wtorek, 28 sierpnia 2018

Nikon Z6, Nikon Z7. Znaczy, tak jak się umawialiśmy.



Źródło: Nikon
     Nie zrezygnowałem z zaplanowanego urlopu (góry, rzecz jasna), by stawić się na premierze Nikonów Z6 i Z7. Więcej: choć wcześniej dysponowałem już oficjalnymi materiałami prasowymi, nie uznałem za stosowne wysmażyć artykułu o nowościach i zaprogramować opublikowanie go 23 sierpnia o godzinie 6.00. Pomyślałem sobie bowiem, że taki tekst nie wniesie nic nowego w porównaniu z dziesiątkami podobnych, które pojawią się wówczas w sieci. Wolałem odczekać kilka dni (czytaj: dokończyć wakacje), przetrawić posiadane informacje, poczytać, pooglądać tu i ówdzie relacje i zeznania osób, które miały okazję bliżej poznać system Z Nikona, i dopiero wówczas coś na jego temat napisać. Oczywiście już nie w formie informacji, a opinii, bo przecież o to chodzi w blogu.

Źródło: Nikon
     No, dobra, kilka podstawowych faktów wypada przedstawić. Nikon wypuścił dwa, zewnętrznie identyczne, uszczelnione, modele pełnoklatkowych bezlusterkowców: Z6 i Z7. Właściwie wypadałoby napisać "Z7 i Z6", bo to ten z wyższym numerkiem jest ważniejszy. Ma 45-megapikselową matrycę o natywnej czułości ISO 64, na niej 473 pola fazowego AF i strzela 9 klatek/s. Natomiast "szóstkę" charakteryzują następujące liczby, odpowiednio: 24, 100, 273, 12. Porównując obie Zetki, widzę nawiązanie do pary lustrzanek D850 i D750. No, ale te nie mają stabilizowanych matryc i wspaniałego (podobno) OLEDowego wizjera o niemal 4 milionach punktów i powiększeniu obrazu 0,8×. Ani super hiper najwspanialszego mocowania bagnetowego o średnicy 55 mm.

Nikon Z7 z Nikkorem Z 24-70/4. Źródło: Nikon
     Tym wymiarem Nikon wręcz zachłystuje się w swoich publikacjach. W sumie nic dziwnego. Przez dziesięciolecia jego bagnet F miał mniejszą niż u konkurentów średnicę (44 mm), co uniemożliwiało skonstruowanie dla niego optyki jaśniejszej niż f/1.2. Wśród Nikkorów AF rekordem było "zaledwie" f/1.4. I nic nie pomagało chwalenie się, że to tradycja sięgająca czasów wczesnego Gomułki i że nawet starusieńkie Nikkory można zamontować do najnowszych lustrzanek Nikona. Cóż, zamontować tak, ale przeważnie niewiele więcej. Teraz Nikon odreagowuje i od razu zapowiada bliską premierę Nikkora Z 58 mm f/0.95 Noct. Zresztą manualnego, bez autofokusa. Dla mnie ważniejszą zaletą dużej średnicy mocowania jest łatwość w konstruowaniu wszelakiej optyki, niekoniecznie bardzo jasnej. Swobodę w tej dziedzinie zwiększa zastosowanie wyjątkowo niedużej odległości matrycy od bagnetu – 16 mm. Efekty widać już dziś w postaci niedużych gabarytów pierwszego systemowego zooma – 24-70/4, choć dwie stałki f/1.8 – 35 mm i 50 mm są długaśne. Bardziej przypominają setki f/2 niż szkła szerokokątne / standardowe. Ale cóż, signum temporis. Matryce mają wyższe niż film wymagania jeśli chodzi o kierunek padania światła, a ich rozdzielczość też stanowi większe wyzwanie niż stawiały filmy. Obiektywy, zwłaszcza te jaśniejsze, urosły i trzeba się z tym pogodzić.

