękuję za komentarz i sugestie. W zasadzie to wychodzi na to, że każdy wybór jest dobry co utrudnia sprawę. Osobiście zostałbym przy Olympusie i nic nie kombinował gdyby nie fakt, że czas leci i tego czasu mi żal bardziej niż za(prze)płaconych rat za sprzęt. Niestety nie widzę na horyzoncie nic, co by miało być porównywalne z R6. E-M1 IV nie widzę na horyzoncie. Poza tym na cud nie liczę by nagle pojawiała się nowa, rewolucyjna matryca z AF na poziomie R6. (AF plus niskie szumy na wysokich ISO to dla mnie główny powód do zakupu Canona. Tego mi właśnie brakuje dotkliwie w Olympusie).

      Ze stałkami RF dostrzegam tę wadę (dla mnie), że albo nie są szczególnie jasne (względem planowanego 24-70 2.8) albo koszmarnie drogie i ciężkie (50mm) albo ich nie ma (L-ka 35mm). Zresztą jak się kiedyś pojawi to też będzie poza moim budżetem. Z kolei kupowanie 24-105 i stałek (nawet tych 'nomalnych') to cenowo wychodzi prawie to samo co 24-70 2.8

      24-105 f4 kusi przede wszystkim jakością optyki i ceną. Niemniej na pełnej dziurze głębia mnie nie rzuca na kolana. Adapter i szkła EF odpadają z uwagi na względnie wysoką cenę nowych oraz nie mam przekonania, czy jest sens kupować do systemu RF szkła projektowane do EF.

      Usuń
    5. Najpierw kwestia szkieł EF. Nic nie szkodzi, że projektowano je pod lustrzanki. Jeśli są dobre na nich, to jeszcze prędzej sprawdzą się na bezlustrach. Większości starych canonowskich szkieł nagle „odmładza się” AF i działają lepiej niż na lustrzankach. Jasne, pierwsza wersja 24-70/2.8 to tanie szkło na przeczekanie, które oczywiście nie pociągnie na żadnej matrycy >30 Mpx. Ale już wersja II nada się jak najbardziej. Może nie w przyszłości, gdy matryce sięgną 80 Mpx, ale do 50 Mpx bez problemu.
      Z obiektywami firm niezależnych bywa różnie. Np. Tamron 150-600 ma na bezlustrach problemy z AF, ale już testowany przeze mnie 35/1.4 śmiga wspaniale. To byłaby jedna ze stałek, które szczerze bym polecał. To genialne szkło, dokopujące zarówno 35/1.4L II, jak i Sigmie ART. Optyczni testując go zapodali porównanie tych trzech obiektywów.
      Oryginalny adapter EF – EOS R nie jest tani, ale proszę zasięgnąć opinii o kundlach. Może któryś model sprawdza się. Proszę szukać informacji o współpracy z jasnymi stałkami, bo przy nich najważniejsza jest jakość wykonania adaptera.
      Teraz o m4/3. Nie ma szans by powstała matryca tego rozmiaru, która choćby zbliży się jakością do FF. Co prawda, zarówno Olympus, jak i Panasonic „mają zapas”, bo ich przetworniki jeszcze nie są BSI. Gdy WRESZCIE wchłoną tę technologię – znaczy, gdy Sony im ją udostępni – podskoczą trochę w wysokich czułościach. Na razie metodą na ich na omijanie są jasne szkła. Są stałki f/1.2, jest świetny zoom 10-25/1.7. W razie potrzeby da się robić tym reportaż nawet w słabym świetle. I czasem robi się, w sieci można znaleźć przykłady.
      E-M1 IV? Raczej nie będzie tak się nazywał, chodzą słuchy o zmianie schematu nazewnictwa. Co do terminu, może tego aparatu jeszcze nie widać na horyzoncie, ale coś nowego od Olympusa szybko się do niego zbliża. Proszę przez najbliższe kilka tygodni jeszcze nie pozbywać się sprzętu O :-)

      Usuń
    6. No tak. Nowa matryca w Olympusie rozwiązałaby moje wszelkie dylematy i wątpliwości. Pozdrawiam!

      Usuń
    7. Jestem niemal pewien, że wkrótce się pojawi, i niemal pewien że to nie będzie żaden ogromny skok technologiczny. Jednak spodziewam się istotnej poprawy - dla wielu osób skutkującej pozostaniem w m4/3. Gdzieś za trzy tygodnie (może wcześniej?) coś już powinno być wiadomo.

