wtorek, 27 września 2016

…i po Photokinie!


Źródło: Photokina
     Właśnie minął tydzień Photokiny traktowany przez fotograficznych sprzętowców jako najważniejsze święto w roku. I to co drugim roku. Niektórzy mieli okazję być na tych targach, inni – tak jak ja – obserwowali je z dala. Jak one w tym roku wyglądały? Biorąc pod uwagę liczbę i wagę zaprezentowanych nowości, to raczej skromnie. Mało było premier flagowych produktów, jeszcze mniej efektownych niespodzianek. Ale nudno nie było. Jeśli nie macie ochoty przekopywać się przez zwały doniesień z Photokiny, zapraszam do mojego artykułu.

     Niektórzy mieli okazję być na tych targach, inni – tak jak ja – obserwowali je z dala. Jak one w tym roku wyglądały? Biorąc pod uwagę liczbę i wagę zaprezentowanych nowości, to raczej skromnie. Mało było premier flagowych produktów, jeszcze mniej efektownych niespodzianek. Ale nudno nie było. Naliczyłem kilkadziesiąt ważnych nowości, częściowo ogłoszonych podczas targów, czy też w ich przeddzień, a czasem tydzień lub kilka tygodni wcześniej. Niektóre wystąpiły na Photokinie już w formie seryjnych egzemplarzy, inne jako prototypy, czasem tylko mokapy albo wręcz jedynie jako informacje o pracach nad ich stworzeniem. Tu wspomnę o najciekawszych.

Canon EOS 5D Mark IV. Źródło: Canon
     Jadę alfabetycznie, więc zacznę mocnym uderzeniem: Canonem EOS 5D Mark IV. Dobrym ruchem producenta było ogłoszenie aparatu z dużym wyprzedzeniem, stąd na targach oglądano produkt już gotowy i nawet gdzieniegdzie przetestowany. To bardzo ważna i oczekiwana premiera, a sam aparat wygląda na dobrze dopracowany. 30 Mpx, podciągnięty autofokus, Dual Pixel Raw i oczywiście filmowanie 4K, ale tu wprowadzono ograniczenia, żeby tylko 5D IV nie wyrósł na Poważne Narzędzie Do Filmowania. Crop 1,6 przy filmowaniu w 4K, zapis tych filmów jako Motion JPEG, czyste wyjście HDMI tylko dla Full HD, brak zebry… ech, naprawdę musieli? Ale i tak bardziej ścięła mnie cena. Spodziewałem się, że cenę sugerowaną dobierze się tak, by sklepowa po kilku miesiącach uplasowała się pomiędzy cenami 5D III i 5Ds. Oj, naiwny! Nowy EOS jest teraz do kupienia za 17000 zł (!), więc na szybki spadek do 12000–13000 zł nie ma co liczyć.

Canon EOS M5. Źródło: Canon
     Ale jest i drugi ciekawy EOS: M5. To jedyny bezlusterkowy Canon, którego nie zalewa fala hejtu. Trudno się dziwić, gdyż jest to pierwszy lustrzankopodobny EOS-M, ma ruchomy i dotykowy ekran, 24-megapikselową matrycę. I w ogóle wzbudza większe zaufanie niż wcześniejsze modele tej serii. Ciekaw jestem, czy będzie tak dobry by konkurować z Sony A6300, czy bezlusterkowymi Fuji. A, do pomocy dorzucono mu nowy obiektyw: 18–150/3.5–6.3. Przyda się, ale ja zamiast tego wakacyjnego szkiełka wolałbym jakąś stałkę – może portretową?
     Skoro już przy optyce jestem, to wymienię pozostałe canonowskie nowości w tej dziedzinie: drugą wersję 24–105/4, trzecią – może tym razem dobrą – 16–35/2.8 oraz – też już chyba trzecią – 70–300/4–5.6, wyposażoną w wyświetlacz LCD. 


