piątek, 10 sierpnia 2018

TEST: Superjasność po raz trzeci, czyli Olympus M.Zuiko Digital ED 45 mm f/1.2 Pro


     Przetestowałem już oba krótsze olympusowskie obiektywy M.Zuiko Pro o świetle f/1.2, teraz czas na portretówkę. Tamte wypadły świetnie, zakładam, że najdłuższa superjasna stałka nie będzie odstawała jakością od reszty rodziny. Na pierwszy rzut oka nie odstaje, jest wręcz identyczna.

     Jak już wspominałem w teście M.Zuiko 17 mm f/1.2, jak też w tym dotyczącym M.Zuiko 25 mm f/1.2, zewnętrznie te trzy obiektywy praktycznie się nie różnią. Sugerowałem wręcz, by posiadacze dwóch albo trzech z nich jakoś je pooznaczali, by się im nie myliły. Podtrzymuję swoje zdanie, gdyż raz pakując się na zdjęcia plenerowe, do torby zamiast "czterdziestkipiątki" przez pomyłkę zapakowałem "dwudziestkępiątkę". Całe szczęście zorientowałem się w porę. Z "siedemnastką" problem jest nieco mniejszy, gdyż w odróżnieniu od pozostałych ma profilowaną osłonę przeciwsłoneczną.

W teście obok M.Zuiko 45/1.2 wystąpił także jego kuzyn z rodziny Premium: 45 mm f/1.8.
     M.Zuiko 45 mm f/1.2 waży 410 g, liczy 8,5 cm długości, ma średnicę 70 mm, korzysta – jak i pozostałe dwa M.Zuiko f/1.2 – z filtrów o średnicy 62 mm. Obiektyw został oczywiście uszczelniony, a jego obudowa w znacznej części jest metalowa. Z plastiku wykonana jest osłona przeciwsłoneczna. Nie jest zbyt długa jak na optykę tele, by niepotrzebnie nie powiększać gabarytów obiektywu. 

     Dość szeroki, nieco za drobno żłobkowany pierścień ustawiania ostrości przesuwa się osiowo dla umożliwienia ręcznego ostrzenia na dwa sposoby. W pierwszym, przy pierścieniu przesuniętym w stronę aparatu, pracujemy jak klasycznym manualnym obiektywem. Widzimy skalę odległości z towarzyszącą jej skalą głębi ostrości, a na krańcach pierścień napotyka twarde opory. Właśnie w tym trybie wolałbym konkretniej moletowany pierścień, gdyż opór jego ruchu nie jest mały. Jednak w żadnym razie nie jest zbyt duży – ot, prawidłowo zaprojektowane klasyczne szkło. Na znacznie mniejszy opór natrafiamy gdy pierścień odsuniemy od aparatu. Tu, w trybie drugim, czujemy, że działa power focus. Brak też skali odległości. Żeby była jasność, w pierwszym z trybów ręcznego ogniskowania też pośredniczy silnik, ale jest to bardzo elegancko zamaskowane.


     Obiektyw został mocno napakowany szlachetnym szkłem. Wśród 14 soczewek znajdziemy 4 ze szkła o wysokim współczynniku załamania HR, jedną niskodyspersyjną ED i jedną asferyczną. Przysłona liczy 7 listków. Schemat po prawej dotyczy M.Zuiko 45 mm f/1.8. Łącząc oba schematy starałem się zachować proporcje wielkości obiektywów.