Źródło: Nikon
     Nikon przedstawił harmonogram premier swojej optyki Z do 2020 roku. Bogactwa tam nie widać, niemniej rzecz wygląda ciekawie. Cieszy spory zestaw stałek f/1.8 – to w odróżnieniu od Sony. Zupełny brak szkieł f/1.4, choć ma pojawić się 50/1.2. Dla odmiany planowane są aż dwa zoomy UWA. Za to propozycja w zakresie długich ogniskowych jest tylko jedna 70-200/2.8. Mam nadzieję, że ten zoom będzie stabilizowany, bo przy takich ogniskowych stabilizacja matrycy nie zapewni wysokiej skuteczności redukcji rozmazań obrazu.

Źródło: Nikon
     Rzecz jasna Nikon zaprezentował przejściówkę (FTZ adapter) pozwalającą używać z Nikonami Z7 i Z6 obiektywów z bagnetem F. Dodanie takiej przejściówki było oczywistością już przed premierą nowego systemu. Można było jedynie rozważać, czy pełną kompatybilność zapewniać ona będzie wyłącznie z obiektywami posiadającymi elektronicznie sterowaną przysłonę, czy może wyposażona będzie w mechaniczny jej popychacz. Konstruktorzy wykazali się litością dla posiadaczy także tej starszej optyki i popychacz jest. Śrubokrętowy napęd autofokusa? Nie, aż tak daleko nie poszli. Ale za to działa stabilizacja obrazu – co prawda nie pięcio- a tylko trzyosiowo, ale dobre i to. Gdy dołączony Nikkor F ma wbudowany VR, jego stabilizacja przejmuje od matrycy część zadań.

Źródło: Nikon
     Dużym zaskoczeniem okazał się użyty standardu kart pamięci. Niby XQD nie jest u Nikona żadną nowością, ale zawsze slotowi na te karty towarzyszył drugi na SD bądź CF, ewentualnie można było wybrać wersję aparatu z dwoma gniazdami XQD albo dwoma CF (Nikon D5). W Z7 i Z6 musi nam wystarczyć gniazdo XQD. Więcej kontrowersji niż sam standard pamięci wzbudza obecność tylko jednego gniazda. Przecież nie mamy do czynienia z oszczędnościowo zaprojektowanym sprzętem z niskiej półki, a aparatami kosztującymi 9000 zł / 16000 zł (Z6 / Z7). Bardzo dziwne ograniczenie.

Źródło: Nikon
     Natomiast co do XQD, to w powszechnej opinii rzecz została wymuszona przez Sony, będące – jak należy przypuszczać – dostawcą matryc Nikonów Z7 i Z6. "Damy wam te przetworniki, ale w sprzedaży wiązanej, razem z kartami. Będziecie sprzedawać nasze karty pod marką Nikona." Do tej hipotezy nie pasuje jednak pewien szczegół. Jedna z dwóch pojemności kart XQD, które Nikon zamierza sprzedawać od jesieni, to 120 GB. A takich nośników nie ma w ofercie Sony. Ma je za to drugi z producentów kart XQD, czyli Delkin. Sytuacja jest zresztą dynamiczna, gdyż jesienią mają pojawić się na rynku karty CFexpress będące niejako wersją rozwojową standardu XQD. Ich użycie będzie co prawda wymagało poprawek w oprogramowaniu aparatów, ale dochodzą informacje, że Nikon nie będzie się wzdragał przed ich wprowadzeniem. Jak na razie chęć zaprezentowania w najbliższych tygodniach kart CFE zgłosił właśnie Delkin oraz firma ProGrade będąca w pewnym stopniu spadkobiercą Lexara.

Źródło: Nikon
     Dotychczasowi użytkownicy, czy raczej testerzy, Nikonów Z7 i Z6 zupełnie nie narzekali na ich obsługę. A nikonowski ruchomy ekran bez przycisków po lewej stronie nieodmiennie i niemiło kojarzy mi się z APSowymi lustrzankami D5100 – D5600. Uważam że ten układ "zabija" wygodne sterowanie aparatem. Wcale nie dziwi mnie, że w D750 i D850 Nikon – by jednak pozostawić klawisze z boku – zrezygnował z pełnego, bocznego przegubu na rzecz górnego, a więc ekranu jedynie odchylanego góra / dół. Stąd układ elementów sterujących na tylnych ściankach Nikonów Z7 i Z6 przyjąłem z nieufnością. Jednak widać, że pod nawigatorem umieszczono więcej klawiszy niż w przypadku D5xxx, a wyżej dodano mikrojoystik do zmiany pól AF. Pewnie więc sterowanie aparatem da się sensownie ułożyć.
     Można by tylko zadać pytanie: skoro już po lewej nie ma przycisków, to dlaczego nie skorzystano z pełnego, bocznego przegubu? Odpowiedź otrzymamy gdy spojrzymy na lewy bok aparatu. Liczba obecnych tam gniazd gwarantuje, że hipotetyczny w pełni ruchomy ekran notorycznie gryzłby się z wystającymi stamtąd wtyczkami i kablami.