Fujifilm X-T2. Źródło: Fujifilm
    Wspominałem o Fuji, a teraz właśnie na nie kolej. Istotne nowości są dwie – obie dotyczą aparatów. Pierwsza, oczekiwana, to X-T2. Nie wiem, czy mogę nazwać ten aparat flagowym, wziąwszy pod uwagę drugą premierę, czyli średnioformatowy GFX 50S. Niemniej X-T2 prezentuje się świetnie. Formę ma identyczną jak X-T1, czyli klasycznej, „pokrętłowej” lustrzanki. Doszedł mikrodżojstik pól AF, oryginalnie gibany w dwóch osiach ekran oraz nowy dodatkowy grip z miejscem na dwa dodatkowe akumulatory. „Potrójne” zasilanie pozwala uruchomić tryb Boost przyśpieszający serie z 8 do 11 klatek/s, zwiększający częstość odświeżania wizjera, skracający lag-time oraz pozwalający rejestrować filmy 4K nie 10, a 30 minut. Tak, filmy 4K są już i w Fuji: 4K, z „płaskim” profilem F-Log i symbolicznym cropem w stosunku do trybu fotograficznego. Matryca ma 24 Mpx, ale nie ma filtra AA. Znacznie usprawniono autofokus ze wzmocnioną dawką detekcji fazy i customizacją á la Canon, są dwa sloty na karty UHS-II i gniazdo USB 3.0. Aparat można już kupić za „skromne” 7400 zł. To jeden z najdroższych obecnie aparatów APSC na rynku, choć do takiego Nikona D500 i tak mu pod tym względem daleko. Jestem wielce ciekaw, czy cenie dorówna jakość zdjęć i sprawność w działaniu.

Fujifilm GFX 50S. Źródło: Fujifilm
     Przyznam, że pierwsze średnioformatowe cyfrowe Fuji mniej mnie rajcuje. „Średni” format oznacza tu 44 x 33 mm, a na tej powierzchni upchnięto 51 Mpx. GFX 50S to oczywiście bezlusterkowiec, o surowej formie, a wyrafinowanie widać tylko w rozwiązaniach ekranu i wizjera. Ten pierwszy jest obracany wokół obu osi podobnie jak w X-T2, a wizjer można zupełnie odłączyć! To na potrzeby odciążenia aparatu podczas pracy w studio, kiedy korzysta się z monitora podglądowego. Fuji GFX 50S dostępny będzie w sklepach na początku przyszłego roku, a cena – choć formalnie jeszcze nieznana – została nieco odtajniona. Na stoisku Fuji na Photokinie usłyszano, że zestaw ze standardem zejdzie poniżej 10000 $. No właśnie, optyka. Planowanych jest 6 obiektywów, z nowym mocowaniem G, a pojawić się one mają na rynku razem z aparatem. Wśród nich będzie 5 stałek: standardowe 63/2.8, szerokie 45/2.8 i 23/4, makro 120/4 oraz portretowe 110/2. Uzupełnieniem będzie szerokokątny zoom 32–64/4. Nic wam te ogniskowe nie mówią? To podaję małoobrazkowe ekwiwalenty, odpowiednio: 50, 35, 18, 95, 87, 25–51 mm. 
     Skoro już jesteśmy przy średnim formacie, to dodam, że na Photokinie można już było wziąć do ręki Hasselblada X1D. To także bezlusterkowiec, zresztą wyposażony w ten sam co Fuji przetwornik, jednak od GFX 50S zdecydowanie różni się formą. Nie, nie kształtami, a wydźwiękiem. Bo o ile Fuji jest rasowym aparatem, to Hassel wygląda na zabawkę albo wstępnie opracowany koncept.