     Ustawianie ostrości oczywiście odbywa się wewnętrznie, czyli bez poruszania całego zespołu soczewek, a jedynie jednego z ich środkowych członów. Jeśli korzystamy z autofokusa, rzecz odbywa się szybciutko i oczywiście bezgłośnie. W teście "dwudziestkipiątki" zalecałem korzystanie z trybu C-AF dla zwiększenia pewności i szybkości ogniskowania. Natomiast z M.Zuiko 45 mm f/1.2 w trybie ciągłego autofokusa zyskujemy jedynie na prędkości. Testowany tu obiektyw w odróżnieniu od 25/1.2 w S-AF nie wykazuje tendencji do chwilowego błądzenia, typowego dla autofokusa "kontrastowego". Zaznaczę jednak, że tak sprawy się mają przy współpracy obiektywu z Olympusem E-M1 Mark II. W przypadku dołączenia do E-M5, czy też którejś z wersji Olympusa E-M10, autofokus może sprawować się inaczej.

     Minimalna odległość ogniskowania wynosi pół metra, przy której obejmujemy kadr mierzący na szerokości klatki trochę ponad 15 cm. Tak więc możemy się pożegnać z planami dotyczącymi fotografii makro. Choć myślę, że mało kto miał wobec tego obiektywu podobne zamiary.

Kilkucentymetrowy ślimaczek fotografowany z minimalnego dystansu ostrości.
Na większą skalę odwzorowania nie ma szans.

     Założenia ideologiczne konstruktorów były natomiast takie jak i w przypadku pozostałych M.Zuiko f/1.2: wysokiej jakości obraz już przy otwartej przysłonie, gładkie – oficjalnie: "pierzaste" – boke oraz szybki autofokus. Ostatni z tych punktów już zaliczony, zaraz zobaczycie co z dwoma pozostałymi. 

     Chciałbym jeszcze przedstawić konkurenta, czy może raczej towarzysza w teście. Podobnie jak w obu wcześniejszych artykułach, tak i tu testowanemu M.Zuiko Pro dodałem kuzyna z rodziny Premium. Nie podejrzewam, że to przypadek, lecz wszystkie trzy olympusowskie stałki f/1.2 mają tam swe odpowiedniki z maksymalnym otworem względnym f/1.8.
     Odpowiedniki malutkie, leciutkie, zgrabne i skromne. Nienapakowane szlachetnymi soczewkami, nieuszczelnione, ale powszechnie lubiane. Również ze względu na cenę. Nie zawsze bardzo atrakcyjną, jednak w pełni akceptowalną. W przypadku M.Zuiko Digital 45 mm f/1.8 wynoszącą ok. 1200 zł, czyli podobną jak w przypadku optyki 25/1.8. Jednak już M.Zuiko 17/1.8 kosztuje 2000 zł. To aktualne najniższe oficjalne ceny sklepowe. Oficjalne, bo często trafia się jakaś promocja, czy też cashback i olympusowskie szkła można kupić taniej. Ale puentą tych kilku ostatnich zdań jest cena M.Zuiko 45/1.2 Pro: 5500 zł. To dużo, ale tak właśnie Olympus wycenia swoje szkła f/1.2. Co ciekawe, cena ta praktycznie nie różni się od ceny sugerowanej przez polski odział firmy.
     Ale dość dygresji cenowej, kończę opis M.Zuiko 45 mm f/1.8. To maleństwo ma długość 4,5 cm, średnicę 5,5 cm, waży zaledwie 116 g i korzysta z filtrów o średnicy 37 mm. Wśród swych 9 soczewek ma dwie E-HR, czyli wykonane ze szkła o niskiej dyspersji i wysokim współczynniku załamania światła. Przysłona składa się z siedmiu listków. Minimalna odległość ogniskowania wynosi pół metra. Obudowa obiektywu jest w dużej mierze plastikowa i brak jej uszczelnień.