Źródło: Nikon
     Reszta ergonomii na oko prezentuje się nieźle. Nikon nie dążył do szczególnej miniaturyzacji aparatów. Na szerokości i wysokości liczy sobie po kilka milimetrów więcej niż Sony A7 w wersji RIII. W przypadku wysokości wyraźnie wynika to z większego garbu wizjera. Jednak już grubość "netto" korpusu jest w Nikonach na tyle mniejsza, że pomimo większego uchwytu i bardziej wystającego do tyłu okularu wizjera, całościowo Nikon okazuje się troszkę szczuplejszy.


     W sumie, po takiej wstępnej ocenie widzę, że Nikon nie zaszalał. I dobrze, zrobił dokładnie to czego po nim oczekiwałem, a co wyraziłem w swoim artykule z początku lipca. Nie było sensu, ani pewnie możliwości, stworzenia aparatu, który pokona Sony serii A7. Wystarczył rozsądnie prezentujący się produkt, który uspokoi Nikoniarzy, pokaże im perspektywy niewymagające zmiany barw klubowych.
     Na razie nie wiadomo jak dobrze Nikony Z7 i Z6 sprawują się w pracy. Wszystkie dostępne obecnie egzemplarze miały wgrane wczesne wersje firmware'u, więc nie można oceniać ani efektów zdjęciowych ani choćby pracy autofokusa. Cała reszta prezentuje się nieźle, poza tą pojedynczą kartą pamięci. Kolejne dwie kwestie, z powodu których trochę się krzywię, to niezbyt pojemny bufor oraz migawka elektroniczna, której zakres krótkich czasów kończy się tam gdzie szczelinowej, czyli na 1/8000 s. Myślę jednak, że powiększenie bufora i podciągnięcie migawki elektronicznej do 1/32000 s to poprawki możliwe do zrealizowania na szybko, może jeszcze przed wysłaniem do sklepów pierwszych partii aparatów. Zwłaszcza, że dziś Nikon zapowiedział opóźnienia w dostawach spowodowane (oczywiście!) niespodziewanie dużym zainteresowaniem Nikonami Z, szczególnie Z7. Żeby tylko owo opóźnienie pozostało w rozsądnych granicach, bo jeszcze małoobrazkowy bezlusterkowy Canon trafi do sklepów pierwszy. A jego premiera podobno już za tydzień!

5 komentarzy:

  1. Podejrzewam, ze tymi aparatmi Nikon bada rynek. To taka srednia pólka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Nie szaleje, wypuszcza aparaty na poziomie gwarantującym brak wpadek, a dopiero później będzie kombinował... tfu! rozwijał się.

      Usuń
  2. Ciekawe kto zrozumie do czego nawiązujesz tym "Znaczy, tak jak się umawialiśmy." :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Przy okazji jakiejś bardzo nieudanej premiery opublikuję artykuł zatytułowany "Hrabia zrobił pyf!" i dopiero wtedy (prawie) nikt nie skuma. W zapasie są jeszcze: "Chryste, znaczy cierpliwości!", "Znaczy co to znaczy?", "Dlaczego ta matryca ;-) taka duża? Bo na fabryce taką zrobili" oraz cytaty z cytatów: "Siadł i wstydził się!", "Jako ostatni wspiął się marynarz ogromnego wzrostu", "Dobrym żeglarzom życzy się silnych wiatrów."

      Usuń
  3. ilvenOstigji_Tucson Wewere Tucson Click here
    get
    diotrucuntab

    OdpowiedzUsuń