AF-S Nikkor 105 mm F/1.4E ED. Źródło: Nikon
     Co tam dalej? Nikon, który na samej Photokinie nie błysnął żadną ciekawą premierą. Owszem, pokazał DXowy 70–300 mm, AF-P – czyli z krokowym silnikiem AF, a do tego wyjątkowo ciemny: f/4.5–6.3. Można też było pobawić się ogłoszonym w wakacje D3400. Ale i tak zdecydowaną gwiazdą stoiska, była, ogłoszona latem, superjasna portretówka 105/1.4. Czegoś zabrakło? Tak, bardzo ciekawych, ale nadal tylko „teoretycznie istniejących” trzech 1-calowych kompaktów z serii DL. Nie udało im się przybyć na Photokinę, choć pierwotnie planowano, że w sklepach miały się one pojawić jeszcze przed wakacjami. Ech, Kumamoto, Kumamoto… A o czym najchętniej opowiadają przedstawiciele Nikona na Photokinie? O kamerach Key Mission. Nikon i kamery, koniec świata!


Olympus OM-D E-M1 II. Źródło: Olympus
     Olympus – na jego stoisku pojawił się długo oczekiwany, flagowy E-M1 II. W jego przypadku postawiono na dwa elementy: szybkość i autofokus. No, szybki to on jest: 15 klatek/s z migawką szczelinową, 18 klatek/s z elektroniczną – to wszystko przy ciągłym AF. Bez autofokusa E-M1 II potrafi strzelać aż 60 klatek/s – RAWy oczywiście też. System ogniskowania wykorzystuje 121 sensorów detekcji fazy wbudowanych w matrycę i oddzielny 4-rdzeniowy procesor. Potencjał więc jest ogromny, a że już „stary” E-M1 po aktualizacjach firmware’u nieźle radził sobie z ciągłym ostrzeniem, więc „dwójka” powinna w tej konkurencji brylować. Zobaczymy! Z nowości wymienię filmowanie 4K (jest „płaski” profil), dwa gniazda kart SD (jedno obsługuje UHS-II), nowy akumulator o większej pojemności oraz wyjątkowo skuteczną stabilizację. Ma ona mieć skuteczność 5,5 działki, a gdy korzystamy ze stabilizowanego obiektywu, to aż 6,5 działki. Przetwornik obrazu oczywiście ma już 20 Mpx, a wspiera go nowy procesor TruePic VIII. Brak filtra AA plus udoskonalone algorytmy obróbki sygnału obiecują wyższą o 25% rozdzielczość obrazu i wyższą dynamikę – to w stosunku do poprzednika. 

Olympus M.Zuiko Digital ED 25mm F1.2 Pro. Źródło: Olympus
     Natywną czułością jest teraz ISO 100, ale można też ustawić ISO 64. Oczywiście pojawia się olympusowski tryb 50 Mpx High Res Shot. Jednak, choć w jego opisie jest mowa o wpływie TruePic VIII na uniknięcie rozmazań wynikających z ruchu liści lub wody, to nadal nie ma słowa o możliwości wykonywania tego typu zdjęć bez użycia statywu.
     Jeśli chodzi o optykę, to nowości są trzy, w tym jedna niespodziewana: uniwersalny zoom 12–100/4. Superzoom ze światłem f/4 na długim końcu, no, no... Obiektyw ciekawy jest jeszcze z dwóch powodów: zaliczenia go do klasy Pro oraz wbudowania weń stabilizacji. Kolejną nowością jest jasny standard 25/1.2 – chyba już wszyscy zdążyli się pogodzić z faktem, że na jaśniejszy o pół działki f/1 nie ma co liczyć. Druga spodziewana nowość, to makro 30/3.5. Podobno tworzące obraz o super jakości i szybko ostrzące. A już na pewno pozwalające uzyskać skalę odwzorowania 1,25.