      Usuń
    8. Ok, wcześniej niż za trzy tygodnie :-)
      https://om-digitalsolutions.com/octannouncement/en/?olycmp=soc-brand_announcement_oct21-organic-facebook-link-omds_global_announcement&fbclid=IwAR2ginsvhZY7WR9HCc4qLWdQ1O6I2qAG7DhQTzhnley95sB56oHgr0kvs1Y

      Usuń
    9. Czekam w napięciu, dosłownie. No ale czy faktycznie jest szansa na AF i szumy zbliżone do R6? Zobaczymy.

      Usuń
    10. Na lepszy AF oczywiście można liczyć, ale z szumami nie ma mowy. To przecież tyle samo piksli i czterokrotnie mniejsza powierzchnia. Gdy Canon zrobi FF 80 Mpx - o, wówczas sensory będą konkurowały.
      Jakaś tam poprawa w szumach pewnie będzie, w końcu szykuje się nowa matryca. Ba, może nawet dwie matryce. Wiosną Sony ogłosiło 4/3-calową matrycę 20 Mpx BSI, a przedwczoraj kolejną, tym razem "stacked", choć o BSI ani słowa. Może to tylko różnice w przekazach - tamtym i obecnym, a może rzeczywiście różne przetworniki. Jeśli prawdziwa okaże się opcja 2, to podejrzewam, że "szybka" matryca stacked trafi do Panasa GH6 dając mu 4K 120 kl/s (albo coś w tym stylu), a "wiosenna" BSI do Olympusa, rozszerzając mu w górę zakres użytecznych czułości.

      Usuń
  4. Nie mogę powiedzieć - zaskoczyli mnie. Nie przewidziałem tego, że nie pokażą kompletnie nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie skończyłem oglądać film. O konkretach ani słowa, no poza tym że "in near future". Słabo!
      Inna sprawa, że od osoby zbliżonej do OM, usłyszałem że na początku listopada będzie o czym rozmawiać. Zobaczymy.

      Usuń
  5. O takich cenach jak na końcu tego testu to można pomarzyć, teraz na początku 2023 r. ceny w okolicach 6500 złotych. Jest niby jakiś cashback, ale symboliczny. Z tym to w ogóle jest kuriozum, sklepy trzymają ceny wyższe o +1000 zł na R6, bo wiedzą, że i tak klient dostanie zwrot, cena obiektywu wyższa o 450 zł czyli o równowartość cashbacku. Sam myślałem o RP, jednak ceny nie są jakieś zachęcające do kupna, jest pełno sprzętu używanego jest na OLX, gdzie można kupić sprzęt z małym przebiegiem. Generalnie mam wrażenie, że trwa golenie frajerów, zwłaszcza, że złotówka umocniła się do dolara i to znacznie. Czy rozsądne jest kupowanie obiektywu zoom ze światłem F4 za kwotę ponad 6k to już zostawiam tylko nasuwa się pytanie, czy ten otrzymany plusik dodatni w podsumowaniu ma jeszcze rację bytu. A co jeszcze ciekawsze, czy po odjęciu obiektyw będzie nadal zasługiwać na miano "LUBIĘ CIĘ". ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jasne, drogo! O cenach z 2019 roku można zapomnieć. No, może tylko RP staniał ;-) Z cashbackami bywa różnie - czasem warto skorzystać, ale lepiej przyglądać się cenom na bieżąco i wyczajać okazje.
    Canona RF wypatrzyłem teraz za 6000, a to tylko ciut drożej niż słabiutki Panas. Tyle, że Sony kupuje się za 5000, a lustrzankową Sigmę za 3500. Ciekawe jak ona pracuje z Canonami R przez adapter...
    To, że obiektyw ma światło f/4, to jeszcze nic złego - to aktualnie standard w tej klasie i nie podejrzewam by coś się zmieniło. Pamiętam jak w latach 90-tych Tamron wyskoczył z 28-105/2.8 i poległ jakościowo.
    Ocen nie będę zmieniał. A już na pewno nie "Lubię cię!", która jest oceną subiektywną... a obiektyw nadal mi się podoba :-)

    OdpowiedzUsuń