     Rozdzielczość obrazu obu szkieł M.Zuiko sprawdziłem najpierw w warunkach studyjnych, fotografując tablice testowe. Wyniki są świetne, a na określenie "znacznie więcej niż dobre" zasługuje jedynie zachowanie ciemniejszego obiektywu w rogu kadru. Model jaśniejszy startuje przy f/1.2 z poziomu 2800/2700 lph (środek/brzeg) i poprawia się systematycznie o 100 lph w obu tych obszarach podczas przymykania kolejno do f/1.4, f/2 i f/2.8. Osiąga wtedy 3100/3000 lph obowiązujące aż do f/5.6 włącznie. Dyfrakcja niby działa już przy f/8, ale nawet przy f/11 wyniki (2900/2800 lph) są lepsze niż dla otwartej przysłony. Dopiero użycie f/16 oznacza mocny spadek – 2500/2500 lph.
     Poniżej widać, że przy "prawdziwych" zdjęciach wykonywanych jaśniejszym M.Zuiko, wyniki z testu studyjnego w pełni się potwierdzają.

Kadr do testu szczegółowości obrazu M.Zuiko 45 mm f/1.2. Wycinki poniżej.

Środek kadru na dole, brzeg na górze. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

     Model Premium zaczyna niżej przy swoim otworze względnym f/1.8: 2800/2600 lph. Środek klatki "wstaje" szybko: 2900 lph przy f/2 i 3100 lph przy f/2.8. Brzeg wolniej, zostając w tyle za centrum kadru. 2700 lph pojawia się przy f/2.8, 2800 lph przy f/4 i to już jest koniec wspinaczki. Co nie znaczy, że wynik 3100/2800 lph, obowiązujący dla przysłon f/4-5.6 nie zasługuje na pochwałę. I podobnie jak w modelu Pro, przy f/8 pogorszenie rozdzielczości jest zaledwie symboliczne, f/11 oznacza 2900/2700 lph, czyli wynik nawet lepszy niż przy f/2, a dopiero przy f/16 jest źle.

Ponieważ M.Zuiko 45/1.2 z pewnością będzie używany także do filmowania,
sprawdziłem jak przy otwartej przysłonie daje sobie radę na nieco szerszej niż
standardowa matrycy Panasonica GH5s. Wycinki poniżej. 

Środek kadru po prawej, brzeg po lewej. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

     Tyle o ostrości obrazu. A co z nieostrościami M.Zuiko 45 mm f/1.2 Pro? Pięknie, dopóki fotografujemy przysłoną otwartą albo leciutko przymkniętą. Zapowiadane pierzaste boke króluje przy f/1.2, f/1.4, zazwyczaj także przy f/2. Jednak czasami przy takim przymknięciu oraz – już obowiązkowo – przy f/2.8, widzimy boke neutralne. Sporo zależy tu od ustawionego dystansu ostrości i odległości tła, ale dla f/4 nieostrości przeważnie wyglądają już trochę nerwowo. Wiadomo, że tego obiektywu najczęściej używa się z mocno otwartą przysłoną. Przyznam jednak, że liczyłem na wspaniałą plastykę nieostrości także dla f/4-5.6.

Ciasny portret, otwarta przysłona. Boke bardzo mi się podoba. 

Przysłona f/4. Boke już neutralne, niespokojna nieostrość listowia.

Dla mnie, największą zaletą pełnoklatkowych portretówek
85 mm f/1.4 jest możliwość skutecznego odcięcia od tła osoby
fotografowanej z odległości kilku metrów. W przypadku ciut
tylko jaśniejszego analogicznego szkła micro 4/3 na taki manewr
nie mamy szans. Ujęcie wybrane celowo spośród kilku
podobnych, pod kątem jak najpaskudniejszego tła.

Otwarta przysłona.

Kadr do porównania wyglądu nieostrości obu M.Zuiko 45 mm. Wycinki poniżej.

Od lewej: M.Zuiko Pro przy f/1.2, M.Zuiko Pro przy f/1.8, M.Zuiko Premium przy
otwartej przysłonie. Naprawdę nie ma on czego się wstydzić. Przy okazji: widać, że
jego kąt widzenia jest zauważalnie węższy niż w jaśniejszym modelu.