Panasonic Lumix DMC-G80. Źródło: Panasonic
     Teraz czas na konkurencję Olympusa, czyli Panasonica. O trzech jego nowych aparatach napisałem już szerzej LINK, więc teraz tylko krótko wspomnę, że pojawiły się dwa nowe kompakty i jeden lustrzankopodobny bezlusterkowiec. Te dwa to: FZ2000, czyli następca FZ1000, ale z uwypuklonymi cechami filmowymi oraz LX15: technologiczne rozwinięcie LX100, ale „przycięte” tak, by przyszły, potencjalny LX200 mógł błysnąć. A nowym bezlusterkowcem jest G80 – wielce ciekawy i wyrafinowany aparat, choć użycie w nim matrycy 16 Mpx, a nie 20 Mpx wskazuje, że Panasonic planuje w tej linii aparatów pokazać jeszcze coś poważniejszego. 
     Zaraz, zaraz, a gdzie GH5? Nie ma, to znaczy na razie nie ma, ale pojawi się na początku przyszłego roku. Na Photokinie można było przez szybę obejrzeć jego makietę, a szczegółów technicznych wypłynęło niewiele. Najważniejszy jest taki, że o filmach 6K możemy sobie pomarzyć. Na osłodę będzie 4K 50 klatek/s oraz tryb 6K Photo. Znacznie ciekawsza jest informacja o obiektywach, które mają pojawić się razem z GH5. Chodzi o rodzinkę trzech zoomów o identycznej jasności f/2.8–4: szerokiego 8–18 mm, standardowego 12–60 mm oraz tele 50–200 mm. Podobają mi się te kombinacje światła i zakresu ogniskowych. Żeby tylko ich ceny były równie rozsądnie ustawione!
     U Pentaxa cisza, a szkoda!


Samyang AF 14mm F2.8 FE. Źródło: Samyang
     Za to na stoisku Samyanga bogato, bo on ogłosił ostatnio sporo nowości. Wśród nich jest manualny obiektyw 35/1.2 przeznaczony do bezlusterkowców APSC oraz Mikro 4/3. Z kolei ciemniejszy o działkę, ale też z ręcznym ostrzeniem, 20 mm f/1.8 został zasadniczo zaprojektowany do pełnoklatkowych lustrzanek. Co oczywiście oznacza, że gdy mu się dołoży dłuższy tył obudowy, to i do bezlusterkowców podpasuje. Tak też pomyślał Samyang, stąd obok EF, KAF i F, ta „dwudziestka” ma też wszystkie mocowania bezlusterkowe. No, prawie wszystkie, bo brakuje Nikona 1, choć Samsung jest. Jednak już 14/2.8 to inna bajka: superszeroki kąt z autofokusem i bagnetem FE. A na deser Samyang pokazał dwa pierwsze obiektywy z nowej serii Premium. Są to manualne stałki przeznaczone do pełnoklatkowych lustrzanek – na razie mowa tylko o mocowaniu canonowskim. Jednym z obiektywów jest szerokie 14/2.4, a drugim jaśniutka portretówka 85/1.2. Na razie w oczy rzuca się zupełnie nowe, a przy tym ciekawe, wzornictwo tej nowej serii optyki. Testy pokażą, czy jest w nich coś więcej.


Sigma 12–24mm F4 DG HSM Art. Źródło: Sigma
     Trochę mniej obficie sypnęła nowościami Sigma. Pierwsza z nowości nie była nieoczekiwana. To nowo opracowana klasyczna portretówka 85/1.4, tym razem wprowadzona już do rodziny ART. Duży obiektyw, w mocowaniu nikonowskim wyposażony w elektroniczne sterowanie przysłony, a ciekawie zaprojektowany pod względem optycznym. Wśród 14 jego soczewek znajdą się dwie „prawie fluorytowe” FLD, jedna o anomalnej dyspersji i wysokim współczynniku załamania, ale zupełnie brak soczewek asferycznych. To obietnica klasycznej plastyki zdjęć. Drugą nowością Sigmy jest następca superszerokokątnego zooma12–24 mm. W nowym wcieleniu maksymalny otwór względny już się nie zmienia, wynosi f/4. Bardzo liczę, że podwyższeniu jasności towarzyszyć będzie znacząca poprawa jakości obrazu. No i ciekawe, czy z zgodnie z zasłyszanymi przeze mnie kiedyś plotkami, pojawi się druga, tańsza wersja tego zooma, przeznaczona dla rodziny C. Trzecią nową Sigmą jest długa stałka, 500/4, rzecz jasna wcielona do rodziny Sport. Ten flagowy teleobiektyw robi wrażenie gabarytami, ale to głównie efekt działania jego długiej osłony przeciwsłonecznej, zresztą wykonanej z włókna węglowego. W części optycznej znajduje się sporo niskodyspersyjnych soczewek FLD i SLD oraz stabilizator. Obraz obiektywu uzupełnia limiter odległości, kieszonka na filtry i sugerowana cena z okolic 6000 $.

Źródło: SanDisk
     Chwilowa zmiana tematu: co w kartach pamięci? Ot, drobiazg: SanDisk pracuje nad stworzeniem karty SD mogącej pomieścić 1 TB danych. Nic dziwnego, tradycji musiało stać się zadość: na poprzedniej Photokinie firma zaprezentowała prototyp karty SD o dwukrotnie niższej pojemności.


Sony Alpha A99 II. Źródło: Sony
       


     

     Z kolei Sony postanowiło się nie rozdrabniać i zaprezentować tylko jedną nowość. Ale za to jaką! A9? Nie, skądże, o nim ani słychu. Ale pojawiło się A99 II. Aparat – niewiadoma, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że A99 potrzebuje następcy i na pewno taki jest opracowywany, ale jednocześnie „powszechnie wiadomo”, że Sony wygasza bagnet A. Wygasza, nie wygasza, ale jednak pokazało nową „dziewiątkę A”. A czas pokaże, czy to rzeczywiście chęć kontynuacji „cyfrówek z celofanem”, czy tylko efektowny fajerwerk na do widzenia – ruch analogiczny do olympusowej premiery E-5 sprzed 6 lat. Tak czy inaczej, A99 II prezentuje się świetnie. Posiada 5-osiowo stabilizowane 42 mln pikseli znane już z A7R II, wszystkomający tryb filmowania 4K (tu Sony w odróżnieniu od Canona nie oszczędza) i 12 klatek/s z ciągłym AF. No właśnie, autofokus. Sony głośno chwali się jego możliwościami: działaniem już przy poziomie oświetlenia -4 EV, większą liczbą pól z detekcją fazy na samej matrycy plus oczywiście oddzielnym „modułem fazowym” w górze komory lustra, choć ten niestety nadal kryje tylko niewielką część kadru. Znacznie jednak ważniejsze, jak ten autofokus będzie działać. Mam nadzieję, że da radę. Z nowości mamy jeszcze zmienioną strukturę menu i możliwość zdecydowania, czy pokrętełko przy obiektywie klika, czy też nie. Wizjer po staremu ma ogromne powiększenie, a ekran równie po staremu ma porypaną filozofię gibania. I oczywiście nadal nie jest dotykowy, bo w Sony cały czas obowiązuje zasada: jest wizjer – nie ma touchscreena. A99 II nie obsługuje też kart UHS-II – ciekawe jak sprawnie będzie zapisywało serie RAWów 42 Mpx? Ale w sumie uważam go za aparat ciekawszy niż Canon 5D IV. Niestety, cena Sony też jest „ciekawa”. A99 II ma stać na półkach w towarzystwie karteczki z napisem 15000 zł. Mało śmieszne. 
     Równie skromnie jak Sony, bo też z jednym nowym produktem każda, wystąpiły na Photokinie dwie firmy obiektywowe, Tamron i Tokina. Tamron pokazał drugie wcielenie „przyrodniczego” zooma 150–600/5–6.3, chwaląc się przede wszystkim umiejętnością wykorzystania możliwości matryc o wysokiej rozdzielczości, wyższą sprawnością autofokusa i stabilizacji oraz obecnością współpracujących z tym szkłem telekonwerterów. Z kolei Tokina wyskoczyła ze znacznie bardziej oryginalnym obiektywem. To jasny, manualny szeroki kąt 20 mm f/2 z bagnetem FE, pierścieniem przysłon pracującym z zaskokami lub bez i będący pierwszym modelem z nowej serii FiRIN. Ważną jego cechą jest łączność z aparatem, obejmująca nie tylko współpracę w zakresie ekspozycji i potwierdzania ostrości, ale też stabilizacji obrazu. Domyślać się należy, że chodzi o przekazywanie do korpusu aparatu informacji o ogniskowej i ustawionym dystansie ostrości.

Źródło: Venus Optics
     Więcej nowości optycznych nowości pojawiło się na stoisku Gwiazdy Oryginalnych Szkiełek, czyli Venus Optics. Nie mogłem się powstrzymać i o Macro Sticku napisałem już podczas targów LINK. Nieco mniej wymyślną nowością jest Laowa 15 mm f/2 – drugi po 12/2.8 obiektyw z serii ZERO-D, czyli ze zredukowaną do minimum dystorsją. Z tego co się orientuję, w tym wypadku nie ma co liczyć na komunikację z aparatem, a konkretnie Sony, bo obiektyw będzie produkowany z mocowaniem FE. Dodatkiem ułatwiającym wykonywanie zdjęć panoramicznych, jest wyraźnie oznaczenie położenia źrenicy wejściowej. Druga Laowa przeznaczona jest dla aparatów Mikro 4/3 i też jest szerokim kątem. Ogniskowa 7,5 mm może sugerować optykę rybie oko, ale to tylko zmyłka, bo mamy do czynienia z bardzo szerokim obiektywem rektalinearnym. Kąt widzenia po przekątnej to 110°, ale znacznie ciekawszy jest wyjątkowo duży maksymalny otwór względny f/2.


Zeiss Milvus 15mm F2.8. Źródło: Zeiss
     Trzy obiektywy pokazał też Zeiss. Dwa z nich, to szerokokątne Milvusy, czyli manualne szkła lustrzankowe. Oba mają jasność f/2.8, oba przeznaczone są do pełnoklatkowych Canonów i Nikonów, a ich ogniskowe wynoszą 15 mm i 18 mm. Trzecim obiektywem jest portretowa Loxia 85/2.4, czyli też manualne szkło, ale do pełnoklatkowych bezlusterkowców Sony. Na początku września Zeiss ogłosił też trzeciego nowego Milvusa, 135/2, lecz w napotkanych w sieci relacjach z Photokiny jakoś go nie widziałem.










YI M5 i firmowe obiektywy: 42,5 mm f/1.8 i 12–40 mm f/3.5–5.6. Źródło: Xiaomi

     Na deser, trochę lekceważąc kolejność alfabetyczną, przedstawię cyfrówkę zupełnie nowego na rynku producenta, chińskiej firmy Xiaomi, właściciela marki YI. YI M1 to prościutki formą i zawartością bezlusterkowiec Mikro 4/3 z 20-megapikselową matrycą Sony. Najbardziej wyrafinowanym trybem jego działania jest filmowanie w 4K, choć niektórzy może uznają wyższość interpolacji zdjęć do 50 Mpx. O prostocie konstrukcji świadczy wiele jej cech. Nie da rady jednocześnie zapisywać RAWów i JPEGów, mamy wyłącznie „kontrastowy” autofokus, trybów barw jest wyjątkowo niedużo itd. Ale dzięki temu dało radę sensownie rozwiązać sterowanie aparatem z pomocą dotykowego ekranu, a klawiszy na korpusie prawie nie ma. Z pierwszych testów wynika, że aparat jakoś tam działa, z naciskiem na „jakoś”. Lecz ma być wyjątkowo tani, więc może znajdzie nabywców, co da środki na dopracowanie firmware’u lub kolejnych modeli. Czego firmie Xiaomi serdecznie życzę. Niech rynek tanich cyfrówek się rozkręca.

     I tyle photokinowych nowości. Niby ich sporo, ale te naprawdę ciekawe są nieliczne. Canon 5D IV fajerwerkiem się nie okazał, fotograficznie bez zarzutu, lecz zbyt mocno przycięto mu filmowanie. Już lepiej prezentuje się Sony A99 II, choć i ono i Canon odjechały z cenami w kosmos. Zresztą Fuji ze swoim X-T2 nie chce być pod tym względem gorsze. Ale to chyba właśnie ten aparat najbardziej mnie ciekawi. Na drugim miejscu w tej konkurencji plasuje się A99 II, a za nim Panasonic G80. Dalej Canon. Ale nie, nie 5D IV, a M5. A jeśli chodzi o obiektywy, bez wątpienia najbardziej interesujący jest Nikkor 105/1.4. To zresztą jedyny, pokazany na Photokinie produkt o „rekordowych” parametrach. Pozostała nowa optyka bywa miejscami interesująca, ale mało w niej oryginalności. Gdyby chociaż ten M.Zuiko 25 mm był f/1…


6 komentarzy:

  1. A gdzie w zestawieniu olympusowe makro dla uboższych, czyli 35/3.5? Ja wiem, że to taki trochę restart szkła z "dużego" 4/3, ale jednak jest nowe. :)

    No, ale mniejsza z tym. Mnie bardzo zaciekawił ten uber-zoom 12-100/4. Oczywiście wszędzie pojawiły się głosy, że duży, że ciemny, że drogi, że kawy nie parzy, ale w praktyce to może być coś rewelacyjnego dla ludzi, którzy szukają wysokiej klasy zamiennika dla małoobrazkowej pary 24-70, 70-200. A że światło? Masa fotografów wybiera zupełnie świadomie f/4, bo lżejsze, mniejsze i zupełnie wystarcza.

    Widziałem wczoraj na dpreview sample z tego szkła i osobiście zaczynam podejrzewać inżynierów Olympusa o konszachty z siłami ciemności, bo pewnych rzeczy inaczej wyjaśnić się nie da. :) A, no i wreszcie zrobili obiektyw, który najwyraźniej daje sobie radę pod światło. Nie dało się tak z 12-40/2.8?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, makrówka! Umknęła mi podczas pisania tekstu, choć wcześniej o niej pamiętałem. Zaraz uzupełnię.
      A ten 12-100 rzeczywiście może być fajny. Na wielkość niby można narzekać, zwłaszcza gdy się go będzie używało z którymś małym PENem albo Panasem GM1. Ale na światło to już nie bardzo wypada. Przecież nie ma i nigdy nie było superzooma jaśniejszego niż f/5.6. A tu nie dość że jest działkę jaśniej, to na dokładkę na dole mamy 24 mm. Ciekawe jaką cenę nam zaserwują?

      Usuń
    2. No tanio na pewno nie będzie, choć podejrzewam, że i tak znacznie taniej niż para canonowych 24-70/4 i 70-200/4. :) Osobiście stawiam na okolice 6,5K.

      Ja gdybym miał robić teraz zakupy, to pewnie uderzyłbym właśnie w niego. Wspaniała para do "jedynek" i "piątek". No i oczywiście do lustrzankopodobnych korpusów Panasonika. Na szczęście niczego nie planuję. ;)

      Usuń
  2. Jedyna nadzieja w Chińczykach. Może rozwiną skrzydła. Bo Japończycy to tak rozwinęli, że już zniknęli w kosmosie cenowym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano. Ktoś im (japońcom) powinien podciąć rynek od dołu.

    OdpowiedzUsuń
  4. No niby panasonicowe ceny nie dla wszystkich są dostępne od tak, ale warto czekać na przeceny, bo technicznie pierwsza klasa.

    OdpowiedzUsuń