      Astygmatyzm, koma? Mało widoczne ich ślady – w obu szkłach rzecz jasna. Podobnie mają się sprawy z boczną aberracją chromatyczną. Nieco gorzej wygląda jej osiowa odmiana. Gorzej, ale tylko przy fotografowaniu na najmniejszych dostępnych dystansach ostrości. Już przy dystansach portretowych problem praktycznie nie występuje. W obu szkłach znika po przymknięciu przysłony do f/4, choć w modelu Pro praktycznie nie ma czego się już obawiać przy f/2.8. Aberracji sferycznej nie zauważyłem.
     Poniżej prezentuję wyłapane przypadki pojawienia się osiowej aberracji chromatycznej dla otwartej przysłony M.Zuiko 45 mm f/1.2. Czasem widać ją słabo, czasem bardzo wyraźnie. 

Wycinki poniżej.

Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

Wycinek poniżej.

Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

      Za to słabo widać dystorsję, w przypadku obu obiektywów poduszkowatą. W M.Zuiko Pro f/1.2 jest ona symboliczna, wręcz pomijalna, w Premium f/1.8 nieco silniejsza, już zauważalna, półprocentowa. Nietknięte RAWy wyglądają identycznie, gdyż w Olympusie uznano, że dystorsji nie warto korygować cyfrowo.

     Natomiast winietowania obiektywu Pro f/1.2 zdecydowanie nie można opisywać samymi superlatywami. Ściemnienie rogów klatki nie jest nawet silne, nie przekracza 1 EV, jednak ostro narasta w ich pobliżu i dlatego dobrze je widać. Samym przymykaniem przysłony likwidujemy je przy f/4. Można by pomyśleć, że korzystanie z cyfrowej korekcji winietowania jest bardzo wskazane, ale to nie takie proste. Spójrzcie na zestawienie zdjęć poniżej. Rząd górny wykonany został bez użycia korekcji, dolny z jej pomocą. A w nim dziwy: przy f/1.2 wszystko świetnie, ale przymykanie wręcz pogarsza sprawę. Dopiero dla f/4 ściemnienie rogów kadru zanika, ale tu przecież już nie potrzeba łaski korekcji winietowania. Coś Olympus nie dopracował tego działu cyfrowego wspomagania obiektywu.

Górny rząd bez korekcji winietowania, dolny z włączoną.

      Ciemniejszy M.Zuiko 45 mm wypada tu znacznie lepiej. Winietowanie niby też jest ostre, ale dla otwartej przysłony ledwie przekracza 1/3 EV. Tak więc poza przypadkiem złośliwych zdjęć testowych małe są szanse by je zobaczyć. Jeśli jednak chcemy mieć stuprocentową pewność, że go nie dostrzeżemy, skorzystajmy z przysłony f/2.8 lub mniejszej. Korekcja winietowania pomaga, choć ciekawe, że jej twórcy nie zdecydowali się na pełną likwidację ściemnienia rogów już dla f/1.8, choć z pewnością nie stanowiłoby to żadnego problemu. Poniżej prezentuję zdjęcia bez korekcji.


      Jeszcze kilka uwag eksploatacyjnych. Fotografowanie pełną dziurą w słonecznym plenerze oznacza konieczność korzystania z elektronicznej migawki. W takich warunkach 1/8000 s Olympusa E-M1 II zdecydowanie nie wystarczała, a czasy krótsze niż 1/16000 były na porządku dziennym. Z drugiej strony, gdy planujemy zdjęcia w słabym świetle, nie liczmy na duży zysk na jasności w porównaniu z 45/1.8. Teoretycznie różni je 1,2 EV. Jednak wykonane przeze mnie pomiary wykazały, że w rzeczywistości ta przewaga topnieje o połowę, do 0,6 EV. Widać, że M.Zuiko 45/1.2 Pro nie może pochwalić się wysoką transmisją światła.
     Pewnego rodzaju rekompensatą jest jego przewaga w konkurencji skuteczności stabilizacji obrazu. Nie, nie stabilizacji optycznej wbudowanej w niego – takiej oczywiście brak. Jednak tak jak i w przypadku poprzednich testów optyki M.Zuiko Pro f/1.2, tak i tu sprawdziłem jakie efekty daje stabilizacja matrycy Olympusa E-M1 II. Wyszło, że bardzo podobne jak w pozostałych obiektywach tej serii, skuteczność stabilizacji wynosi 4 działki czasu. Wynik dobry, choć nie rewelacyjny. Jednocześnie, tak jak i dla dwóch testowanych wcześniej stałek f/1.8, tak i "czterdziestkapiątka" Premium stabilizowana jest o pół działki gorzej niż Pro.

Testowane portretówki odmiennie zachowują się przy zdjęciach pod ostre światło.
M.Zuiko Pro (po lewej) wspaniale trzyma kontrast, ale tworzy pojedynczy, malutki
blik. Z kolei model Premium blików nie produkuje, ale poświata wokół źródła światła
prezentuje się mało elegancko. To zdjęcia wykonane przy otwartych przysłonach obu
obiektywów. Przymykanie trochę zmienia. Na zdjęciach z jaśniejszego M.Zuiko
pojawiają się kolejne, choć tym razem słabo widoczne bliki. Natomiast ciemniejszy
obiektyw dość szybko zaczyna tworzyć promienie od źródła światła, a kontrast obrazu
wcale nie rośnie.

     I jeszcze dwie ważne informacje uzupełniające, jedna zła, druga dobra. Po pierwsze bardzo zalecam korzystanie ze stabilizacji, szczególnie przy fotografowaniu jaśniejszym M.Zuiko 45 mm. Może to moje indywidualne, niepowtarzalne drgania, jednak z wyłączoną stabilizacją nie uzyskiwałem nawet połowy nieporuszonych zdjęć dla 1/100 s, czyli czasu bezpiecznego według "zasady odwrotności ogniskowej". Dobra wiadomość jest taka, że gdy stabilizację włączymy, możemy z czasami naświetlania wyjechać daleko poza wspomnianą zasadę. Podczas testu, przy korzystaniu z obu obiektywów, dla 1/6 s uzyskiwałem aż połowę zupełnie nieporuszonych ujęć. Bardzo dobry wynik!

     Na koniec kilkanaście zdjęć plenerowych z M.Zuiko 45 mm f/1.2. Są to JPEGi prosto z aparatu, wykonane przy czułości ISO 200 oraz – w znacznej większości – przy otwartej przysłonie. Odstępstwa od tych reguł podaję w podpisach.



Wysokie światła ściemnione w RAWie.



Minimalny dystans ostrości.

Przysłona f/4. 



Kadr przycięty z dołu.

Korekcja ekspozycji -0,7 EV. 

Światła i cienie wyciągnięte RAWem.



Korekcja ekspozycji +0,7 EV. Lekko przykadrowane z dołu i z prawej.

Przysłona f/4.

Przysłona f/8.

      Tak właśnie prezentuje się ostatni z Jasnej Trójcy szkieł Olympusa. Przyznaję, że właśnie on chyba najbardziej przypadł mi do gustu. To z powodu rozdzielczości zdjęć, braku istotnych wad obrazu i zalet współpracy ze stabilizacją Olympusa E-M1 II. Dodać jednak muszę, że współpracy bardzo pożądanej. Co mi się nie spodobało? Standardowo, cena. Trochę też żałuję, że boke nie utrzymuje swego charakteru przy otworach przysłony mniejszych niż f/2.8. Jednak więcej nie bardzo mam się do czego przyczepić. To świetny obiektyw, polecam!
 
Podoba mi się:
+ rozdzielczość zdjęć
+ brak istotnych wad obrazu
+ nieostrości przy mocno otwartej przysłonie

Nie podoba mi się:
- cena
- nerwowe nieostrości już przy niezbyt silnym przymknięciu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz